Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR ATENEUM
2024, kwiecień
MATKA
Stanisław Ignacy Witkiewicz
reż. Anna Augustynowicz
premiera 12 kwietnia 2024
Cóż, szedłem do Ateneum z duszą ramieniu, bo mimo całej sympatii do autora śmiem twierdzić, że jego dramatopisarstwo jest komunikatywne głównie dla elit, gdy tymczasem Anna Augustynowicz zrealizowała spektakl jasny, zapewne pomogły daleko idące skróty, zatem – krótki; oraz - niesłychanie efektowny, ukłony dla Marka Brauna – scenografia i Tomasza Armady – kostiumy.
Przede wszystkim jednak – świetnie zagrany, ze spotkania znakomitej reżyserki ze znakomitą aktorką musiało wyniknąć coś wyjątkowego, i tak też się stało, od Janiny Agaty Kuleszy nie sposób oderwać wzroku, podobnie jak od Adama Cywki, Leona; oraz świetnego drugiego planu – Ewy Telegi, debiutującej w Ateneum Zofii Domalik, Łukasza Lewandowskiego i - Janusza Łagodzińskiego.
O czym ten spektakl? I o atawistycznym uczuciu matki do dziecka (i vice versa), o toksycznej relacji między nimi, o nieugiętości i niechęci porozumienia i tegoż porozumienia gorącym pragnieniu, o - przeszłości, która dla obojga wyglądała zupełnie inaczej, wreszcie - o miłości, czy też - o nienawiści, która wcale nie jest miłości przeciwieństwem.
Brzmi zupełnie współcześnie, prawda?
2024, luty
NAPIS
Gérald Sibleyras
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 24 lutego 2024
Mamy oto elegancką kamienicę, do której wprowadzają się nowi lokatorzy. Zaledwie dwa tygodnie później w windzie pojawia się napis (excusez le mot) Lebrun = chuj. Przestroga? Zemsta? Pomyłka? Pan Lebrun próbuje zrozumieć motywacje autora tegoż nieprzyzwoitego hasła, najprawdopodobniej chodzi po prostu o innego Lebruna – tak pojawienie się inkryminowanego napisu tłumaczą mu lokatorzy z 1. piętra. Żeby uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji i lepiej poznać swoich sąsiadów, Lebrunowie organizują dla nich małe przyjęcie…
Napis jest najlepszą graną obecnie komedią w Warszawie. Uprzedzam jednak, cytując wieszcza, że historia to wesoła, a ogromnie przez to smutna: ten tekst (wydawało mi się, że ździebko archaiczny, ale - nie) jest dojmującym i bardzo niestety trafnym studium kabotyństwa oraz wyprowadzonej poza granice rozsądku poprawności politycznej.
Spektakl jest fantastycznie zagrany.
Grzegorz Damięcki jest jako Pan Cholley po prostu rewelacyjny, wznosząc się grubo ponad Himalaje hipokryzji; bardzo nowoczesną połowicę Cholleya w punkt zagrała Emilia Komarnicka-Klynstra, zachłyśnięta ideą Europy i równości Panią Bouvier brawurowo zagrała Marzena Trybała, ta rola to perełka, a w wesołkowatego i coraz bardziej pijanego jej męża - nie zostawiając jeńców - wcielił się Krzysztof Tyniec. Najtrudniejsze paradoksalnie zadanie zagrania „normalsów” Lebrunów mieli - i wyszli z niego z tarczą – Paulina Gałązka i Bartłomiej Nowosielski.
Pyszne!
2024, styczeń
HISTORIA JAKUBA
Tadeusz Słobodzianek
reż. Aldona Figura
premiera 13 stycznia 2024
Scena, na niej krzesło, światło, aktor i - tekst. To wszystko. I uwierzcie, nie można się oderwać od tej historii opowiedzianej w tak przecież ascetycznych warunkach. Niepodobna się z niej wylogować, bo wciąga niczym hydra – każdą kolejną sceną i każdym pojawiającym się w tej opowieści bohaterem. Mamy oto powstałą na podstawie faktów opowieść o życiu księdza, który już jako dorosły człowiek dowiaduje się, że jest Żydem. Co Jakub z tym faktem zrobi? Przed jakimi wyborami stanie? I czy w ogóle – jakikolwiek wybór ma?
robi później Jakub doktorat w Paryżu i w Warszawie, poznaje swoją rodzinę w Izraelu, potem przychodzi 1989 rok, wyczekiwany ale i niosący rozczarowania… I nie ma w tym monologu Jakuba ani jednego niepotrzebnego słowa, nie ma w tym spektaklu zbędnej choćby sekundy, nie ma centymetra niepotrzebnej przestrzeni, jest tylko (scena, na niej krzesło, światło, aktor, tekst…) po prostu - Teatr.
Łukasz Lewandowski jest po prostu znakomity, nie mam wątpliwości, że to jest jedna z najlepszych ról tego sezonu.
2023, październik
WARIACJE ENIGMATYCZNE
Éric-Emmanuel Schmitt
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 21 października 2023
Najkrócej – do mieszkającego na końcu świata pisarza noblisty (Krzysztof Tyniec) przyjeżdża dziennikarz (Grzegorz Damięcki), żeby z tym unikającym i ludzi i mediów samotnikiem przeprowadzić wywiad i ten wywiad – cóż - nie za bardzo wyjdzie. Nie mogę więcej napisać, żeby barbarzyńsko nie zaspojlerować, ale ponieważ moje uwagi dotyczą właśnie tego, co się z obu mężczyznami będzie działo dalej, więc spróbuję jakoś ogólnie.
