Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR NOWY W ŁODZI
2024, marzec
ŚMIESZY CIĘ TO?
Michał Buszewicz
reż. Michał Buszewicz
premiera 8 marca 2024
Najkrócej - mamy oto z trudem ze sobą wytrzymujących Jonesów, którzy postanawiają uciec od życia rodzinnego, wszyscy jednak jako azyl wybierają jeden i ten sam hotel Better, a za sprawą dość niezobowiązująco podchodzącego do swoich obowiązków personelu tegoż hotelu – cała czwórka zostaje zakwaterowana w jednym pokoju. Pracownicy zrobią wszystko, żeby Jonesowie się nie spotkali… A piątą główną rolę grają (jakby wymóg gatunku) drzwi - scenografia Barbary Hanickiej - przez wielość których nasi bohaterowie wchodzą i wychodzą tak sprytnie, że (zaspojleruję) się w tymże pokoju istotnie nie spotkają.
Mam z tym spektaklem pewien kłopot – Śmieszy Cię to? reklamuje się jako farsa, podczas gdy nie miałbym odwagi tak tego przedstawienia sklasyfikować. Owszem, tekst nawiązuje do brytyjskiej klasyki, jednak reżyser poprowadził aktorów w sposób zgoła nie farsowy. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z żartem, aktorzy wyraźnie puszczają do nas oko mocno przerysowując wszystkie postaci, podczas gdy najlepsze wzorce farsowe każą grać najbardziej absurdalne sceny ze śmiertelną wręcz powagą, bo to zderzenie śmieszy najbardziej. Zatem - żart z gatunku? A może próba dekonstrukcji? Czy raczej może - oglądamy dramat psychologiczny opowiedziany językiem farsy?
Bo kluczowa wydaje się – zresztą najlepsza w tym spektaklu – poruszająca scena końcowa, w której nasi bohaterowie występują w maskach i wzajemnie się nie poznają. Przebranie daje im odwagę do opowiedzenia o swoich prawdziwych myślach i pragnieniach. Finał raczej psychodramy niż farsy, prawda?
Nie, nie żałuję czasu spędzonego w Nowym, ale jeśli mam być zupełnie szczery, to jakoś to przedstawienie ździebko mnie roztarmosiło.
2023, grudzień
ŚMIERĆ KOMIWOJAŻERA
Arthur Miller
reż. Remigiusz Brzyk
premiera 2 grudnia 2023
Ta inscenizacja jest bardzo prosta, i - prosta tylko pozornie.
Willego Lomana gra aktor krakowskiego Starego Teatru - NST Juliusz Chrząstowski, to jego powrót po latach i do Łodzi i - na deski Nowego. I znów zagwozdka – Willy nie schodzi ze sceny właściwie ani na chwilę (poza momentem kiedy schodzi, ale i wtedy nie schodzi:)), to przez całe 3 godziny jego spektakl, jest tylko on i jakby mniej ważna reszta, tego faktu również nie pozostawiłbym bez nadania mu znaczenia.
Opowieść o miłości ojca do syna w tej inscenizacji jakby zeszła na plan dalszy, w relacji Willego z Biffem było coś sztucznego, pustego, Biff był ukochanym synkiem Willego tylko deklaratywnie.
Może jednak... w ten właśnie sposób paranoik objawia swą atawistyczną rodzicielską miłość? Może.
2023, marzec
DOBRZE UŁOŻONY MŁODZIENIEC
Wiktor Rubin
reż. Jolanta Janiczak
premiera 25 marca 2023
Mamy oto międzywojenną Łódź, poznajemy Eugeniusza Steinbarta, który uległszy wypadkowi zwrócił na siebie uwagę świata, okazując się kobietą. W szpitalu Steinbart poznaje swoją przyszłą żonę, mają dziecko – szczegółów poczęcia może nie będę zdradzał – i wychowuje je jak wzorowy ojciec, sprawdza się również jako kochanek, nie sposób Czesławie nie wierzyć. Później wybucha wojna i historia się – jak to podczas wojny bywa – komplikuje, jesteśmy z naszym bohaterem i jego rodziną do czasów powojennych. Świetna historia na genderowo-queerowe qui pro quo, prawda? Tymczasem na deskach Nowego oglądamy ubraną jedynie w vintage’owe szaty zupełnie współczesną opowieść o tych, którzy w binarnym świecie nie umieją/nie mogą znaleźć dla siebie miejsca. Wtedy za swój bunt, za bycie mężczyzną mimo wszystko Eugeniusz wylądował jako oszust w więzieniu, w celi dla kobiet oczywiście. A ile kosztuje bycie sobą dziś? I czy świat się faktycznie tak bardzo zmienił, jak nam to objawiał pojawiający się na scenie Oskar, brat Eugeniusza jako przybysz z przyszłości?
