Wszystkie prawa zastrzeżone.
SEZON 2019/2020
Teatr Osterwy
NAD NIEMNEM. OBRAZY Z CZASÓW POZYTYWIZMU
Lubelskie Nad Niemnem jest przedstawieniem olśniewającym wizualnie, i - jak to w Lublinie bywa - znakomicie zagranym.
Tym razem z największym zachwytem patrzyłem na Edytę Ostojak, która zagrała Emilię, może nawet ździebko przerysowując swoją postać, ale te kpinki były zabawne i czułe. Ciekawą i trudną rolę zagrała Justyna Janowska, której Justyna jest nieco wsobną, zagubioną, całkiem współczesną dziewczyną, jakby żywcem przeniesioną w tamte czasy i realia, ten ryzykowny zabieg udał się zupełnie. Justyna nie powtórzy błędów ciotki, (świetna Marta Ledwoń w roli Marty) popełni mezalians i wyjdzie za Jana, bo po prostu się w nim zakocha. Idźmyż za głosem serca – apeluje Orzeszkowa, a reżyser wydaje się do tego apelu z zaangażowaniem włączać.
Twórcy z pewnym takim pietyzmem przyglądają się historii mieszkańców dworu i wsi, jako się rzekło - z bohaterów cichutko sobie dworują, zwróćmy uwagę na zwiewne i zabawne odniesienia do filmu,
A nawet – może wcale.
Teatr WARSawy
INCOGNITO
Nick Payne
reż. Kamila Straszyńska
premiera 26 czerwca 2020
Incognito jest opowieścią o trzech światach, w kilkanaście ról płynnie przechodzących w kolejne - wciela się czworo aktorów, opowiadając nam o doktorze Harveyu, który badał mózg Einsteina, o – Henrym Molaisonie, który stracił pamięć krótkotrwałą, wreszcie – o neuropsycholożce Marcie, która próbuje zrozumieć działanie SWOJEGO mózgu. Rzecz - najprościej mówiąc – właśnie o tym kilogramowym mniej więcej organie ciała, który zupełnie niezależnie od nas zawsze poszukuje sensu i łączy ze sobą fakty, a w każdym razie – stara się. O tym, że mózg jest mającą jednak ograniczoną pojemność przechowalnią wspomnień, i o tym, że niekiedy nie umie (a czasem nie chce) przyswajać i przetwarzać
nowych informacji, zatem o tym, czym tak naprawdę jest „pamiętanie”.
Kilka scen zostało mi w pamięci, ale nie będę ukrywał, że w całości ten tekst mnie jednak znużył, nie miałem wielkiej radości budowania sensów z tych porozrzucanych przez Payne’a klocków.
Och-Teatr
OSZUŚCI
Michael Jacobs
reż. Jan Englert
premiera 22 czerwca 2020Jeśli będziecie się zastanawiać, skąd wziął się na ochowej scenie tak szlachetny, poczciwy i uroczo staromodny tekst, to informuję, że z 1978 roku.
Dwa małżeństwa i dwoje ich dorosłych dzieci. Starsi – mówiąc w skrócie – przeżywają rozmaite małżeńskie kryzysy, młodsi – zastanawiają się nad ślubem. Pogmatwanie całości jest niezbyt wyzywające intelektualnie – małżonkowie zdradzają się ze sobą, nie mając świadomości, że właściwie są spowinowaceni - można zdradzić bez szkody dla spektaklu, gdyż wiadomo to od początku. Cóż, rzecz jest istotnie pogodna, ale rozśmieszyła mnie niezbyt mocno bo na miejscu bohaterów - odchowawszy dzieci - dawno bym się rozwiódł, co uczyniłoby mnie dużo szczęśliwszym.
Teatr Horzycy
KARIERA NIKODEMA DYZMY
Piotr Rowicki na podstawie T.
Dołęgi – Mostowicza
reż. Piotr Ratajczak
premiera 19 czerwca 2020
Gratulacje należą się twórcom nie tylko za brawurowy spektakl, ale i za samą odwagę podjęcia tej rękawicy, trudno przecież wyobrazić sobie w naszej kulturze, żeby Dyzma miał inną twarz niż Romana Wilhelmiego, gdy tymczasem Arkadiusz Walesiak w tytułowej roli na deskach Horzycy jest po prostu świetny. Nie ma jednak w tym spektaklu ani dyskusji z filmem ani jednoznacznych doń odniesień, przyjemnie i pouczająco można sobie zatem po obejrzeniu przedstawienia serial Rybkowskiego odświeżyć, swoją drogą – co za obsada…
„Dziejstwa” jest moc, scen kilkadziesiąt, mogę sobie tylko wyobrazić co się dzieje za kulisami, kiedy aktorzy miewają dosłownie sekundy na zmianę kostiumu, ale – pięknie dają radę. Świetna jak zawsze choreografia Arkadiusza Buszko i kilka naprawdę cudownie zabawnych scen, moją zdecydowanie ulubioną jest qui-pro-quo z ministrem w saunie.
I TAK NIKT MI NIE UWIERZY
Jolanta Janiczak
reż. Wiktor Rubin
premiera 19 czerwca 2020Postać i ponura historia Barbary jest w gnieźnieńskim spektaklu pretekstem do snucia całkiem współczesnej opowieści o tym, że to zawsze silniejsi określają narrację, że ich opowieści są obowiązujące, a te pochodzące od słabszych - są ośmieszane, postponowane, niewiarygodne; także o tym, że przemoc ma naturalną skłonność do eskalacji, i że - cóż, to już komentarz wybitnie współczesny - kobietom od zawsze odmawiało w mniej lub bardziej zawoalowany sposób prawa do posiadania ciała czy życia według własnej moralności.
Historia Barbary Zdunk, ostatniej europejki spalonej na stosie, była na tyle okrutna, że – właśnie – trudna do uwierzenia. I istotnie – nie mówiła, co ją spotkało, bo i „tak nikt jej nie uwierzył”. Nie będę może pisał, przez jakie kaźnie przechodziła, bo trochę nie o to chodzi i trochę ową przemocą twórcy epatują, odniosłem wrażenie, że dosłowność w tym metaforycznym jednak spektaklu nie dodawała, ale zabierała.
Teatr Druga Strefa
OGRODZENIE
Vladimir Zujev
reż. Sylwester Biraga
prem. 15 czerwca 2020
Wchodzimy na widownię z obu stron otaczającą scenę, a ta – została podzielona taśmą. Czyżby wymóg epidemiczny? Myśl wcale nie aż tak niemądra jak się później okaże, od TYCH tropów przez najbliższy czas nie uciekniemy, ale zdecydowanie nie jest to spektakl o epidemii. Mamy oto tytułowe ogrodzenie, jeden z bohaterów chce przez zamknięty teren przejść - jak robił to zawsze od lat, ale - teraz nie można, zamknięte, pilnuje ochroniarz, którego nasz bohater swoją dociekliwością powoli wyprowadza z równowagi… Cóż takiego znajduje się za tymże ogrodzeniem? I dlaczego trzeba go właściwie za wszelką cenę pilnować?
FEDRA
Jean Racine
reż. Grzegorz Wiśniewski
premiera 6 kwietnia 2020
Znów zastanawiałem się, ile może kosztować aktorkę taka rola. Nawet nie sama kreacja, pewnie wizja reżysera w połączeniu z talentem, warsztatem, ciekawością i odwagą aktorki wymagają jedynie czasu dla osiągnięcia pożądanego celu artystycznego; raczej interesuje mnie jak się z tamtych światów wraca. W wypadku Fedry (i wielkiej roli Katarzyny Figury) – z niemożliwego do zniesienia upokorzenia, szczególnie dla łamiącej tabu kobiety, która przyznaje się do zabronionej miłości, co można byłoby jeszcze wybaczyć, ale i to erotycznej fascynacji swoim pasierbem. I to ludzkie, choć przecież niewypowiadalne. Najbardziej bowiem poruszającą scenę tego przedstawienia widzieliśmy, gdy Fedra dowiedziala się, że Hipolit jednak ma jakieś serce i umie je oddać, niestety innej. Jak zareaguje odrzucona – kobieta? I gdzie będą tej zemsty granice?
A zatem – jak się z tamtych światów wraca? Po kurtynie, oklaskach, zmyciu makijażu w garderobie, tak po prostu wsiada się w auto, wraca do domu, zagniata kluski na kolację, potem siada w fotelu ze Zwierciadłem i drinkiem w ręku? Tak po prostu zostawia tę Fedrę, tę Charlottę za drzwiami teatru i już? A jutro znów? I pojutrze też? Ja bym zwariował albo się rozpił.
Aktorzy towarzyszący Katarzynie Figurze 350-letni tekst grali tak, jakby był napisany wczoraj (fantastyczne notabene tłumaczenie Antoniego Libery), ta umiętność nazywa się warsztatem, świetny Jakub Nosiadek w niełatwej przecież roli pasierba i rewelacyjna Katarzyna Dałek, której scenę wokalizy nagraną na mojej nowej nagrywarce odtwarzam sobie co chwilę, z zachwytem.
Fedra, Mewa, Sonata Jesienna - nie mam wątpliwości - ten rok należał do Grzegorza Wiśniewskiego.
Teatr Dramatyczny w Warszawie
BOŻA KRÓWKA
Ewa Mikuła
reż. Sławomir Narlochpremiera 7 marca 2020
Zdecydowanie dla tych, co bliżej Łagiewnik niż Torunia, pewnie i jedni i drudzy wiedzą, że ksiądz też (tylko) człowiek, choć - może co innego mając na myśli. Mamy oto młodego kapłana (bardzo dobry Maciej Zuchowicz), którego poznajemy podczas spowiadania swoich owieczek. Pierwszą z nich jest chłopiec, który dopiero co przyjął Pierwszą Komunię Św. i który jakoś nie może wygenerować swoich grzechów, mimo księżych podpowiedzi. Jaką rolę w tym sakramencie odegra tytułowa boża krówka? Spowiada się też kobieta, o pięknym umyśle powiedzmy, i miejscowy chłopak, trochę łobuz, mający pewnego rodzaju problem ze swoim rówieśnikiem w sutannie. Po co zostałeś księdzem - pyta? Bo tak! – krzyczy ksiądz i chłopaki po jednym głębszym się tłuką.
Uroczy i mądry spektakl o tym, ile jest siły i mocy w tym „Bo tak!’, o tym - dlaczego nie wolno zabijać bożych krówek, czym jest tak naprawdę grzech i – uhm – dlaczego bez względu na to, co tym sądzimy, Pan Bóg nas kocha? Plus znakomita muzyka Jakuba Gawlika, także w roli Wspomnianego.
Teatr Collegium Nobilium
HYMNY
Natalia Fiedorczuk
reż. Anna Smolarpremiera 6 marca 2020
Mamy oto studentkę, która rodzi dziecko. Młoda mama chce jednak – w miarę możliwości – brać normalny udział w próbach, bez taryfy ulgowej uczestniczyć w przygotowaniu spektaklu, nie chce się z powodu córki znaleźć na marginesie, wypaść, zostać pominięta. Niby sytuacja oczywista – dlaczego miałaby, a jednak…
Anna Smolar porusza się w tym spektaklu na bardzo cienkiej granicy. Czy to jest jeszcze teatr? Przecież obserwujemy na scenie właśnie studiującą mamę, w spektaklu występuje też - istotnie słodki Bąbelek - jej córka, Stefania (dziękowałbym Bogu za tak koncyliacyjne dziecko). Nie wiemy jednak, czy prawdziwa grupa naszej młodej mamy reaguje właśnie tak, jak widzieliśmy na scenie. Czy faktycznie WAŻNIEJSZE jest dziecko i dobrostan psychiczny matki – czy też – z poniesieniem pewnie jakichś kosztów i z pójściem na kompromisy – jednak projekt, w tym wypadku spektakl przez nich przygotowywany. I - czy w ogóle wolno takie pytania stawiać?
To znakomite przedstawienie (i rewelacyjny spektakl dyplomowy jednocześnie) z pewnością trochę inaczej oglądają dziewczyny, widziałem autentyczne poruszenie tej części widowni, słyszałem komentarze widzek w różnym wieku, nie dziwne, dawno nie było (nie tylko na tych deskach) tak poruszającego spektaklu, a jednocześnie tak „normalnego”, ludzkiego, zwykłego.
To jest straszny pech z tym wirusem, TCN powinno to grać bez przerwy, a tymczasem…
Och-Teatr
LILY
Jack Popplewell
reż. Krystyna Jandapremiera 23 lutego 2020
Przyznam się ze wstydem, że już pod koniec śledzenie istotnie skomplikowanej sieci zależności, które doprowadziły do jakby podwójnej zbrodni, nieco mnie zdezorientowało. Nie zdradzę jednak kto zabił, choć w recenzji sztuki kryminalnej byłoby to olśniewającym pomysłem, szczególnie moment po premierze. Pomyślę o tym jak trafię na coś złego.
