Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR WSPÓŁCZESNY W SZCZECINIE
EDUKACJA SEKSUALNA
Michał Buszewicz
reż. Michał Buszewicz
premiera 12 lutego 2022
Ten spektakl stosunkowo (sic) mi się podobał. Jednak - nie w całości, choć zdaję sobie sprawę, że od co najmniej trzech dekad nie jestem jego odbiorcą docelowym i że być może młody odbiorca będzie weń po uszy wciągnięty. Na marginesie zastanawiam się, JAK – mianowicie - młody, serio od 15 wzwyż? Nie chciałbym być kontrowersyjny, ale…
Więc z punktu widzenia dziadersa – pierwsza połowa była ździebko przegadana. Mamy jednak „przerwę” – cudzysłów celowo – i po niej widziałem jakby zupełnie inne przedstawienie, rewelacyjną m.in. scenę picia herbaty i - poruszający finał. W owej „przerwie” coś jednak nie zagrało, bowiem aktorzy podawali numer telefonu, żeby widzowie wysyłali swoje pytania do seksuologa współpracującego z przedstawieniem. z informacją, że odpowiedzi będą udzielone na kolejnym spektaklu. Hallo… To nie radio, gdzie „zapraszamy za tydzień”. Jeśli wokół spektaklu tworzona jest atmosfera edukacyjna – i brawo za to – to niechże specjalista jeździ i na bieżąco młodzieży i nie tylko młodzieży odpowiada na inspirujące skądinąd pytania.
Rzecz jest mówiąc w skrócie o pierwszym razie, w rozmaitych zresztą kontekstach, nie tylko erotycznym, a może przede wszystkim – o granicach, które w łóżku (wulgaryzując) sobie i innym stawiamy, a tak naprawdę – o znaczeniu słowa „nie”. Jeśli młody i nie tylko młody widz wyjdzie z teatru zrozumiawszy/przypomniawszy sobie pełne znaczenie tej partykuły, to sądzę, że cel został osiągnięty.
2022, kwiecień Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi 2022
ODLOT
Zenon Fajfer
reż. Anna Augustynowiczpremiera 13 grudnia 2021
Wyszedłem z tego przedstawienia nieco zdezorientowany. Z jeden strony bowiem coś mi mówiło, że obejrzany spektakl ocierał się o arcydzieło, z drugiej jednak – inne „coś” wyrażało przeciwko niemu głośny sprzeciw. W tym niekomfortowym rozdwojeniu przeczytałem wszystkie dostępne recenzje i jednak z ulgą odetchnąłem, że nie tylko ja nie wszystko zrozumiałem. Ale chyba nie to w tym misternym przedstawieniu chodzi, jeden z kolegów napisał (cytując z grubsza), że nie jest to spektakl do "rozumienia", a - do "czucia". I faktycznie, z właściwie nieteatralnego tekstu p. Fajfera Anna Augustynowicz przygotowała istotnie oddziałujące na wiele zmysłów, porywające przedstawienie, oratorium, perfekcyjnie, niesłychanie precyzyjnie zagrane, z pewnością sekunda zawahania, zbędnej ciszy, ale i o pół tonu za głośny krzyk - całą tę konstrukcję nadwerężyłyby w widoczny i słyszalny dla widza sposób. Nawet nie chcę się domyślać, w jakim stanie skupienia aktorzy wchodzą na scenę.
Problem jednak mam z tekstem. Nie z jego rewolucyjną i istotnie interesującą formą, a z tym – o czym traktuje. Jeśli rzecz jest o Polakach - to nie poczułem, że także o mnie. Jeśli o Polsce – to sądzę, że mój kraj taki nie jest (choć może jestem naiwny albo ślepy - ale i do tego mam prawo). Jaki jest bowiem nasz stan duszy i umysłu – pytają twórcy? Ano - od czasów co najmniej Wyspiańskiego, jesteśmy sfrustrowani, nieufni, pełni nienawiści i pogardy, jak nigdy wcześniej podzieleni, a katastrofa smoleńska te podziały tylko umocniła.
Tak, to jakby wiadomo, co jednak z tych diagnoz miałoby wynikać? Tak bez końca będziemy zadawać pytania o Polskę, w których z góry wiadomo, że odpowiedzi żadnej nie będzie, bo być nie może? I że powstały jakby dla samej jakiejś trudno wytłumaczalnej satysfakcji z ich zadawania?
Pisałem o tym przy okazji innego spektaklu reżyserki, powtórzę - jest taka piosenka Grzegorza Ciechowskiego Nie pytaj o Polskę; warto ją sobie przypomnieć, tam są WSZYSTKIE odpowiedzi. Może właśnie dlatego zawsze kiedy słucham Obywatela G.C przechodzą mnie ciarki. A na Odlocie – nie przeszły.
Chociaż... - z drugiej strony - w końcu przecież obściskująca się przez cały spektakl para, nie zważając na frazy o polskości, przenosi się z pieszczotami na scenę i swój akt kontynuuje, gdzieś tam w trzecim planie – ale jednak. Może faktycznie to ich namiętne całowanie się podczas spektaklu o narodowym rozrachunku jest w sumie najważniejsze?
No może.
