BOSKA KOMEDIA 2018

 

Teatr Słowackiego w Krakowie

CZARNE PAPUGI

Alejandro Moreno Jashes, dram.Tomasz Śpiewak

reż. Michał Borczuch

premiera 16 czerwca 2018

Rzecz o schizofrenii, czy też mówiąc ściślej – o związku aktorstwa czy też w ogóle teatru z ową chorobą duszy – w każdym razie tak to też można odczytać, częściowo zrealizowana w krakowskim szpitalu psychiatrycznym, na projekcjach widzimy jedną z aktorek, która chce być do tego szpitala przyjęta, w ramach pracy nad ty projektem oczywiście, inna – wspomina swój tamże pobyt. Rzecz o mroku – mówił reżyser. Istotnie, mrok spowodował, że wyszedłem z MOS-iu wykończony, fizycznie i psychicznie. Ale jednak nie obojętny.

PS. Pod werdyktem Jury przyznającym Michałowi Grand Prix za reżyserię podpisuję się obiema rękami. Mam nadzieję, że to nie jest żaden niepokojący objaw…




 

Stary Teatr w Krakowie

ROK Z ŻYCIA CODZIENNEGO W EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ

Paweł Demirski

reż. Monika Strzępka

premiera 30 listopada 2018

Ludzie się dzielą – zaczyna Anna Dymna – oczywiście – na mądrych i na głupich, ale też na przykład na tych, co solą od razu, i na tych, co dopiero spróbowawszy, na chowających masło do lodówki i – na trzymających je na blacie. Właśnie o tym jest ten niewesoły w sumie spektakl. Choć zauważmy – momentów cudownie zabawnych nie brakuje, publiczność łzy ze śmiechu wypłakuje (polska, bo jury zza granicy np. nie zrozumiało niektórych asocjacji, nie dziwne, i w którymś bardzo zabawnym momencie siedziało z kamienną twarzą, co – znów było zabawne, w każdym razie dla obserwujących), niektóre kwestie są rozpisane niczym stand-upy, z którymi aktorzy Starego radzą sobie tak, że ócz i uszu (ósz?) nie można od nich oderwać, ja nie mogłem oderwać wzroku od Doroty Pomykały, ale fantastyczni również wspomniana Anna Dymna, Anna Radwan, Dorota Segda, świetny Szymon Czacki, wszyscy.

Dostaje się: polskiej klasie średniej, roszczącej sobie, dostaje się polskiej edukacji, kulturze, tej w znaczeniu mówienia dzień dobry i w znaczeniu pomników wieszczów, dostaje się i to dość bezkompromisowo i z nazwiska urzędnikom z ministerstwa na Miodowej, z pewnością jednak owa bohaterka ma wiele dystansu do siebie, a i sama, jak się zjawi w Starym, w co wątpię, uśmieje się serdecznie.

Dostaje się również polskiej szkole, polskim księżom i nauczycielom, mężczyznom polskim i ich polskim matkom, także – jakże by inaczej - polskiemu teatrowi współczesnemu. Obejrzawszy RZŻCWEŚ-W w którymś z kolejnych spektakli zobaczyłem nagiego aktora, pomyślałem – no, powiedz teraz „kurwa mać”. I istotnie zaklął. Sic!

No więc mimo beczki śmiechu, mimo jednak czułości, z jaką Paweł Demirski nam się przygląda – nieco to gorzkie przedstawienie i może ździebko przydługawe, ale - wyczekiwane, niosące nadzieję, i - przede wszystkim – koncertowo zagrane.




 

Teatr Łaźnia Nowa

WAŁĘSA W KOLONOS

Jakub Roszkowski

reż. Bartosz Szydłowski

premiera 8 września 2018

Postać Lecha Wałęsy (fantastyczny Jerzy Stuhr) jest w tym spektaklu jedynie pretekstem, żeby zastanowić się nad znaczeniem mitów w naszym życiu. Czym i kim byliby Grecy bez swojej mitologii? Jak to możliwe, że czcili bogów, którzy mieli – mówiąc delikatnie – poważne skazy w swoim życiorysie? Przecież Dejanira mogła wyprać w czymś innym koszulę dla Heraklesa… Wszak Parys mógł być gejem. No ale mity przetrwał w formie, jaką znamy dziś, i nikt sobie nie wyobraża, żeby było inaczej. A jednak – gdyby było? A kim bylibyśmy my, Polacy, bez mitów naszych?

Nie ma chyba nikogo obojętnego wobec postaci (no i mitu) Lecha Wałęsy, ta nasza zasklepiona i przecież niezmienna o nim opinia, jest też częścią innych polskich postaw – pogardy, nienawiści, źle pojętej wspólnoty opartej na zawiści i destrukcji, obojętności – w najlepszym wypadku. Tę sytuację wpisał Bartosz Szydłowski w antyczną opowieść o starzejącym się Edypie, który przybywa dożyć swoich dni w Kolonos. A na scenie, obok Edypa/Wałęsy, także jeżdżący na hulajnodze Polinejkes, przebiegły Kreon, kupujący – dosłownie – poparcie chóru, czy nijaki Tezeusz. Każdy z nich chce przy Edypie uszczknąć coś dla siebie. Skądś to znamy?