Lily tymczasem jest spektaklem uroczym, zwiewnym, dowcipnym, niekiedy ten dowcip wychodzi poza ramy brytyjskości z klas wyższych, ale nawet mimo pewnej takiej proletariackości – bawi do łez. A może właśnie dlatego… Krystyna Janda w swoim żywiole, znów w roli mającej problem z alkoholem nieznośnej sprzątaczki Lily, która – choć nieco upierdliwa (excuse le mot) okazuje się - ze swoim chłopskim rozumem i kobiecą logiką - niecenioną pomocą przy rozwiązaniu niełatwej przecież zagadki, trudność jej polega – i to napisać mogę – na niespodziewanym zniknięciu zwłok.
To jest teatr lekki, łatwy, przyjemny i - dobrze zagrany, nie rości sobie żadnych pretensji, poza tym, żeby widzowie przyszli i przez dwie godziny dobrze się bawili.
No i dobrze.
Teatr Jaracza w Łodzi
DZIECI WIDZĄ DUCHY
Mariusz Grzegorzek
reż. Mariusz Grzegorzek
premiera 22 lutego 2020
O tym jak zostaliśmy ulepieni przez rodziców, o cudzie i przekleństwie pamięci, o tym, że każde czułe i każde przykre słowo tkwi w nas, świadomie, nieświadomie, wkodowane w chłonne niczym gąbka umysły - zostaje na zawsze. Wspomnienia aktorów z czasów ich pacholęctwa są pełne czułości i nostalgii, jest w tych historiach co prawda skaza lęku przed dorosłością, ale przede wszystkim nadzieja, że owa dorosłość będzie dobra, łaskawa, że wszystko się ułoży. Że nie będzie tak krwawo i okrutnie jak w baśniach, będących zresztą jednym z bohaterów tego przedstawienia. Nie chcę spojlerować, ale sceny zjedzenia Mateusza Więcławka (w formie gulaszu) przez Mikołaja Chroboczka odzobaczyć się nie da.
Dzieci widzą duchy – podobnie jak zrealizowane w patchworkowej poetyce dyplomy prof. Grzegorzka w PWSFTviT - powstał jednak nie po to, żeby opowiedzieć jakąś historię, ale - żeby przekazać widzom emocje, energię, radość grania i śpiewania, po prostu - bycia w tym miejscu i w tym czasie, niepowtarzalności chwili. I istotnie – przekazuje, choć muszę przyznać, że nie wszystkie odniesienia zrozumiałem, szczególnie bliżej finału. No ale ja już duchów nie widuję, ci, co widują – pewnie bazę skumają. (ciekawe, czy to już archaizm?)
KUPIEC WENECKI
William Szekspir
reż. Szymon Kaczmarek
premiera 16 lutego 2020
Szekspir na współcześnie.
Takie zdanie na początku recenzji może wywołać podejrzliwość, szczególnie wśród konserwatystów. niesłusznie, przysłówka nie wziąłem w cudzysłów, w tym szaleństwie jest metoda, zresztą wcale nie odkrywcza – to po prostu opowieść Szekspirem o naszej współczesności. Wątki antysemickie, o których się mówi w kontekście Kupca (czytam, że japoński przekład tejże komedii spowodował w tamtejszym społeczeństwie wzrost nastrojów antyżydowskich, mimo że nie było tam Żydów, ciekawe) są w słupskim przedstawieniu właściwie nieistotne, Shylock jest po prostu obcym i jako ten inny próbuje dochodzić swoich praw. Kodeksy są jednakie i dla niego i dla Antonia, prawda, istotne jednak, kto te kodeksy czyta...
Scenę w sądzie ogląda się z niedowierzaniem, wydaje się, jakby została napisana kilka tygodni temu przez nieżyczliwego palestrze publicystę, zaś już mistrzostwem świata jest rola mecenasa czyli Porcji, jakbym widział w tej postaci kilka osób, których Szekspir nie mógł przecież znać. Pyta więc mecenas w sądzie, broniąc Antonia – czym byłaby Wenecja bez jej praw i ścisłego ich egzekwowania? I owszem – nie odnajduje przesłanek do wstrzymania egzekucji, i Shylock może wyciąć funt ciała Antonia, ale jest w prawie warunek - bez uronienia kropli krwi. Im dalej w te kodeksy, tym bardziej Żyd pogrążony, choć to jemu długu nie oddano, choć ma czarno na białym weksel podpisany...
To wciągające niczym kryminał, poruszające jak rasowy dramat sądowy, znakomicie zagrane przedstawienie, świetny Igor Chmielnik w roli Shylocka, zasłużenie wielokrotnie nagradzana za rolę Porcji Monika Janik, bardzo dobry Bassanio Wojciecha Marcinkowskiego, i jeśli mialbym się do czegoś „przyczepić” - tu cudzysłów na swoim miejscu – to ździebko niezrozumiałe wydały mi się aluzje co nieplatonicznego charakteru przyjażni Antonia i Bassania, chyba niewiele z tego faktu wynikało, albo zgoła nic.
Chociaż, gdyby się tak dłużej zastanowić...
Teatr Dramatyczny w Warszawie
PROTEST
Vaclav Havel
reż. Aldona Figura
premiera 15 lutego 2020
Czechy, lata 70-te, knedlikowy komunizm, mała stabilizacja i – w tym świecie Ferdynand (świetny Robert Majewski), dramaturg, dysydent, który musi zarabiać na życie ciężką fizyczną pracą w browarze. Pojawia się jednak promyk nadziei, może awansować na atrakcyjne stanowisko magazyniera, jaka będzie cena tego awansu? Czy ta cena dla niego i Browarnika (fantastyczny Janusz R. Nowicki) będzie liczona w tej samej walucie? Zjawia się Ferdynand u swoich przyjaciół, dobrze żyjącego z reżimem małżeństwem, koniaczek, pogawędki, do któregoś momentu jest nawet dość miło, a potem? Jak śmiesz nie być taki jak my? – w histerii zadają to pytanie Wiera i Michał (dobre role Anny Gorajskiej i Sławomira Grzymkowskiego). I trzecia jednoaktówka, „Protest”, Staniek (Łukasz Lewandowski) ma mały kłopot natury rodzinnej, z którym się zwraca do Ferdynanda. Wystarczy otworzyć teczkę, wyjąć odpowiedni dokument i - problem rozwiązany. Czyżby?
Teatr Narodowy
WOYZECK
Georg Büchner
reż. Piotr Cieplak
premiera 15 lutego 2020
Scena halucynacji była tak nieprawdopodobna, że nie mam pewności czy doktor aby na pewno niczego więcej nie dodawał do stricte strączkowej diety Woyzecka… Czy naprawdę groch – pośrednio a może bezpośrednio - doprowadził naszego bohatera do zabójstwa Marii? A jej wiarołomstwo – można wybaczyć czy nie? A od przeznaczenia można uciec czy też – nic się nie da zrobić i należy mu się podporządkować? I co to WSZYSTKO ma wspólnego z łopianowym lasem i z NIE zakończeniem życia na srebrnym półmisku?
Choć to piękny i wspaniale zagrany spektakl – uprzedzam, że nie dla każdego. Jeśli bowiem nie ma w waszym życiu miejsca na choćby gram pewnej takiej melancholii, jeśli wyrośliście już z baśni albo nigdy nie były wam potrzebne, nie macie radości w stąpaniu między jawą a snem, darujcie sobie, nie tu i nie to. O czym jest zatem to przedstawienie? Zwracam uwagę na rozpoczynającą przedstawienie kluczową scenę – mamy oto próbę czytaną, czy też próbę mikrofonu, z efektów której reżyser nie jest zadowolony, więc aktorzy ją poprawiają. Ta scena jakoś ucieka, bo i grana jest przy zapalonych jeszcze na widowni światłach i robi wrażenie jakiejś wprawki, tymczasem, gdy sobie przypomniałem o niej już po kurtynie, po oklaskach, ten oniryczny świat zdumiewająco matematycznie mi się uporządkował.
BALLADYNA
Juliusz Słowacki
reż. Paweł Świątek
premiera 7 lutego 2020
Trochę od końca zacznę – Balladyny szlag na końcu nie trafia. Może dlatego, że wiemy, że tak się stanie, a może dlatego, że – choć bardzo byśmy chcieli, żeby zapłaciła za swoje przewiny, to jednak przecież rządzący prawie nigdy nie ponoszą konsekwencji ani swoich win ani zaniedbań. Ktoś poniósł? No dobrze, dawno temu w Rumunii, ale to jednak wyjątek. Mogą więc rządzić jak im się podoba, spokojnie z pogodą patrząc w przyszłość, bez strachu przed konsekwencjami. Pustelnik, czyli Popiel – choć pozbawiony władzy, ma się przecież nie najgorzej pędząc dni w kinie i zajadając się popcornem… Dostaje się też Goplanie, wszak i ona jest panią na swoich włościach, mściwa, pamiętliwa i kapryśna, do tego flejta, Gopło prawie wyschnięte i śmieciem oraz betonem zakwitłe. Tak jakby najbardziej była zajęta nie - rządzeniem, a karmieniem swoich mediów społecznościowych. Chociaż czy tylko „tak jakby”? Skierkę i Chochlika i samą królową jakbyśmy skądś znali, prawda? (cudowne role Dominiki Bednarczyk, Karoliny Kazoń i Natalii Strzeleckiej).
To gorzkie przedstawienie, ale oglądałem je z zachwytem, mamy bowiem napisaną przez Słowackiego (i wierną oryginałowi, z nieznacznymi skrótami) rzecz o… pozbawionych mózgu celebrytach, o mściwych i żądnych krwi nieudacznikach, bawiących się w politykę, czy - o zachłannych prostakach, którzy uważają się za elitę.
Słowacki naprawdę wielkim poetą był!
Teatr Dramatyczny w Warszawie
CZŁOWIEK Z LA MANCHY
D. Wasserman, M. Leigh, J. Darion
reż. Anna Wieczur-Bluszcz
premiera 31 stycznia 2020
Jaki byłby świat bez nawiedzonych rycerzy? Może i nieco lepiej zorganizowany, ale z pewnością nudniejszy, ten spektakl jest na to najlepszym dowodem. Zagrane – w sensie i muzycznym i dramatycznym – znakomicie, było widać i słychać entuzjazm, talent i ciężką pracę całego zespołu. W efekcie otrzymaliśmy znaną przecież wszystkim, a i tak wciągającą baśń o rycerzu smętnego oblicza, o jego rozbrykanym giermku, i o kocmołuchu, któremu nadał szlachetne imię, gdyż się w niej zakochał i prawem miłości – zobaczył w niej zgoła kogoś innego niż tylko pospolitą dziewkę. Stareńka ta opowieść i pokryta patyną, tak współczesna jednak - o sile marzeń, o cenie, jaką za marzenia trzeba płacić i o tym, kto tak naprawdę szalony, a kto – normalny.
W ogóle brawa dla całego zespołu, aktorskiego i muzycznego (kierownictwo muzyczne Adama Sztaby) oraz – last but not least – dla akustyków, dawno bowiem nie słyszałem tak znakomicie nagłośnionego spektaklu muzycznego, w którym i każde słowo i każda nuta były zrozumiale i słyszalne.
Obecność obowiązkowa.
Romo i Syreno, miejcie się na baczności!
Teatr Polski w Warszawie
ONI
Stanisław Ignacy Witkiewicz
reż. Piotr Ratajczakpremiera 29 stycznia 2020
Przestroga. Przed czym czy przed kim? Oczywiście, przed Onymi. Ale czy tylko, i - kim są dziś Oni?
Ergo, czy spektakl Piotra Ratajczaka to bieżąca publicystyka polityczna czy raczej próba zastanowienia się, gdzie my wszyscy się znaleźliśmy - my widzowie, my teatr, my twórcy? Czy też - to wizja takiego teatru (sztuki – szerzej) w niedalekiej już przyszłości, w której nie będzie miejsca na to, co indywidualne? Wszystko się bowiem zautomatyzuje, ujednolici, to, co osobne, będzie zwalczane albo i samo umrze?
Samo wystawienie Witkacego dziś jest odważne, to nie jest teatr „do podobania się”, wychodzi się po tych 70 minutach jednak z uczuciem pewnego wyczerpania, jak to u Witkacego bywa – trzeba chcieć wejść w ten jego świat, mam wrażenie, że mało komu na widowni się to udało, bądź – mało kto chciał, albo też – mało kto był gotowy. Może to też kwestia instynktu samozachowawczego, tak najzwyczajniej w świecie? No może.
