OPERA

2020, luty

HALKA

Stanisław Moniuszko

reż. Mariusz Treliński

premiera 15 grudnia 2019

Byłem na.

Nie każdy może to o sobie powiedzieć, bo dostać się na Halkę do TWONu prawie niepodobna. Dwa słowa więc o tym, co mi się podobało, przepraszając za mizerię tego tekstu, niezbyt dobrze znam się na operze.

Czarno-biała scenografia oraz takież kostiumy olśniewały (Boris Kudlicka/Dorota Roqueplo). I choć były na wskroś współczesne, to i z muzyką, i librettem XIX-przecież-wiecznym korespondowały fantastycznie, zupełnie jakby Moniuszko dopisał muzykę do pomysłów Mariusza Trelińskiego, choć nie mam pewności, czy można taką tezę uknuć. Goście zaręczyn Zofii i Janusza bawili się przy Mazurze, tańcząc boogie, ta choreografia wyraźnie nawiązywała do lat 70-tych XX wieku i było to coś niesłychanie i estetycznego i porywającego.

Pozwolę sobie na wyróżnienie p. Izabeli Matuły (Halka), której gra i śpiew poruszyła we mnie jakieś nietknięte jeszcze struny, ergo – wydaje mi się, że była to bardzo piękna rola. No i miałem szczęście zobaczyć i usłyszeć p. Piotra Beczałę w roli Jontka, choć Szumią jodły na gór szczycie łez we mnie nie wywołały.

Najwyraźniej wolę Moniuszkę w żwawych formach, przy wspomnianym Mazurze z 1-go aktu udawałem, że wiem, jak używać batuty, na niby dyrygując sobie w ciemności balkonu…

 

2016, Marzec

Teatr Wielki - Opera Narodowa

SALOME

Richard Strauss

Dyrygent: Stefan Soltesz

Reżyseria: Mariusz Treliński

O wystawieniu Salome Mariusza Trelińskiego najlepiej świadczy reakcja publiczności. Na moim spektaklu (kilka dni po premierze…) cześć osób wyszła w trakcie, a oklaski reszty były jakby wymuszone. Powiedzmy wprost - nie mamy tu do czynienia z inscenizacją ambitną albo trudną, ale po prostu bardzo słabą.

Może najpierw pozytywy: Strauss, Soltesz i Strauch – muzyka, dyrygent i Jochanaan (Jan Chrzciciel). Cała reszta bardziej przeszkadza niż pomaga delektować się pięknem kompozycji Straussa i librettem na kanwie dzieła Oskara Wilde’a. 

Rozrywką w Salome jest odnajdywanie podobieństw do poprzednich spektakli reżysera – na przykład Jochanaan jest żywą kopią Pasterza z Króla Rogera z 2000 roku. Choć trzeba przyznać, że nie tylko z własnego arsenału Treliński czerpie - Herodiada jest reinkarnacją Iwony z TVNowskiego reality show „Żony Hollywood”…

A Taniec siedmiu zasłon, na który czeka każdy meloman? Dostaliśmy cztery lolitki w japońskim stylu i mężczyznę w szlafroku i rajstopach na głowie. Jestem przekonany, że ci, którzy nie wiedzieli, że jest to punkt kulminacyjny opery, uznali tę scenę za najsłabszy i najnudniejszy moment przedstawienia.

W cenie biletu można kupić jedno albo nawet dwa nagrania Salome Straussa na CD. I to właśnie bym Państwu polecał.

 

2016, Marzec

Warszawska Opera Kameralna

ARIODANTE

Georg Friedrich Haendel

Kierownictwo muzyczne: Władysław Kłosiewicz

Reżyseria: Krzysztof Cicheński

Owszem, historia jest naiwna, intryga szyta nićmi grubymi, morał na zakończenie – nieznośny. Mimo to Ariodante w Warszawskiej Operze Kameralnej wciąga od pierwszych nut.

I właściwie trudno wskazać jeden atut warszawskiego wystawienia. Na pewno nie ma ani jednej roli, która byłaby źle osadzona. Dzięki naprawdę fantastycznym artystom muzyka, tak odległa przecież od dzisiejszej estetyki, broni się świetnie.

Minimalistyczna scenografia została wsparta dobrze zaplanowanym ruchem scenicznym i świetną grą aktorską. Szczególnie warto zwrócić uwagę na Dagmarę Barną (Dalindę) – jej drugoplanowa rola, w tekście libretta tylko naszkicowana, dzięki kreacji artystki - nabiera głębi. Dalinda jest gotowa zrobić wszystko z miłości do mężczyzny. Nagle zaczyna jednak rozumieć, że jest jedynie narzędziem w realizacji jego okrutnego planu.

W klasycznym przebiegu akcji podzielonym na sielankę, intrygę, rozpacz i - ostatecznie - triumf dobra nad złem, najsłabiej wypada rozpacz. Bo - czy słyszeliście kiedykolwiek wzruszający utwór na klawesyn (na którym to instrumencie opiera się cały barok)? Nie? No właśnie! Ale na szczęście partię Ginevry śpiewa Olga Pasiecznik. Jej poruszająca interpretacja pozwoliła widowni poczuć ból utraty ukochanego i niesłusznego okrycia hańbą.

Może na Ariodante mojej ciotki Zofii bym do Opery Kameralnej nie zabrał, ale moją przyjaciółkę, miłośniczkę muzyki barokowej – jak najbardziej.