XXX FESTIWAL SZTUK PRZYJEMNYCH I NIEPRZYJEMNYCH W ŁODZI

OSTATNIE DNI ELENY I NICOLAE CEAUSESCU

Julia Holewińska

reż. Wojciech Faruga

premiera 14 października 2023

 

Po wyjściu z tego przedstawienia przez chwilę pomyślałem, że w porównaniu z tym, co się działo w wtedy w Rumunii, polski komunizm był zaledwie „nieprzyjemny”. Skala panującego zamordyzmu, wszechobecnej inwigilacji czy okrucieństwa była wprost niewiarygodna i ten mocny spektakl pokazuje tę filozofię (jeśli to właściwie użyte słowo) ówczesnej władzy przez soczewkę tytułowych ostatnich dni Pierwszego Sekretarza i jego Małżonki.

Skalę patologii ilustruje choćby fakt, że urodziny Eleny zostały ogłoszone w Rumunii świętem państwowym, a agenci Securitate bardzo wnikliwie śledzili – na życzenie pierwszej damy - nawet jej własne dzieci (w roli udręczonej córki i – symbolu upokorzenia rumuńskich kobiet  – Michalina Rodak). Sama Elena, absolwentka szkoły podstawowej, przeskoczywszy kilka etapów edukacji zostaje profesorem chemii, rozprawy piszą za nią najlepsi rumuńscy naukowcy, jest zresztą święcie przekonana, że Nobel to tylko kwestia czasu. 
Małgorzata Witkowska wspaniale zagrała tę budzącą zgrozę postać, będącą mieszaniną dziwki, wielkiej damy, prostaczki i męża stanu. W roli bez przerwy spragnionego lentinek (sic) małżonka, geniusza Karpat – Mirosław Guzowski. 

Jak wiemy – ostatecznie zostali oboje bez sądu i wyroku rozstrzelani przez doprowadzonych do granicy upokorzeń, rozjuszonych współobywateli.  I dziś można – patrząc na to, co się dzieje na Wschodzie – zadać pytanie, gdzie ta granica właściwie leży? Co doprowadziło kilka lat temu do ukraińskiego Majdanu, a co musi się wydarzyć na Białorusi czy w Rosji, żeby tam wodzowie-bogowie pożegnali się z władzą? Ciekawe.

Ten spektakl oprócz walorów dokumentalnych, niesie – jak sądzę - również zupełnie uniwersalny morał o  władzy. Każdej władzy. O tym, że z czasem, nawet ta demokratycznie wybrana, może wybrańców narodu demoralizować,  że może zamknąć ich w złotej klatce czy też bańce, z której bardzo ale to bardzo źle widać i skąd - krótka droga do kompletnego oderwania od rzeczywistości.

A to już zjawisko zupełnie nam współczesne, niestety.  

 

2024, marzec

Festiwal Nowe Epifanie

PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW

Hubert Sulima

reż. Jędrzej Piaskowski

premiera 16 maja 2023

 

Teatr uprzedza widzów, że będą mieć do czynienia ze spektaklem tylko dla dorosłych. To albo prowokacja albo przesada; choć teatrowi Jędrzeja Piaskowskiego daleko do  peep showu, to spodziewałem się jednak większej odwagi obyczajowej, gdy tymczasem na przedstawienie można zabrać nawet słuchającą toruńskiej rozgłośni babcię, która w największym zgorszeniu może wspomnieć, że do Chamberlainów im daleko, albo coś w tym stylu. Bulwersji nie ma, zapewniam. Jest za to niestety troszkę nudnawo.

Mamy w pierwszej części wycinek obrazu życia kleru z chorobami toczącymi polski Kościół – od pazerności po pedofilię, w drugiej -  jest rok 2033 (zatem to fantazja bądź utopia, przekonamy się wkrótce),  warsztaty terapeutyczne dla księży i zakonnic prowadzi Anja Rubik (fantastyczna Małgorzata Witkowska - wcześniej jako siostra Perpetua - dla której warto ten spektakl obejrzeć).
 


2017, kwiecień - 37. Warszawskie Spotkania Teatralne

ŻONY STANU, DZIWKI REWOLUCJI, A MOŻE I UCZONE BIAŁOGŁOWY

Jolanta Janiczak

reż. Wiktor Rubin

premiera 29 października 2016

Publicystyka polityczna, osadzona tu i teraz, z odniesieniami do rzeczywistości, czego w teatrze nie lubię i czego NIE szukam. W największym skrócie – w nawiązaniu do rewolucjonistów francuskich - autorka pyta nas, ku uciesze i owacjach antyreżimowej publiczności, co takiego musi się wydarzyć, żebyśmy wzięli drzewce z hasłami w dłoń i poszli na barykady.

Wiele zależy w tym spektaklu od widzów, część z nich namówiona przez aktorki, wychodziła z widowni z tablicami i robiła przed teatrem happening, znalazł się także widz chętny by się powiesić, symbolicznie rzecz jasna oraz jeszcze inny, który także symbolicznie zechciał kopnąć w stołek pod tamtym z pętlą na szyi. Ciekawe, czy twórcy mają też pomysł na publiczność gnuśną, czy jest wersja awaryjna na wypadek braku chętnych buntowników. 

Dowiadujemy się więc, jakie duchowieństwo ma marzenia, jakie pragnienia, jak sobie radzi i nie radzi z samotnością. Oglądamy potencjalnie poruszającą scenę coming-outu dwóch księży przed matką jednego z nich. Słuchamy monologu księdza, którego kolega molestował dziecko. Tak, jest mocno, ale nie jest to  siła obucha Kleru czy filmu Sekielskich.  

Nie wiedzieć jednak czemu - gdyż jestem stosunkowo empatyczny - wychodząc z teatru wzruszyłem tylko ramionami, te historie mnie nie obeszły, zdecydowanie bardziej wolę, jak Jędrzej Piaskowski robi o Bożenie.  


Pomysł, żeby ze sceny cytować głupoty wygadywane publicznie przez polityków o kobietach – mało wyrafinowany, w ogóle nie śmieszny i nic z niego nie wynikło, bo można było jeszcze więcej i jeszcze głupiej. Ja to wszystko wiem z gazet, które codziennie czytam. Skoro tak, to po co mam jeszcze płacić za bilet do teatru?