Pana Tomasza proszę o wybaczenie, ten deficyt wyłącznie we mnie, bowiem na scenie zamiast Bałandaszka ciągle widziałem Zdzisia, a najlepszą rolę w tym spektaklu, Tefuana rzygającego współczesnym teatrem, zagrał Adam Cywka.
Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu
ŻEGLARZ
Jerzy Szaniawski
reż. Wojtek Rodakpremiera 28 lutego 2020
Z pewnością spektakl debiutującego na profesjonalnej scenie Wojtka Rodaka nie jest pomnikiem wystawionym Patronowi. Ale nie jest też kpiną z tego zdumiewająco współczesnego tekstu (bo przecież można było IM przywalić, że hej), może zatem - trochę żartem? A może – Żeglarz jest szlachetnym - bo wszak klasycznym - pretekstem do zabawy teatrem, do przypomnienia widzowi, żeby czytał sobie Szaniawskiego jak chce, oby tylko czytał, że można i o mitach, o ich sile i potrzebie polityczno-społecznej, ale - i np. o pomysłowych gadżetach teatralnych, w tym - miodzie z własnej dachowej pasieki. Można!
Było w tym przedstawieniu coś uroczo bezczelnego, co prawda nie wszystko zrozumiałem, np. nie wiadomo, jaką rolę grają olśniewające zresztą kostiumy Marty Szypulskiej i dlaczego właśnie takie są; trudno również zgadnąć, dlaczego na początku aktorzy manierycznie się w swoich kwestiach zająkują, a następnie im to przechodzi, także improwizowana scena rozmowy przez telefon była w tym wystawieniu mało adekwatna, choć aktorka poradziła sobie z nią znakomicie, było to zabawne. Pewnie coś tam jeszcze bym znalazł, ale czepiać się nie będę, gdyż spektakl odnajduję zupełnie udanym, i – summa summarum - utwór ów dał mi zadowolenie artystyczne, że zacytuję A. Słonimskiego.
Kasa w Szaniawskim jest czynna – wystawcie sobie – od 7.30 i oferuje specjalne zniżki tym widzom, którzy zjawią się tuż po jej otwarciu. Pomysł tyleż olśniewający co bezkompromisowy. Zresztą, nawet pełne bilety kosztują tu 35 złotych, a w Narodowym dla porównania - 140, ale tego wątku o Dwóch Teatrach (uhm) rozwijać teraz nie będę.
PS. W słowie po spektaklu Dyrekcja zaanonsowała, że w marcu pokaże Ptaka.
Czekam zaintrygowany.
Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
FANNY I ALEKSANDER
Ingmar Bergman
reż. Łukasz Kospremiera 28 lutego 2020
Spektakliszcze, 4 h. Ale – jak to się ogląda!
No dobrze, może pierwszy akt trochę się ciągnął, obserwowanie szczęśliwego życia Ekdahlów mogło trochę nużyć, ale… musiało tak być właśnie po to, żeby akt drugi tak poruszał, żeby z fascynacją i wściekłością przyglądać się poczynaniom zła wcielonego, znaczy biskupa Vergerusa, rewelacyjna rola Pawła Palcata. Poza tym ciąć niespecjalnie można, gdyż Bergman był bardzo przywiązany do swojej twórczości, więc – albo w całości, albo – wcale.
W którymś momencie pomyślałem, że przesłanie tego przedstawienia jest JAKBY konserwatywne (i pewnie także dlatego nie mogłoby ono powstać w Warszawie), rzecz bowiem – owszem – o tym, że nie ma życia bez teatru, że życie to teatr, i teatrem jest świat itd., ale przede wszystkim – o sile rodziny, takiej rodziny, jaką każdy z nas pewnie chciałby mieć i w jakiej wzrastać, choć… przecież nikt tu nie jest idealnie bez skazy, jeden z wujów niezbyt dogaduje się ze swoja niemiecką żoną, ta teatralnie to lekceważy, nawet babunia ma swoje za uszami, ale – kurczę, jesteśmy tylko ludźmi i to jest fantastyczne – mówi nam Bergman. W finale – zauważmy - Ekdahlowie cieszą się jak dzieci z przyjścia na świat nieślubnego potomka rozbrykanego wuja, więc ów konserwatyzm jest istotnie „jakby”.
Obejrzałem spektakl zrealizowany z pasją, powstały z myślą o widzu (sic!), wciągający i wzruszający, świetnie zagrany, dopracowany i przemyślany w szczegółach.
Obrotowa scena, projekcje, dzieciaki w niemałych rolach, duchy, psy, włóczęga publiczności po teatralnych zakamarkach - to wszystko miało w tym przedstawieniu sens, było użyte po coś, reżyserowi udało się uniknąć kuszącej przecież efekciarskości.
Gdy już się weszło w tę historię, to już nie chciało się zeń wyjść. To był olśniewający wieczór, dziękuję Modrzejewsko!
Teatr Collegium Nobilium
FIZYCY
Friedrich Dürrenmatt
reż. Marcin Hycnarpremiera 27 stycznia 2020
Fizycy od półwiecza rzadko goszczą na polskich scenach, ostatnio (wg e-teatru) było to w 1992. Dobrze zatem, że mogliśmy sobie ten tekst przypomnieć, a trochę gorzej – że się dość mocno zestarzał. Nie było to ani o tym, co tu i teraz, ani o „odpowiedzialności moralnej naukowców za skutki ich odkryć” (cyt. za str.int. TCN). Jeśli zatem ktoś Fizyków nie zna, to lepiej przed obejrzeniem spektaklu poczytać sobie program, nakreślenie realiów TAMTEJ epoki zdecydowanie pomaga odnaleźć się w tym śmieszno-strasznym świecie, choć naprawdę zabawnie było tylko podczas odwiedzin ex-żony Möbiusa z dzieciakami w szpitalu, zwracam uwagę na fantastyczny epizod Moniki Cieciory.
A propos epizodów – trochę szkoda, że nie wszyscy aktorzy mieli szansę na pokazanie swoich możliwości, warsztatu i talentu, rozumiem oczywiście, że tekst ma pewne ograniczenia, ale właściwie tylko połowa obsady ma tutaj cośkolwiek do zagrania, pozostałe role są – choć efektowne – to raczej niewielkie, a jest to – przypomnę – dyplom, gdzie błyszczeć powinni wszyscy.
Teatr Współczesny w Warszawie
KUCHNIA CAROLINE
Torben Betts
reż. Jarosław Tumidajski
premiera 18 stycznia 2020
Caroline jest gwiazdą programów kulinarnych, ma męża golfistę, kochanka stolarza i syna, który właśnie przyjechał z dyplomem w ręku, żeby poinformować rodziców o swoich planach. Niestety, kolacja, którą przygotowała pani domu zamieni się w piękną zaiste katastrofę. Tyle w uproszczeniu, żeby nie zabrać przyjemności oglądania tego spektaklu. Uprzedzić jednak warto, że choć momentami to przedstawienie jest bardzo zabawne, to miałem wrażenie, że Betts trochę Gogolem szepnął, że z samych siebie się śmiejemy.
Rzecz o słowach, do których nie przywiązujemy już wagi, które wypowiadamy tak sobie, żeby zabić ciszę, żeby wypełnić przestrzeń, nie biorąc za nie odpowiedzialności. Tak sobie gadamy, albo przemilczamy - jeśli coś nam nie odpowiada, słuchamy a może i nie słuchamy, interlokutor jest nam coraz mniej potrzebny, cała ta nasza komunikacja coraz mniej jest warta. A co jeśli ktoś weźmie JEDNAK na poważnie nasze deklaracje, rzucone w jakimś porywie albo BEZ przemyślenia konsekwencji? Tak jak Greame wziął na poważnie deklarację Caroline? No właśnie, co?
Obejrzałem Inteligentne i bardzo udane – choć gorzkie przedstawienie - ze znakomitymi debiutami w TW - Vanessy Aleksander i Konrada Szymańskiego, to taki teatr współczesny (przez w i W), jaki lubię najbardziej.
Lubuski Teatr w Zielonej Górze
KAMIENIE W KIESZENIACH
Marie Jones
reż. Alicja Stasiewicz
premiera 17 stycznia 2020
Mamy oto Irlandię jakiś czas temu, irlandzką prowincję – mówiąc ściślej, której plenery upodobali sobie reżyserzy z Hollywood. Ważnym źródłem dochodu miejscowych jest statystowanie, prawie aktorstwo, prawda? I oto pewnego dnia na planie pojawia się obcy.
Rzecz o cenie jaką trzeba płacić za marzenia, o tym, że wielki świat i pieniądze wcale nie muszą dawać szczęścia; o przypadkowo spotkanych ludziach, dzięki którym nasze życie się zmienia, wreszcie – o sile prawdziwej przyjaźni. Tak, brzmi to może egzaltowanie, ale ten tekst jest nie tylko znakomicie napisany i przetłumaczony, ale i naprawdę pozbawiony nawet cienia dydaktyzmu. Dlatego - „uszyty” pod młodszą widownię - ta starsza obejrzawszy KwK także może zadumać swoim życiem i całą resztą.
I choć jesteśmy świadkami kręcenia filmu, spektakl jest oczywiście o teatrze, o tym, że właśnie na scenie możesz być klapserką, producentem filmowym, wielką gwiazdą, prostym irlandzkim chłopakiem, i to wszystko w ciągu jednej minuty. I w dodatku bez takiej ściemy jak w filmie, bo teatr dubelków nie przewiduje. Na scenie Radosław Walenda i Aleksander Stasiewicz, obu panów bardzo dobrze się oglądało w naprawdę niełatwym dla aktora spektaklu.
I oprócz rozszalałej lubuskiej burzy trochę mi to zakłócało odbiór i dopiero Internety przyniosły ulgę – no przecież zagrał lata temu w jednym z najlepszych spektakli świata – w UFO Iwana Wyrypajewa. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłem się z tego odkrycia jak dziecko. Coś w tym UFO było takiego…
Prawda, Panie Radku?
Teatr Polonia
POLICJA. NOC ZATRACENIA.
Sławomir Mrożek, Andrzej Saramonowicz
reż. Andrzej Saramonowiczpremiera 17 stycznia 2020
Niełatwo mi o tym spektaklu pisać, naprawdę… Dobrze, że przypomniano Mrożka, bo to zawsze jest o tym, co tu i teraz, przyjemnie było patrzeć i słuchać, Montownia z wdziękiem i talentem Policję zagrała.
Podczas antraktu jednak niepotrzebnie wypiłem to pyszne pomarańczowe, zapewne za sprawą napoju owego, to co zobaczyłem po przerwie, było na tyle niewiarygodne, że nie mam pewności, czy wydarzyło się naprawdę. Podczas nocy zatracenia zdarzają się złe sny.
Tak, to na pewno był zły sen.
Teatr Studio
SEROTONINA
Michel Houellebecq
reż. Paweł Miśkiewicz
premiera 20 grudnia 2019
Spektakl w Studiu nie jest dojmująco wierną adaptacją czy inscenizacją powieści, a może inaczej – wierny jest literą, ale nie duchem. To zdecydowanie zabieg zamierzony, acz trudno mi zrozumieć motywacje adaptatorów. Nasz bohater (w Studiu – bohaterowie) ma paradoksalnie niewiele wspólnego z literackim pierwowzorem, mimo, że dość wiernie powtarza jego słowa, Claude-Florent nie jest jednak taki jak ten grany przez Marcina Czarnika, ani taki jak - przez Romana Gancarczyka. Mężczyzna z książki ma głęboką depresję, świat mu dość poważnie ciąży, a życie i ludzie – jak to w depresji bywa – pozbawieni są sensu. Twórcy jakby mieli z tego wszystkiego bekę. Przerysowali też obie/jedyne kobiety, które naszego Claude’a-Florenta kochały i co ważniejsze – które kochał on. Zastanawiam się - po co? (Po co przerysowali, a nie po co kochał, naturalnie)
Teatr Polonia
WSZYSTKO, CO NAJLEPSZE
Duncan Macmillan, Jonny Donahoe
reż. Piotr Złotorowicz
premiera 14 grudnia 2019
Mówiąc najkrócej – o depresji, na którą lekarstwem, może lepiej powiedzieć – sposobem - w przypadku naszego bohatera jest lista rzeczy, dla których warto żyć. Zaczął ją tworzyć jako dzieciak po nieudanej próbie samobójczej matki, już jako dorosły, po przejściach, dopisuje na niej pozycję nr 1000000. Na niej znajdziemy oczywistości, których - przez ich właśnie oczywistość - nie dostrzegamy (jak np. lody waniliowe) po znacznie, znacznie bardziej wyrafinowane.