Otóż - nie uwierzyłem w tę historię zupełnie. Sądzę, że jest wydumana, nieprawdopodobna. Owszem, może wzruszać, gdyż Wariacje są również love story (widzki ukradkiem sięgały po chustki), rości sobie pretensje moralizatorskie, jest też pewnym zaczynem rozważań o sztuce i jej granicach, tak, wiele można o tym tekście powiedzieć, ale nie to, że ta historia mogła się wydarzyć. A ponieważ w Ateneum pokazano ją całkowicie realistycznie, choć z realizmem wspólnego ma niewiele, coś mi się tu nie zgadzało… Możliwe zatem, że rzecz spodoba się widzom o innej od mojej wrażliwości, tym bardziej, że część widowni wyszła z premierowego przebiegu w stanie widocznego poruszenia. Bywa i tak. Ale…
Mimo powyższych zastrzeżeń – warto zobaczyć, bo Wariacje są fantastycznie zagrane. Na scenie oglądamy dwóch wybitnych aktorów, raczej partnerujących sobie się niż pojedynkujących, i obaj są wspaniali – mamy mocno zaskakującą kreację Krzysztofa Tyńca oraz bardzo przemyślaną, misternie zbudowaną i zagraną rolę Grzegorza Damięckiego.
PS. Czy Norwedzy noszą świadectwa ślubu zawsze przy sobie?
2023, kwiecień
ZESŁANIE CZYLI ANTY-TRAGEDIA SYBERYJSKA
Konstanty Wolicki
reż. Mikołaj Grabowski
premiera 22 kwietnia 2023
Zgodnie z tytułem momentami jest zupełnie zabawnie, choć niewiele mogłoby na to wskazywać, mamy oto bowiem tekst żyjącego w XIX wieku szlachcica, który zostaje zesłany na Syberię. Jak się jednak okazuje absurdy carskiej Rosji, z którymi przyszło się Wolickiemu zmierzyć i które w swoich wspomnieniach opisał, miały w sobie coś mrożkowsko zabawnego, np. opowieść o walce z robactwem była cudownie zabawna (i brawurowo przez Dorotę Nowakowską zagrana). Cóż, miał nasz Autor jednak wiele szczęścia, został bowiem dyrygentem orkiestry w Tobolsku, co pozwoliło mu na względnie dobre życie na zsyłce, nie mam pewności, czy gdyby nie ten fakt, to jego wspomnienia miałyby aż tak pogodną tonację. Mamy tu również mniej przyjemne opowieści, dość dokładna instrukcja a następnie opis chłosty, której Wolicki był świadkiem, epatuje wręcz okrucieństwem. Rzecz jest najkrócej mówiąc o tym, że Rosja – i wówczas, i dziś – to przede wszystkim stan umysłu.
Spektakl jest świetnie zagrany. Mamy sześć właściwie równorzędnych ról, na które tekst Wolickiego został przez Mikołaja Grabowskiego w bardzo rozpoznawalny dlań sposób rozpisany, w Ateneum tym spektaklem debiutuje przeszedłszy z Dramatycznego – fantastyczny jak zawsze - Łukasz Lewandowski, zwracam uwagę także na pierwszą tak dużą rolę młodego aktora Ateneum - Jakuba Pruskiego, który poradził sobie z naprawdę niełatwą materią wprost znakomicie.
2023, luty
WZRUSZ MOJE SERCE
Hanoch Levin
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 18 lutego 2023
To bardzo ładny spektakl, ale mam kilka pytań, na przykład – dlaczego tak istotną rolę pełni na scenie kubeł na śmieci, albo – dlaczego Julia Kijowska gra dwie postaci oraz - dlaczego ma tak okropną sukienkę, czy też – czy dźwięki perkusji musiały nam towarzyszyć przez cały spektakl? (Z całym szacunkiem oczywiście dla kunsztu Piotra Maślanki). Wreszcie – dlaczego Pszoniak ni w 5 ni w 9 pojawia się w telewizorze? Ale to może dobrze, że po obejrzeniu spektaklu są pytania, może wybiorę się raz jeszcze, żeby spróbować na nie odpowiedzieć.
Ale przede wszystkim po to, żeby raz jeszcze zobaczyć Łukasza Simlata i Grzegorza Damięckiego, których role można bez przesady nazwać kreacjami. Z moich rozmów z widzami tego przedstawienia wynika, że dokonał się podział na dwie dość równe grupy (jak to w Polsce bywa) - na miłośników roli Sędziego Lamki i miłośników roli Pszoniaka.
