Wszystkie prawa zastrzeżone.
PODSUMOWANIE SEZONU 2018/2019
Byłem w mijającym sezonie 110 razy w teatrze. O dwóch spektaklach nie napisałem – o „Warto było” w TCN i o „Domu Lalki” w Polskim. Jednego przedstawienia nie zrozumiałem – „Kina moralnego niepokoju”. A z jednego nieostentacyjnie wyszedłem (bo podczas antraktu) - z „Niny” w Buffo. Za to najbardziej podobały mi się:
5. BYĆ JAK BEATA – Teatr Współczesny w Szczecinie (reż. Magda Miklasz). Być jak Beata może tylko Beata, kiedy w końcu Polacy to zrozumieją? Nigdy nie widziałem tak żywiołowej reakcji widowni, która to widownia dostaje ze sceny tak tęgie lanie.
4. JAK BYĆ KOCHANĄ – Teatr Narodowy (reż. Lena Frankiewicz). To miejsce, ten czas, ten tekst i ta aktorka.
3. Ex aequo
KAŻDY KIEDYŚ MUSI UMRZEĆ PORCELANKO, CZYLI RZECZ
O WOJNIE TROJAŃSKIEJ (reż. Agata Duda-Gracz) i PŁATONOW (reż. Monika Strzępka)–oba AT Warszawa
POMYSŁOWE MEBELKI Z GĄBKI (reż. Mariusz Grzegorzek) i ANIOŁY W AMERYCE (reż. Małgorzata Bogajewska)–oba PWSFTviT w Łodzi
JUTRO ZAWSZE BĘDZIE JUTRO (reż. Wojciech Kościelniak)–AST Kraków, Filia we Wrocławiu.
Dyplomy, nie umiem wybrać jednego – wszystkie olśniewające, zachwycające,
znakomicie zagrane, dla takich spektakli warto żyć.
2. IDIOCI – Teatr Jaracza w Łodzi (reż. Marcin Wierzchowski). Najlepszy zespół w kraju w poruszającym spektaklu o tym, jak daleko jesteśmy w stanie uciec od siebie i jak nigdzie uciec nie umiemy.
Miejsce 5.
Teatr Współczesny w Szczecinie
BYĆ JAK BEATA
Piotr Domalewski, Żelisław Żelisławski
reż. Magda Miklasz
premiera 2 lutego 2019
Motto: Miałeś rację, zachowuję się jak trochę stuknięta… (Małpa i ja)
No, jestem chyba nieco stuknięty,
żeby jechać, tłuc się – zabrzmi efektowniej - do Szczecina tylko po to,
żeby obejrzeć przedstawienie o Beacie Kozidrak. Na szczęście autostradą
(dodajmy – absurdalnie drogą), wygodnym przecież autem niegdyś czeskiej marki,
a i spektakl okazał się olśniewający. Choć jest o bardzo wielu rzeczach, to chyba
najmniej o samej Beacie. Ona, obecna na scenie jako obwiązana mikrofonami madonna,
za sprawą znanych i mniej znanych piosenek jest tylko takim lustrem, w którym
twórcy nam, fanom Beaty i z ciekawością i dociekliwością się przyglądają. Naszym
tęsknotom, pragnieniom, talentom i ich brakowi, bezczelności, chęciom
wyróżnienia się w tłumie…
Poznajemy m.in. zakonnicę, emerytowanego policjanta,
sfrustrowanego 30-latka, neurotyczną gwiazdkę, psychofankę, którzy biorą udział
w castingu, i po swojemu śpiewają piosenki Beaty i Bajmu. Po co tak naprawdę na
ten casting przyszli? Skąd w nich fascynacja Beatą Kozidrak? Co słyszą w jej
tekstach? Czego szukają a - co znajdują? Są jej fanami na serio czy „ironicznie”?