Teatr Dramatyczny w Warszawie
BIESY
Fiodor Dostojewski
reż. Janusz Opryński
premiera 13 grudnia 2019
Po raz kolejny widziałem Biesy na scenie i znów zastanawiałem się, jak to możliwe, że to jedna z moich najważniejszych książek? Czy jest coś w Dostojewskim, czego nie da się przenieść na scenę czy też trzeba do tego wyjątkowego zbiegu ludzi, miejsca i czasu, co zdarza się tak rzadko, że w ogóle się nie zdarza? Czemu książka dotyka a spektakl nie, choć to przecież te same słowa? Nie są to pytania retoryczne, nie znam na nie odpowiedzi, a chciałbym.
Cóż, było nudnawo. I niestety było też letnio, nawet pedofilskie wyznanie Stawrogina, jeden z najmocniejszych momentów tej wielkiej prozy, wybrzmiał jakoś tak… Naturalnie, Janusz Opryński nie zrobił z Biesów kryminału, przeciwnie, to teatr wysoce intelektualny, podany w atrakcyjnej formie, fantastyczna scenografia i światła, ale – mimo wszystko - czegoś tu było brak, coś nie zadziałało, nie zrobiło się przykro, choć powinno.
Reżyser zawsze przegra z wielkością Biesów – mówił Janusz Opryński dla PAP. Przegrał. Może właśnie o tym jest ten spektakl? Powtórzę swoją opinię z innego przedstawienia tego reżysera – to jest bardzo szlachetny teatr, ale – bez lektury „na świeżo” Dostojewskiego nie ma sensu tego oglądać, niepoprowadzeni przez autora prawdopodobnie gdzieś się w tym świecie najzwyczajniej pogubimy.
Teatr Powszechny w Warszawie
DIABŁY
Joanna Wichowska, na podst. J.Iwaszkiewicza
reż. Agnieszka Błońskapremiera 7 grudnia 2019
Puste to było, nudne, egzaltowane, źle napisane (a teraz będzie scena o…, To ukłon do widzów mniej bystrych? Zapowiedź kolejnego skeczu?), a co najgorsze – mało finezyjne. Naprawdę, czy twórcy sądzą, że zrobi na kimś wrażenie perspektywa „wyp… w d…” przez fantastyczną notabene ukraińską aktorkę, wyraźnie zresztą rozczarowaną, że nikt nie był zainteresowany. Interakcje z widzami można było sobie darować, na moim przebiegu to zadanie aktorskie zostało – mówiąc delikatnie – oblane, dobrze jednak, że siedziałem daleko od sceny, bo wywołany do zabrania głosu zapytałbym aktorów, czy wiedzą, że biorą udział w (mówiąc delikatnie) tak mocno niedokończonym performansie.
O czym rzecz traktuje? Ano o tym, że PiS, Kościół, księża i w ogóle mężczyźni są źli. Ale to już wiem, z kilku poprzednich spektakli na tych deskach. Nigdy jednak przedtem nie widziałem na tutejszej widowni aż tylu ochroniarzy.
Czy czegoś się boisz, Teatrze Powszechny?
Teatr Ludowy
ANIOŁY W AMERYCE
Tony Kushner
reż. Małgorzata Bogajewskapremiera 7 grudnia 2019
Po niedawnym olśniewającym łódzkim dyplomie tej reżyserki oczekiwania wobec jej krakowskiego spektaklu miałem ponadstandardowe, bo Ludowy ma dużo większe możliwości inscenizacyjne a i tekst miał być pokazany w całości (w Łodzi tylko 1. akt). Ale niestety, coś nie wyszło.
Na scenie najlepszy jest Piotr Fronasowicz. Jego Prior to majstersztyk, bez nawet jednego słabszego momentu, bez najmniejszego przerysowania, nie można było oderwać odeń wzroku. Piotr Pilitowski jako skurczybyk Cohn w pierwszym akcie świetny, potem – sceny w szpitalu były już słabsze. Również bardzo dobry Paweł Kumięga, który – chwała Bogu – nie zmanierował swojego bohatera (-rów), rozumiejąc, że sam kostium np. drag-queen już wystarczy; wzbudzająca litość, znakomita w roli matki Beata Schimcheiner, niezawodny także Kajetan Wolniewicz, choć scena seksu w klubie i widok p. Kajetana w skórach, i egzaltowana pogawędka erotyczna z Louisem, doprowadziła mnie do niepohamowanego śmiechu, co nie było chyba zamiarem twórców. Natomiast grający Louisa - Karol Polak i Pitta – Wojciech Lato zdawali się mieć umiarkowany kontakt z granymi przez siebie postaciami.
Irytowały wjeżdżające na - i wyjeżdżające ze - sceny łóżka szpitalne, a to z Priorem, a to z Royem, można było te momenty bez szkody dla całości skrócić, chyba, że reżyserka chciała z jakichś powodów pokazać ten ikoniczny tekst w całości.
I to jest najważniejsze pytanie - właśnie, w jakim? Przez cztery godziny (z hakiem) zastanawiałem się, o czym jest to przedstawienie i dlaczego w ogóle powstało? O „miłości w czasach zarazy”? Nie żartujmy, jest prawie 2020, AIDS to choroba przewlekła, nie śmiertelna, choćby z tego powodu takie czytanie tego tekstu jest anachroniczne. Więc o czym?
Jest w krakowskich Aniołach kilka
pięknych scen, choćby kadisz nad ciałem Roya, ale całość i rozczarowuje i
dezorientuje.
Teatr Młyn
BLISKO
Natalia Fijewska-Zdanowska na podst. J.M. Coetzee
reż. Natalia Fijewska-Zdanowskapremiera 6 grudnia 2019
Być może najpierw trzeba przeczytać Hańbę, bo niewykluczone, że ten spektakl bezpośrednio się do prozy odnosi i obejrzany w oderwaniu odeń dezorientuje. Zastanawiam się bowiem - dlaczego powinna mnie zainteresować nieszczęśliwie przeniesiona w polskie realia historia obleśnego satyra, który zresztą został słusznie ukarany za swoje winy? Owszem, finał jakoś może by tę opowieść porządkował, gdyby nie niewiarygodne „nawrócenie” naszego bohatera, sztuczność jego relacji z córką i wreszcie - gdyby nie biła po oczach płaskość tego moralitetu.
Mam ogromnie wiele sympatii do Teatru Młyn, tym razem jednak coś bardzo nie wyszło.
Teatr WARSawy
NIE PIJĘ, NIE PALĘ, CHĘTNIE ZROBIĘ Z PANI MAMĘ
reż. Anna Gryszkówna
Tytuł został wzięty z pierwszej historii - dziewczyny, która chce zajść w ciążę z dawcą , bo starania o potomstwo z meżem od lat nie przynoszą rezultatów. Zaczyna od zamieszczenia ogłoszenia w internecie, kto i z jakimi motywacjami oferuje swoją „pomoc”?
Nie jest to jednak spektakl o wymarzonym macierzyństwie, raczej o wymarzonym świecie, w którym – pokolenie odchowane przez rodziców w pewnej bańce – właśnie zaczyna własne, prawdziwe życie. Wymarzonym świecie? A może po prostu – normalnym? Takim, w którym wystarcza na czynsz, na rachunki, takim, w ktorym można przy użyciu tego samego przecież języka porozumieć się z rodakami, także najbliższymi. A jednak – coś nie działa. Swiat jest chory – czy może to coś w nas?
Gorzki to spektakl, choć są momenty zupełnie pogodne a nawet zabawne, myślę sobie, że dla mniej więcej trzydziestolatków będzie to teatralne odbicie codzienności, w której żyją, dla ździebko starszych – pewnego rodzaju przewodnik po stanie ducha pokolenia niżej. Nie palę... jest najlepszym przedstawieniem Anny Gryszkówny, jakie widziałem, zagranym i zaśpiewanym z wdziękiem i talentem, aliści skróciłbym całość o 15 minut,
i usunął Wieżę radości Sztywnego Pala Azji, już w 1987 roku utwór ów był Himalajami egzaltacji - „palą się na stosie moje ideały, jutro będę duży, dzisiaj jestem mały”.
Nawet moja śp. babcia Maria miała z tego szlagwortu niezłą bekę.Studio Buffo
DOBRZE SIĘ KŁAMIE
na podst. filmu Paolo Genovese
adapt. Bartosz Wierzbięta
reż. Marcin Hycnarpremiera 5 grudnia 2019
Mamy oto grupę dobrych przyjaciół, przyjęcie, wiecie - żarciki, wspomnienia, złośliwostki, gdy nagle żona pana domu proponuje pewną zabawę - na czas owej kolacji smsy i rozmowy, które nadejdą do jej uczestników będą jawne. Deklaratywnie – nikt nie ma nic do ukrycia, więc towarzystwo się na to zgadza, a co się okaże? Szczególnie, gdy zapobiec małżeńskiej katastrofie dwóch panów zamieni się telefonami? Kto widział film – wie. Przedstawienie, choć nie jest farsą, ma nawet zupełnie poruszające momenty, jest zabawne, najlepsze role zagrali Szymon Bobrowski – który wystarczy, że siedzi i nic nie mówi, a wzbudza w publiczności nieledwie spazmy śmiechu - oraz Bartłomiej Topa, który bohatersko bierze na klatę konsekwencje zamiany telefonów.
Mam dwie nieśmiałe uwagi. Otóż niespecjalnie wiadomo, dlaczego pani domu taką zabawę proponuje, a zupełnie nie wiadomo – dlaczego reszta, mając zresztą za uszami, się na tę jednak okrutną zabawę zgadza. Owszem – pomysł teatralnie świetny, skutkuje jazdą bez trzymanki, finał co prawda wszystko ładnie porządkuje, ale propozycja dość jednak niebezpiecznej gry wydała mi się nieco deus-ex-machina.Teatr IMKA
SAME PLUSY
Cezary Harasimowicz
reż. Wawrzyniec Kostrzewski
premiera 30 listopada 2019
Dawno nie widziałem tak udanego spektaklu rozrywkowego. Było zabawnie i inteligentnie oraz brawurowo zagrane.
Nowy Teatr w Warszawie
MATKA JOANNA OD ANIOŁÓW
na podst. Jarosława Iwaszkiewicza
reż. Jan Klatapremiera 30 listopada 2019
O opętaniu? O miłości? Pożądaniu? Samotności? Może, może, a może… o przemocy wobec kobiet (sic!), a może… o purpuratach i ich monopolu na rozumienie świata? Ale nie, monolog Siostry Małgorzaty, jedynej wolnej od demonów w tym towarzystwie (Ewa Dałkowska) - zupełnie temu przeczy. Więc czyżby o naszej religijności a raczej o faryzeuszostwie? Nie, bo gdyby do odśpiewanego ojczenasz przez Księdza Suryna (Bartosz Bielenia) jednak publiczność się przyłączyła, to WŁAŚNIE stałoby się to publicystyką (a nie jest) i pomijając fakt, że ciąg dalszy spektaklu nie miał by już sensu, więc ciekawe co się wydarzy, gdy trafi się widownia zaangażowana i zacznie śpiewać… Ciekawe również, czy Suryn chłopów zabija, czy może jedynie goni za nimi z siekierą, a to ważne, bo inaczej nie dowiemy się, ile wart jego pakt z diabłem, tutaj ubranym na biało i z jakimś dziwnie niebiańskim spokojem (Maciej Stuhr).
W ogóle – wielu rzeczy w Matce Joannie nie wiadomo tak od razu, i to jest w tym przedstawieniu zarówno irytujące jak i fantastyczne. Wiadomo jednak na pewno, że Oscar należy się za światło (Justyna Łagowska) i za muzykę, od Ihora Cymbrowskiego literalnie nie mogę się od jego muzyki uwolnić, jakby mnie opętało.
Och-Teatr
HUŚTAWKA
William Gibson, Michael Bennett, Dorothy Fields
muz. Cy Coleman
reż. Anna Sroka-Hryńpremiera 29 listopada 2019
Rzecz jest o dwojgu zakochanych ludziach żyjących w wielkim mieście, mówiąc w pewnym uproszczeniu.
Niestety, między Giselą i Jerrym jest taka chemia, jak między mną a moją matematyczką z podstawówki. W związku z powyższym cały ten spektakl jest trochę bez sensu, a powierzchowność i sztuczność ich relacji publiczność wyłapuje natychmiast. Niestety, znakomity drugi plan, świetna choreografia, przemyślane kostiumy i muzyka na żywo, nie ratują tego przedstawienia.
