TEATR SŁOWACKIEGO W KRAKOWIE

 

2024, marzec

WESELE

Stanisław Wyspiański; dram. Grzegorz Niziołek

reż. Maja Kleczewska

premiera 16 marca 2024

 

Ten spektakl wystawiony przed 15 października byłby o czym innym niż gdym go oglądał w marcu. Ale chwilę później znów drastycznie zmienił swoje sensy, stając się zaiste makabrycznym komentarzem do protestu rolników, którym zdarzyło się nieść sztandary z wprost prorosyjskim, a z pewnością – antyeuropejskim przesłaniem. Patrząc z niedowierzaniem na relacje w tv, widziałem nie – skądinąd zrozumiale rozgoryczonych i wściekłych ludzi, blokujących drogi i granice, lecz - twarz Czepca, fantastycznie zagranego u Kleczewskiej przez Marcina Kalisza. Innym mocnym nawiązaniem do naszej współczesności,  do wojny za miedzą,  był Wernyhora - w którego wcieliła się aktorka grająca wcześniej w ukraińskich Dziadach -  Anna Syrbu -  którego przesłanie niestety znów trafia w próżnię.

A to Polska właśnie – chciałoby się skomentować, przecież niezgodnie z sensem nadanym przez Wyspiańskiego, i to nieporozumienie twórcy ilustrują wspaniałą, jedną z najbardziej poruszających scen tego przedstawienia,  najbardziej także wieloznacznych – Chochoł zagrany, wytańczony właściwie, przez Kayę Kołodziejczyk, wyrywa sobie serce, a to… Polska właśnie.

Właśnie, co może znaczyć ta scena? I dlaczego spektakl nie rozpoczyna się od „ Co tam panie w polityce”?, a od pogawędki Radczyni (Lidia Bogaczówna) z weselnikami? Dlaczego Gospodarza, podobnie jak u Klaty, gra Juliusz Chrząstowski? Dlaczego Isia (Bożena Adamek) nie jest nastolatką? Tyle pytań, pytań, pytań…

Mamy obłędne kostiumy Konrada Parola i scenografię Małgorzaty Szczęśniak, gigantyczną robotę choreografki - wspomnianej już Kai Kołodziejczak, piękne światło Wojciecha Pusia. Oraz cały, calutki zespół Słowaka w obsadzie, bo ten spektakl jest (nie wiem, czy nie przede wszystkim) opowieścią o ludziach TEGO teatru -  o ich odwadze, nieugiętości, bezkompromisowości, pięknie.

Stańczyka u Kleczewskiej gra dyrektor Słowaka – Krzysztof Głuchowski. Trudno było obsadzić tego aktora trafniej.


 

2024, styczeń

Agata Duda-Gracz

PROSZĘ PAŃSTWA, WYSPIAŃSKI UMIERA

reż. Agata Duda-Gracz

premiera 6 stycznia 2024

 

Mam złą wiadomość dla teatromanów spoza Krakowa, najprawdopodobniej ten spektakl nie będzie „jeździł” po kraju, bo wystawienie go gdziekolwiek indziej jest po prostu bez sensu. Owszem, rzecz się dzieje w – jak to ujęła reżyserka – głowosercu Wyspiańskiego, ale scenografią jest cały teatr. Teatr, w którym Stachu (proszę o wybaczenie protekcjonalności, ale jesteśmy rówieśnikami, z tego samego dnia) wystawił po raz pierwszy Wesele czy Wyzwolenie i – którego chciał zostać dyrektorem, ale nie został.

Cóż za piękne towarzystwo poznajemy już wchodząc na widownię – są współcześni Wyspiańskiemu (Krzysztof Wrona) - ciotka Janina, wuj Kazimierz, jest klnąca jak szewc i zła jak osa Teodora (znakomita Agnieszka Przepiórska, również jako Siemaszkowa i jako Helenka), jest zagniewany wciąż Rydel, przechadza się Matejko,  mamy cudowny pojedynek Heleny Modrzejewskiej z Wandą Siemaszkową, są dzieci Stacha, które znamy z jego portretów z każdego polskiego domu,  ale pojawią się i nam współcześni.

