Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR POWSZECHNY W ŁODZI
2023, maj
REPLAY
Flavia Coste
reż. Magdalena Małecka-Wippich
premiera 13 maja 2023
Do gabinetu Psychoterapeuty przychodzi Pacjent, który - ku niezadowoleniu tego pierwszego – chce zakończyć terapię. Terapeuta robi wszystko, żeby go od tego zamiaru odwieźć, nie uważając swojego pacjenta za zupełnie zdrowego. Ale Pacjent ma w ręku (sic) pewne dość poważne argumenty. Czym się ich związek skończy?
Można Replay oglądać i jako – powiedzmy – komedię, reżyserka bowiem w pyszny sposób bawi się rozmaitymi konwencjami, zarówno teatralnymi jak i filmowymi, umiejętnie wplatając w tok przedstawienia starannie przygotowane projekcje, i - sam tekst jest momentami naprawdę zabawny (bardzo dobre, "niosące" tłumaczenie Witka Stefaniaka); można jednak oglądać ten spektakl także „na bardziej poważnie”. Bo gdy się przyjrzymy relacji obu mężczyzn, to z tegoż obrazu wybije pewna nieproporcjonalność, mogą pojawić się wątpliwości - kto kogo tak naprawdę w tym układzie wspiera i - czy aby na pewno ten, który ma w teorii pomóc, nie przekracza jednak pewnych granic? I są to wątpliwości uzasadnione, odsyłam po więcej do programu.
W roli Terapeuty oglądamy bardzo wiarygodnego Jakuba Kotyńskiego, w roli jego Pacjenta – wyraźnie lubiącego swoją postać – Filipa Jacaka.
Ta jednoaktówka jest uroczym drobiazgiem, takim w sam raz na miły wieczór w teatrze, dla wszystkich. I dla tych po/w trakcie terapii, i – dla tych, którzy to doświadczenie mają jeszcze przed sobą.
2021, wrzesień
CHCIAŁEM BYĆ
Michał Siegoczyński
reż. Michał Siegoczyński
prapremiera 11 września 2021
To jest bardzo fajny spektakl, ale o połowę za długi. Zdecydowanie reżyser powinien powstrzymać zaiste epicki rozmach dramaturga; pierwszy akt bowiem co prawda zachwycał dynamiką i mnogością dramatis personae, drugi – niestety już ździebko nużył, a w trzecim - i publiczność i aktorzy byli wyraźnie zmęczeni, trudno się dziwić – mamy bowiem prawie trzyipółgodzinne bombardowanie rozmaitym „dziejstwem”; w pewnym momencie pogubiłem się wśród meandrów życia naszego bohatera, dalibóg, już nie wiem ile razy i za którą z pań raczył Krawczyk wyjść. W każdym razie poznajemy wszystkie trzy połowice, ale - także twórców współczesnych artyście i ich wątki były bardzo ciekawe, choć użyłbym metafory bądź niedomówienia przy pokazaniu katastrofy, w której zginęła Anna Jantar. Na scenie zobaczymy także gwiazdy muzyki światowej np. Brendę Lee czy Elvisa Presley i tutaj nie mam pewności, czy ich epizody konstruktywnie budowały opowiadaną nam historię. Zaś zabiegiem zupełnie efekciarskim było pojawienie się na scenie Ryszarda Poznakowskiego, jako NIE-kompozytora Parostatku, przepraszam, ale tego żartu nie zrozumiałem.
Drobiazgów, których „czepiałbym” się jest pewnie więcej, ale to nie przysłania faktu, że obejrzałem spektakl zrealizowany z pasją i talentem, który z pewnością będzie hitem frekwencyjnym Powszechnego, jest bowiem nie tylko hołdem złożonym wielkiemu artyście, ale przede wszystkim opowieścią o takim samym człowieku, jak my - niedoskonałym, mającym rozmaite słabości, targanym namiętnościami.
Przedstawienie jest znakomicie zagrane, Mariusz Ostrowski w roli głównej jest po prostu olśniewający, i jako aktor i jako wokalista, posłuchajcie jak radzi sobie z naprawdę trudnymi piosenkami Krawczyka. W pozostałe role wciela się ośmioro aktorów Powszechnego, są to role wymagające nie tylko talentu, ale i nieprawdopodobnej precyzji. Nawet wolę sobie nie wyobrażać, co się dzieje za kulisami, gdy na zmianę kostiumu są dosłownie sekundy, kapelusz z głowy przed inspicjentem!