A Wałęsa, jak to Wałęsa, z krzywo przypięta Matką Boską, siada sobie na taboreciku i niespiesznie naprawia radyjko, patrząc na to wszystko z takim jakby uśmieszkiem, trochę jakby wiedział, jak i czym to wszystko się skończy.


 

Komuna Warszawa

SPEKTAKL DLA TURYSTÓW

Wojciech Ziemilski

dram. Sodja Zupanc Lotker

reż. Wojciech Ziemilski

premiera 21 czerwca 2018

Chodzi o turystów zagranicznych, którzy przyjeżdżają do Polski i chcą się przed przyjazdem czegoś o naszym kraju dowiedzieć. I faktycznie, w ciągu godziny otrzymują dawkę solidnej wiedzy… Dawno nie widziałem tak uroczego i inteligentnego spektaklu, publiczność Boskiej Komedii była również wniebowzięta, szkoda, że pokazywano w Krakowie ten spektakl tylko raz, z powodu zainteresowania (i nikczemnej pojemności sceny kameralnej w Słowackim) przyszło mi obejrzeć ten spektakl nieledwie z perspektywy żyrandola, bo innych miejsc brakło. Jednak warto było.

Główną bohaterką – jak się na początku wydaje – jest Maria Stokłosa, bardzo utalentowana choreografka i tancerka. Choreografia przez nią stworzona jest punktem wyjścia do hm… narracji (modne słowo ostatnio), jakby właśnie takiej przewodnikowej pogawędki o tym, co Maria akurat robi na scenie, ale też – o tym, skąd pochodzi, kim jest, gdzie się uczyła, gdzie mieszka itd. I opowiadają nam o tym – po angielsku - aktorzy słoweńscy, czy to w tym wypadku ważne?

A czy istotne to, że Maria jest polską Żydówką? A ile w nas tego, co się zdarzyło przed laty w naszych rodzinach? Czy można uciec od historii? Czy trzeba? Czy wolno? Wreszcie - czy można przystępnie opisać choreografię? W ogóle – sztukę współczesną? Prawda, że o wszystkim? Ale z wdziękiem i - szczęśliwie – bez egzaltacji.

Wyobrażam sobie, że zebranie w jednym miejscu i czasie obojga aktorów z Ljubljany i niezwykle zapracowanej Marii Stokłosy, jest zaiste dużym wyzwaniem. Polujcie zatem.



 

Teatr Śląski

POD PRESJĄ

Łukasz Chotkowski, Maja Kleczewska na podst. filmu J. Cassavetesa

reż. Maja Kleczewska

premiera 23 marca 2018

Faworyt do Grand Prix i laureat tejże nagrody na tegorocznej Boskiej Komedii i – zdecydowanie zasłużona nagroda dla najlepszej aktorki (Sandra Korzeniak), spektakl Mai Kleczewskiej podium podzielił – równie zasłużenie - z przedstawieniem Magdy Umer z warszawskiej Polonii, o którym pisałem tu.

No cóż, o presji właśnie. O tym, czego się oczekuje od kobiety, ściślej – czego „społeczeństwo” odeń oczekuje, i co – jeśli ta kobieta, matka, żona itd. – owych oczekiwań nie spełnia. Ale także poruszająca próba zdefiniowania tego, co „normalne” a co nie. I jaka jest cena bycia „normalnym”. Przedstawienie przemyślane w każdym calu, dojmujące nieoczywiste, z faktycznie wielką rolą Sandy Korzeniak, ale i z dopracowanym drugim planem, bardzo dobry Piotr Bułka jako Nick, rewelacyjny epizod Antoniego Gryzika (ojciec Mabel). Wypełniona po brzegi krakowska sala ICE oglądała to przedstawienie jak zahipnotyzowana, widziałem łzy w oczach, długie owacje itd.

Jednak… No cóż, nie umiem niestety ani tego choć z grubsza nazwać, i ani wskazać gdzie i jak, ale wyczułem w tym spektaklu cień maleńki ale jednak – jakiejś… manipulacji, coś mi się tam nie zgadzało, jakaś nuta zagrała mi fałszywie, nie wiem co to, wciąż szukam i próbuję to nazwać, ale owo „coś” nie pozwoliło mi w pełni podzielić zachwytów nad tym – podkreślam – ważnym i przejmującym spektaklem.