Krystian Lupa, Piotr Augustyniak i Bartosz Szydłowski dyskutują o „Wyspiańskim dziś”, do ich rozmowy bezskutecznie próbuje się włączyć Krytyk z Gliwic,  a najbardziej poruszającym momentem tego chwilami także bardzo zabawnego i błyskotliwego spektaklu jest rozmowa Wyspiańskiego z Jerzym Grzegorzewskim (znakomity w tej i w pozostałych rolach Tomasz Wysocki), jakby spowiedź, w której Grzegorzewski robi swój teatralny rachunek sumienia.

Oglądamy  piękny, brawurowo zagrany, mądry ale i gorzki spektakl o - Wyspiańskim, o Krakowie, o teatrze, o Polsce i - najbardziej chyba - o Polakach, o nas tutaj dziś,  którzy tak bardzo przecież różnimy się od naszych dziadów sprzed 125 lat, i do których jednocześnie -  jesteśmy jakoś zdumiewająco podobni.


 

2023, luty, koprodukcja z Teatrem Śląskim w Katowicach

KOBIETA I ŻYCIE

Malina Prześluga

reż. Gosia Dębska

premiera 3 lutego 2023

 

Idąc na ten spektakl niespodzianek nie oczekiwałem, tekst był mi już znany ze stołecznej inscenizacji, która – mówiąc dość oględnie – nie poruszyła mnie, bo nie lubię bieżącej publicystyki politycznej, zwłaszcza w teatrze. Jednak siurpryza była, i to jaka, okazało się bowiem, że rzecz jest zdecydowanie ponadczasowa, ogólnoludzka, a nawet – drażniąc się troszkę z tytułem – nieco mężczyźniana. Jednak głównym bohaterem (zbiorowym – zauważmy) tego przedstawienia jest Kobieta. Zwykle – bardzo silna, niekiedy jednak pozwalająca sobie na chwilę bezradności; mamy opowieść o kobiecie kochającej, pięknej, podziwianej ale i pogardzanej - przez mężczyzn ale też przez własny kraj. O - kobiecie chcącej być taką jak inne kobiety, a jednocześnie – choć przez chwilę pobyć sobą. 

Tyle w skrócie i w pewnym upoetyzowaniu, a rzecz – cóż - o życiu, szarym, codziennym, rzadko usłanym różami. I – uwierzcie – ta opowieść nie tylko wciąga jak jakiś narkotyk, ale i jest w niej coś takiego, co nie pozwala uronić zeń ani jednego słowa, nie da się życia naszej bohaterki opuścić zabierając po oklaskach płaszcz i wychodząc do domu, nie da się.  Polską kobietę olśniewająco zagrały Alina Chechelska, Agnieszka Przepiórska i Anna Lemieszek. I świetny w niemałej i paradoksalnie nie aż tak łatwej w tym kosmosie roli Mężczyzny – Antoni Milancej.

Nie do przegapienia!

 
 

2023, grudzień

ACT OF KILLING

Jan Klata

Reż. Jan Klata

Premiera 5 grudnia 2022

 

Z dziecięcą niemal radością pochłaniam każdą recenzję tego spektaklu. Pozwólcie – kilka cytatów. „Klata z aktorką i aktorami Teatru im. Słowackiego stworzył przedstawienie ważne i mądre, które w najlepszy z możliwych sposobów zmusza widza do konfrontacji z rzeczywistością, a nie jej wyimaginowaną, opracowaną na różne potrzeby i strategie, infantylną często wersją. Każdy powinien ten spektakl zobaczyć, dla własnego dobra” – Tomek Domagała. „Praca Klaty jest po prostu nieuczciwa i stanowi poważną porażkę reżysera oraz dyrekcji artystycznej Teatru im. Juliusza Słowackiego.” – Paweł Sablik. „Sadyzmem wobec teatralnej widowni wykazali się też teatralni twórcy tego smutnego spektaklu. Tylko Klata wie, co chciał swoją inscenizacją osiągnąć” – Sylwia Krasnodębska. „Nie ma w spektaklu moralizowania za wszelką cenę, bo tak wypada, żeby wszyscy wiedzieli, że to w słusznej sprawie. To teatr celowo podkreślający niemoralność świata. Nie proste recepty chce przepisywać publiczności, ale otwioerać jej oczy, podbijając bębenek zła” – pisze Jacek Wakar.