PS. Powiem Ci, pokażę Ci, nie „Tobie” – rusycyzm (dwukrotnie) wyłapany z libretta przeze mnie i uwaga usłyszana podczas antraktu. Publiczność uważnie słucha…
Teatr Collegium Nobilium
PRZYBYSZ
Wojciech Kościelniak
reż. Wojciech Kościelniakpremiera 29 listopada 2019
Wojciech Kościelniak zrealizował ze studentami IV roku aktorstwa muzycznego znakomity spektakl dyplomowy – Przybysza - na podstawie znanego także w Polsce komiksu. Nie wiemy skąd bohater, tytułowy Przybysz dokładnie pochodzi, wiemy jednak, że wraz z wieloma innymi szukającymi lepszego życia emigrantami przybywa do Ameryki. Czym ich nowy świat powita? Jak sobie poradzą z tęsknotą za bliskimi, z samotnością, jak się odnajdą w tym gąszczu obcych języków, nieznanych urządzeń, czy - postaci, tych realnych i tych, które powołała ich wyobraźnia?
Widzowie wychodzi z tego spektaklu rozentuzjazmowani, poruszeni, w stanie nieledwie euforii, ze wzruszeniem komentowali to, co zobaczyli na scenie, pasję, nieprawdopodobny talent i - mnóstwo ciężkiej pracy, którą twórcy włożyli w każdą sekundę tego przedstawienia. Prawem recenzenta pozwolę sobie zwrócić Waszą uwagę na Patrycję Grzywińską i Dominika Bobryka oraz - na fantastycznie opracowaną przez Ewelinę Adamską-Porczyk choreografię.
Teatr Soho
WSZYSTKO PŁYNIE
W. Grossman, opr. J. Opryński
reż. Janusz Opryński
premiera 29 listopada 2019
Powieść Grossmana, po wątki z której sięgnął Janusz Opryński, opowiada o losach dwojga ludzi, którzy przeżyli piekło, on - w syberyjskim łagrze, ona – podczas wielkiego głodu na Ukrainie. I mamy pytania o definicję człowieczeństwa – co po takich doświadczeniach znaczą dla człowieka słowa takie jak godność, miłość, szacunek, czy – wolność.
Być może bowiem są takie teksty, których na język teatru przełożyć się nie da, teatr nie będzie umiał o czymś opowiedzieć tak, jak zrobi to słowo pisane, z czegoś istotnego tę prozę obedrze. Przykładem może być bliski reżyserowi Littel, widziałem dwukrotnie inscenizację Łaskawych, polską i austriacką, oba te spektakle były w najlepszym wypadku letnie, podczas gdy książka – kto odważył się przeczytać, ten wie - wywołuje koszmary nocne.
Teatr Żydowski
PEKiN
Agata Biziuk
reż. Agata Biziuk
premiera 28 listopada 2019
Pomysłem na ten spektakl o Pałacu Kultury było pomieszanie – wątków, stylów, historii z fikcją itede, słusznie zatem autorzy piszą o swojego rodzaju collage’u. Szóstka aktorów przez cały spektakl nie schodzi z maleńkiej sceny, wcielając się a to w sam pałac, a to w Polskę, w instruktorkę pływania na pałacowym basenie, w premiera Rakowskiego kończącego w Kongresowej historię PZPR, w Alinę Szapocznikow czy – w striptizerkę z tutejszej restauracji o kategorii S (i to jest najlepsza scena tego przedstawienia).
Że historia ikonicznej warszawskiej budowli jest porywająca - przekonywać nie trzeba, napisano o Pałacu dziesiątki książek, nakręcono filmy, ale spektakl – jest chyba pierwszy. Niestety, trochę się na nim męczyłem, momentami - gubiłem, jednak było tego wszystkiego ździebko za dużo. Tę dość rozbudowaną kronikę historyczną budynku można było nieco skrócić, bo obok scen pięknych, trafnych i pomysłowych, było też sporo „gadania”, niepotrzebnie, forma spektaklu pozwalałaby na dowolne przeskoki w czasie i przestrzeni.
BIERKI
Marcin Szczygielski
reż. Zbigniew Brzoza
premiera 3 listopada 2019
Temat ważny i potrzebny, tutaj teatr może zrobić dużo więcej niż jakiekolwiek odezwy, dezyderaty czy godziny wychowawcze. Gdyby tylko to wszystko w Bierkach było mniej naiwne i mniej łopatologicznie pokazane…
Sceny kaźni Pawła były zbędne, owszem – mogły poruszać a nawet szokować, ale widz - także nastoletni (może zwłaszcza taki) doskonale zrozumie, że skoro widzi bohatera pokaleczonego na całym ciele, to przecież nie z powodu jego ćwiczeń w MMA. Tutaj dosłowność zabijała. Nauczycielka - ciekawa rola Olgi Borys - została wzięta trochę z księżyca, powiedzieć o niej, że się minęła z powołaniem, to tak jak nic nie powiedzieć, np. publicznie wyrażała swoje opinie o homoseksualizmie ucznia, co ją przecież dyskwalifikuje z pracy w szkole, no chyba że jesteśmy z akcją gdzieś na początku lat 90-tych albo wcześniej. Coś także nie zagrało w relacji Pawła z jego przyjaciółką Aśką (Anna Paliga), która mimo świadomości, że Paweł jest gejem, chce z nim przeżyć swój pierwszy raz. Niedoszła scena miłosna była dla dziewczyny bardzo upokarzająca, a po Aśce cała ta sytuacja spłynęła, jakby dostała ze 3+ na sprawdzianie z wosu. Chyba tak to jednak nie działa… Paweł (Szymon Kowalik), nasz główny bohater został narysowany w niestety jednym tylko wymiarze, jest wycofany, nieśmiały, bez względu na to, co się dzieje, on sobie coś tam mamrocze, ta wsobność w pewnym momencie troszkę irytuje, tchnąłbym w młodego przecież faceta trochę więcej życia.
Potem-o-tem
#NA_DOROSŁEGO
Marcin Zbyszyński
reż. Marcin Zbyszyński
premiera 25 października 2019
Najlepszy z widzianych przeze mnie spektakli grupy jest wystawiany w jednym z mieszkań czy też - mówiąc ściślej - w przestrzeni w kamienicy w centrum Warszawy. Niestety, nie mogę napisać gdzie dokładnie, bo to jest tajne/poufne i jest też częścią zabawy. Mamy oto czworo wynajmujących owo lokum, których łączą dość skomplikowane zależności uczuciowe, w każdym razie rozsądek podpowiadałby, żeby ze sobą nie mieszkali, a jednak zmusza ich do tego tzw. życie. Jakie będą konsekwencje wspólnego wynajmu?
Rzecz powiedzmy - obyczajowa, bardzo fajnie napisana, liryczna, ale i pogodna i zabawna, do tego momentu gdy uświadomimy sobie, że wszystkie sytuacje, których jesteśmy świadkami wcale nie musiały powstać w głowie scenarzysty, są jak najbardziej namacalne, każdego mogły spotkać, kredyty na mieszkanie i mieszkania na kredyt (sic!) są w tym spektaklu rekwizytami doskonale znanymi, nie tylko tym wchodzącym w dość bolesną dorosłość. (bądź – bawiąc się tą konwencją – „boleśnie wchodzących w…”). Jest w spektaklu kilka momentów bardzo śmiesznych, zwracam waszą uwagę na np. konferencję w kinie, jest kilka uroczo lirycznych, ale z niektórych scen, np. tej w korytarzu, bym zrezygnował, no ale nie ja jestem reżyserem, tylko p. Marcin, któremu gratuluję wyróżnienia na FMR, i już szykuję wieczorek kinomana dla starannie dobranego towarzystwa, puścimy sobie Kapryśną chmurę, który to film jest jednym z bohaterów tego przedstawienia.
Wtajemniczeni twierdzą, że nie da się tego dzieła odzobaczyć.
Teatr Powszechny
ACH, JAKŻE GODNIE ŻYLI
reż. Marcin Liber
premiera 23 listopada 2019
Słyszałem uwagi, że historia legendarnego Teatru Ósmego Dnia została pokazana przez Marcina Libera… pobieżnie. No pewnie, trudno o 55 latach opowiedzieć w sto minut, a i nie to – jak sądzę - było reżysera celem. Rzecz nawiązująca do legendarnego przedstawienia ósemek z 1979 roku, jest bowiem opowieścią jak najbardziej współczesną, o miejsce teatru (może w ogóle – sztuki) w naszym życiu dziś, w czasach łatwych i przyjemnych, w każdym razie – łatwych i przyjemnych w porównaniu z początkami działalności grupy, z latami 70-tymi czy stanem wojennym, z szykanami, z biedą, bezdomnością zespołu itd.
Wtedy teatr (TEN teatr), dawał siłę by spoglądać w lustro bez wstydu, nadawał sensy, i widzom, i aktorom, pomagał i pozwalał żyć. A dziś? – pyta Marcin Liber. A dziś… nawet najodważniejsze polityczne, ba - antyreżimowe wręcz spektakle - oglądamy na publicznie finansowanych scenach, paszporty mamy w szufladach itepe, czy teatr polityczny, zaangażowany, społeczny, ma dziś w ogóle rację bytu? Czy może coś zmienić? Kogoś? Czy jest potrzebny?
Teatr Polski w Warszawie
DZIADY
Adam Mickiewicz
reż. Janusz Wiśniewskipremiera 22 listopada 2019
Już chwilka od premiery minęła, z licznych recenzji dowiaduję się więc, że spektakl ów jest „niezły”, „przyzwoity” tudzież „rozczarowujący”. Ciekawe - skąd to wiadomo, gdzie można znaleźć ów wzorzec metra z Sevres wystawiania Dziadów, bo też chciałbym go przyłożyć, odczytać wartość i miałbym recenzję gotową.
Cóż, było z rozmachem, jak to ostatnio w Polskim, obsada ogromna, pirotechnika, kostiumy, charakteryzacja itp. Jednak mimo niewątpliwej atrakcyjności wizualnej druga część Dramatu, czyli początek, wydała mi się zbyt dosłowna, dostałem prawie wszystko na tacy, zbyt dosłownie (łącznie z nieco piereżywającym aktorstwem), Gustaw w Konrada szparko przeobraził się kredą na tablicy, a mój chrześniak, za moment mający Dramat przerabiać, dyskretnie sobie podczas obrzędu poziewywał.
Obaj zdecydowanie się ożywiliśmy przy części trzeciej Dramatu, strzałem w dziesiątkę okazało się obsadzenie Krzysztofa Kwiatkowskiego w rolę Senatora, nie ulega wątpliwości – że obok Wiesława Komasy (ksiądz Piotr) – to najlepsza rola tego przedstawienia, zwrócił także moją uwagę Fabian Kocięcki w roli Sobolewskiego, którego monolog o przyjaciołach męczonych i wywożonych na Sybir po ludzku poruszał, jakby był opowiedziany, zrelacjonowany, a nie – zagrany. Publiczność dała długie owacje, były łzy, wzruszenie itp., spędziłem te dwie godziny bez jakiejś idiosynkrazji.
Teatr Polonia
PRÓBY
Bogusław Schaeffer
reż. Mikołaj Grabowskipremiera 16 listopada 2019
Trudno w to uwierzyć, ostatni
razy Próby można było obejrzeć w Warszawie ponad 11 lat temu. Dlaczego przez
ten czas nikt nie sięgał po wdzięczny przecież tekst, który zresztą
niespecjalnie da się opowiedzieć? Czyżby przez tyle lat nie było pomysłu na
błyskotliwą inscenizację? A może odwagi?
Mikołaj Grabowski wraca do Prób po prawie dokładnie 28 latach, wtedy - na deskach STU grało także pięcioro aktorów, wśród nich wracająca do roli Aktorki A Iwona Bielska, tamten spektakl wszedł do kanonu, stał się kultowy, został jakby metrem z Sevres.
Bardzo inteligentny, fantastycznie zagrany i do łez bawiący spektakl, o artystach, o teatrze, i - o tym, że nie jest łatwo, ale PRÓBOWAĆ trzeba.
Teatr Studio
CHROMA
na podst. Chroma. A Book Of Colour Dereka Jarmana; dram. P. Świerczek
reż. Grzegorz Jaremko
premiera 15 listopada 2019
Na premierze wśród widzów przeważała branża, którą można było podzielić na – tę związaną ze Studiem (reagowali, np. śmiechem), na branżę pozostałą, np. media (dezorientacja), i - na gości pozostałych, z których znacząca część patrzyła na zegarki, może też dlatego, że siedzenia w foyer były niewygodne.