I – last but not least – dlaczego „być jak Beata” – może tylko Beata? Będąc Polakiem, trudno nie znać piosenek Bajmu – powiedział o swoim tekście Piotr Domalewski.
Świetnie napisany, brawurowo zagrany i z wdziękiem zaśpiewany spektakl.
Miejsce 4.
JAK BYĆ KOCHANĄ
Kazimierz Brandys, adapt. M.A. Maciejewska
reż. Lena Frankiewicz
premiera 2 lutego 2019
Spektakl dla dorosłych.
Dla tych, którzy mają pewien chaos we wspomnieniach, którzy mają kłopot z uporządkowaniem swojej pamięci, a zatem – dla tych, którzy i mają co wspominać i - mają co pamiętać... W przypadku Felicji ten chaos wywołała historia, która jak wiemy lubi sobie z nas zakpić, np. wywołując wojnę właśnie wtedy, kiedy wkraczamy w dorosłość, z nadziejami na dobre życie, z talentem, z wielką miłością. Czy nasze decyzje podjęte w czasie, kiedy najważniejsze słowa - takie jak „życie”, „śmierć”, „odpowiedzialność” czy „strach” mierzone są inną walutą – również powinny być inną miarą oceniane? Czy w tzw. normalnych czasach podjęlibyśmy te same decyzje? Ten spektakl może nawet przede wszystkim jest także o tym, „czy można się odpamiętać”, czy jesteśmy zdefiniowani jako byt wyposażony w pamięć i zobowiązany zeń korzystać, chcemy czy nie, czy zatem – „można o wszystkim zapomnieć i zacząć od nowa”? I wreszcie o tym, jak mogłaby wyglądać próba Hamleta 31 sierpnia 1939 roku? Jak zabrzmiałyby wyznania Ofelii dzień później na scenie?
Tak jak w filmie nie można oderwać wzroku od Barbary
Krafftówny, na scenie w Narodowym nie mogłem oderwać oczu od Gabrieli Muskały,
ten spektakl jest symfonią jej talentu, warsztatu i charyzmy. To jest to
miejsce, ten czas, ten tekst i ta aktorka.
Miejsce 3. ex aequo
KAŻDY KIEDYS MUSI UMRZEĆ PORCELANKO, CZYLI RZECZ O WOJNIE TROJAŃSKIEJ
na podst. Williama Szekspira
reż. Agata Duda-Gracz
premiera 27 października 2018
Każdy kiedyś musi umrzeć Porcelanko – mówi Achilles do swojego kochanka Patroklesa, zapytany o śmierć Hektora, wydawałoby się, że jednak niepotrzebną. Ale… właśnie tak chciał Szekspir.
Oczywiście, że o wojnie i o spustoszeniach, jakie wojna sieje w duszach, ciałach, przedmiotach i sytuacjach. Ale też, a może i przede wszystkim – o wielkich miłościach, do żon, i do ich namiastek, kłótliwych, dąsających się, oraz – o zgrozo – mających żylaki odbytu. Sic! O Troilusie zawiedzionym (czy zrozpaczonym?) widzącym swoją (swoją?) Kresydę w ramionach wroga, o Parysie znudzonym głupiutką, acz piękną, odbitą przeciwnikowi Heleną i o konsekwencjach tego znudzenia. O Grekach, Trojanach, o nas (turystach? sędziach? czy widzach tylko?) narzekających na twarde siedzenia w teatrze… Agata Duda-Gracz znów zrealizowała spektakl olśniewający, totalny, właśnie po TO chodzę do teatru i TYM CZYMŚ tęskniłem od kiedy zobaczyłem (dwukrotnie) Będzie pani zadowolona. Aktorzy grają świetnie, wszyscy. Widać entuzjazm, talent, wylane na próbach krew, pot i łzy. Łzy dosłownie, krew też.