Ja zaliczam się do tego właśnie gremium, od Grzegorza Damięckiego, po prostu nie mogłem oderwać wzroku, wydał mi się jakoś z Levina cały ulepiony, wspaniale zagrany przezeń Pszoniak z franciszkańskim spokojem przyjmuje wszystko, co los przyniesie. Zaś jego przyjaciel Sędzia Lamka (Łukasz Simlat) – tak nie chce. Kocha i chce być kochany, pożąda i chce być pożądany, na wyłączność. A to za wiele, mówi Pszoniak, to doprowadzi – w ostatecznym rozrachunku – do katastrofy…
Levin - jak wiemy - pięknie umie łączyć sacrum z profanum, w Ateneum akurat mamy przeanalizowany wpływ odcisków na struny głosowe, i nie dziwimy się, że dolegliwości tej Lalalala (Julia Kijowska) próbuje się pozbyć. Uprzedzam na wszelki wypadek, bo jak słyszałem w foyer po spektaklu część widzów tego oczywistego przecież związku obu tak odległych części ciała nigdy nie doświadczyła.
MARYLIN MONGOŁ
Nikołaj Kolada
reż. Bogusław Linda
premiera 21 września 2012
Spektakl jest na afiszu 10 lat i - może już wystarczy?
Nie dlatego, że miałbym coś przeciwko Koladzie, (i zaznaczywszy, że całą czwórkę aktorów odnajdziemy w znakomitej kondycji) nie wiem nawet, czy od wojny się odciął, czy nie. Ale dlatego - że nie da się odpędzić wrażenia graniczącego z pewnością, że to przedstawienie po 24 lutego przestało być uniwersalne, wojna odebrała mu wszystkie metafory.
Tej historii nie da się oglądać inaczej niż jako do bólu realistycznej opowieści o ruskim mirze (żeby nie napisać mocniej) który to mir - jak wciąż marzą na Kremlu – miałby się ciągnąć się od Władywostoku po Lizbonę. Na miejscu władz Portugalii zażądałbym od rosyjskiej ambasady daleko idących wyjaśnień.
DZIEŃ ŚWIRA
Marek Koterski
reż. Piotr Ratajczak
premiera 4 czerwca 2022
Najpierw był tekst dla teatru, później dopiero kultowy film, zdarzyła się po drodze nawet opera, mamy wreszcie i spektakl. Oczywiście, nie da się uciec od porównań z filmem, widzowie – jak podsłuchiwałem – głosowali kto za Kondratem, a kto za Cywką, czy - który Sylwuś lepszy, ale w przedstawieniu jakichś wyraźnych odniesień do obrazu Koterskiego nie ma, a i niewyraźnych też nie dostrzegłem. Jak sądzę – to istotna informacja dla widzów, których motywacją jest obejrzenie swojego ulubionego filmu na deskach teatralnych. To nie tu.
Adam Cywka wreszcie w roli godnej talentu tego znakomitego aktora, w ogóle przedstawienie jest znakomicie zagrane, tekst jest niełatwy, jak pamiętamy – to poezja i fraza niemalże fredrowska, gdzie każde zająknięcie będzie słyszalne, jak to z wybiciem z rytmy bywa, a dubelka w teatrze przecież nakręcić nie można.
Nie będę ukrywał - Dzień Świra doprowadza mnie zawsze do łez i to nie śmiechu, więc i spektakl rozbawił mnie umiarkowanie, gdyż jest o tym, że każda władza miała, ma i mieć będzie inteligenta w excuzes le mot - dupie. Więc zupełnie nierozbawiony polecam polowanie na bilety w nowym sezonie, dziękując Ateneum za nazwanie Piotra Ratajczaka „reżyserem młodośredniego pokolenia”, niesłychanie mi się owo określenie podoba i jeśli można – będę go używał przy określeniu przynależności generacyjnej i mojej osoby.
Z zachowaniem praw autorskich naturalnie.2022, maj
TO WIEM NA PEWNO
Andrew Bovell
reż. Iwona Kempapremiera 21 maja 2022
Mamy oto kochającą się rodzinę
(proszę nie wierzyć doniesieniom medialnym, że „dysfunkcyjną”, czy „toksyczną”,
przeciwnie) - małżeństwo w średnim wieku – Annę i Jacka - z czworgiem dorosłych
dzieci. Najstarsza córka Pola ma już własną rodzinę, jest kobietą ambitną
kobietą, mocno poświęconą swojej pracy; Ben robi karierę w bankowości,
najmłodsza Róża właśnie wróciła z podróży po Europie, a Marek… Cóż, o Marku
wiemy najmniej. Może tyle. Tyle? Tak, tyle. Bowiem pisanie co się wydarzy w tym
przedstawieniu jest po prostu barbarzyństwem, zapewniam jednak, że nie da się wylogować
z historii tej szóstki długo po wyjściu z teatru.
Agata Kulesza zagrała matkę fantastycznie, z użyciem (jakkolwiek to zabrzmi) palety wszystkich emocji – od milczenia, szeptu czy zawoalowanej ironii po wbijającą widzów w fotele furię, wręcz wrzask rozpaczy czy bezsilności. To bez wątpienia jedna z najlepszych kreacji sezonu. Jacek dla odmiany jest cichy, jakby zahukany, ale… z drugiej strony - proszę zwrócić uwagę choćby na awanturę, jaką (słusznie zresztą) zrobił Benowi, w pozornie tylko łatwej roli Jacka Przemysław Bluszcz jest po prostu znakomity.