Jarman i Jaremko fascynują się komunikatami podawanymi na lotnisku i w samolotach, powtarzalność tych komunikatów była którymś momencie trudna do zniesienia. Grający główną rolę Marcin Pempuś bez wąsów wygląda jak - wypisz wymaluj - jeden z mniej lubianych przez mainstream polityków rządzącej koalicji i przyznaję, że był to trop psujący próbę zrozumienia przeze mnie tego spektaklu, raczej przez twórców niezamierzony. A pod koniec spektaklu zbiły się kieliszki, w których miano za moment wznosić toasty za premierę, więc to znów zmieniło sens tego utworu…
Teatr Narodowy
LETNICY
Maksym Gorki
reż. Maciej Pruspremiera 9 listopada 2019
Gdyby ktoś nie wiedział, że to Gorki, pomyślałby, że Czechow, bo tak siedzą na tym letnisku, wypowiadają słowa, wiele słów, nie słuchając się jednak i właściwie nie obchodząc, tak się kiszą, pozwalając sobie z tej nudy na małe żarciki i na większe podłości. Tyle tylko, że u Czechowa Solony jednak zabija Barona, Konstanty – siebie, a w Letnikach, cóż, letnio – Włas się zaledwie postrzela, a i to niegroźnie. Będzie żył – prorokuje w finale dr Dudakow - jak my wszyscy, dodaje.
Pierwszy akt był nużący i to nie była nuda z Becketta, kilka foteli opustoszało. Podczas antraktu zauważyłem jednak, że ten bezruch komentowali i to z przejęciem właściwie tylko najstarsi widzowie, próbując łączyć wypowiadane przez letników zdania, byli tym spleenem jakoś poruszeni. Może zatem ta nuda była próbą sił, pytaniem - kto z was to wytrzyma? Kto się umie wsłuchać w te od niechcenia rzucane słowa? Kto w nich odnajdzie sens, jeśli on jest? Czyżby właśnie najstarsi, bo tylko jeszcze oni umieją słuchać? Czy to chciał powiedzieć 82-letni reżyser?
I oto w akcie drugim, podczas poruszającej sceny wyznania miłości Marii Lwownej (fantastyczna Beata Ścibakówna) przez młodszego od niej znacznie Własa, gdy zapadła głęboka cisza, gdy publiczność się chciwie się przysłuchiwała i przyglądała… kilkukrotnie zadzwonił na widowni telefon wesołym dzwonkiem. Pomyślałem wtedy (choć myśl ta jest i nieznośna, i niesforna) że WŁAŚNIE o tym był ten męczący spektakl.
O niewyłączonym inteligenckim telefonie podczas spektaklu o inteligentach, którzy nie traktują się poważnie, interesują się tylko sobą, a kiedy ktoś ma powiedzieć coś ważnego, prawdziwego, kiedy ma się wydarzyć coś realnego - dzwoni telefon. Tak, właśnie o tym.
A o czym będą Letnicy bez dzwoniącego na widowni telefonu?
Teatr Ateneum
DWÓR NAD NARWIĄ
Jarosław Marek Rymkiewicz
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 9 listopada 2019
Spektakl jest wciągającą zabawą z widzami, nic, tylko chwytać aluzje, odniesienia, żarty, cytaty, jak to u Rymkiewicza bywa, choć dalibóg trzeba mieć doktorat u prof. Janion, żeby wszystko od razu wyłapać. Jest i nieledwie kryminalna zagadka, nad którą głowiła publiczność się podczas antraktu, otóż – kim właściwie jest nieobecna na scenie Marylka i jaką rolę w jej życiu odegrał Doktor? I zwracam uwagę na scenę, która dość mocno mnie wbiła w fotel ze zdumienia – bo tekstu wcześniej nie znałem – jak Jenerał i Porucznik wysysają krew z Tadzia. To jednak dość mocna metafora biorąc pod uwagę i kontekst i autora, może przede wszystkim autora. Czy dziś napisałby tę scenę tak samo?
Niby można oglądać Dwór nad Narwią jako całkiem zabawną i frywolną opowieść o duchach, które nie chcą opuścić tytułowego dworu nad Narwią, o nieporozumieniach żywych z umarłymi itepe. Mamy jednak drugi akt, w którym ta fabuła ulega załamaniu, monolog Lutka przecież nie jest stylizowany, jest zupełnie współczesny, jakby niespójny z całym tekstem, inaczej przez Tomka zagrany. Po co pojawia się ten kontrapunkt? Więc - rzecz jest bardziej o żywych czy o umarłych? A duchy - to wolą, żeby zostawić ich w spokoju, nad Narwią, czy raczej - wciąż je zaczepiać, powoływać, hołdować, hołubić?
Teatr Collegium Nobilium
NIEPODLEGLI
Piotr Rowicki
reż. Piotr Ratajczak
Piękne mamy w Niepodległych towarzystwo – i celebrytów takich jak Boya z Krzywicką, Zofię Stryjeńską, jest Gorgonowa nieśmiało przypominająca światu, że Lusia była wyrafinowaną suką, a nie aniołkiem, jak ją prasa ówczesna opisywała; są także prezydent Narutowicz i jego zabójca Eligiusz Niewiadomski, gawędzą sobie o Polsce i jest to najbardziej poruszaja scena tego przedstawienia. Z postaci nieco zapomnianych - jest Maria Kwaśniewska, która dzięki Hitlerowi (sic!) uratowała wielu ludzi od śmierci; przypomina nam się wielka gwiazda tamtych czasów - Ina Benita, której życie było zrealizowanym zresztą scenariuszem filmowym, jest wreszcie szalony (szalony?) artysta Stanisław Szukalski, twórca zermatyzmu, który to nurt miewa się dziś zdumiewająco dobrze. Dodać może warto, że co prawda postacie i ich losy są związane z dwudziestoleciem międzywojennym, ale to nie jest bezkrytyczny pean na cześć tamtych czasów, troszkę generalizując Niepodlegli są bowiem pewnego rodzaju refleksją nad dziejstwem świata, w którym to świecie co chwilę zmienia się wszystko i zarazem - nie zmienia się nic.
Teatr Słowackiego w Krakowie
HAMLET
W. Szekspir, S. Wyspiański
reż. Bartosz Szydłowskipremiera 9 listopada 2019
Podobało mi się i dobrze się ten spektakl oglądało. Przepraszam Autorów i Reżysera za pewną mizerię tej opinii, ale przecież tzw. znakomita większość widzów kupujących bilety do teatru, właśnie te czynniki bierze pod uwagę.
Fantastycznym pomysłem było obsadzenie p. Tytusa w roli ducha Ojca, odwrotnie do warunków przecież, a otwierając piękny strumień znaczeń, wspomniany aktor tegoż dnia zagrał godzinę wcześniej także dużą rolę w Starym, szacunek. Dalej, jedną prościutką sceną reżyser zasugerował, że Horacjo był nie tylko hm… przyjacielem Hamleta, ale i Ofelii, co było tezą tyleż zaskakującą, co olśniewającą. Znakomitą scenografię do tego spektaklu zrealizowała p. Małgorzata Szydłowska, gigantyczna dłoń otworzyła kolejne możliwości odczytania tego spektaklu, słyszałem później w foyer kłótnię o sens i miejsce tejże dłoni na scenie. To cieszy, kłótnia po Hamlecie należy do najszlachetniejszych polskich nieporozumień. A nie bardzo mi się podobało, że Ofelia pali na scenie prawdziwe papierosy, rzuciłem kilka lat temu, gorąco polecam postaci zerwanie z nałogiem. W moim 7. rzędzie było czuć, lewy balkon dość ostentacyjnie zakaszlał. Iść albo nie iść? Iść.
Teatr Łaźnia Nowa
MATERIAŁY DO MEDEI
na podstawie H. Müllera
reż. Jakub Porcari
premiera 25 października 2019
Z nadziejami i niecierpliwością zabłądziłem przed tym spektaklem, bo bramka przy boisku była zamknięta a płot wysoki i trzeba było iść jakoś naokoło, a tu o 19 pusto, strach, Nowa Huta…
Okrucieństwo, nienawiść, chorą złość, to wszystko p. Sandra zagrała w punkt, milimetr w „tę” lub w „tamtą” stronę trąciłby fałszem, widać pracę włożoną w to przedstawienie i przez reżysera i aktorkę, najbardziej chyba w części, gdy Medea zmienia się w Jazona. Zaskoczenia jednak – niestety - nie było.
Taką Sandrę Korzeniak już znam.
Instytut Sztuk Performatywnych
PO PROSTU
Piotr Wawer Senior
reż. Weronika Szczawińska
premiera 24 października 2019
Rok 1983. Na świat przychodzi syn autora, dochodzi do komplikacji poporodowych, do zaniedbania lekarskiego (mówiąc niezwykle delikatnie), młoda matka umiera. I po prawie 40 latach słuchamy relacji z tych wydarzeń, w której jest już i pewien dystans i nawet poczucie humoru – cóż, nie da się uciec i od wspomnienia, że młody robił duże kupy – bo to historia o zwyczajności życia i zwyczajności śmierci. Po prostu.
To wszystko zdarzyło się naprawdę, właśnie takie były tamte czasy, skurwysyńskie. Była zbrodnia bez kary, była empatia zaznana w kostnicy i jej brak w szpitalu, byli ludzcy milicjanci i bezduszna prokurator, było też samotne ojcostwo, wówczas zjawisko właściwie nieznane. Co pamięć tamtych wydarzeń przechowuje i pielęgnuje, a co pozwala sobie odłożyć na trudniej dostępną półkę?
Uprzedzam więc, że spektakl nie jest dla każdego. I każdy powinien zobaczyć to ascetyczne w formie - może także dlatego tak poruszające - przedstawienie ze wspaniałymi rolami Piotra Wawra Seniora i Łukasza Stawarczyka.
Best of Boska.
Teatr Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie
BURZA
William Szekspir, adapt. G. Jarzyna, M. Wawrzyniakreż. Grzegorz Jarzyna
premiera 23 października 2019
Jeden z najbardziej kontrowersyjnych spektakli Boskiej Komedii’19 jest pokazywany na scenie eksperymentalnej AST i warto o tym pamiętać zanim powiesimy kolejnego psa. To eksperyment. Zatem - ktoś, np. licealista, który chciałby się dowiedzieć „o czym jest książka pt. Burza autorstwa Williama Szekspira”, obejrzawszy to przedstawienie, powie później na polskim, że - apelem o nieużywanie plastikowych słomek. Może trochę przesadzam. Ale tylko trochę.
W tym spektaklu dyplomowym młodzi aktorzy nie mają okazji pokazać swoim przyszłym pracodawcom swojego talentu i warsztatu, gdyż wszyscy wyglądają tak samo, znanego mi Macieja Musiała rozpoznałem dopiero w ostatnim kwadransie tegoż performansu. Mają tak samo pomalowane twarze, takie same kostiumy, do tego – co również nie ułatwia – zamieniają się granymi rolami, ich nazwiska są wypisane specjalnym flamastrem na ich plecach, nie mam pewności, czy chciałbym ten zabieg zrozumieć, wydał mi się czymś na granicy rozpaczy, jakby godzinę przed premierą przypomniano sobie, że to jednak dyplom, że tu akurat nazwiska aktorów są istotne. Choć może i idea tego miała inną genezę. Może, wszak spektakl eksperymentalny jest po to, żeby gdybać. Nie da się tego dobrze zagrać, to role dla cyborgów – zauważył jeden z krytyków. I tę opinię trzeba uszanować, ale… można mieć wrażenie, właśnie tak miało być. Uczelnia natomiast podkreśla, że studenci mieli okazję pracować z jednym z najważniejszych reżyserów w naszym kraju, co jest ważniejsze od efektu tej pracy, że można było sobie pozwolić na daleko idącą eksperymentalność tego projektu, a dyplomy mają jeszcze dwa, więc będą mogli się „pokazać”. Może, trzeba spytać aktorów, co o tym wszystkim sądzą. Ale lepiej Burzy jako precedensu nie traktować i nie iść tą drogą, bo wtedy sens dyplomów dość mocno się zmienia. A może właśnie powinien się zmienić?
HISTORIA PRZEMOCY
Édourd Louis, adapt. Jan Czapliński
reż. Ewelina Marciniak
premiera 19 października 2019To nie jest ani o zwyczajności przemocy ani o jej przypadkowości czy - banalności. Jest to bowiem spektakl o tym, że niekiedy nie jesteśmy w stanie znieść skutków swoich decyzji. Louis przecież WIEDZIAŁ, że coś takiego go spotka, gdy podjął decyzję o nocnym spacerze przez niebezpieczną paryską dzielnicę w wigilijną noc. Z jakichś powodów (Freud?) potrzebował tej „przygody”, ale z jej skutkami już nie był w stanie się zmierzyć. Może przypomnę - bohater poznaje na ulicy kochanka, który mu kradnie telefon, oraz piąte tej nocy bzykanko (excusez le mot) wymusza, policja, rodzina i lekarze nie są w stanie zrozumieć krzywdy, jakiej Louis doznał, w widzianym przeze mnie kiedyś spektaklu wiedeńskim motyw przesłuchania, zagarnięcia historii i upokorzenia ofiary przez państwo – mówiąc w skrócie – był dużo mocniej podkreślony.