A moje wrażenia?

Cóż, po mnie spłynęło. Ani się nie poddałem manipulacji reżysera (oczywiście, że widz był podstawiony, ktokolwiek przypuszczał, że nie?), ani opisy kaźni nie zrobiły na mnie wrażenia, z każdą chwilą zresztą coraz bardziej uodparniając na kolejne, jeszcze okrutniejsze. Gdyby nie fakt, że to nieładnie, wzruszyłbym ramionami. Zdarza się.

Fantastyczne jest jednak to, że w rozmowie o teatrze mamy przestrzeń i na tych pięć i na nieskończenie więcej bardzo różnych opinii, i – że każdy z nas, widzów, ma do nich święte i niezbywalne prawo. Kłótnie o obejrzany spektakl Jana Klaty i o każdy inny oraz - o to, gdzie się po premierze napić, są najpiękniejszymi polskimi sporami narodowymi.

 


2022, grudzień, koprodukcja z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim

1989

Katarzyna Szyngiera, Marcin Napiórkowski, Mirosław Wlekły

reż. Katarzyna Szyngiera

premiera 2 grudnia 2022

 

Gdybym miał wskazać jedną najlepszą scenę tego musicalu, byłaby to scena dość ironiczna, gdy Chochoł (w rytm przaśnego disco-polo) śpiewa o tym, że jednak dogadujemy się-  jak Polak z Polakiem. I byłoby to podsumowanie dające nadzieję, gdyby nie fakt, że w tle oglądamy wywołujące zażenowanie sceny z rozmów w 1988 roku w Magdalence, gdzie Wałęsa pił wódkę z Kiszczakiem. Cóż, jednak panowie się dogadali, ta rewolucja była u nas bezkrwawa.

Ogląda się ten spektakl świetnie. Mamy bowiem wciągającą i wzruszającą opowieść o tym, że nie mamy się czego wstydzić, że mamy swoje wspaniałe bohaterki i swoich naprawdę dzielnych (pisze to bez ironii!) bohaterów, których zasług i prawdziwej odwagi nie jest w stanie spostponować nikt, choć wielu dla doraźnych celów próbuje. Że - o tę naszą może nie zawsze doskonałą współczesność walczyły także kobiety, w takiej samej mierze albo i bardziej ponosząc konsekwencje swojej determinacji, walki o kawałek choć normalności w nienormalnych czasach. Mamy tu fantastycznie zagrane postaci Henryki Krzywonos, Anny Walentynowicz, Krystyny Frasyniuk, czy tragiczną – Gai Kuroniowej, ten głos kobiet brzmi w 1989 na planie zdecydowanie pierwszym.

 

Mamy mądry, choć niekiedy przewrotny tekst, świetną muzykę i - rewelacyjne aktorstwo, choć cały zespół Słowaka jest w znakomitej kondycji, łącznie z debiutującym na tych deskach Marcinem Czarnikiem, to pozwolę sobie prawem krytyka zwrócić uwagę na Rafała Szumerę, który w roli Wałęsy czuje się – i to widać – jak ryba w wodzie.

Uprzedzam jednocześnie szczególnie polityków, że mamy do czynienia mamy ze spektaklem niezwykle patriotycznym, którego to patriotyzmu nie da się na żadnym hit-cie (przedmiot w szkole) nauczyć. Dlatego zupełnie się nie zdziwię, że ten czy inna polityk znów będzie miała jakieś uwagi do znów olśniewającego słowackiego spektaklu. Wybaczmy z góry - to z zawiści, że o nim/o niej nic takiego w przyszłości nie powstanie.