W dorosłe dzieci wcielają się Paulina Gałązka, Waleria Gorobets, Jan Wieteska i Paweł Gasztold-Wierzbicki, i nazwisko p. Pawła, studenta IV roku AT, radziłbym zapamiętać, rozmowa granego przezeń Marka z rodzicami i z Różą po prostu chwyta za gardło, proszę zauważyć, po jak cienkiej granicy aktorzy się w niej muszą poruszać, szczególnie właśnie Marek, ta scena jest aktorskim i reżyserskim majstersztykiem.
Zakończę wyznaniem intymnym – zwykłem pochlipywać w teatrze tylko kiedy Helena z profesorem wreszcie wyjeżdżają do Charkowa czy gdzieś, tymczasem w Ateneum zdekompensowałem się aż dwukrotnie, widziałem i słyszałem, że część współwidzów - też.
Jest bowiem w tym spektaklu coś niesłychanie uczciwego, coś bardzo czystego, jest jakaś niewymownie poruszająca prostota, jest wreszcie takie zwykłe ludzkie ciepło.
Koniecznie.
2022, styczeń
UCIEKINIERKI
Pierre Balmade i Christophe Duthuron
reż. Wojciech Adamczyk
premiera 29 maja 2021W środku nocy, gdzieś na odludziu, dwie kobiety próbują złapać stopa. Obie – zgodnie z tytułem – uciekają, starsza – z domu opieki a młodsza – z domu rodzinnego. Dokąd ten gigant je zaprowadzi?
Cóż, spędziłem całkiem beztroski czas w Ateneum, jednak tekst pozostawił we mnie pewien niedosyt. Psychologicznie było to bowiem dość miałkie, przeszło mi nawet przez myśl, że autorzy trochę ze swoich bohaterek kpią, czy - nie do końca poważnie je traktują; a jak na komedię – nie było to aż tak śmieszne. Postać niegdyś rozerotyzowanej starszej pani, której zdarza się przekląć jak szewc – jest po prostu pogodna, zwłaszcza w zetknięciu – co można łatwo przewidzieć – z żyjącą niczym mniszka i bardzo ułożoną młodszą przyjaciółką. Na miejscu autorów bardziej pobaraszkowałbym z tekstem, i bieg zdarzeń i finał – były mocno przewidywalne.
Scenografię mamy dość ascetyczną, nie umiem odpowiedzieć na pytanie – czy to zabieg celowy, prawdopodobnie tak – bo sensem tego przedstawienia nie są przecież dekoracje a - aktorstwo, obie aktorki Magdalena Zawadzka i Sylwia Zmitrowicz wyraźnie lubią swoje bohaterki; wszystko to razem wzięte umieszcza Uciekinierki wśród propozycji na tzw. miły wieczór w teatrze.
2021, czerwiec
DON JUAN ALBO KAMIENNA UCZTA
Molier
reż. Mikołaj Grabowski
premiera 11 czerwca 2021
Molier czy żart z Moliera? Oto jest pytanie! Zadaję - nie żeby efekciarsko rozpocząć ten krótki tekst, a dlatego, że to chyba najistotniejsza kwestia gdy spróbujemy zrozumieć ten spektakl. Oczywiście, rzecz o tym co tu i teraz, odniesienia do współczesności nie są zupełnie zawoalowane, np. Karolka i Małgośka są – żeby nie powiedzieć niemądrymi dziewuchami – to postawmy na: pobawionymi intelektualnej finezji wytworami mediów społecznościowych. Co jednak z tego faktu miałoby wynikać – no właśnie…
W roli tytułowej (Don Juana naturalnie, a nie kamiennej uczty) Tomasz Schuchardt. Bardzo cenię tego utalentowanego aktora, tutaj miał zadanie dość trudne, gdyż jego bohater jest typem spod ciemnej gwiazdy, dość nieinteresującym, no, ma jednak coś, co przyciąga doń kobiety. Czyżby pewną nutkę sadyzmu? W każdym razie w finale za wszystkie przewiny trafia go szlag, ale z jakichś powodów nie mamy wrażenia, że sprawiedliwości stało się zadość i że zło zostało ukarane. W każdym razie zstępuje Don Juan do piekieł w rytm dynamicznej muzyki dyskotekowej, rodem zza wschodniej granicy.
Ciekawy pomysł, choć do dziś próbuję znaleźć jakiś sensowny trop tłumaczący takie właśnie sceniczne rozwiązanie. W roli Sgnarela – Dorota Nowakowska. P. Dorota zagrała fantastycznie, dlaczego jednak tę jednak męską rolę obsadził aktorką co się zowie, również nie udało mi się jednoznacznie ustalić ani zgadnąć.
Zapowiada się dużo Moliera w przyszłym sezonie (twórca stał się znów modny, dzięki nowym przekładom Jerzego Radziwiłowicza), niewykluczone więc, że z któregoś z licznych wystawień dowiemy się, o co w tym donżuanizmie chodzi. Bo w Ateneum w tak nie do końca wiedziałem o co chodzi w ogóle.
ŁAWA PRZYSIĘGŁYCH
Ivan
Klima
reż. Jakub Krofta
premiera 19 grudnia 2020Jak to jest „czarna komedia” - czytam na stronie Teatru – to ja jestem baletnicą. Najmocniej przepraszam, ale tam naprawdę nie było z czego się śmiać, rzecz jest raczej przerażająca niż śmieszna. Choć w sumie – może i zależy od tego, kto ogląda.
