Teatr Współczesny w Warszawie

 

2023, maj

DOLCE VITA

Julia Holewińska, Kuba Kowalski

reż. Marcin Hycnar

premiera 20 maja 2023

 

Marcello właśnie kupił na kredyt kawalerkę przy Zbawixie, jego związek z Emmą (Monika Pawlicka) ma nie tylko na fb niejasny status, a w dokończeniu debiutanckiej książki o życiu Warszawy przeszkadza mu praca, jest bowiem jak na hipstera przystało – copyrighterem. Jest niedziela, a naszego bohatera po szalonej nocy męczy kac. Świat nie daje Marcellowi odpocząć, z niezapowiedzianą wizytą zjawiają się rodzice (świetne role Joanny Jeżewskiej i Leona Charewicza), kochanka (bezbłędnie zmieniająca skórę niczym kameleon – Katarzyna Dąbrowska), a to przyjaciele – para gejów – Darek i Marek (Marcin Bubółka i Szymon Roszak). Jak się ta okropna niedziela skończy?

Nienajlepszy niestety sezon Współczesny kończy spektaklem wprost olśniewającym. Rzecz jest fantastycznie napisana, brawurowo zagrana, momentami naprawdę bardzo zabawna, choć ta opowieść - o tym, że dorosłość to nie zawsze dojrzałość - jest jednak trochę gorzka. Bo przecież Paula…  Bo Ginsberg… 

Dolce Vita jest najlepszym z widzianych dotychczas przeze mnie spektakli Marcina Hycnara, z entuzjazmem doceniamy także debiutującego na Mokotowskiej Filipa Kowalczyka, który używając całej palety barw i półcieni wcielił się w naszego nieco udręczonego życiem i całą resztą bohatera.

Weź swojego trzydziestolatka do teatru. Koniecznie.


 

2023, marzec

KIM JEST PAN SCHMITT?

Sébastien Thiéry

reż. Jarosław Tumidajski

premiera 24 marca 2023

 

To oczywiście dobrze, że z teatru wychodzi się z pytaniami, ten spektakl jednak wygenerował ich zdecydowanie zbyt wiele. 

Na przykład – czy postać gburowatego Policjanta jest jakimś odniesieniem do obecnych w naszym świecie sytuacji totalitarnych? I czemuż ten niebezpieczny funkcjonariusz reprezentuje akurat słynący ze sprawiedliwości Luksemburg, w którym się nieco deus ex machina wraz z bohaterami znaleźliśmy? Dalej – trudno doprawdy uwierzyć, że Baranowie nie wiedzą, że mieszkają nie w swoim mieszkaniu, a olśnienia doznają między zupą a drugim. Dlaczego ich/nie ich córka, będąca jednym z bohaterów dramatu, nie rozpoznaje własnych rodziców? Przychodzi jednak na obiad do Baranów, nie Schmittów… Czy raz działające a raz nie działające zamki w drzwiach to odniesienie wprost do Czego nie widać? 

A - co miałoby wynikać ze zdecydowanie przydługich konsultacji psychiatrycznych Barana? Same w sobie były umiarkowanie zabawne (choć Jakub Kamieński „wycisnął” z Psychiatry ile się dało) i zabrzmiały niczym wrzutka z jakiegoś innego tekstu, o trudno zrozumiałej zamianie danych w dowodzie osobistym już nie wspominając.

Pan Schmitt był mi już znany z wystawienia na jednej z polskich scen (była to katastrofa), a we Współczesnym upewniłem się – ten tekst jest po prostu kiepski. Albo ma w sobie coś, co działa tylko we Francji - skoro autor dostał za ten dramat 13 lat temu nagrodę Moliera, albo się zestarzał, albo – może trzeba mieć jakiś ekstraordynaryjny pomysł na jego wystawienie. Mamy tu mieszankę teatru absurdu z komedią, a momentami – z farsą. Niestety, ta mieszanka nie stworzyła – że się tak wyrażę – kremowej jednolitej  emulsji. Owszem, spektakl na Mokotowskiej obejrzałem bez jakiejś idiosynkrazji, głównie za sprawą Agnieszki Suchory i Andrzeja Zielińskiego, ale - kupy się to wszystko nie trzymało.