 

2021, grudzień, Festiwal Polska w IMCE

DEBIL

Malina Prześluga

reż. Piotr Ratajczak

premiera 8 października 2021 

Poznajemy ubranego we wściekle pomarańczowy garnitur i takiż krawat Kubę, jego rodzinę i przyjaciół, poznajemy świat, w którym żyje – a świat to baśniowy, kolorowy, kreskówkowy, trochę nierzeczywisty, taki, w którym nawet zwykła przejażdżka tramwajem (z wizytą do ciotki Bożeny) ma w sobie coś ze wspaniałej przygody. Zresztą, motorniczy tramwaju będzie jedną z ważnych postaci w tej opowieści. Kuba ma wielkie marzenie, chciałby mianowicie „żeby ludzie byli dobzi”. No i tak się dzieje, że… zostaje prezydentem, jeden z jego przyjaciół – premierem, więc obaj bez zwłoki zabierają się do ciężkiej roboty ulepszenia świata, nie ukrywajmy - nie znosząc jakiegokolwiek sprzeciwu. Co z tego zbudowania lepszego świata wyniknie?

Wyłomem w tej bajkowej opowieści jest poruszający monolog mamy Kuby (wspaniała Bożena Adamek) o tym, jak wygląda jej codzienność z czterdziestolatkiem, który zatrzymał się w rozwoju na poziomie pięcioletniego chłopca, co dla niej znaczy marzenie syna - „żeby wszyscy byli dobzi”, i jakie konsekwencje przynosi paniczny lęk Kuby przed schodami…
Mówi się, że to „spektakl o osobach niepełnosprawnych” i że jego nowatorstwo polega właśnie na oddaniu całej (prawie) narracji niepełnosprawnemu mężczyźnie. Ale czy to na pewno właśnie Kuba jest głównym bohaterem tego przedstawienia? Wątki polityczne w Debilu, wskazywane w przez Kolegów w recenzjach jakoś mi umknęły. Cóż, może nie chciałem ich zauważyć? Może.
 

2021, listopad

DZIADY

Adam Mickiewicz

reż. Maja Kleczewska

premiera 19 listopada 2021

Mam pewien kłopot, otóż – z jednej strony - zobaczyłem perfekcyjnie zrealizowaną i zagraną, poruszającą i olśniewającą inscenizację narodowego dramatu, z drugiej jednak strony – cóż, nie przepadam za teatrem, który bez niedopowiedzeń i bez metafor, boleśnie i tak, że nie da się bardziej  wprost odnosi się do tu i teraz. W kuluarach po premierze mówiło się – tak teraz trzeba, takie mamy czasy, nie ma innego wyjścia, ja jednak nie mam pewności, czy np. za pół roku tak bardzo gorzka wymowa tego przedstawienia będzie jeszcze dla widza czytelna, czy nie wydarzy się coś, co ją unieważni, spostponuje, wreszcie -  czy ten spektakl nie stanie się orężem w jakiejś potyczce politycznej, bo – proszę uwierzyć - reżyserka jeńców nie bierze. Takie oto mam lęki,  czy całkiem bezpodstawne?

Wielka improwizacja Dominiki Bednarczyk w roli Konrada/Gustawa jest jedną z najwspanialszych scen, jakie kiedykolwiek widziałem w teatrze, a to TYLKO (tylko?) pusta scena, tekst, światło, i aktorka w dyskusji z Bogiem, nie głosem zbuntowanego chłopaka przecież, a – kobiety, kobiet – mówiąc ściślej. Senator Jana Peszka został oczywiście przerysowany, ale proszę zobaczyć – jak. To postać straszna, nieludzka, drwiąca z okrucieństw jakie wyrządza i to także jedna z najlepszych ról w tym spektaklu. Czy -  scena dziadów, która wyprowadziła mnie kompletnie z równowagi (po zirytowaniu nadeszła refleksja, że właśnie o to chodziło), mamy tu i geja i chasydów i powstańców warszawskich, oni wszyscy podczas rytuału są pałowani i wyganiani przez bojówkarzy i narodowców, jest wśród tych prawdziwych Polaków także celebrytka nie rozstająca się z telefonem komórkowym, z orłem na swojej dobrze-na-instagramie-wyglądającej sukni; w pamięci zostaje jak zadra scena defekacji do kapelusza jednego z chasydów; to bitne towarzystwo później zobaczymy pięknie bawiące się na balu u Senatora i uważnie słuchające mszy w kościele mariackim.