Miejsce 3. ex aequo
PŁATONOW
Anton Czechow
reż. Monika Strzępka
premiera 5 kwietnia 2019
Przez trzy i pół godziny ani na chwilę nie oderwałem oczu ani uszu od aktorów, spektakl wciągnął mnie od samego początku, od wejścia na scenę Anny Wojnicew (wspaniała Zuzanna Saporznikow) z Mikołajem (znakomity Karol Biskup) - po scenę ostatnią, z kompletnym pieprznikiem w domu Generałowej, który to dom rozleciał się niemal w strzępki, gdy wiarołomna Sonia (Vanessa Aleksander) pozbawiła Płatonowa (świetny Jakub Kordas) kontaktu z doczesnością. Miał go co prawda ukatrupić Osip (Konrad Szymański), ale zbój, najczystszy w pewnym sensie w tym towarzystwie, miał jednak słabość do Saszy (poruszająca i zabawna rola Małgorzaty Kozłowskiej), która ubłagała, by drania nie bić. No to Osipa w finale chłopi zatłukli, kto wie, może to jednak bardziej poruszyło Annę niż śmierć Michała? No może. W tle – przyziemne zupełnie kwestie finansowe, Mikołajowi pożycza Wiengierowicz (magnetyczna i jako ojciec i jako syn - Kamila Brodacka), Kiryłł (bawiący się swoimi postaciami Mateusz Burdach, także jako Trylecki i Pietrin) chce pieniędzy od ojca (uroczy Jakub Gąsowski, również w kilku rolach) na rozrywki w Paryżu. Tu rubelek, tam pięćdziesiąt, sześć tysięcy, tu weksle, tam utrata domu za długi, ale… czy to ważne? I co - w ogóle - ważne?a
Cała jedenastka aktorów jest znakomita (dodajmy, że Marię gra Aleksandra Boroń a Szymon Owczarek – Siergieja), a reżyserka wraz z zespołem stworzyli przedstawienie piękne, wciągające, mądre, poruszające i – last but not least - pełne Czechowa.
Proszę nie przegapić.
Miejsce 3. ex aequo
POMYSŁOWE MEBELKI Z GĄBKI
Mariusz Grzegorzek
reż. Mariusz Grzegorzek
premiera 10 listopada 2018
Mebelki są głęboko patriotyczną opowieścią o wkurwie na ojczyznę, w znaczeniu – i kraju i współludzi i instytucji, w tym mediów (może przede wszystkim mediów). Opowieścią o usankcjonowanym rodziną i edukacją zidioceniu, zobojętnieniu, beznadziejności, o bezgranicznej głupocie internetowych idoli pozbawionych ograniczeń intelektualnych, gdyż nie posiadających intelektu, o czym jednak często nie wiedzą, co nie przeszkadza im być wręcz trendsetterami spudelkowanego odbiorcy.
Publiczność najbardziej się śmiała z Nabrzmiałych problemów, uznając, że sceny odgrywane przez aktorów są wyjęte ze świata groteski i na potrzeby spektaklu bardzo przerysowane. A ja akurat podczas prasowania oglądam te wszystkie para-dokumenty z para-aktorami, i wiem, że nie ma się z czego śmiać, bo właśnie tak jest, że to Polska właśnie, owe dramatyczne historie Brajana i Dżesiki, choć w Mebelkach mają one może inne imiona. Owszem, było to niesłychanie zabawne, a przez to – dojmująco smutne.
Zupełnie jestem pogodzony ze swoim wiekiem, talentem i kompleksją, ale… wciągnięty w Mebelki, rozrechotany, poruszony i rozentuzjazmowany, przez chwilę zamarzyłem, żeby mieć o połowę mniej lat i być te trzy godziny - chociaż na chwilę - z nimi na scenie, żeby się powygłupiać i próbować powiedzieć coś na poważnie, żeby i ze mnie emanowała ta nieprawdopodobna radość bycia na scenie, ten talent i ta pasja. Nie zdarzyło mi się to nigdy przedtem.