DAMASZEK 2045
Mohammad Al. Altar
reż. Omar Abusaadapremiera 20 września 2019
Mimo ogromnej sympatii i szacunku, jakie mam do TP, uważam, że pokazywanie rejestracji tego spektaklu w sieci jest błędem. Niestety jakość techniczna dźwięku uniemożliwiała zrozumienie tego, co aktorzy mają nam do powiedzenia, a już zupełnie dramatycznie wypadały sceny np. rozmów Sama z Adamem, podczas których reżyser nakazał aktorom niekiedy zniżać głos, o czym zatem ze sobą rozmawiali „na stronie” – jak to się niegdyś mawiało – zgadnąć niepodobna.
Ergo, choć spektakl jest dojmujący, to przestroga przed inżynierią ludzkiej pamięci mówiąc w pewnym uproszczeniu, i przed wojną, która nigdy się nie kończy dla tych, którzy ją przeżyli, to jednak trudno mi było wykrzesać jakąkolwiek empatię wobec bohaterów i ich dramatycznych losów, gdyż całą energię poświęcałem na próbę zrozumienia, co do mnie mówią.
KREDYT
Jordi Galcerán
reż. Maciej Kowalewski
premiera 19 października 2019
Podobno w zagranicznych „przebiegach” Kredytu aktorzy muszą robić pauzy, żeby publiczność mogła się wyśmiać.
KTO ZABIŁ KASPARA HAUSERA
Konrad Hetel na podst. W.Herzoga i in.
reż. Radek Stępieńpremiera 12 października 2019
Najtrudniejszą rolę tego spektaklu i jednocześnie najmniej wdzięczną, miała p. Natalia Klepacka, bo przecież musiała zagrać lustro, w którym Norymberga tamtych lat się z pasją przeglądała. I istotnie - jej Kaspar Hauser był trochę „jak wszyscy” ale i jednocześnie - podobny do nikogo, był kimś, kto wziął się znikąd i odszedł jakby niezauważenie, był takim – cytując The Eagles - New Kid In Town, nowym chłopakiem w mieście.
Pozostałe role przedstawienia są
wdzięczniejsze, od p. Bogusławy Pawelec nie można oderwać wzroku, świetny jest p.
Paweł Paczesny, któremu zdarza się bardzo dyskretnie dworować z granego przez
siebie Klemensa, bardzo dobry także jest Mikołaj Chroboczek jako Rotmistrz, bez
halabardy (z którą pojawiał się niekiedy w poprzednim swoim teatrze, z rzadka
raczej, więc sądzę, że transfer do Jaracza był dla p. Mikołaja excuse-le-mot –
dobrą zmianą).
Początek nieco mnie znużył, lubię jednak być wciągnięty w opowieść podczas pierwszych 15 minut spektaklu, ale potem patrzyłem na scenę z rosnącym zainteresowaniem, następnie – z coraz większym zaangażowaniem, w końcu – niemal z zachwytem. Prawie jak u Hitchcocka. Prawie jak w akcie miłosnym… Tylko zmieniłbym zakończenie, tzn. – usunął je. Co prawda wtedy spektakl byłoby ździebko o czym innym, ale moim zdaniem wybrzmiałby mocniej. Choć może właśnie nie miał mocniej wybrzmieć? Zauważcie, na końcu tytułu nie ma znaku zapytania. To ważne. I właściwie nieważne, kto go zabił. A dlaczego - to już proszę się zainteresować osobiście.
CAPRI – WYSPA UCIEKINIERÓW
na podst. „Kaputt” i „Skóry”
C. Malaparte
premiera 12 października 2019
Będzie krótko, bo pisanie długich tekstów o premierach spektakli Krystiana Lupy jest jednak nieznośnie mainstreamowe.
To jest najlepsze przedstawienie, jakie widziałem w teatrze od lat. Piszę ten tekst tydzień po obejrzeniu Capri i nie może to jakoś wszystko spłynąć po mnie, i nie umiem się od tego krzyku uwolnić, i od tego szeptu, nieznośnego szeptu wściekłości, bezsilności, rezygnacji. Od tego szeptu chyba najbardziej. Aktorski majstersztyk, znakomici są wszyscy na scenie, zespołowi gratuluję wspaniałego spektaklu. Raz na jakiś czas, rzadko, żeby słowo owo nie straciło na wartości, używa się słowa „arcydzieło”. Tutaj pozwolę sobie go użyć.
Stary Teatr w Krakowie
NIECH ŻYJE POLSKA/SZTUKA PRAWICOWA
Radosław B. Maciąg
reż. Radosław B. Maciąg
premiera 11 października 2019
To jeden z tych spektakli, o których nie można zbyt wiele napisać, żeby nie zepsuć odbioru. Więc tylko krótko.
Siedząc w wygodnym fotelu na widowni małej sceny nie mogłem od tejże sceny oderwać wzroku, nie dowierzając właściwie zmysłom. W tym przedstawieniu był bowiem: początek, środek i koniec, może nawet niekoniecznie w tej kolejności, w tym wypadku - bez znaczenia, był pomysł, suspens, dobre aktorstwo, talent, wrażliwość oraz – nie bójmy się tego słowa - patriotyzm.
Bowiem przy użyciu faktycznie najprostszych środków reżyser opowiedział nam – mówiąc w pewnym uproszczeniu - historię powstańca, pytając o sens i znaczenie tytułowego okrzyku i - o polską martyrologię, zastanawiając się, co to właściwie dziś znaczą napisy na pomnikach – gloria victis, chwała pokonanym.
GROCHÓW
Andrzej Stasiuk
opieka reż. Agnieszka Glińska
premiera 11 października 2019Właściwie bez niespodzianek, to bardzo malabarowy spektakl, ze świetną scenografią, i - kiedy w programie przeczytałem, że - jak to w Malabarze bywa - są i tu „lalki”, to nawet niespecjalnie się zdziwiłem, że Marcin Bikowski zgromadził na scenie przedmioty, które są wszystkim, ale zdecydowanie nie lalkami. Przedmioty owe, począwszy od starych planów miasta po pocztówki znad morza, są trochę czwartym bohaterem tego kameralnego, wcale nie aż tak bardzo łatwego przedstawienia.
Rzecz jest o pamięci, więc przeznaczona jest raczej dla tych, którzy mają co pamiętać. Na przykład to, że kiedyś na Grochów, a dokładniej na Olszynkę, jeździł pospieszny K. No ale to K odeszło, tak jak nie ma już pociągu do Łupkowa, którym meandry pamięci dowiozły bohatera aż do Piranu, wtedy w Jugosławii, dziś w Słowenii; nie ma już, a może jeszcze są te grochowskie kamienice, których centrum wszechświata był zawsze Plac Szembeka z bazarem, którego zresztą już nie ma, a może… i to centrum wszechświata się teraz przesunęło? No może.
Z CZŁOWIEKIEM WŚRÓD ZWIERZĄT
FABULARNY PRZEWODNIK PO
Błażej Staryszak, Michał Sufin
reż. Aneta Groszyńska, Michał Sufinpremiera 10 października 2019
Czy nasza troska o świat, odrzucenie plastikowych słomek i reklamówek z polietylenu oraz segregacja śmieci to już musztarda po obiedzie? Swoją drogą znakomita, jadłem z ulubionymi parówkami, gdyż był to gadżet KK reklamujący spektakl, nietypowy zaiste. Czy naprawdę zginiemy i nie ma na to rady? A może uratują nas Bób, seler i włoszczyzna? No może:)
Tyle w największym skrócie o warstwie dramatycznej, wszystko plącząc, trochę zmyślając, w dodatku – niezbyt na temat tego spektaklu. Bo to, o czym Klub Komediowy mi opowiada i o czym śpiewa - ma znaczenie dojmująco drugorzędne. Ważne, że można tu przyjść, posłuchać utalentowanych aktorów, absurdalnych i pełnych liryki tekstów, a starannie dobrana publiczność (gdyż przychodzi tu taka, zresztą samodzielnie się dobierając), nie zapyta - „ale właściwie dlaczego bób nas nie opuści”, choć w innym teatrze taką właśnie wątpliwością byłaby targana.
Stary Teatr w Krakowie
NADCHODZI CHŁOPIEC
Han Kang, M. Wierzchowski, D.
Sołtysiński
reż. Marcin Wierzchowski
Poprzednio widziane przeze mnie spektakle p. Marcina dotykały absolutu. Ten był męczący i irytujący (to akurat jak sądzę zamierzenie twórców), a w całości – niestety letni. Nie zrobiły bowiem na mnie wrażenia dokładne opisy tortur, jakim byli poddawani koreańscy powstańcy, nie dowiedziałem się niczego więcej o wojnie niż wiem, o tym – co robi z ludzi, na każdym poziomie, że jest niewymazywalna, że zmienia DNA. Dosłowność zabiła (nomen omen) pierwszą część spektaklu, nie lubię tak.
Akt drugi, już „stacjonarny”, widzowie spektakli p. Marcina wiedzą, o co chodzi, rozgrywa się w Polsce, współcześnie czy też w niedalekiej przyszłości, kilka lat po tajemniczej śmierci Filipa, jego siostra prowadzi na własną rękę śledztwo, próbuje dojść do prawdy. Po co jej ta prawda? I ile łączy te oba te światy – koreański i polski? Nic. Wszystko. Trochę. To już każdy sam widz niepotrzebne skreśla i - chyba trochę o tym jest ten spektakl, przyglądający się także, a może przede wszystkim - sensowi i roli żałoby, zwracam uwagę na najbardziej dojmującą scenę tego przedstawienia, w której matka od 20 lat każdą rocznicę śmierci swojego syna obchodzi jak pierwszą, nie umiejąc się z jego stratą pogodzić.
Stary Teatr w Krakowie
SŁOWACKI UMIERA
Konrad Hetel, Radek Stępień
reż. Radek Stępień
premiera 27 września 2019
Krótko, bo krótkie.
Słowacki naprawdę wielkim poetą był i Radek Stępień wcale tego nie postponuje, przeciwnie, dodaje jedynie (jedynie?) poecie ludzką twarz, okrasza ten jego topos normalnością, ludzkimi odruchami, słabościami rozmaitemi, jakimiś rozterkami, ździebko sobie dworując przy okazji - i z Mickiewicza, który przecież już się urodził na cokole ze spiżu, jak - i z romantyczności czy też raczej – romantyzmu - w ogóle.
Rzecz także, a może i przede wszystkim o tem, że Wieszczem być – to sprawa wcale nie taka łatwa, o czym wie najlepiej p. Paweł Pogorzalek w roli Słowackiego - znakomity.
PS. Radek Stępień UBIERA aktorów na scenie. Sic!
KSIĘŻNICZKA TURANDOT
Carlo Gozzi
reż. Ondrej Spišák
premiera 27 września 2019
Z radością peregrynowałem między gośćmi na popremierowym bankiecie, podsłuchując komentarzy i rozpiętość uczuć publiczności wobec Turandot była zaiste imponująca. Przeważały pochwały, ja także należę do grona miłośników tego spektaklu, mimo że jest w nim coś, czego po prostu nie znoszę –bezpośrednich odniesień do bieżącej polityki.
Widzowie najbardziej zwracali uwagę na interludia, bo podczas nich komentowano w całkiem nawet zabawny sposób (jeśli kogoś to śmieszy oczywiście) naszą rzeczywistość, w każdym razie Robert Majewski jako Tartaglia był znów do zjedzenia. Odniesień do spraw bieżących było w spektaklu więcej, może nie aż tak oczywistych, ale jednak. Spotkałem się również z tezą, że samo wystawienie TEGO tytułu TERAZ jest zupełnie nie zakamuflowana manifestacją.
Agata Góral w roli zlej księżniczki jest znakomita, ale i
tak scenę kradnie kolegom p. Henryk Niebudek (Altum), który im bardziej próbuje
powiedzieć coś poważnego, tym większą radość wzbudza na widowni.
Cóż,
You’ll love it or you’ll hate it.
Teatr Powszechny w Łodzi
WYKAPANY ZIĘĆ
reż. Paweł Szkotak
premiera 21 września 2019
Generalnie - jest miło i zabawnie, wszak jesteśmy w Polskim Centrum Komedii. Jeśli się zatem „wejdzie” w zaproponowaną przez reżysera konwencję – powiedzmy – komiksu, to udane popołudnie w Powszechnym mamy zagwarantowane, bo są tu odniesienia lokalne, za którymi publiczność przepada, są błyskotliwe puenty, są wreszcie aktorzy, którzy lubią w tym spektaklu grać, co po prostu widać.