Jest wreszcie finał, który nie zostawia ani krzty nadziei. Skoro nie ma nadziei, to co teraz?

Mija kilka dni od premiery, pojawiła się w Internecie informacja, że krakowska Kurator Oświaty „zdecydowanie odradza” szkołom wyjście na ten spektakl, bo zawiera on „szkodliwe interpretacje”. I w ten mało subtelny sposób życie dopisało kolejną, z pewnością nie ostatnią,  dość upiorną nomen omen, interpretację tego głęboko patriotycznego (to chcę podkreślić) przedstawienia.

Wielce Szanowna Pani Kurator, dlaczego się Pani tak Mickiewicza boi?
 
2021, kwiecień
BALLADYNA

Juliusz Słowacki
reż. Paweł Świątek
premiera 7 lutego 2020
Trochę od końca zacznę – Balladyny szlag na końcu nie trafia. Może dlatego, że wiemy, że tak się stanie, a może dlatego, że – choć bardzo byśmy chcieli, żeby zapłaciła za swoje przewiny, to jednak przecież rządzący prawie nigdy nie ponoszą konsekwencji ani swoich win ani zaniedbań. Ktoś poniósł? No dobrze, dawno temu w Rumunii, ale to jednak wyjątek.  Mogą więc rządzić jak im się podoba, spokojnie z pogodą patrząc w przyszłość, bez strachu przed konsekwencjami. Pustelnik, czyli Popiel – choć pozbawiony władzy, ma się przecież nie najgorzej pędząc dni w kinie i zajadając się popcornem… Dostaje się też Goplanie, wszak i ona jest panią na swoich włościach, mściwa, pamiętliwa i kapryśna, do tego flejta, Gopło prawie wyschnięte i śmieciem oraz betonem zakwitłe. Tak jakby najbardziej była zajęta nie - rządzeniem, a karmieniem swoich mediów społecznościowych. Chociaż czy tylko „tak jakby”? Skierkę i Chochlika i samą królową jakbyśmy skądś znali, prawda? (cudowne role Dominiki Bednarczyk, Karoliny Kazoń i Natalii Strzeleckiej).

To gorzkie przedstawienie, ale oglądałem je z zachwytem, mamy bowiem napisaną przez Słowackiego (i wierną oryginałowi, z nieznacznymi skrótami) rzecz o… pozbawionych mózgu celebrytach, o mściwych i żądnych krwi nieudacznikach, bawiących się w politykę, czy - o zachłannych prostakach, którzy uważają się za elitę.

Słowacki naprawdę wielkim poetą był!

 
2021, marzec
TYSIĄC NOCY I JEDNA. SZEHEREZADA 1979        

Magda Fertacz
reż. Wojciech Faruga

premiera 26 marca 2021 

Iran 1979 roku jest tylko pretekstem, żeby opowiedzieć historię zupełnie współczesną o śpiącym rozumie i zbudzonych demonach. O tym, co się dzieje, gdy papież zostaje prezydentem (niezwykle trafne słowa reżysera). O rewolucji, która jednym przynosi wybawienie, skazując na śmierć i tortury innych, i o tym – że te śmierci to poszczególni ludzie, czyiś synowie, kochankowie, nauczyciele; o wyrokach, od których nie ma do kogo się odwołać, czy o torturach za czytanie niewłaściwych książek…

Chciałbym uniknąć publicystyki, ale przecież nasz najbliższy sąsiad przeżywa dziś właściwie dokładnie to samo, co Iran 40 lat temu. To się dzieje tu, teraz, za naszym węgłem, z podobnymi w sumie sztandarami. Czy Oriana Fallaci zdecydowałaby się dziś na wywiad z Łukaszenką? Czy spytałaby o te gwałcone w więzieniach dzieciaki, o tych wszystkich ginących bez wieści, tak jak odważyła się zdjąć hidżab w obecności Chomeiniego i wtedy pytać go o masowe egzekucje i na winnych i na przypadkowych? Bardziej niż kiedykolwiek dziś Oriany Fallaci brakuje, jej odwagi i nieznoszącego sprzeciwu głosu w obronie ludzi chcących żyć normalnym życiem, tak – po prostu.