 

2023, styczeń

Z RĘKĄ NA GARDLE. PIOSENKI Z REPERTUARU EWY DEMARCZYK

Anna Sroka-Hryń

reż. Anna Sroka-Hryń

premiera 14 stycznia 2023

 

To, czy ten spektakl jest z piosenkami właśnie Ewy Demarczyk, ma znaczenie jakby drugorzędne. Aktorzy przypominają akurat TĘ wybitną postać, ale rzecz jest ździebko o czym innym, o tym mianowicie – że wielka sztuka nigdy się nie starzeje. I tym, że komu Bóg dał talent, ten zabrać nas może w najdowolniejsze światy i przestrzenie, i będzie to podróż wywołująca dreszcz na plecach i trzymająca za gardło ze wzruszenia. Tak, jak Demarczyk i – nie zawaham się z całą mocą tego napisać – cała siódemka na barakowej scenie Współczesnego. Uprzedzę, nikt nawet nie próbuje naśladować Czarnego Anioła, w tym spektaklu nie ma ani gestu, ani tonu z Demarczyk wziętego, a JEDNAK - jest z Niej wszystko.  

Nie będę może pisał o aktorach, ich talencie, muzykalności czy warsztacie, bo aż głupio, ale sami zobaczycie, że nie tylko songi Demarczyk, ale i oni, cała siódemka – są po prostu wspaniali, są – przepraszam za niewielką egzaltację - dziełami sztuki. Nie ma możliwości, żebyście się nie poryczeli przy Koniach Apokalipsy, a przy Nahe des Geliebten jakem się rozdziawił (wraz ze znaczną częścią widowni), tak rozdziawiony zostałem do dziś. O fantastycznym Walcu czy finale z Madonnami już nawet nie wspominając. Ergo, mamy do czynienia z olśniewającym, porywającym, pięknym, wspaniale (pod każdym względem) zagranym spektaklem, który przywrócił mi – ździebko ostatnio nadwerężoną - wiarę w Teatr.

Nie wyobrażam sobie, że nie zobaczycie tego przedstawienia.

 

2022, grudzień

BERLIN, BERLIN

Patrick Haudecoer, Gerald Silberyras

reż. Wojciech Adamczyk

premiera 17 grudnia 2022

 

Mamy oto Berlin Wschodni, Emma i Ludwig chcą uciec na Zachód, Emma zatrudnia się więc jako opiekunka matki oficera Stasi, z jego bowiem mieszkania najłatwiej się na drugą stronę przekopać. Werner, ów oficer się w Emmie zakochuje, jej partner farsowym zbiegiem okoliczności trafia do siedziby służb, kiedy mistyfikacja wychodzi na jaw – mur upadnie i będzie happy end. Tyle w największym skrócie.

W akcie pierwszym Werner z lubością i uśmiechem na twarzy opowiada Emmie, jak to jego mamusia, oddana komunistka, a właściwie stalinistka, wysyłała ludzi na śmierć bądź na Syberię za nic, a także – na czym polega i jego praca (niewiele się bowiem przez to pokolenie zmieniło) ; w zaś akcie drugim jest jeszcze „mocniej”, gdyż – gdy nasi bohaterowie farsowo się popisują obiektywnie nędznymi gagami – prowadzony jest do katowni więzień, gdzie jest torturowany przez sadystyczną oficerkę Stasi    ( prywatnie żonę Wernera) - Birgit, która wychodzi z piwnicy z zakrwawionymi rękoma, następnie przesłuchanie kończy radziecki generał Munz, idąc do piwnicy w celu „zrelaksowania” się przed występem chóru Armii Czerwonej; zdaje się, że on tego więźnia po prostu zamęcza na śmierć.

Próbuję do dziś zrozumieć, jak można było czemuś tak pod każdym względem strasznemu przyznać nagrodę Moliera za najlepszą komedię.  I - jakie to moce przyniosły ten okropny tekst na Mokotowską?

Wyszedłem ze Współczesnego nie dowierzając we własne zmysły, tak, to z pewnością był zły sen.  

 
2022, wrzesień
A KOMÓRKA DZWONI

Sarah Ruhl
reż. Maciej Englert

premiera 10 września 2022

Oryginalny tytuł Dead Man’s Cell Phone traktuje wprost o prologu: na kawiarnianym stoliku dzwoni 
komórka, której Gordon nie odbiera. Jean siedząca obok jest tym faktem zirytowana, odkrywa po chwili – to napisać mogę – że Gordon nie żyje. Jean zostaje „opiekunką” telefonu nieboszczyka, i poniekąd – pamięci o nim, którą zdarza się jej podkoloryzować. Dlaczego? Oboje się w końcu jakby
spotkają, co będą mieli sobie do powiedzenia?
Wyszedłem z teatru z poczuciem, że próbowano powiedzieć mi coś ważnego, np. to, że nie wszystko na tym i tamtym świecie rozumiemy, że czasem zakochujemy się w kimś/czymś, kto/co na to zupełnie nie zasługuje. Że każdy przezywa żałobę na swój sposób i nikomu nic do tego. Że – wreszcie – są wciąż na świecie ludzie, których sygnał telefonu komórkowego, i sam fakt istnienia takiego urządzenia, doprowadza do rozmaitych granic. Barbara Wypych zagrała Jean w punkt, inaczej - niż w tej powiedzmy manierze - zagrać się tej bardzo trudnej roli nie dało. Monolog Gordona - Mateusza Króla - jest jedną z najlepszych scen, jakie można zobaczyć teraz w teatrze, a Rafał Zawierucha dał swojemu w sumie epizodycznemu bohaterowi coś bardzo ludzkiego i rozczulającego.
Wyszedłem wreszcie ze Współczesnego także z dość gorzką pewnością, że takiego teatru już prawie nie ma, że odchodzi, jak ten Król w Ceremoniach; że uczestniczyłem w czymś (absolutnie oczywiście celowo) niedzisiejszym.      I bardzo mi się ta niedzisiejszość podobała.
 