Zastanawiam się jednak, czy i - na ile mniej śmiesznie byłoby, gdyby kreska, jakiej użyto w Zięciu była minimalnie cieńsza. Całość uszyto bowiem zbyt grubymi jak na mnie nićmi, wszystko jest tu umowne – i nie będę ukrywał – trochę mi to przeszkadzało. Bo historia ze sceny jak najbardziej MOGŁA się wydarzyć i nawet bez przerysowań byłaby udanym materiałem na komedię. Tymczasem mamy sytuację, że wszyscy grają, że grają. Tak zapewne miało być, co podkreślono np. piosenkami stand-upowo śpiewanymi przez występujących na scenie aktorów. Ten pomysł wydał mi się dość okropny, nie dlatego, że wykonawcy fałszowali czy coś, ale - że było to niczym innym, niż próbą, no nie wiem, chyba podlizania się publiczności, jakąś ułomną publicystyką, bo teksty piosenek miały komentować czy odnosić się do tego, co widzimy na scenie, ale niestety, trochę to nie wyszło.
Nie zrozumiałem również rozpoczynającej spektakl sceny, nie mam niestety klucza do rozszyfrowania jej symboliki - otóż nasze bohaterki przez klika dobrych minut zmieniają pończochy, z czego literalnie nic nie wynika.
Czy coś może
przegapiłem?
Teatr Dramatyczny w Warszawie
PROJEKT LARAMIE
Moisés Kaufman oraz członkowie Tectonic Theater Project
reż. Michael Gieleta
premiera 20 września 2019
Mamy oto Laramie, trzydziestotysięczną z przeproszeniem dziurę w Wyoming, w której dochodzi do morderstwa młodego chłopaka, geja. Na miejsce przyjeżdża z NYC grupa teatralna, jej członkowie rozmawiają z lokalną społecznością o tym, co się tu wydarzyło, kim byli mordercy chłopaka, co to znaczy „być innym” w takim miejscu jak to, dobry człowiek – to jaki, wreszcie – czy cała i wyłączna wina za zbrodnię leży po stronie zabójców Mata?
Było w tej narracji coś z Trumana Capote z jego poruszającego reportażu Z zimną krwią, może taka beznamiętność opowieści, jej reportażowość. I paradoksalnie – najsłabsze momenty tego niezłego przedstawienia – były właśnie o emocjach, choć widziałem widzów mocno poruszonych np. sądową przemową ojca Mata, który apeluje o nieskazywanie na śmierć jednego z zabójców syna, ja wolałbym w tym miejscu niedopowiedzenie niż kropkę. Podobnie z finałem, finałami – właściwie, można było tu pięknie zostawić widzów samym sobie po procesie. No ale może w Ameryce nie lubią niedopowiedzeń? No może. Początek jest z kolei zbyt dynamiczny, zbyt „amerykański”, zabawa mocno poszarpanym tekstem i światłami wydała mi się nieco formalna, niepotrzebnie też aż tak dużą rolę w spektaklu grają notesy, ciągła obecność tych rekwizytów w rękach aktorów trochę irytowała.
NIE JEDZ TEGO! TO JEST NA ŚWIĘTA!
Mariusz Grzegorzek
reż. Mariusz Grzegorzek
premiera 20 września 2019
Oglądałem nieco zdezorientowany, gdyż staroświecko lubię sobie odpowiedzieć na pytanie – o czym to jest. No i gdyby nie finał, zapytany w sondzie ulicznej o problematykę obejrzanego utworu, pewnie byłbym uciekł, a wzrokiem – to już na pewno. Ale jest finał, a po nim te wszystkie klocki, tak porozrzucane, tak do siebie pozornie nie pasujące pozornie, nagle ułożyły się w szalony, niepoprawny, zabawny i perwersyjny momentami - zaryzykuję odrobinę egzaltacji - hymn o radości życia. Życia przecież za krótkiego, by marnować je na wrogów, na wiatry przeciwne, na złe emocje i brzydkich ludzi, życia – podczas którego trzeba wszystkiego spróbować, żeby wiedzieć, że… wszystkiego spróbowaliśmy (mimo, że „jest na święta”, mimo, że mamcia i babunia dadzą po łapach). Bo to próbowanie - może niekiedy zakazane, czasem wstydliwe czy nierozsądne, szaleńcze, ale – moje. I nikomu nic do tego. Z takimi niesfornymi myślami wyszedłem - w rozświetlone tego wieczoru miasto - z tego spektaklu, będącego trochę rozbrykaną wersją Dezyderaty, owszem, o życiu i całej reszcie, ale przede wszystkim o tym, że każdy może wziąć zeń (z życia, i z przedstawienia) dokładnie to, co chce i że ma do tego niepodważalne prawo.
Jeśli się mówi, że dyplomy „niosą ze sobą niezwykłą energię”, to ten zespół tym spektaklem budynek przy Kopernika po prostu rozsadził, zupełnie jak w Mebelkach i zupełnie niż w Mebelkach inaczej.
Czapka z głowy.
RÓŻA JERYCHOŃSKA
Diana Meheik
reż. Waldemar Zawodziński
premiera 20 września 2019
Poznajemy oto młodą Ukrainkę (świetna Agnieszka Więdłocha), pracującą w Libanie jako gosposia i prostytutka, jej pracodawca Anis jest także alfonsem (pełna poświeceń rola Sambora Czarnoty), a jego uzależniona małżonka (rewelacyjna Ewa Wiśniewska) potrzebuje pieniędzy na narkotyki, co zabija w niej tlące się ludzkie wobec Oleny odruchy. Pojawia się w tym świecie także Fady, będący jakby nadzieją na uwolnienie dziewczyny z piekła (istotnie ludzki Krzysztof Wach), ale ostatecznie i na jego pomoc nie można liczyć. Tyle w największym skrócie.
A że ta istotnie smutna historia –
jak już czytelnik się domyślił - nie poruszyła mnie zbyt mocno (prawo do bycia
troglodytą ma podobno zostać w nowej konstytucji) i że nie miałem szansy
pogdybania, takiego stworzenia sobie świata alternatywnego, bo autorka pisze:
tak było i już!, skupiłem się więc nie na tej istocie tej opowieści, a na jej
przez Waldemara Zawodzińskiego pokazaniu. I powtórzę – to bardzo dobry
spektakl, ale dla innego niż piszący te słowa odbiorcy. Bywa i tak.
ROCK OF AGES
Chris D’Arienzo, Ethan Popp
reż. i tłum. Jacek Mikołajczykpremiera 14 września 2019
Jacku,
Przez ostatni rok dzięki Tobie polubiłem musicale, pisałem o tym w moim dzienniczku naprawdę szczerze, może trochę jak mały Jaś patrzący ze zdziwieniem na świat, ale nigdy przecież nie ukrywałem, że na musicalach się nie znam, nie jestem jak Ty i Twój zastępca ich znawcą i pasjonatem, oglądałem je zawsze w Syrenie jak spektakle dramatyczne, tyle że z muzyką i tańcem, oczywiście nieco wulgaryzując. Dowiedziałem się zatem w poprzednim sezonie, że musicalem można powiedzieć coś ważnego, ciekawego, poruszającego, zabawnego, można wciągnąć widza w taką narrację, która go zmieni, ulepszy, upiękni, która da mu do myślenia, albo choćby rozchichocze inteligentnym żartem, aluzją czy pointą.
Ale na Boga, nie powiedziałeś mi dotychczas, że musical może być zrobiony wyłącznie dla rozrywki… Kompletnie zatem nieprzygotowany obejrzałem Rock Of Ages i tak się skonfundowałem, że do dziś w tym stanie trwam, mimo, że jako jeden z niewielu na widowni znałem wszystkie utwory, ich wykonawców, a niekiedy nawet kompozytorów (w radiu sami piszemy zaiksy).
Co prawda znów nieledwie z ekstazą patrzyłem na aktorów i ich poczynania, szczególnie na znakomitego pana Przemka, świetnie się słuchało Twoich tłumaczeń tekstów, były zdecydowanie nieoczywiste, ale – coś mnie nie chwyciło, nie wciągnęło, nie rozerwało, czegoś mi było za dużo, a może – czegoś brak. Czego? Co robić? Poradź…
Oddany,
RT
WSTYD
Marek Modzelewski
reż. Wojciech Malajkat
premiera 13 września 2019
Mamy oto rozpoczynające się wesele, na zapleczu sali wśród wódek, oranżad i zakąsek spotykają się rodzice młodych. Cóż, czeka ich dość poważna rozmowa, bo pan młody uciekł sprzed ołtarza, a najgorsze – że zdenerwowana mamusia nie może się do synka dodzwonić. Do czego spotkanie tej czwórki doprowadzi?
Ta jazda jest naprawdę bez trzymanki, więcej jednak nie mogę napisać, żeby nie zepsuć Wam wieczoru w teatrze. Świetny, bardzo inteligentny tekst Marka Modzelewskiego balansuje między farsą a dramatem, i – choć rzecz jest naprawdę zabawna - gdyby się tak bliżej przyjrzeć naszym bohaterom, to czy na pewno jest się z czego śmiać? I gdzie wśród motorów (bądź hamulców) ich działań znajduje się tytułowy wstyd?
Na małej scenie Współczesnego - Izabela
Kuna, Agnieszka Suchora, Jacek Braciak i Mariusz Jakus, wszyscy są fantastyczni.
Wstyd już jest jednym z największych przebojów warszawskich scen, życzę więc udanego
polowania na bilety.
WIĘCEJ NIŻ JEDNO ZWIERZĘ
reż. Robert Wasiewicz
premiera 12 września 2019
Ani literalnie o owcy ani o lamie, ale – istotnie – o stadzie, to przecież odpowiedź najwyżej punktowana. W ogóle – o zwierzętach, jeśli ktoś zapyta, bo - to odpowiedź najbezpieczniejsza i całkiem prawdziwa. Jednak wcale zupełnie nie o zwierzętach, ale jak ktoś tak chce właśnie tak to oglądać, to też nie ma przeciwwskazań, co stwierdzam słysząc właśnie pomruki sierściusze na mymłonie, wpływa to zapewne na kształt tego tekstu. Może tyle figur performatywnych wystarczy…
Spektakl jest przeuroczy. Songi (songi?) w wykonaniu reżysera powinny zdecydowanie wejść do przestrzeni bardziej dostępnej niż tylko maleńkie studio Studia, pana Marcina zachęcam do częstszego przyjmowania ról, każde jego pojawienie się na scenie było czymś niesłychanie zabawnym, choć dla siebie stworzył rolę niemą. Mamy także, a raczej – przede wszystkim - czworo performerów, odgrywających role rozmaitych zwierząt, niektórych zachowujących się zresztą dość ekscentrycznie (chodzi o ekscentryczność zwierząt, a nie performerów naturalnie). Błażej Stencel np. z poświęceniem ale i uroczą dezynwolturą zagrał niełatwe dla mężczyzny sceny porodów, bowiem i taka sytuacja ma miejsce w naturze.
DOBRZE CI TEGO NIE OPOWIEM
Anna Karasińska
reż. Anna Karasińska
premiera 8 września 2019
Niestety, kolejne części przedstawienia były słabsze, nie mam pewności, czy cokolwiek nowego z nich wynikało, wchodzenie głębiej w ów las nużyło i – kurczę – jakoś nie obchodziło. Spektakl jest krótki, trwa 50 minut, a gdyby usunąć zeń totalnie niekompatybilny utwór i pominąć dość długie pauzy, wyszłoby pewnie pół godziny.
KLUB WINOWAJCÓW
John Hughes
reż. Agnieszka Czekierda
premiera 22 sierpnia 2019
Mamy oto pięcioro tytułowych winowajców, którzy zjawiają się w sobotni poranek w szkole, żeby odpokutować swoje rozmaite przewinienia, kto widział „The Breakfast Club” – wie, o co chodzi. Obserwujemy, jak owo towarzystwo z walczących ze sobą kogucików (głównie o atencję pozostałych) zmienia się w grupę przyjaciół, a cała ta przemiana odbywa się pod okiem pilnującego ich raczej niesympatycznego dyrektora szkoły. Przyjaźń między całą piątką rodzi się jednak trochę deus-ex-machina, zważywszy zwłaszcza na wybryki dojmująco potrzebującego psychoterapii Bendera. Nawet we współczesnej szkole nie można obrażać ludzi w tak prostacki i chamski sposób, a on – żadnych granic nie zna. Wydaje mi się, że wyszło to trochę niewiarygodnie, coś zbyt łatwo współukarani zapominają o benderowych impertynencjach. Ciekawe zatem, jak spektakl spodoba się publiczności licealnej? Czy pewna naiwność przesłania nie będzie jej przeszkadzała? Czy ręce im nie opadną przy scenie wątpiącego w sens swojej pracy pedagoga? Czy będą w napięciu trzymani przez całe przedstawienie? No, ciekawe.