Mamy oto posiedzenie tytułowej ławy przysięgłych, która musi wydać wyrok w sprawie zabójstwa. Kłopot w tym, że skład jest niepełny (swoją drogą - co się stało z szóstym ławnikiem?), adwokat oskarżonego rezygnuje przed rozpoczęciem obrad, brakuje wreszcie oskarżonego. Sędzia jednak (znakomita Maria Ciunelis) nie widzi problemu, ława ma wydać wyrok. Ławnicy więc konfrontują się z własnym sumieniem, ze strachem, ale i ze sobą – jest wśród nich jeden, który nie ma w ogóle żadnych wątpliwości co do winy oskarżonego, a jakoś podejrzanie dużo wie o innych ławnikach (świetny Grzegorz Damięcki). Oskarżony się w końcu znajduje, dodajmy, że w stanie niekompletnym, a ława wydaje wyrok przy jednym głosie sprzeciwu, ten ławnik jako jedyny odważył się być nie tylko uczciwy, ale i odważny, dobrze wiedząc, jaką może zapłacić za swój sprzeciw cenę. I mielibyśmy piękne, mimo wszystko optymistyczne zakończenie, ale jest jeszcze ostatnia scena...
Mamy tu narysowany trochę jak w krzywym lustrze obraz wymiaru sprawiedliwości, w którym i sądzący i sądzeni nie dopuszczają do glosu ani rozumu ani sumienia - a tylko strach i w którym wyroki są przez „system” bez procesu wydane, a sąd ma je tylko – w sumie - przeczytać.
Tylko, czy to zwierciadło aby na pewno aż tak krzywe? Zatrważające, bo niestety możliwe.
Dwunastu gniewnych ludzi a rebour.
Ronald Harwood
reż. Wojciech Adamczyk
premiera 3 października 2020
Kwartet jest pogodnym spektaklem o miejscu sztuki w naszym życiu i – o starości, jeśli naturalnie starość może być „pogodna”. Nasi bohaterowie – mimo dokuczających „siątek”, zarówno ze strony ciała jak i umysłu, mimo dożywania swoich dni w domu seniorów, a nie z rodziną - próbują jakoś żyć, z zachowaniem szacunku dla siebie i współpensjonariuszy, co łatwe nie jest, bo mamy do czynienia z artystami, a więc indywidualistami. Sytuacja dość gwałtownie się pogarsza, gdy do trojga już oswojonych ze sobą bohaterów, dołącza była żona jednego z nich, która – o zgrozo - wcale nie ma zamiaru się dostosować do ustalonych i praktykowanych tu zasad. Czy uda się zatem całej czwórce przygotować i wystawić tytułowy kwartet z Rigoletta? Zdradzę – uda się, co zresztą i tak wiadomo, bo to przecież komedia, a nie trzymający w napięciu moralitet.
To jest teatr taki już trochę pokryty - niesłychanie szlachetną, dodajmy - patyną, czy też „teatr jak kiedyś”, z aktorami, którzy w tym wypadku muszą być obsdadzeni po warunkach, bo młodsi zrobilibyby z tego tekstu okrutną farsę.
A obsadę mamy w Ateneum gwiazdorską – Magdalenę Zawadzką, Krzysztofa Tyńca, Krzysztofa Gosztyłę i Marzenę Trybałę, która dubluje rolę Jean z Sylwią Zmitrowicz, i - choć w wypadku tych wspaniałych aktorów może zabrzmieć to nieco protekcjonalnie, zaryzykuję – wszyscy są świetni.
Spędziłem więc w Ateneum miły wieczór, siedzenia na widowni właśnie zainaugurowanej sceny Teatru (o nazwie 20) są wygodne, zadrżałem jedynie w teatralnej kawiarni, gdzie pozwoliłem sobie na lampkę białego, tyle bowiem płacę za całą butelkę, a nawet półtorej... Cóż, to Warszawa, musi więc kosztować, przynajmniej można płacić kartą.
2019, grudzień
ŹLI ŻYDZI
Joshua Harmon
reż. Maciej Kowalewski
premiera 7 grudnia 2019
Albo coś nie wyszło albo niespecjalnie zrozumiałem, dlaczego powinna mnie bawić półtoragodzinna awantura o wisiorek, pamiątkę rodzinną, z dwojgiem wrzeszczących na siebie aktorów, którzy zresztą niepotrzebnie przerysowali swoje role. Było to przeżycie dojmująco niezabawne, nie mające żadnego odniesienia do naszego kosmosu, z okropnym, egzaltowanym finałem, kompletnie nie pasującym do reszty tego spektaklu, ten skądinąd poruszający kontrapunkt koncertowo w Ateneum nie zagrał.
Może – po prostu - tekst ów, napisany przez amerykańskiego Żyda, o amerykańskich Żydach jest WŁAŚNIE amerykańskim żydowskim widzom dedykowany i wyrywać go z korzeniami z Ameryki nie należy? Nie wiadomo, czytam, że grane po całym świecie i że się podoba. Trudno mi w to uwierzyć.
Jedyny jasny punkt w tym spektaklu to Piotr Sędkowski (Jonah), starający się zachować jakąś normalność wśród swojej nie do końca zrównoważonej rodziny.