2021, grudzień

GDYBYM CIĘ NIE POZNAŁ

Sergi Belbel

reż. Jarosław Tumidajski

premiera 18 grudnia 2021 

Dawno temu podczas wesela, dwoje dzieciaków – Eduardo i Eliza – najpierw się trochę przekomarza, zgoda w tej sprzeczce to ich pierwszy pocałunek, a potem długo tańczą; będą o tym tańcu pamiętać przez całe życie. Ich drogi po kilkunastu latach znów się zejdą, w scenie rozpoczynającej spektakl widzimy tę parę jako małżeństwo rozmawiające o codziennych sprawach. Eliza następnego dnia zginie w wypadku samochodowym. Jak Eduardo przeżyje stratę ukochanej żony i dzieci? I czy to w ogóle możliwe?

W przedostatni wieczór starego roku obejrzałem mądry, poruszający (z kilkoma scenami wprost wyciskającymi łzy z oczu), błyskotliwy, znakomicie zrealizowany, po prostu - piękny spektakl o miłości silniejszej niż śmierć (jakkolwiek to brzmi), o przeznaczeniu i – o przypadkach, które rządzą naszym życiem, choć wolimy wierzyć, że mamy na nie wyłączny wpływ. Co by było, gdyby… – zastanawia się autor, tworząc dla swoich bohaterów alternatywne rzeczywistości, zupełnie jak kiedyś Krzysztof Kieślowski w Przypadku.  

Spektakl jest wspaniale zagrany, aktorzy mają NAPRAWDĘ dużo pracy (sprawdźcie – dlaczego), Katarzyna Dąbrowska olśniewa także jako wokalistka, a – i tutaj nie mam żadnych wątpliwości – Eduardo Mateusza Króla to jedna z najlepszych stołecznych ról minionego roku. Kiedyś już to napisałem, ale jest okazja, więc powtórzę - to jest teatr współczesny, jaki lubię najbardziej, przez małe i wielkie wu.

Koniecznie.
 

2021, grudzień

KTO CHCE BYĆ ŻYDEM

Marek Modzelewski

reż. Wojciech Malajkat

premiera 10 grudnia 2021 

W domu Elizy i Karola (Izabela Kuna i Andrzej Zieliński) trwają przygotowania do małej rodzinnej uroczystości, bo - po pierwsze Eliza zostanie profesorem, po drugie – jej przyrodni kochany brat, nieco gburowaty Marek (Cezary Łukaszewicz) przestawi swoją nową dziewczynę Ilonę (obłędna rola Barbary Wypych), wreszcie – ich córka Karolina (Ewa Porębska) przyjedzie z Ameryki ze swoim nowym chłopakiem Danielem (Krzysztof Dracz), dodajmy – dużo od niej starszym, mieszkającym w Stanach Żydem polskiego pochodzenia. Odrobinę półgębkiem, może trochę przy okazji, bo wcześniej nie powiedziała tego wystarczająco wyraźnie – Eliza oświadcza gościom, że (tyle mogę zdradzić) przechodzi na judaizm. No i wtedy TAK NAPRAWDĘ ta kolacja się zacznie…

I reżyser i aktorzy Współczesnego doskonale wiedzą, gdzie leży TA granica, której przekroczenie przy tekście Marka Modzelewskiego grozi katastrofą – powiedzmy - taniej farsowości. Najbliżej do tejże granicy zbliża się chyba Barbara Wypych, w brawurowy sposób pozbawiona litości wobec granej przez siebie Ilony, którą owszem – może przerysowuje (a może niestety nie), ALE jednak jej nie upokarza, to – powtórzę - świetna rola tej znakomitej aktorki.