Byłem w Iranie, dwukrotnie, dla turysty nieznającego perskiego podróż po tym kraju jest dużym wyzwaniem, bo znalezienie kogokolwiek mówiącego w jakimkolwiek zachodnim języku jest bardzo ale to bardzo trudne, i to także pokłosie rewolucji. Oczywiście jest tam i alkohol i narkotyki i seks pozamałżeński i gejowski i wszystko, co chcesz, a za co (teoretycznie) idzie się na szubienicę. Coś ta rewolucja niespecjalnie się udała, podwójne życie toczy się w Iranie jak nigdzie chyba indziej na świecie. Tylko ofiary, o których niekiedy słyszymy, są niestety prawdziwe, choćby ci zapaśnicy, dwudziestokilkulatkowie skazani i straceni za rzekome morderstwa, a tak naprawdę – za udział w antyrządowych protestach.

Spektakl poruszający, znakomicie przez Magdę Fertacz napisany, z kilkoma bardzo pięknymi scenami i z budzącym grozę Andrzejem Grabowskim w roli Chomeiniego.
 

2021, styczeń

BORN BY BONEY M

Boney M

reż. Krzysztof Głuchowski

premiera 31 stycznia 2020 

Głównym bohaterem tego spektaklu, może nieobecnym na scenie w uchwytnej formie, takim bohaterem domyślnym, jest – przepraszam za egzaltację – po prostu ludzka pamięć. Reżysera - który PAMIĘTA do dziś (pacholęciem będąc) wyjście z rodzicami na koncert tego zachodnioniemieckiego zespołu, i dla którego w związku z tym Boney M, mimo niekiedy mizerii artystycznej, będzie zawsze zespołem „ważnym”.  Także - pamięć widzów z pokolenia, którego życie w socjalistycznej ojczyźnie w latach 70-tych, umajane przez owo pogodne przebojowe disco, jakoś łatwiej było znieść. Nawet jeśli te rozważania są niepotrzebne czy zbyt przesadzone i nawet jeśli spektakl powstał wyłącznie po to, żeby dać publiczności niczym nie skrępowaną rozrywkę, to też nie szkodzi. Największe przeboje - także już te trochę zapomniane (bo nie grane przez radio), jak na przykład znakomite Heart Of Gold, w wykonaniu aktorów Słowaka, ze znakomitą choreografią Maćka Prusaka, kostiumami glamour Mirka Kaczmarka i Krystiana Szymczaka, w świetnym tłumaczeniem Rafała Dziwisza – zabrzmiały po prostu fantastycznie, zdumiewająco współcześnie, choć wydawać się mogło, że to trochę jednak anachronizm, że oldskul, a tymczasem - od wczorajszego wieczoru nie wyjmuję z odtwarzacza płyty z największymi hitami Boney M.

Mamy oto godzinny show ze szlagierami, mamy utalentowanych aktorów na scenie, jest pewna opowieść pisana dźwiękiem (sic!) disco, znakomita choreografia i kostiumy. Ale czy to jest w ogóle teatr – może zapytać ktoś. Otóż - nie mam pojęcia, ale to, co zobaczyłem, bardzo mi się to podobało i uprzejmie proszę stosowne władze o zniżkową wejściówkę na pierwszy dostępny pokaz analogowy Born by Boney M.

 
2020, grudzień, Festiwal Boska Komedia
CUD MNIEMANY, CZYLI KRAKOWIACY I GÓRALE

Wojciech Bogusławski

reż. Cezary Tomaszewski

premiera 12 grudnia 2020

 Było istotnie o krakowiakach i góralach.