2021, czerwiec
TAŃCZĄCY Z GWIAZDAMI
Michał Walczak
Reż. Michał WalczakPremiera 29 maja 2021
Widz spodziewający teatralnej biografii Bohdana Gadomskiego może się nieco zdziwić. Owszem, ten niedawno zmarły łódzki dziennikarz JEST głównym bohaterem przedstawienia, ale – paradoksalnie - nie miałbym odwagi napisać, że rzecz jest o nim. Poza tym może od razu uprzedzę, że jeśli nie wiecie, kim Gadomski był, to spektakl może się wydać dla was nieco niejasny. A napisać, że był „dziennikarzem”, to jakby nic nie napisać. Nawet „promotor sztuki” niespecjalnie do niego pasuje… Wolny ptak, przyjaciel Violetty Villas i Aldony Orłowskiej, publicysta, autor piosenek i recenzent, także teatralny, przed którym (jak wierzył) drżały nie tylko łódzkie sceny – oto jego mocno uszczuplony portret. Ciekawe więc, jak cieniom redaktora spodobała się ta bazowana na wątkach z jego życia opowieść? Bo że był obecny w tej czy innej formie na premierze - nikt nie ma wątpliwości.
Na miejscu red. Gadomskiego byłbym raczej przeszczęśliwy. Powodów kilka, ale najważniejszym jest Jakub Kotyński, który wcielił się w jego postać, wykonawszy gigantyczną pracę nie tyle nad naśladowaniem naszego bohatera (choć naturalnie też), a nad tym, żeby go nie… przerysować, co jest nad wyraz kuszące, i na tej niezwykle cienkiej granicy, z wdziękiem i wyczuciem swoją postać prowadzi.
Kiedy już nasz bohater z publicznością się przywita i zrobi odpowiednie entrée, zacznie się prawdziwa jazda bez trzymanki, pojawi się i wielki świat i zaświat, będzie wątek kryminalny i psychologiczny, nawiązanie do tu i teraz (w łódzkiej filmówce), poznamy wróżkę (wróża właściwie) Anastazję i… patoinfluenserkę. Całe to towarzystwo trafi na odwyk, a tam…
„Dziejstwa” na scenie jest moc, bądźcie gotowi na półtorej godziny teatru na bardzo wysokich obrotach.
2021, maj
DOBRA ZMIANA
Jakub Przebindowski
reż. Jakub Przebindowskipremiera 22 maja 2021
W tym spektaklu było wszystko, czego nie znoszę w teatrze: aktor bez specjalnego uzasadnienia grający rolę żeńską, żarty, niekiedy dość grubymi nićmi uszyte - z rozmaitych klisz – językowych, płciowych itepe, pijana bohaterka, oczywiście musi być kobieta bo pijany facet nie wiedzieć czemu na scenie nie śmieszy, czy wreszcie – efekciarski zabieg dramaturgiczny polegający na powtarzaniu pewnego zdania, którego tu nie zdradzę, gdyż…
… spędziłem w Powszechnym
beztroski czas! Było to przedstawienie nieodparcie zabawne, dobrze napisane
(choć może coś bym pobaraszkował przy finale), nieroszczące sobie absolutnie
żadnych ambicji poza tą, żeby dostarczyć widzom rozrywki, i wreszcie - uroczo
zagrane. Arkadiusz Wójcik jest już że tak powiem weteranem jeśli chodzi o Nadię
i hołdy wielokrotnie zbierał, dołożę swój, zauważywszy, że szałowo wygląda w
szpilkach, chciałbym mieć takie nogi. Zwracam również uwagę na świetną
Małgorzatę Goździk, jej bohaterka jest piekłem, jakie nam stworzyły media
społecznościowe, rola zagrana w punkt i niestety nieprzerysowana, wreszcie –
cudownie zabawny w w roli Francuza (oraz wybitnie lubiący swoją postać) – jest
Jakub Kotyński.
TANGO ŁÓDŹ
Radosław Paczocha
reż. Adam Orzechowskipremiera 24 kwietnia 2016
Łódź to mój konik ale jestem odrobinę łódzkim Tangiem rozczarowany. Może ma ono większą siłę rażenia dla kogoś stąd? A może to przedstawienie, właściwie – widowisko, w onlajnie straciło coś istotnego? Mówiąc wprost – momentami było nudnawo.