Historia którą oglądamy, balansuje (jak w innych tekstach Marka Modzelewskiego) na granicy prawdopodobieństwa, trudno co prawda uwierzyć, że sytuacja, której świadkami jesteśmy, istotnie miała miejsce, ale - nie jest to także niemożliwe. I o tejże niezwykłej koincydencji otrzymujemy opowieść bez niedopowiedzeń, dość mocną, w której rzeczy nazywane są po imieniu, pewne tabu związane z polskim antysemityzmem zostanie złamane. I chyba najbardziej o tym jest ten spektakl.
Jedna tylko uwaga – jakby zbędna wydała mi się scena „negocjacji” Karola i Marka; to, co panowie mają za uszami, nie wniosło do naszej opowieści znaczącej wartości dodanej, ledwo tu zaznaczone – było właściwie materiałem na dużą – i jednak trochę o czym innym – historię.
 

2021, październik

WACHLARZ

Carlo Goldoni

reż. Maciej Englert

premiera 16 października 2021

Proszę sobie wystawić, iż najnowsze przedstawienie Współczesnego ani gestem nie zahacza o partię rządzącą, a także o żadną z opozycyjnych, nie wspomina się o międzynarodowej sytuacji naszego kraju, nie usłyszałem odniesień do trybunałów ani strajków, nie pojawiły się na scenie gwiazdki w żadnej liczbie ani komentarze do jakichkolwiek ładów. Jest to bowiem spektakl ni mniej, ni więcej – o wachlarzu.

Może nie będę opisywał losów rzeczonego przedmiotu, gdyż są dość skomplikowane, w każdym razie w finale wachlarz trafia (po wielu – uwierzcie - perypetiach) do właściwych rąk, czyli panny Kandydy. Zwrócę jednak uwagę na obsadę, bo mamy tu debiut najmłodszego pokolenia aktorów Współczesnego, i jest to debiut udany – świetna w roli wspomnianej Kandydy jest Maja Polka, Monika Pawlicka fantastycznie wydaje się czuć w roli Gianniny, bardzo dobry w niełatwej roli Ewarysta jest  Przemysław Kowalski, i – Coronata – Maciej Kozakoszczak. W mniejszych tym razem rolach – Juliusz Godzina i Marcin Bubółka (transfer z Karasia), których nazwiska również warto zapamiętać.

Cóż, te dwie godziny spotkania z Goldonim (w znakomitym tłumaczeniu Iwaszkiewicza) były jakby wycieczką do zupełnie innego świata, do takiego, jaki teatr już rzadko nam stwarza : mamy piękny tekst, dopracowaną scenografią, olśniewające kostiumy, buty szyte na miarę, starannie przyszykowane koafiury itede. Tak…  Kto jeszcze – poza p. dyr. Englertem – ma odwagę wystawić klasyczną (i zrobić to… klasycznie) komedię dell’arte? Ach, kto…

Urocze.

 

2021, wrzesień

A PLANETY SZALEJĄ… (MŁODZI W HOŁDZIE KORZE)

Olga Jackowska/Marek Jackowski, arr. Mateusz Dębski

eksperyment sceniczny w ramach przedmiotu "Sceny dialogowe muzyczne" na II roku Kierunku Aktorstwo w Akademii Teatralnej w Warszawie

reż. Anna Sroka-Hryń

premiera sierpień 2021

Nigdy nie chciałem być aktorem, mam bowiem głęboką świadomość i braku stosownych talentów i -  od zawsze odczuwam idiosynkrazję do wkuwania na pamięć. Jednak tego wieczoru poczułem nutkę jakby zazdrości… Gdybym bowiem miał o połowę lat mniej i aktorem BYŁ, to bardzo chciałbym być z nimi na scenie, z tym zespołem, w tym spektaklu.

Jest on bowiem ni mniej ni więcej tylko emanacją ich talentu, pasji i wrażliwości, jest efektem ciężkiej pracy aktorów i reżyserki, oraz fantastycznej wyobraźni muzycznej Mateusza Dębskiego, który przearanżował utwory Maanamu właściwie nie do poznania. A jednak - niczego tej muzyce (na której się wychowywałem, więc mam do niej stosunek nabożny) nie odebrał, a - dokładnie przeciwnie. W oryginale np. dynamiczny przecież przebój Nie poganiaj mnie – usłyszeliśmy jako kołysankę.  I, Chryste - jak to zabrzmiało… Prawie się zdekompensowałem przy finałowym Krakowskim spleenie, zaskoczyło mnie wykonanie Luccioli, czy – zagrane i zaśpiewane z cudownym przymrużeniem oka – Cykady na Cykladach; o energetycznym, pełnym radości życia finale już nie wspominając.