2019, listopad
DWÓR NAD NARWIĄ
Jarosław Marek Rymkiewicz
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 9 listopada 2019
Spektakl jest wciągającą zabawą z widzami, nic, tylko chwytać aluzje, odniesienia, żarty, cytaty, jak to u Rymkiewicza bywa, choć dalibóg trzeba mieć doktorat u prof. Janion, żeby wszystko od razu wyłapać. Jest i nieledwie kryminalna zagadka, nad którą głowiła publiczność się podczas antraktu, otóż – kim właściwie jest nieobecna na scenie Marylka i jaką rolę w jej życiu odegrał Doktor? I zwracam uwagę na scenę, która dość mocno mnie wbiła w fotel ze zdumienia – bo tekstu wcześniej nie znałem – jak Jenerał i Porucznik wysysają krew z Tadzia. To jednak dość mocna metafora biorąc pod uwagę i kontekst i autora, może przede wszystkim autora. Czy dziś napisałby tę scenę tak samo?
Niby można oglądać Dwór nad Narwią jako całkiem zabawną i frywolną opowieść o duchach, które nie chcą opuścić tytułowego dworu nad Narwią, o nieporozumieniach żywych z umarłymi itepe. Mamy jednak drugi akt, w którym ta fabuła ulega załamaniu, monolog Lutka przecież nie jest stylizowany, jest zupełnie współczesny, jakby niespójny z całym tekstem, inaczej przez Schuchardta zagrany.
Po co pojawia się ten kontrapunkt? Więc - rzecz jest bardziej o żywych czy o umarłych? A duchy - to wolą, żeby zostawić ich w spokoju, nad Narwią, czy raczej - wciąż je zaczepiać, powoływać, hołdować, hołubić?
Skróciłbym może pierwszy akt, publiczność wyraźnie się wierciła pod koniec tej cmentarnej opowieści, jednak do Ateneum wybrać się warto, ze względów jw. - oraz świetnego Tomasza Schucharda w roli Lutka, i słodko sobie dworującej z Amelii – kochliwej hrabiny w wieku balzakowskim - Ewy Telegi.
2019, maj
ŁOWCA
Dawn King
reż. Wojciech Urbański
premiera 11 maja 2019
Mamy oto farmę Samuela i Judith, która niestety podupada, trochę z powodu podtopień, a trochę z powodu długiej choroby Sama. Małżeństwo nie potrafi sobie również poradzić z żałobą po utracie synka. Wszystko to grozi niewywiązaniem się z obowiązkowych dostaw. Odwiedza ich zatem bardzo młody William Bloor, tytułowy łowca (świetny Adrian Zaremba), żeby dowiedzieć się co tak naprawdę stało się u Coveyów, jakie są szanse na normalne funkcjonowanie tego gospodarstwa i na ile za jego stan odpowiedzialne są lisy. Podczas swojego dochodzenia zadaje również pytania o ich najbardziej intymne sprawy. Po co?
Poza tym, że to znakomicie zagrany i trzymający w napięciu thriller, Łowca jest również symboliczną, ale i realistyczną (to już zależy od widza) przestrogą przed pułapkami, jakie zastawia na nas „system” wziąłem w cudzysłów, bo nie tylko polityczny, każdy;
co takiego robi z ludźmi, którzy są sobie bliscy, przed jakimi wyborami potrafi ich postawić w imię tzw. dobra ogółu i - jak zmienia znaczenie najbardziej fundamentalnych słów.
Ale przede wszystkim Łowca to dojmująca przypowieść o lisach, które przecież mogą czaić się wszędzie. I na które sezon łowiecki nigdy się nie kończy.
CESARZ
Ryszard Kapuściński
reż. Mikołaj Grabowski
premiera 30 marca 2019
Mam właściwie jedną obserwację związaną z tym znakomitym przedstawieniem. Taką mianowicie, że ono nawet nie ukrywa, że jest o dziś i o teraz. Oczywiście, dobry teatr jest zawsze o tym, co tu i teraz, bez względu na to, czy mamy starożytne Ateny czy Etiopię za Hajle Selasje. Ale było mi z tym niewygodnie, bo pewnego rodzaju doraźność, taka zabawa znaczeniami i toposami, została mocno (choć przyznaję diabelsko inteligentnie) osadzona w przestrzeni politycznej wobec której próbuję być że tak powiem - na emigracji.
No ale marudzę, wszystko przecież jest dziś polityką. To, że jeden z aktorów kiedyś odrzucił rolę, a inną przyjął.
To, że Cesarz jest wystawiany właśnie teraz, to, że o tym teraz piszę. I to, że na Cesarza nie sposób się dostać, bo wszyscy wiedzą, że.
2018, październik
ANTYGONA
Sofokles
reż. Agnieszka Korytkowska
premiera 13 października 2018
Czy można napisać po prostu, że „spektakl mi się podobał”? Czy Sofokles w ogóle może się „podobać”?
Cóż takiego mówi nam dziś dwuipółtysiącletni tekst? I czy to w ogóle istotne? A skoro mamy XXI wiek, to może taki klasyczny dramat należy pokazać nowocześnie? Co to znaczy – nowocześnie? Tak, żeby gimnazjum zrozumiało? Czyli - np. ubrać bohaterów w podarte jeansy, wbić im kolczyki w nos, dać do ręki komórki i założyć Facebooka? Czy wystarczy do golasa rozebrać ciało Polinika i wpleść w tekst kilka kurwamaci? A może… tak zmienić słowa Sofoklesa/Kajzara, żeby najbardziej awangardowy krytyk nawet zaciągnąwszy się raz czy drugi nie mógł odgadnąć intencji reżyserki? Czy lepiej – mocniej osadzić ten tekst tu i teraz, żeby nikt nie miał wątpliwości, kim tak NAPRAWDĘ jest Kreon?