Informuję, gdyż publiczność gdybała o czym Tomaszewski zrobi, i czy przypadkiem nie o sytuacji w Rodezji, w formie np. moralitetu. Żart. Wyszło nawet zupełnie klasycznie, Bogusławski jak sądzę rozpoznałby swój tekst od razu, mamy tu elementy – o zgrozo – patriotyczne, dochodzi też do zgody, jest i ślub (ale tej niespodzianki może nie będę psuł). Najtrudniejsze do uwierzenia jednak, że i ta rozbrykana nieco inscenizacja – podobnie jak w przy premierze pod koniec XVIII wieku, że użyję określenia nieco archaicznego – naprawdę dodaje otuchy w naszych obecnych rozmaitych zgryzotach. Oczywiście, ktoś nieprzywykły do widzenia świata przez reżysera może się raz czy drugi żachnąć i skądinąd słusznie skonstatować, że w oryginale na pewno nie oglądano Koła Fortuny, no może, nie bądźmy drobiazgowi, wszak Mogiła jest tylko lustrem, w którym się z rosnącym zachwytem przyglądamy. Cóż tam widzimy?

Otrzymaliśmy przedstawienie kierowane do tzw. szerokiej publiczności. Jedni widzowie obejrzawszy je powiedzą - że „ładnie tańczyli i śpiewali”, inni – że pojawił się wreszcie spektakl, który łączy, a nie dzieli (sic!), jeszcze inni – poruszeni zamykającym spektakl monologiem rewelacyjnej Lidii Bogaczówny, powiedzą, że...

Cały zespół Słowaka na scenie – fantastyczny, z połączenia pasji, talentu, niczym nieograniczonej wyobraźni i niewyobrażalnej pracy (choreografia!) powstało znakomite, porywające, cóż – również wzruszające - przedstawienie o nas tu i teraz, właściwie dokładnie takich samych jak oni – tam, wtedy. 

P.S. Restauracje typu Chłopskie Jadło to jedno wielkie oszustwo.

 
2019, grudzień

HAMLET

W. Szekspir, S. Wyspiański

reż. Bartosz Szydłowski

premiera 9 listopada 2019

Podobało mi się i dobrze się ten spektakl oglądało. Przepraszam Autorów i Reżysera za pewną mizerię tej opinii, ale przecież tzw. znakomita większość widzów kupujących bilety do teatru, właśnie te czynniki bierze pod uwagę.

Fantastycznym pomysłem było obsadzenie p. Tytusa w roli ducha Ojca, odwrotnie do warunków przecież, a otwierając piękny strumień znaczeń, wspomniany aktor tegoż dnia zagrał godzinę wcześniej także dużą rolę w Starym, szacunek. Dalej, jedną prościutką sceną reżyser zasugerował, że Horacjo był nie tylko hm… przyjacielem Hamleta, ale i Ofelii, co było tezą tyleż zaskakującą, co olśniewającą. Znakomitą scenografię do tego spektaklu zrealizowała p. Małgorzata Szydłowska, gigantyczna dłoń otworzyła kolejne możliwości odczytania tego spektaklu, słyszałem później w foyer kłótnię o sens i miejsce tejże dłoni na scenie. To cieszy, kłótnia po Hamlecie należy do najszlachetniejszych polskich nieporozumień.  A nie bardzo mi się podobało, że Ofelia pali na scenie prawdziwe papierosy, rzuciłem kilka lat temu, gorąco polecam postaci zerwanie z nałogiem. W moim 7. rzędzie było czuć, lewy balkon dość ostentacyjnie zakaszlał. Iść albo nie iść? Iść.

Najważniejszym, bo tytułowym powodem jest p. Marcin Kalisz.
 

2019, październik

WOJNA POLSKO-RUSKA POD FLAGĄ BIAŁO-CZERWONĄ

Dorota Masłowska

reż. Paweł Świątek

premiera 2 marca 2019

Fantastycznie, że publiczność warszawska może oglądać w ramach festiwalu Polska w IMCE starannie wybrane przez Jacka Cieślaka spektakle z całego kraju, myślę, że taka scena impresaryjna pokazujące spektakle powstałe poza stolicą miałaby przez cały sezon wierną widownię, taką, dla której Warszawskie Spotkania Teatralne to i za mało i za rzadko.