Na scenie świetni są wszyscy. Kiedy piszę „wszyscy”, mam na myśli WSZYSTKICH. (Dobrze, że nie jestem dyrektorem żadnego teatru, gdyż rozsądek nakazywałby szykować aż jedenaście etatów). Bóg obdarzył ich talentem, przez cztery lata studiów trafili na znakomitych pedagogów i reżyserów, zrealizowali olśniewające dyplomy… Niech więc tak potrzebne aktorom szczęście Państwa nie opuszcza, dziękuję za tę niezwykłą godzinę (hm, nomen omen:-) i donoszę, że właśnie rozpoczęty sezon rozpoczął się od spektaklu ni mniej ni więcej lecz – ZJAWISKOWEGO.

 

2020, styczeń

KUCHNIA CAROLINE

Torben Betts

reż. Jarosław Tumidajski

premiera 18 stycznia 2020 

Caroline jest gwiazdą programów kulinarnych, ma męża golfistę, kochanka stolarza i syna, który właśnie przyjechał z dyplomem w ręku, żeby poinformować rodziców o swoich planach. Niestety, kolacja, którą przygotowała pani domu zamieni się w piękną zaiste katastrofę. Tyle w uproszczeniu, żeby nie zabrać przyjemności oglądania tego spektaklu. Uprzedzić jednak warto, że choć momentami to przedstawienie jest bardzo zabawne, to miałem wrażenie, że Betts trochę Gogolem szepnął, że z samych siebie się śmiejemy.

Rzecz o słowach, do których nie przywiązujemy już wagi, które wypowiadamy tak sobie, żeby zabić ciszę, żeby wypełnić przestrzeń, nie biorąc za nie odpowiedzialności. Tak sobie gadamy, albo przemilczamy - jeśli coś nam nie odpowiada, słuchamy a może i nie słuchamy, interlokutor jest nam coraz mniej potrzebny, cała ta nasza komunikacja coraz mniej jest warta. A co jeśli ktoś weźmie JEDNAK na poważnie nasze deklaracje, rzucone w jakimś porywie albo BEZ przemyślenia konsekwencji? Tak jak Greame wziął na poważnie deklarację Caroline? No właśnie, co?


Obejrzałem Inteligentne i bardzo udane – choć gorzkie przedstawienie - ze znakomitymi debiutami w TW - Vanessy Aleksander i Konrada Szymańskiego, to taki teatr współczesny (przez w i W), jaki lubię najbardziej.

 

2019, wrzesień

WSTYD

Marek Modzelewski

reż. Wojciech Malajkat

premiera 13 września 2019 

Mamy oto rozpoczynające się wesele, na zapleczu sali wśród wódek, oranżad i zakąsek spotykają się rodzice młodych. Cóż, czeka ich dość poważna rozmowa, bo pan młody uciekł sprzed ołtarza, a najgorsze – że zdenerwowana mamusia nie może się do synka dodzwonić. Do czego spotkanie tej czwórki doprowadzi?

Ta jazda jest naprawdę bez trzymanki, więcej jednak nie mogę napisać, żeby nie zepsuć Wam wieczoru w teatrze. Świetny, bardzo inteligentny tekst Marka Modzelewskiego balansuje między farsą a dramatem, i – choć rzecz jest naprawdę zabawna - gdyby się tak bliżej przyjrzeć naszym bohaterom, to czy na pewno jest się z czego śmiać? I gdzie wśród motorów (bądź hamulców) ich działań znajduje się tytułowy wstyd?

Na małej scenie Współczesnego - Izabela Kuna, Agnieszka Suchora, Jacek Braciak i Mariusz Jakus, wszyscy są fantastyczni. Wstyd już jest jednym z największych przebojów warszawskich scen, życzę więc udanego polowania na bilety.

 
2019, kwiecień
PAN EIN I PROBLEMY OCHRONY PRZECIWPOŻAROWEJ 
Wiktor Szenderowicz
reż. Wojciech Adamczyk

premiera 13 kwietnia 2019

Przykro pisać, ale to, co widziałem i słyszałem - łopatologiczne tezy, wyciosane kilofem niedopowiedzenia, zero dystansu czy dojmująco pozbawione wdzięku ogrywanie rozmaitych klisz - spowodowało, że kilka razy poczułem się niekomfortowo, zażenowany i upokorzony założeniem autora, że jestem pozbawiony inteligencji, bez względu na to, czy rzecz jest o Rosji, o „jakimś kraju w Europie” czy o Polsce tu i teraz, wyszło bowiem raczej ordynarnie. Aktorzy Teatru Współczesnego robią co mogą, żeby uratować ten okropny tekst, np. bardzo dobry jak zawsze Andrzej Zieliński, ale już scena z rozebranym (uspokajam, do majtek) Remigiuszem Jankowskim wyglądała na krzyk bezradności. Być może w Rosji Wiktor Szenderowicz jest uznany za ”mistrza satyry politycznej” i być może w jego tekstach jest „i smieszno i straszno” – cyt. za stroną internetową Teatru.