Albo – przeciwnie - odrzeć Antygonę z jakichkolwiek odniesień do polityki i zrobić spektakl o… powiedzmy - feminizmie, to teraz modne. O, albo o uchodźcach.
Tyle pytań, aż głowa boli.
2018, czerwiec
MOSKWA-PIETUSZKI
Wieniedikt Jerofiejew
reż. i wyk. Marian Opania
premiera 3 czerwca 2018
W mojej recenzji Ojca w reż. Iwony Kempy pozwoliłem sobie wyrazić uwagę, że tekstów godnych Mariana Opani jest niewiele. Niestety Moskwa-Pietuszki się do tego zbioru nie zalicza. Owszem, wszystko jest zrobione dobrze, Marian Opania świetny, no bo cóż to dla niego zagrać bohatera Jerofiejewa? Bawi się swoją rolą, każdy jego gest ma swoje uzasadnienie, itepe itede.
Zastanawiam się tylko – dlaczego wybrano akurat Jerofiejewa? Czy naprawdę nie można było znaleźć tekstu znacznie bardziej adekwatnego i dla tego wielkiego aktora i dla uczczenia okrągłych urodzin teatru? Dziś Jerofiejew ani nie mówi nic o współczesnej Rosji, ani o „kondycji człowieka”, a i jako dokument pewnej epoki jest mało interesujący.
Przepisy na efektowne „drinki”, ani scenografia ani – jako się rzekło - nawet znakomite aktorstwo nie ratują niestety tego dojmująco anachronicznego tekstu.
2018, maj
GRA O ŻYCIE
Max Frisch
reż. Aleksander Kaniewski
premiera 27 kwietnia 2018
Pierwsze recenzje tego spektaklu są dość chłodne. Nie najlepiej zatem nastawiony zasiadłem w fotelu nie spodziewając się fontann i wodotrysków. Tymczasem - nie tylko mnie wciągnęło, ale i dało do myślenia o życiu i całej reszcie, pewnie także dlatego, że zbliżam nieuchronnie do wieku bohatera.
Zacznę od tego, co mi się podobało. Otóż przede wszystkim podobał mi się Grzegorz Damięcki, w Grze o życie przypomina, że jest niesłychanie utalentowanym aktorem i żadna komedia romantyczna tego nie zmieni. Bardzo dobry drugi plan (jeśli tak można napisać) – Ewa Telega w kilku drobnych rolach o komediowym charakterze, gra fantastycznie, bardzo dobry także Nikodem Kasprowicz, również wciela się w kilka postaci, mniej jednak zabawnych. Również z nieukrywaną przyjemnością patrzy się i się słucha Krzysztofa Tyńca.
Nie wymieniłem Magdaleny Schejbal, bo jej rola Antoinette wydała mi się nie tyle niedopracowana, co jakby skopiowana. Cały spektakl zastanawiałem się – z kogo/z czego.
Tomek D. podpowiada, że z Audrey H. Otóż to! W którymś momencie ta jednorodna tonacja sprawiła, że było mi dość obojętne, czy Antoinette jest na scenie, czy też jej nie ma. Ponadto - odniesienia do Czechowa jednak były dość nieczytelne, a całość bym ździebko skrócił. Po całym dniu intensywnych emocji (zebranie w redakcji np.) 160 minut spektaklu, w którym właściwie każde słowo jest ważne, jednak było wyzwaniem zbyt ambitnym.
Więc – podobnie jak część widzów (mam brzydki zwyczaj podsłuchiwania rozmów podczas antraktu), najnormalniej w którymś momencie straciłem pewność, którą część swojego życia Hannes chce poprawić, a z którego fragmentu jest zadowolony.
2018, luty
TRANS-ATLANTYK
Witold Gombrowicz
reż. Artur Tyszkiewicz
premiera 17 lutego 2018
Przemysław Bluszcz jako Gombrowicz - świetny (jak zawsze zresztą), ale najlepszą rolę w Trans-Atlantyku zagrał Krzysztof Dracz. Z zachwytem patrzyłem na jego Gonzala, którego przecież aż prosiło się, żeby bardziej zmanierować, żeby naświetlić tę kliszę mocniej. A tymczasem – nic z tego, to najmisterniej utkana postać w tym mądrym, niejednoznacznym i wymykającym się łatwym ocenom - przedstawieniu.
O patriotyzmie, tym nowoczesnym i staro-czesnym, o ojczyźnie i o synczyźnie, ale najbardziej o tym, czy można od Polski i od polskości uciec? No można albo i nie można, jak powiedziałby Ciciszowski (bardzo dobry Tomasz Schuchardt). Czy przede wszystkim jesteśmy najpierw Polakami, a potem ludźmi, czy może jednak odwrotnie? I co z tego wynika? Czy da się uodpornić na polskość z cepelii, na piękne i niczym nieograniczone słowa o wielkości naszego narodu? (znakomity Artur Barciś w roli konsula).