Miejsce 3. ex aequo
ANIOŁY W AMERYCE
Tony Kushner
reż. Małgorzata Bogajewska
premiera 23 lutego 2019Jedno z moich łódzkich olśnień.
Spektakl wciąga od pierwszej sceny (magnetyzująca i śliczna Ksenia Tchórzko jako Rabbi – i jako Ethel Rosenberg), trzyma w zachwycie do sceny ostatniej. Sceptycznie jednak byłem nastawiony, bo o czymże dziś mogą być Anioły? Przecież tak bardzo ten tekst był osadzony w swoim czasie. Nic bardziej mylnego. Właśnie dziś znacznie bardziej wali w łeb niż „wtedy”, za czasów serialu i Warlikowskiego. Ile trzeba zapłacić, że móc być sobą? Kiedy ta cena jest zbyt wysoka? Co znaczą dziś najważniejsze słowa, takie jak Bóg, miłość, godność, normalność, odwaga? Kiedy można od kogoś odejść dla dobra własnego, a kiedy jest to barbarzyństwem? I czy mamy prawo być dla samego siebie najważniejszym człowiekiem na świecie? (świetny Paweł Głowaty jako Ray Cohn).
Spektakl jest wspaniale zagrany,
przez wszystkich. Ale Elżbieta Zajko – Harper - zagrała wyrąbiście (najmocniej
przepraszam, zwykle takich słów nie używam) została zasłużenie Najbardziej Elektryzującą
aktorką Festiwalu, i zdradzę anegdotę znad piwka w klubie festiwalowym, że
koledzy z Warszawy i Krakowa, który p. Elżbiety nie znali, ze zdumieniem
przyznawali, że w rozmowie przy piwku jest „zupełnie normalna”. Jestem także
fanem Roberta Ratusznego, który „wymiata” w Mebelkach (czytaj poniżej), w Aniołach
gra Priora, wydawało mi się, że będąc zdrowy na płucach niepodobna zagrać
kaszlu rodem z zapalenia tegoż organu. Można, Robert zagrał ten kaszel na moja
prośbę we wspomnianym już klubie, próbowałem i ja, nie da się… Mówiąc już
bardziej serio – jest po prostu fantastyczny.
Miejsce 3. ex aequo
JUTRO ZAWSZE BĘDZIE JUTRO
na podstawie songów Bertolda Brechta
reż. Wojciech Kościelniak
premiera 14 listopada 2018
Oszalałem. Łódzka współpublicznosć też, bo takiej dawki nieprawdopodobnej energii ze sceny przyjąć bezkarnie niepodobna. Widać było krew pot i łzy, które niewątpliwie towarzyszyły katorżniczej pracy, jaką aktorzy w to przedstawienie włożyli, widać było pasję, błysk w oczach i radość z bycia, grania i śpiewania w tym miejscu i w tym czasie. A brechtowskie songi, których dość dawno nie słuchałem, okazały się tak bardzo o tym, co tu i teraz, o miłości, marzeniach, niepewności tytułowego jutra, okazały się także - co podkreślał reżyser - materiałem wybuchowym , przeraźliwie dojmującą przestrogą przed nieszczęściem wojny.
Fantastyczne i dopracowane w najdrobniejszym szczególe są sceny zbiorowe, i – pełne talentu te solowe. Chcę podkreślić, że znakomici są wszyscy występujący w tym spektaklu aktorzy, ale nagrody dla Żanety Homy szczególnie mnie ucieszyły, gdyż wydawało mi się, że dotychczas nikt nie zaśpiewał Ballady o martwym żołnierzu lepiej i mocniej od Elżbiety Wojnowskiej.
A jednak.
Miejsce 2.