BECKOMBERGA
Sara Strindberg
reż. Anna Augustynowicz
premiera 29 stycznia 2021Tytułowa Beckomberga a to sztokholmska dzielnica, znana z opuszczonego już szpitala psychiatrycznego. I do szpitalnego budynku wracają byli pacjenci, po co? Dlaczego to miejsce wciąż daje im poczucie bezpieczeństwa? Co jest w nim takiego pociągającego, a może - uzależniającego, czego świat poza murami dać nie może? Wreszcie - czym jest choroba psychiczna, gdzie się kończy „normalność”, a gdzie zaczyna szaleństwo, i - co to tak naprawdę znaczy? Niełatwo na te pytania odpowiedzieć, a i odpowiedzi mogą uwierać.
Beckomberga to pierwszy chyba na
polskich deskach spektakl o pandemii. Nie ma w przedstawieniu na ten temat ani
słowa, ale nie mam żadnych wątpliwości, to właśnie o nas zamkniętych w domach
podczas telepracy, o nas – przestraszonych, zagniewanych, zdezorientowanych,
wariujących, rozwodzących się, przesuwanych jak pionki po szachownicy przez
władze, decydujące sensownie lub idiotycznie, że teraz wolno to, a tamtego –
nie.
Piękny, poruszający, wspaniale zagrany i doskonale technicznie (tak!) zrealizowany spektakl, to jedno z najlepszych przedstawień jakie widziałem on-line w czasie zarazy.
2019, marzec
BYĆ JAK BEATA
Piotr Domalewski, Żelisław Żelisławski
reż. Magda Miklasz
premiera 2 lutego 2019
Motto: Miałeś rację, zachowuję się jak trochę stuknięta… (Małpa i ja)
No, jestem chyba nieco stuknięty,
żeby jechać, tłuc się – zabrzmi efektowniej - do Szczecina tylko po to,
żeby obejrzeć przedstawienie o Beacie Kozidrak. Na szczęście autostradą
(dodajmy – absurdalnie drogą), wygodnym przecież autem niegdyś czeskiej marki,
a i spektakl okazał się olśniewający. Choć jest o bardzo wielu rzeczach, to chyba
najmniej o samej Beacie. Ona, obecna na scenie jako obwiązana mikrofonami madonna,
za sprawą znanych i mniej znanych piosenek jest tylko takim lustrem, w którym
twórcy nam, fanom Beaty i z ciekawością i dociekliwością się przyglądają. Naszym
tęsknotom, pragnieniom, talentom i ich brakowi, bezczelności, chęciom
wyróżnienia się w tłumie…
Poznajemy m.in. zakonnicę, emerytowanego policjanta, sfrustrowanego 30-latka, neurotyczną gwiazdkę, psychofankę, którzy biorą udział w castingu, i po swojemu śpiewają piosenki Beaty i Bajmu. Po co tak naprawdę na ten casting przyszli? Skąd w nich fascynacja Beatą Kozidrak? Co słyszą w jej tekstach? Czego szukają a - co znajdują? Są jej fanami na serio czy „ironicznie”?
I – last but not least – dlaczego „być jak Beata” – może tylko Beata? Będąc Polakiem, trudno nie znać piosenek Bajmu – powiedział o swoim tekście Piotr Domalewski.
Świetnie napisany, brawurowo zagrany i z wdziękiem zaśpiewany spektakl.
2017, kwiecień, koprodukcja z Teatrem im. Jana Kochanowskiego w Opolu, 37. Warszawskie Spotkania Teatralne
ŚLUB
Witold Gombrowicz
reż. Anna Augustynowicz
premiera 10 września 2016
Były owacje na stojąco, były szepty, że prawie jak Jarocki, że Grzegorz Falkowski niczym sprzed lat Jan Englert… A Pani Profesor przypomniała, że Ślub to jeden z największych polskich tekstów dramatycznych wszech czasów. Jerzy Jarocki wystawiał Ślub sześciokrotnie i za każdym razem było o czym innym. A o czym było to przedstawienie? Oglądałem niczym biała tablica, bo Iwon widziałem kilka, ale Ślub po raz pierwszy, nie miałem więc narzutów interpretacyjnych (sic!).
O języku. I Ionesco się tu chowa. O języku, którym wydaje nam się, że się porozumiewamy. O bełkocie, w którym się lubujemy, o pustosłowiu, które nami rządzi, o autokreacji, tak łatwej dziś dzięki internetowi, poprzez którą robimy z siebie kogo innego, idiotów najczęściej, ale tego nie widzimy, bo widzieć nie chcemy.
Grzegorz Falkowski istotnie świetny, ale cały zespół gra jak z partytury, bez żadnej fałszywej nutki, bardzo dobry debiut Jędrzeja Wieleckiego jako Władzia, zmanierowanego cherubina, który najbardziej chyba (obok Matki) w tym Ślubie ze słów, ich doboru i melodii jest zbudowany.
2016, listopad
GODZINA SPOKOJU
Florian Zeller
reż. Norbert Rakowski
premiera 20 czerwca 2015
Spektakl popularny na całym kontynencie, hit zapełniający sale, właśnie to publiczność lubi najbardziej – komedia omyłek. Michel kupuje na pchlim targu bardzo rzadką płytę i chciałby jej w spokoju posłuchać. Niestety, nie jest to możliwe, bo świat jakby się sprzysiągł, by mu w tym przeszkodzić. Żona, której się zebrało na zwierzenia, kochanka chcąca dokonać coming-outu ich romansu, budowlaniec okazujący się Portugalczykiem, choć brany był za Polaka, wreszcie syn… długo by o nim pisać. No pysznie.
Już nie pamiętam, kiedy byłem w teatrze tak zażenowany. Aktorzy grają strasznie, wszystko na jednej nucie, do granic spłaszczając i wulgaryzując swoje postaci. Wyszła nieporadna farsa, broni się tylko scenografia.