Bardzo dobre, świetnie zagrane, bolesne, ale jednak i tkliwe przedstawienie. Nie wiem, dlaczego po wyjściu z teatru głowa moja nie mogła się opędzić od Nie pytaj o Polskę Obywatela GC. No może właśnie dlatego.
2018, styczeń
NAD CZARNYM JEZIOREM
Dea Loher
reż. Iwona Kempa
premiera 28 stycznia 2018
Spotkanie dwóch małżeństw w kilka lat po tajemniczej śmierci ich nastoletnich dzieci – to jest punkt wyjścia znanej (i chętnie wystawianej) w Polsce dramaturżki do rozważań o żałobie, utracie, życiu, śmierci – oraz sensie i bezsensie tych pojęć.
Wyszedłem ze spektaklu udręczony. Cóż z tego, że mamy na scenie dobrych aktorów, skoro tekst jest boleśnie przewidywalny, wiadomo od razu, że dojdzie podczas „szczerej” rozmowy do quasi-psychoterapii. Nie wiadomo z kolei, dlaczego na ów tekst jest na początku porozrywany i bohaterowie nie używają w wypowiadanych przez siebie kwestiach różnych dość niezbędnych części zdań.
Nie wiadomo wreszcie – dlaczego aktorzy na siebie krzyczą, to zarówno w małżeństwie jak i na scenie wyraz bezradności. W każdym razie - chciałem stamtąd uciec. Niestety Scena 61 to uniemożliwia, jesteśmy wraz z aktorami jak zamknięci nieledwie w klatce. Ale myślę sobie, że lepiej, że z takimi emocjami wyszedłem z Jeziora niż z obojętnością i ze wzruszeniem ramion.
Nie mam pewności, czy nie jest jednak duży atut tego przedstawienia.
2017, październik
SPOWIEDŹ MOTYLA
na podstawie pamiętnika Janusza Korczaka oraz tekstów Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi
reż. J. Kijowska/W. Faruga
premiera 5 października 2017
To było najdłuższych 100 minut mojego życia - za sprawą aktorstwa dziewczynek biorących udział w tym spektaklu i fatalnej akustyki, przez którą i tak hermetyczny tekst był jeszcze mniej zrozumiały. Fajna scenografia i jak zawsze dobra muzyka Radka Łukasiewicza nie były w stanie obronić tego przedstawienia.
2017, czerwiec
OJCIEC
Florian Zeller
reż. Iwona Kempa
premiera 8 kwietnia 2017
Będzie roszczeniowo.
Po pierwsze - życzyłbym sobie, żeby Iwona Kempa częściej reżyserowała w Warszawie. Chciałbym także – i tego nowemu dyrektorowi życzę – żeby właśnie takie teksty jak Ojciec były kierowane do (z przeproszeniem) produkcji i eksploatacji. Po trzecie wreszcie – prosiłbym o większą obecność Mariana Opani na scenie, choć zdaję sobie sprawę, że materiału godnego jego talentu zbyt wiele nie ma.
Autor - francuski dramatopisarz Florian Zeller - jest przed czterdziestką, w co naprawdę trudno uwierzyć obejrzawszy Ojca, poruszający spektakl o demencji. Czy też - mówiąc szerzej - o starości, która także w bogatej Francji niczym wesołym nie jest.
Niekoniecznie z powodów zdrowotnych, także dlatego, że świat nie umie starości traktować poważnie, ubrdawszy pseudomądrość, że ze starym jak z dzieckiem. Ma jednak Andre odwagę przeciwstawić się upokarzaniu przez opiekunkę, która traktuje go niczym niemowlę.
Od razu uprzedzam, że zakończenie będzie smutne i nie mam pewności, czy aby przypadkiem nie za dosłowne. Ale to właściwie jedyna uwaga, którą mam do tego znakomitego przedstawienia.
2017, maj
KANDYD, CZYLI OPTYMIZM
Wolter
reż. Maciej i Adam Wojtyszkowie
premiera 18 maja 2017
Przez cały pierwszy akt myślałem, że Kandyd to żart sceniczny. W drugim akcie okazało się, że jednak nie.
Problem polega na tym, że ten spektakl trąci myszką w sposób nieznośny, tak jakby XXI wiek do Ateneum jeszcze nie zawitał. Są jednak widzowie, którzy właśnie takiego teatru potrzebują i należy to uszanować. Jednak odniesienia do polskiej teraźniejszości, zarówno w dialogach jak i kupletach, wywołujące rechot części widowni, były czymś absolutnie okropnym i pozbawionym finezji. Rozumiem - puszczenie oka, jakaś aluzja, może niedopowiedzenie, gdy tymczasem aktorzy w którymś momencie serwowali nieledwie szopkę polityczną, którą mam na co dzień w telewizji i której w teatrze stanowczo sobie nie życzę oglądać.
Bardzo dobry w roli tytułowej Wojciech Michalak, świetni jak zawsze Artur Barcić i Krzysztof Gosztyła, znakomita Dorota Nowakowska, Tomasz Schuchardt przerysował postać homoseksualisty, niepotrzebnie.
Zagrane i zaśpiewane – na wysokim poziomie, ale spektakl jest niestety niedobry. Zdarza się i tak.