U nas niestety wyszło tylko straszno.

 

2019, styczeń

TRZECIA PIERŚ

Ireneusz Iredyński

reż. Jarosław Tumidajski

premiera 26 stycznia 2018 

Jak ktoś nie może zrozumieć, dlaczego Gomułka nienawidził wręcz Iredyńskiego, to niech sobie zobaczy ten spektakl, co prawda to już były lata 70-te, ale mechanizmy rządzące światem niespecjalnie się zmieniły, Iredyński – na swoje nieszczęście - wyjątkowo starannie się im przyglądał… Mamy oto pewną wspólnotę, do której – dobrowolnie oczywiście – wstąpili ci, którzy już mieli dość „tego wszystkiego”. Pojawia się w niej także Jerzy, młody, przystojny, zakochuje się w nim Ewa, liderka owej wspólnoty. Ona skrywa przed światem pewną tajemnicę, no cóż, tytułową. Jak Tomasz, pewnego rodzaju sumienie tej grupy, to zauroczenie i ten sekret wykorzysta?

Fantastycznie napisany, dojmująco o tym, co tu i dziś, i świetnie przez całą trójkę zagrany spektakl, ogląda się najpierw jak kino moralnego niepokoju, a potem - wciąga jak thriller. Jarkowi i aktorom gratuluję znakomitego przedstawienia.

Żądam więcej Iredyńskiego na polskich scenach!

 

2018, listopad

NIM ODLECI

Florian Zeller

reż. Maciej Englert

premiera 17 listopada 2018

Mamy oto dom i małżeństwo (fantastyczni Marta Lipińska i Krzysztof Kowalewski) mające dwie dorosłe córki (Monika Krzywkowska i Barbara Wypych). Zjawiają się one w tymże domu rodzinnym, żeby… No właśnie, po co? I do kogo tak naprawdę przyjeżdżają? I czy w ogóle potrzebnie? A jaką rolę w tej opowieści odegra „stara znajoma”? I kim ona jest? Tak, po spektaklu ma się mętlik w głowie, zostaje się z rozmaitymi pytaniami o to np. co było w tej historii powiedziane a co jedynie pomyślane, co się wydarzyło naprawdę, a co – jest wymyślone, co jest ważne, a co ważne się tylko ważnym wydaje. 

To najlepsza inscenizacja tekstu Zellera, jaką dotychczas widziałem, dlatego, że miałem na scenie dwoje aktorów w towarzystwie których (w radiu) się wychowywałem i dlatego, że Maciej Englert uszanował inteligencję widza i szczęśliwie w tekst nie zaingerował, a w każdym razie – nie w widoczny sposób i tej zellerowej zabawy z widzem nie zepsuł, a można było przecież – jak to się wydarzyło w jednym z teatrów – np. na projekcji pokazać dopisane postscriptum ‘kto z kim i dlaczego”, żeby widz broń Boże nie wyszedł z teatru targany wątpliwościami.


Mój Social Media Manager poczynił uwagę, że to spektakl dla starszego widza, bo o starości, trochę jak Ojciec. Przeciwnie, jest o wszystkim, ale właśnie nie o starości. Ale… może faktycznie trzeba mieć siwo na głowie, żeby to i zauważyć i zrozumieć. A może się mylę. No może.

 

2018, kwiecień

ZBRODNIE SERCA

Beth Henley

reż. Jarosław Tumidajski

premiera 7 kwietnia 2018

Lata 70-te, amerykańska prowincja, gdzieś w Missisipi, Lenny kończy 40 lat, niestety, prawie nikt o jej urodzinach nie pamięta, nawet siostry. No cóż, one mają swoje problemy – Meg musi zrezygnować z marzeń o show-businessie, a Babe próbowała… zabić męża, bo „nie podobał jej się jego wygląd”, choć może powodów tegoż desperackiego kroku było więcej.  No i mamy uchwycony moment, kiedy siostry się spotykają. Do czego to spotkanie doprowadzi?

Tekst nagrodzonej Pulitzerem Beth Henley został sfilmowany w 1986 roku, trzy nominacje do Oscara i Diane Keaton w roli Lenny, trzeba będzie obejrzeć. Na scenie w Baraku w roli Lenny – Monika Krzywkowska, dawno już nie widziałem tej aktorki w roli jakby dla niej uszytej. Świetne również Monika Kwiatkowska i Katarzyna Dąbrowska, po raz kolejny swoją vis comica cudownie popisuje się – w roli kuzynki jędzy - Agnieszka Suchora. Panowie tym razem na drugim planie, ale też z tarczą – Szymon Roszak i Mikołaj Chroboczek. Spędziłem we Współczesnym bardzo przyjemne dwie godziny, naprawdę fajne przedstawienie, szczególnie spodoba się paniom jak sądzę.  