Niestety, podczas tego przebiegu Wojny było fatalnie słychać, to w IMCE sytuacja nierzadka. Wina być może nie leży po stronie akustyków, a - chyba niemożliwej do właściwego nagłośnienia pustej imkowej przestrzeni. W tych spektaklach, w których jest choć częściowo zamykająca przestrzeń scenografia aż tak wielkich problemów nie ma, ale kto widział Wojnę polsko-ruską wie, że w tym wypadku scenografia pomóc nie może. Wytężanie słuchu przez 90 minut jest czymś niesłychanie męczącym, korzystano z mikroportów, głos z głośników odbijał się o puste ściany i dudniąc wracał. Może trzeba było zrezygnować z tych mikroportów albo coś? Nie wiem.

Tyle dobrego z tego złego, że będę ponownie polował na WPRPFBC, odniosłem bowiem wrażenie, że aktorki niesłychanie pięknie bluzgają, bluzgi te wydały mi się poetyckie, wyrafinowane i dorodne. Chciałbym się nimi nacieszyć ponownie, bez żadnych już zakłóceń.

 
2019, wrzesień
TURNUS MIJA, A JA NICZYJA. OPERETKA SANATORYJNA

Iga Gańcarczyk, Daria Kubisiak

reż. Cezary Tomaszewski

premiera 12 kwietnia 2019 

Warto uprzedzić - spektakl ocieka seksem. Perwersyjnie i bez chwili spoczynku, wszak jesteśmy w sanatorium. Seks jest w słowie, niedopowiedzeniu, geście, spojrzeniu, kąpielach błotnych, badaniach lekarskich, w pieśniach, ariach i - w ich wykonaniach. Nie ma jednak w tym rozerotyzowaniu niczego perwersyjnego, przeciwnie, można zabrać do teatru młodzież, która być może zażenuje się pewną niedzisiejszością dzieła, ale za to dowie się, kim był prof. Dietl, za czasów którego świat był ździebko niż dziś ładniejszy, a rozrywano się nie Netflixem a operetkami, dziś prawie wymarłymi i wyśmiewanymi. Szczęśliwie Cezary Tomaszewski nie wyśmiewa a tylko troszkę dworuje sobie z tego oldskulowego gatunku i z jego wciąż obowiązkowej w sanatoriach obecności.

Widać, że aktorzy uwielbiają w tym spektaklu grać i wszystkie role są znakomite, tym razem nie mogłem oderwać oczu od p. Lidii Bogaczówny, której scenę - pełną seksu naturalnie - z p. Antonim Milancejem śpiewającym (jeszcze raz) arię z Ptasznika z Tyrolu dodałem do ulubionych, pewien jestem, że publiczność ciechocińska sceną ową byłaby mocno zgorszona!  Ergo, Operetkę obejrzałem z przyjemnością i wyszedłem z Imki w dobrym nastroju, zapewne dlatego, że to przedstawienie pełne nostalgii, a ja jestem nostalgiczny.

I pewnie dlatego, że zbliżające się nieuchronnie kuracje sanatoryjne nabrały dla mnie po tym spektaklu jakiegoś kuszącego blasku…

 

2018, grudzień, 11. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia

CZARNE PAPUGI

Alejandro Moreno Jashes, dram.Tomasz Śpiewak

reż. Michał Borczuch

premiera 16 czerwca 2018

Rzecz o schizofrenii, czy też mówiąc ściślej – o związku aktorstwa czy też w ogóle teatru z ową chorobą duszy – w każdym razie tak to też można odczytać, częściowo zrealizowana w krakowskim szpitalu psychiatrycznym, na projekcjach widzimy jedną z aktorek, która chce być do tego szpitala przyjęta, w ramach pracy nad ty projektem oczywiście, inna – wspomina swój tamże pobyt. Rzecz o mroku – mówił reżyser. Istotnie, mrok spowodował, że wyszedłem z MOS-iu wykończony, fizycznie i psychicznie. Ale jednak nie obojętny.

PS. Pod werdyktem Jury przyznającym Michałowi Grand Prix za reżyserię podpisuję się obiema rękami. Mam nadzieję, że to nie jest żaden niepokojący objaw… 

 
 
 
 

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nullam porttitor augue a turpis porttitor maximus. Nulla luctus elementum felis, sit amet condimentum lectus rutrum eget.