IDIOCI
Marcin Wierzchowski, Daniel Sołtysiński
dram. Jakub Klimaszewski
reż. Marcin Wierzchowski
premiera 23 lutego 2019
Raz na jakiś czas, bardzo rzadko niestety, od wielkiego święta – zdarzają się takie spektakle, które dodają skrzydeł i wpompowują sens w całe to chodzenie do teatru. Które rozwalają dokumentnie, mimo, że wiadomo, jak się skończą. Które chwytają za twarz od pierwszej sekundy i trzymają do końca, tutaj - przez całe 190 minut, z których każda jest przemyślana, potrzebna, każda uwiera, boli i gryzie.
Wstajesz ze swojego gąbkowego
quasi-fotela z mokrymi plecami, bo pocąc się twój organizm broni cię przed tym,
czego tak bardzo nie chcesz zobaczyć. W którymś momencie stwierdzasz ze
zdumieniem, że masz opuchnięte powieki i wilgotną twarz, bo niespodziewanie
okazuje się, że to nie o jakiejś pieprzonej duńskiej czy łódzkiej komunie, ale
właśnie ni mniej ni więcej o tobie - o tobie niewypowiedzianym, o tobie
zasklepionym, o tobie skrzywdzonym, o tobie uciekającym, o tobie bezradnym,
wreszcie – o tobie tak desperacko szukającym czułości.
Idioci są wstrząsającym przedstawieniem o sprawach w życiu najważniejszych, pierwszych i ostatnich, pozbawionym łatwych sądów, ocen czy tez; są obuchem walącym widza wprost między oczy, jednocześnie - czymś tak niesłychanie misternym i kruchym, delikatnym, intymnym.
Są symfonią talentu aktorów łódzkiego Jaracza i kolejnym dowodem na to, że ten zespół jest wspaniały, aktorzy grają świetnie, na 100%, wszyscy. Pisząc te słowa, jestem już od kilku dni w domu, ale wciąż nie mogę wyjść z teatru.
I nie chcę.
Miejsce 1.
INNI LUDZIE
Dorota Masłowska
rez. Grzegorz Jarzyna
premiera 15 marca 2019
Oglądałem wciągnięty po uszy od pierwszej do ostatniej sceny, zaśmiewając się w zabawnych momentach, i wiedząc jednocześnie, że nie ma się z czego śmiać. Ani z mamusi podcinającej skrzydła, ani z rozmów z Rosmana w alejce między szamponami a podkładami, z kondonami (uhm) przy kasie za 7.99, ani z bzykanka bogatej acz zaniedbanej seksualnie Iwony z quasi-hydraulikiem. A już na pewno nie są zabawne kobiety upajające się swoim statusem samotnej matki, z tym, że Masłowska dość bezceremonialnie nazywa je pojebanymi pijawkami. No więc Inni ludzie to bardzo zabawny spektakl, a przez to – jednak dojmująco smutny.
Rzecz o tym, że między nami jednak
dość chujowo jest, o toposie Wietnamczyka, Ukraińca i geja, bez których to
wszystko by się już dawno w proch obróciło, bo brakłoby wroga, o naszym życiu
codziennym, erotycznym i uczuciowym, w którym w ramach najczulszej nawet
komunikacji z bliskimi posługujemy się kliszami językowymi stworzonymi przez
kopirajterów, bo inaczej nie umiemy i bo tak jest łatwiej; o tym, że otaczamy
się przedmiotami, bez których już się nie da, i tymi kupionymi na promocji w
drogerii, i tymi na wypasie, jak volvem z asystentem parkowania. O Warszawie, o
busach do Radzynia, o szukaniu lepszego życia, i o nieznalezieniu go. O polskości
wreszcie, która jest niesamowicie ciekawa i której np. Holendrzy nie mają –
zauważa słusznie w jednym z wywiadów Autorka.
Wszyscy jej bohaterowie są dojmująco samotni, ci z dołu i ci, którym się udało. Czy to słowo, samotność, w ogóle w ich języku istnieje? Może je usunęli, a może usunęło się samo, żeby w ogóle dało się żyć? No może.
Wydaje mi się, że jest to
przedstawienie wybitne. Rekomenduję. (sic!)