Bardzo proszę o więcej, i – jeśli to możliwe - o zamontowanie klimatyzacji na Scenie w Baraku.

 

2017, październik

Michaił Bułhakow

PSIE SERCE

reż. Maciej Englert

premiera 14 października 2017

Przez cały spektakl zastanawiałem się, czy Psie Serce jest opowieścią o Związku Sowieckim lat 20-tych czy też - o jakiejś bliższej nam rzeczywistości. Czy pies Szarik, a następnie Szarikow – to wyłącznie postaci z Bułhakowa, czy też mają oni twarze znane nam z politycznej polskiej codzienności. Ba, nawet w Wiaziemskiej odnalazłem kogoś mocno istniejącego (nie wiem, czy nie za mocno) w naszych czasach. No tak teraz jest, czytamy czasem coś, co nie jest napisane… 

Profesor Preobrażeński (Krzysztof Wakuliński) w ramach eksperymentu przeszczepia psu przybłędzie (Borys Szyc) przysadkę, a ten – staje się człowiekiem. Niestety, z najgorszymi możliwymi cechami. Oczywiście, przestroga. Przed czym? Chwała Bogu – Maciej Englert nie uwspółcześnił (nomen omen) tego znakomitego tekstu i każdy na to pytanie odpowie sobie sam, a jeśli nie – to z pewnością po prostu da się wciągnąć w ten bajkowy jednak świat Bułhakowa z padającym moskiewskim śniegiem i z orkiestrami dętymi grającymi na podwórkach.

Jak to we Współczesnym – świetnie zagrane. Borys Szyc w roli psa naprawdę wiarygodny, fantastyczna rola, świetny Krzysztof Wakuliński jako zagubiony nieco w młodziutkim komunizmie profesor i bardzo dobry debiut na deskach przy Mokotowskiej Szymona Mysłakowskiego, który gra Bormentala.

 

2017, maj

CZAS BARBARZYŃCÓW

Don Taylor

reż. Jarosław Tumidajski

premiera kwiecień 2017

Rozmawiałem z reżyserem, który zapewniał, że w żadnym wypadku ten spektakl nie miał odnosić się do naszej rzeczywistości.  No ale się odnosi… Miał być - zgodnie z intencją autora -  political fiction, a wyszła publicystyka polityczna, momentami dość nieznośna.  Rzecz o konformizmie, o elitach i ich kompromitacji, o potrzebie bycia mainstreamem, wreszcie – o patriotyzmie, o tym, że ojczyzna jest jedna, a rządzący się zmieniają. No więc mogłoby dać do myślenia, ale nie daje. Może po prostu - nie ten tekst, nie ten czas i nie ta scena? 

Fajna scenografia Mirka Kaczmarka, ciekawe kostiumy i zabawa światłem niestety również nie rekompensują „filmowej” gry zespołu. O ile Michał Mikołajczyk dał sobie radę moim zdaniem nieźle (podobnie jak Monika Pikuła i Monika Kwiatkowska), to niestety dość schematycznie wypadają Katarzyna Dąbrowska i Andrzej Zieliński, zaś Piotr Garlicki w roli odchodzącego polityka nie tylko nieprawdopodobnie niewiarygodny, ale również irytujący. 

No cóż, może nieświadomie dałem się wciągnąć w „tu i teraz”, widząc w twarzy granego przez niego Augustusa zupełnie kogo innego…

Coś nie wyszło.

 

2016, październik

LEPIEJ JUŻ BYŁO

Cat Delaney

reż. Wojciech Adamczyk

premiera 15 października 2016

Mam z tym przedstawieniem kłopot. Bo z jednej strony – przez dwie godziny nawet nieźle się bawiłem i miałem na scenie moją ukochaną aktorkę, z drugiej jednak – doznawałem dojmujących momentów zażenowania. Ten tekst jest bowiem znacznie poniżej poziomu Teatru Współczesnego.

Esmeralda Quipp jest emerytowaną aktorką szekspirowską, która – mówiąc w pewnym skrócie – ma poważne problemy, podchodzi do nich jednak z iście franciszkańską pogodą ducha. Właściwie tyle można napisać, żeby nie zepsuć Państwu wieczoru. Nie wyobrażam sobie, żeby rolę Esmeraldy mógł zagrać ktokolwiek inny niż Marta Lipińska i dla jej talentu warto ten spektakl zobaczyć. W ogóle wszyscy aktorzy – jak to we Współczesnym – grają koncertowo.