Początek trochę się dłużył, kopanie grobów trwało w nieskończoność, a o „carskich strzelających w tył głowy” słyszeliśmy co chwilę, co zamiast wzbudzić stosowną refleksję – ździebko irytowało. Mimo wszystko właśnie ta część opowieści była najlepsza, bowiem rewolucja 1905-go była – jak sądzę - czasem budowania tożsamości, dzięki której to miasto jest wyjątkowe (przepraszam za egzaltację), budowania okupionego ofiarą setek i robotników i włókniarek. Bo to one były najgorliwszymi rewolucjonistkami, to one walczyły - za Jaroszewicza nawet w pewnym stopniu skutecznie - o odrobinę zwykłej godności. Włókniarki, co się zdecydowanie podkreśla, nie bały się ciężkiej pracy, jedna z nich mówi – bałam się w życiu tylko majstra, męża, ojca i dyrektora. Może to zatem Tango Łódź jest TAKŻE opowieścią o łódzkich mężczyznach? Jest taką his-torią i her-storią – jak to się teraz nowocześnie określa?
Dalsze części Tanga przenoszą nas w czasy powojennej biedy, wczesnego Gierka, czy wreszcie – początków kapitalizmu. I we wszystkich tych opowieściach pojawiało się pytanie – może nie zadane wprost, ale jednak – czym byłaby dziś Łódź gdyby nie bawełna, o której cały świat (z wyjątkiem włókniarek) mówił z czułością; i - czy warto było płacić tak bardzo zawyżoną cenę za życie w tym z bawełny zrodzonym mieście.
Na te pytania Łódź szuka i dziś sensownej odpowiedzi, próbując się na nowo zdefiniować jako nowoczesna metropolia, w której po włókiennictwie pozostało już tylko muzeum i - ten charakterystyczny ślad w miejskim DNA – ciągle jakoś żywa opowieść o tamtych czasach.
2020, październik
WYKAPANY ZIĘĆ
Krzysztof Kędziora
reż. Paweł Szkotakpremiera 21 września 2019
Generalnie - jest miło i zabawnie, wszak jesteśmy w Polskim Centrum Komedii. Jeśli się zatem „wejdzie” w zaproponowaną przez reżysera konwencję – powiedzmy – komiksu, to udane popołudnie w Powszechnym mamy zagwarantowane, bo są tu odniesienia lokalne, za którymi publiczność przepada, są błyskotliwe puenty, są wreszcie aktorzy, którzy lubią w tym spektaklu grać, co po prostu widać.
Zastanawiam się jednak, czy i - na ile mniej śmiesznie byłoby, gdyby kreska, jakiej użyto w Zięciu była minimalnie cieńsza. Całość uszyto bowiem zbyt grubymi jak na mnie nićmi, wszystko jest tu umowne – i nie będę ukrywał – trochę mi to przeszkadzało. Bo historia ze sceny jak najbardziej MOGŁA się wydarzyć i nawet bez przerysowań byłaby udanym materiałem na komedię. Tymczasem mamy sytuację, że wszyscy grają, że grają. Tak zapewne miało być, co podkreślono np. piosenkami stand-upowo śpiewanymi przez występujących na scenie aktorów.
Ten pomysł wydał mi się dość okropny, nie dlatego, że wykonawcy fałszowali czy coś, ale - że było to niczym innym, niż próbą, no nie wiem, chyba podlizania się publiczności, jakąś ułomną publicystyką, bo teksty piosenek miały komentować czy odnosić się do tego, co widzimy na scenie, ale niestety, trochę to nie wyszło.
Nie zrozumiałem również rozpoczynającej spektakl sceny, nie mam niestety klucza do rozszyfrowania jej symboliki - otóż nasze bohaterki przez klika dobrych minut zmieniają pończochy, z czego literalnie nic nie wynika.
Czy coś może przegapiłem?
2019, wrzesień
FERRAGOSTO
Radosław Paczocha
reż. Adam Orzechowski
premiera 17 marca 2019
Jesteśmy świadkami jednego dnia z życia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, widzimy pisarza zamkniętego w dusznym hotelu tytułowego 15 sierpnia, otoczonego demonami (te oniryczne wątki spektaklu najmniej były przekonujące, może dlatego, że piszący te słowa nie wierzy w duchy), pojawiają się w spektaklu także jego żona, córka, brat, pojawia się ubek próbujący namówić Herlinga na powrót do kraju, Herling istotnie wraca, już w nowych czasach i ten sam aktor wciela się w dziennikarza pytającego pisarza m.in. o jego pochodzenie… I to nie jest przypadek.