 

Teatr Ludowy

MISTRZ I MAŁGORZATA

Michaił Bułhakow; adapt. A.Pałyga

reż. Paweł Passini

premiera 8 grudnia 2017

„Jesteśmy w adaptacji, tu się wszystko może zdarzyć” – słyszymy ze sceny.

Można sobie było darować nawoływanie do podniesienia rąk przez widzów chodzących co niedzielę do kościoła. Nie jestem przesadnie zdewociały, ale takim manipulacjom nie lubię być poddawany, a jak będę miał potrzebę sprawdzenia w procentach stopnia swojej wiary, to sięgnę do rocznika statystycznego, szczególnie, że z tej nieporadnej sceny literalnie nic nie wynikło.

Poza tym rzecz – o zmianach klimatu, o Rosji i Zachodzie (oczywiście współczesnych), o potrzebie cudu, o tym, że cudów nie ma i że głęboko zawiedziony tłum zamienia się w monstrum.

No cóż, jesteśmy w adaptacji, a tu wszystko może się zdarzyć.
 

Teatr Łaźnia Nowa

KONFORMISTA 2029

Alberto Moravia, adapt. M. Pakuła

reż. Bartosz Szydłowski

premiera 20 kwietnia 2018

Mamy rok 2029 i świat, którego dziś się boimy (jak sądzę), świat całkowicie opanowany przez ideologię, co się przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza, bez najmniejszych protestów. I w tym świecie Marcel Klerykoski (fantastyczna rola Szymona Czackiego) próbuje normalnie funkcjonować, chce – jak każdy - być potrzebny. Nie jest jakoś do owej ideologii przywiązany, no ale skoro właśnie ona nadaje ton życiu, więc tak trzeba żyć. Zabić profesora? No problem, zabije. Misja w Paryżu? No jasne, to przy okazji weźmie romantyczny ślub (świetna w roli żony Anna Paruszyńska). Słowem – Marcel taki facet, który nie wiadomo, co myśli, któremu wszystko jedno, który – przekręcając trochę Kisiela – nawet nie wie, że jest w dupie, ale próbuje się tam urządzać.

Świetny, rewelacyjnie zagrany i – trafny niestety – spektakl polityczny, może utopia, może wizja, a z pewnością – próba pokazania tego, że chcemy tego czy nie – wszystko jest polityką i że od polityki ucieczki nie ma, co oczywiście ma swoją cenę. Konformista zahacza o groteskę, np. cudownie zabawne są sceny Marcela z Orlandem, jego oficerem prowadzącym z Chicago, ale śmiech ten w którymś momencie grzęźnie, robi się zupełnie niewesoło, ta wizja jednak wywołuje strach…

Czy jest zatem ratunek? Quadri ustami Krzysztofa Globisza daje Barańczakiem jakąś nadzieję. Nikłą, ale jednak.

Zdecydowanie zasłużone Grand Prix dla Szymona Czackiego za najlepszą rolę męską Festiwalu.




 

Teatr Modrzejewskiej w Legnicy

BIESY

Fiodor Dostojewski

reż. Jacek Głomb

premiera 23 listopada 2017

Tak, jak najbardziej - teatr polityczny (za którym nie przepadam), jednak ta budząca lęk dostojewska prowincja, ta duszność wciągnęła mnie od pierwszej sceny i trzymała bez znużenia do końca. Nie potrzeba było żadnych widocznych odniesień do tu i teraz, i – chwała Bogu ich nie ma - powieść Dostojewskiego jest jakoś zawsze o tym, co tu i teraz, zawsze jest jakiś Szygalew, jakiś Wierchowieński i zawsze jest jakaś 1/10, która chce pełni i władzy i wolności.

Anita Poddębniak zagrała w tym spektaklu rolę wielką. Jednocześnie przywiązana, może nawet zakochana w starym Wierchowieńskim, nie umie nim też nie gardzić, jakby miotała się między przyzwyczajeniem, wdzięcznością, miłosierdziem a rozsądkiem. I jej Warwara jest chyba mniej ślepo zapatrzona w swojego syna niż literacka odpowiedniczka, jednak mimo wszystko - kocha go bezgranicznie. Świetny – i wydaje się, że bardzo bliski (w każdym razie fizycznie) wyobrażeniu Dostojewskiego – w roli Mikołaja – Robert Gulaczyk. Niewiedzący, co zrobić ze swoją wolnością, męczony wyrzutami sumienia, zagubiony między ty „co powinien”, a tym – „co chce”. I wreszcie – znakomita rola Rafała Cielucha, który zagrał Piotra Wierchowieńskiego, pluskwy i manipulatora, inteligentnego i bezwzględnego rewolucjonisty, za którym – z trudno wytłumaczalnych przecież powodów – idą całkiem światli ludzie, jak choćby gubernatorowa.

Poruszający, fantastycznie zagrany i bardzo szlachetny spektakl, niestety – wydaje mi się, że nieco przez boską publiczność niedoceniony. Szkoda.