Co do reszty – mam jednak kilka uwag. Po pierwsze – wątek szekspirowski niestety nie został wystarczająco mocno ograny. Fragmenty z największego dramaturga wszech czasów mogły stanowić pewną przeciwwagę do farsowości tekstu Cat Delaney, a – choć pięknie przez Martę Lipińską podane – wywoływały tylko uśmiech pobłażania. Epizod Zbigniewa Suszyńskiego, wcielającego się na kwestię czy dwie w kucharza geja, naprawdę można było sobie darować, we Współczesnym spodziewałbym się wyższego poziomu niż rozśmieszanie publiczności kliszą przegiętego homoseksualisty.

Jako się rzekło – ponieważ spektakl jest świetnie obsadzony, więc i steki wulgaryzmów w ustach aktorek Współczesnego brzmiały w sumie dość naturalnie, i również – jak można się domyślić -  wywoływały salwy śmiechu na widowni. Mnie nie bawiły wcale, najwyraźniej byłem w złym nastroju. 

Podsumowując – świetnie zagrany niestety niedobry tekst. Złośliwie można byłoby napisać, że istotnie, lepiej już było.

Nic to, komplety będą i tak. 

 

2016, czerwiec

BUCHAREST CALLING

Peca Stefan

reż. Jarosław Tumidajski

Mamy oto Bukareszt sprzed kilku lat i pięcioro młodych ludzi, których losy w którymś momencie się skrzyżują. Jest Alex – DJ (Mateusz Król), szukający swojej żony, która zaćpała się na śmierć - Andrei (Mikołaj Chroboczek), alfons Pall Mall (Rafał Zawierucha) oraz siostry – opiekująca się sparaliżowaną matką Katia (niezmiennie olśniewająca Barbara Wypych) i - prostytutka Julia (zjawiskowa Monika Pikuła).

Powiedzmy sobie szczerze – sam tekst Stefana (Pecy?) mojego postrzegania świata nie zmienił. O tym, że życie jest gdzie indziej widziałem pewnie siedemdziesiąt cztery spektakle, z czego dwadzieścia osiem było lepszych. 

Ale – po pierwsze - Jarosław Tumidajski fantastycznie zaadaptował maleńką scenę w baraku dla potrzeb tego spektaklu, więc jest w tym dziejstwie na małej przestrzeni coś bardzo filmowego, a po drugie – młode pokolenie Współczesnego jest naprawdę fantastyczne.

Szczególnie Mateusz Król, który w roli DJ-a jest bezbłędny. Wiem, co piszę. Sam jestem DJ-em w radiu. 

No dobra, prezenterem, ale DJ brzmi lepiej.

 

2016, marzec

KAMIEŃ 

Marius Von Mayenburg

reż. Grzegorz Wiśniewski

To jest teatr jaki lubię najbardziej. Mądry tekst, w którym pada więcej pytań niż zbyt łatwych na nie odpowiedzi, bardzo dobre aktorstwo (z kilkoma odkryciami), przemyślana reżyseria. 

Mamy dom czy też właściwie kamienicę w Dreźnie. W jednym z mieszkań mieszkają kolejno – od roku 1933 po współczesność - trzy rodziny, z których każda skrywa swoje tajemnice. Te sekrety będą miały dojmujący wpływ na następne pokolenie. Prowadzą nas autor z reżyserem przez powikłane losy mieszkańców drezdeńskiej kamienicy, i wodzą za nos, i zawracają, by zbyt łatwo nie oceniać naszych bohaterów, bo różnica między katem a ofiarą, oszukiwanym i oszukującym może być niebezpiecznie rozmazana. Choć niekiedy bardzo nieodległa, o rzut tytułowym kamieniem. 

Na scenie młodsza generacja aktorów Teatru Współczesnego. Świetny profesjonalny debiut Barbary Wypych, absolwentki łódzkiej filmówki, która jeszcze na studiach rolą dyplomową także Withy w tymże spektaklu tegoż reżysera zdobyła Grand Prix Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. 

Olśniewająca jest Monika Pikuła jako Mieze, bardzo dobry jest jedyny mężczyzna na scenie – Rafał Zawierucha który gra (dobrego?) Niemca. 

Zdecydowanie polecam, uprzedzając, że spektakl jest wyłącznie dla widzów inteligentnych. 

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nullam porttitor augue a turpis porttitor maximus. Nulla luctus elementum felis, sit amet condimentum lectus rutrum eget.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nullam porttitor augue a turpis porttitor maximus. Nulla luctus elementum felis, sit amet condimentum lectus rutrum eget.