Ferragosto jest opowieścią o wyborach człowieka myślącego, inteligentnego i wrażliwego, choć skądinąd niełatwego, któremu przyszło żyć w strasznych czasach; jest też opowieścią o Polsce jaką historia stworzyła, i - jaką chcielibyśmy mieć; jest mądrym i niejednoznacznym materiał do dyskusji o tym - trochę używając frazeologii teatralnej - kto jest aktorem a kto tylko widzem w spektaklu politycznej codzienności, i – o tym, czy zawsze na wybór tych ról mamy wpływ?
Ale to przedstawienie – choć może ździebko przydługawe – jednak mnie wciągnęło, zainteresowało, jakoś obeszło, było o czymś naprawdę istotnym, poza tym Przemysław Chojęta w roli Herlinga jest naprawdę znakomity.
2019, marzec, w koprodukcji z Teatrem Współczesnym w Szczecinie
WRACAJ
Przemysław Pilarski
reż. Anna Augustynowicz
premiera 30 marca 2019
Wraca oto do Radomia Bobby Kleks (fantastyczna Anna Januszewska), nazwisko nieprzypadkowe, proszę skojarzyć z Fredrą, chce zobaczyć swoje przedwojenne mieszkanie. A tam inni ludzie (sic!) – mamusia o kulach, która jednak utykała na jedną tylko nogę jak mąż żył, córka nawiedzona jakby przez dybuka, syn nerwowo wybijający rytm o ramę łóżka, leśni dziadkowie, trochę chór antyczny głoszący, że słowa nie przychodzą łatwo (F.R.David).
Wyszedłem ze spektaklu zdezorientowany, z kompletną pustką a jednocześnie z nadmiarem (tak, to możliwe) skojarzeń, myśli, przypuszczeń, tez i - emocji. Naprawdę zrozumiałem reakcję Marka Brauna na otrzymany od Anny Augustynowicz Przemkowy tekst - poje…o. (Warto czasem zostać na spotkaniu z twórcami
Wciąż boli mnie to przedstawienie, jestem pokąsany i niespokojny, w pewien trans mnie Wracaj wprawiło. Im więcej czasu mija odeń – tym mocniej.
2018, grudzień
TANIEC ALBATROSA
Gerald Sibleyras
reż. Marcin Sławiński
premiera 10 listopada 2018
Łódzki Powszechny sięgnął po bardzo popularny tekst francuskiego dramaturga, znany także polskim widzom m.in. z Teatru Współczesnego w Warszawie. Może nie do końca to komedia, raczej „spektakl obyczajowy”, rzecz mówiąc najkrócej o pewnym dojrzałym mężczyźnie Filipie, z zawodu ornitologu, i perypetiach jego kryzysu wieku średniego. Owe perypetie mają na imię Judyta (Karolina Krawczyńska), i są 23-letnią autorką książek dla niemowląt. Czy ich związek ma jakiekolwiek szanse?
A w ogóle - co zdarza nam się robić, żeby udowodnić sobie i światu, że „zawsze można zacząć od nowa”? I czy aby na pewno nasze działania nie ocierają się o desperację?
I choćby dla niego warto spektakl zobaczyć, nawet jeśli w takim repertuarze nie gustujecie, bo Adama Marjańskiego żyjącego w świecie mądrości z kolorowych czasopism można słuchać bez końca, zanosząc się od serdecznego śmiechu.
Zwiewne i jednak pogodne, na zimową szarówkę – jak znalazł.
2018, lipiec
SZALONE NOŻYCZKI
Paul Portner
reż. Marcin Sławiński
premiera 27 marca 1999…
… z czego wynika, że spektakl jest na afiszu Powszechnego od 19 lat i jest ciągle grany przy kompletach na niemałej przecież widowni przy Legionów, także dwa przedstawienia plenerowe przed łódzką Manufakturą na urodzinach miasta były silnie przez publiczność frekwentowane. Prosimy nie powtarzać – Szalone nożyczki widziałem pierwszy raz w życiu i dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego mają to w repertuarze wszystkie teatry świata.
Wydaje mi się, że wcale aż tak łatwo się w tym nie gra, bo - chwila nieuwagi i będzie wstyd, jak publiczność zauważy coś, czego zauważyć nie powinna i – o zgrozo – o to zapyta. A pytała wyjątkowo chętnie! Ciekaw jestem, czy jest także przewidziany scenariusz na publiczność niezaangażowaną? Czy może się tak wydarzyć, że widzowie siedzą i nawet wywołani - nic nie mówią? I czy wówczas – odbywa się tylko głosowanie i po godzince do domu? No, ciekawe…
Nie moja to co prawda filiżanka herbaty, wyobrażałem sobie podczas oglądania spektaklu rozmaite dekonstrukcje, które można byłoby uskutecznić na tym organizmie, niektóre dość okrutne, ale – szacunek dla twórców za 19 lat na afiszu, za komplety na widowni i za zachwyconą publiczność.
2018, styczeń
WSZYSTKO W RODZINIE
Ray Cooney
reż. Giovanny Castellanos
premiera 31 grudnia 2017
Doktor Mortimor ma wystąpić z prezentacją przed zgromadzonymi w Londynie kolegami lekarzami z całego świata. Niestety, przygotowania do jego występu zostają – delikatnie mówiąc – zakłócone. Ostatnie przymiarki do wystawienia przedstawienia świątecznego w jego szpitalu także nie ułatwiają niezbędnego przecież skupienia. I jak to w farsie, powiedzieć – że nastąpi katastrofa – to tak, jakby nic nie powiedzieć.
Uśmiałem się serdecznie, kilka gagów jest naprawdę zabawnych, choć powiedzmy sobie szczerze, że w którymś momencie nagromadzenie nieporozumień i hec wymyka się nieco prawdopodobieństwu i logice. Niemniej – taka właśnie jest poetyka farsy, przyznać trzeba Cooneyowi, że z matematyczną precyzją doprowadza wątek każdego kłamstewka do końca, nawet, kiedy już widz zdążył zapomnieć, jaką to brednię zdołał Mortimer wymyślić, by tylko uratować swoją skórę.
Wiadomo, że Powszechny zaprawia aktorów w bojach farsowych, to jest wymagający gatunek sceniczny, także dlatego, że trzeba bardzo uważać, żeby kreska, którą autor namalował ów świat, w żadnej sekundzie nie była na scenie ZBYT gruba.
Uwagi właściwie tylko dwie - moim zdaniem niepotrzebnie Jakub Firewicz (gra tę rolę w dublurze z Jakubem Kotyńskim) drastycznie przerysował postać głównego bohatera fryzjera-geja, można było delikatniej, bo wystarczająco wiele uciech na temat jego obyczajów erotycznych było w tekście, ale… zdaje się, że publiczności właśnie to było potrzebne, żeby nikt nie miał wątpliwości kto jest kim. Nie zrozumiałem również lokalnych asocjacji, ale musiały być niezwykle zabawne, gdyż wzbudzały u publiczności niepohamowaną wesołość. A w ogóle – uważam, że zabił któryś z gliniarzy, choć ta wersja nie jest przewidziana do odegrania w finale. A szkoda:)
I dlatego przekonacie się, że najtrudniejsze zadanie miał Artur Zawadzki, który znakomicie, z zegarmistrzowskim wyczuciem wcielił się w biednego doktora Bonneya, wrobionego w ździebko późnawe ojcostwo.
2017, maj
ARCYDZIEŁO NA ŚMIETNIKU
Stephen Sachs
reż. Justyna Celeda
premiera 20 maja 2017
Maude jest samotną, raczej niestroniącą od bourbona eks-barmanką, która weszła w posiadanie (za 3 USD) pewnego obrazu. Wiele wskazuje na to, że jest to nieznane dzieło Jacksona Pollocka, ale żeby ten fakt udowodnić i uczynić z niej milionerkę, potrzebna jest ekspertyza. No więc nowojorski ekspert Lionel przyjeżdża do domu Maude, by wydać wiążącą opinię o autentyczności dzieła.
Może od razu powiem, że nie dowiemy się, czy Pollock jest prawdziwy czy też nie, bo też i nie o tym jest ten świetny tekst. W którymś momencie rozmowa Maude i Lionela o obrazie i jego pochodzeniu staje się wręcz jazdą bez trzymanki, bo schodzi na rzeczy znacznie ważniejsze od autentyczności obrazu - na wiarę, sens życia, lojalność, samotność i rozpaczliwe poszukiwanie na świecie prawdy, naturalnie - w naszym jej rozumieniu.
Milena Lisiecka – wspaniała, można nawet odnieść wrażenie, jakby rolę bohaterki autor napisał specjalnie dla tej aktorki. Jakub Kotyński co prawda momentami przeszarżował, niepotrzebnie, ale i tak piątka z kropką.
Kropka - za niepowtarzalną atmosferę tego spektaklu „dla emerytów” o piętnastej. Halinka, co ty robisz z aparatem? – słyszę z fotela obok. Ach, wiesz, zepsuło się wyłączanie, to baterię muszę wyjąć.
Życie.