Było w tej (fikcyjnej jednak, choć opartej na faktach) historii Edwarda coś niesłychanie poruszającego, ta jego niezgoda na świat, w którym przyszło mu żyć i próba przebudowania go na własnych warunkach, i – wielka miłość bez żadnych granic, czy wreszcie tak bardzo wywołująca lęk - bezradność wobec kaprysów historii, którym – w ostatecznym rozrachunku – przychodzi się poddać.
Eugeniusza w Nowym zagrał artysta i performer Edmund Krempiński, odtabuizowanie na scenie jego ciała jako osoby transpłciowej było w tym wypadku zabiegiem nie tylko niezbędnym w sensie artystycznym, ale - i niesłychanie oczyszczającym. Świetna w roli Czesławy Paulina Walendziak i - wnoszący pewien powiew lekkości do tego niewesołego przedstawienia – w roli Oskara – Maciej Kobiela.
Ten spektakl wydał mi się pięknym - choć może nieoczywistym - prezentem od Nowego dla łodzian na 600. urodziny ich niezwykłego (choć koszmarnie rozkopanego) miasta.
PRAKTYKA WIDZENIA
premiera 16 września 2022
Mamy oto szkic, esej czy impresję (sic) o – mówiąc w uproszczeniu - istocie sztuki, inspirowaną Teorią Widzenia Władysława Strzemińskiego, w tej roli (a właściwie w roli powidoku WS) bardzo dobry Paweł Kos. Pretekstem do snucia interesujących skądinąd rozważań jest przytoczony w spektaklu fakt, że impresjonizm powstał dlatego, że Monet cierpiał na zaćmę. Co z tego paradoksu wynika? A może to paradoks jedynie pozorny?
Co tak naprawdę widzimy? Czy ma na to wpływ nasza „świadomość wzrokowa” (cyt. za WS)? A jeśli nie widzimy (w spektaklu uczestniczą również aktorzy z dysfunkcją wzroku) – to jak wówczas odbieramy sztukę? Ten wątek był bardzo interesujący, prologiem spektaklu była efektownie zrealizowana audiodeskrypcja, której słuchaliśmy pogrążeni w głębokiej ciemności, później niewidzący aktorzy poprzez ruch opowiedzieli nam o bardzo znanych dziełach. Czy „widzą” w nich coś, czego widzący nie dostrzegają? Wśród wątków poruszonych w Praktyce Widzenia również ciekawy wydał mi się ten o hermetyczności sztuki współczesnej, z czego zresztą twórcy dyskretnie sobie dworują, podobnie jak z samego Strzemińskiego.
Najpewniej zatem moja absorpcja rozważań estetycznych nie jest nieograniczona.
2022, styczeń
WSZYSCY JESTEŚMY DZIWNI
Karolina Sulej
reż. Olga Ciężkowska
premiera 3 grudnia 2021
Ten spektakl byłby wspaniałym hymnem na cześć różnorodności, gdyby nie fakt, że oglądając go odczuwa się głównie gorycz. Owszem, summa summarum zgodnie z tytułem - pewnie wszyscy jesteśmy dziwni, ale „najdziwniejszym” z nas żyje się naprawdę trudno, bez względu na szerokość geograficzną. I mamy obiektyw tegoż mikroskopu ustawiony na Nowy Jork, a ściślej mówiąc – na Coney Island.
A tam – kolorowe kwiaty żyjący wolnością bez granic, bohaterowie reportażu Karoliny Sulej, a wśród nich Philomena, opowiadająca widzom o historii tego miejsca, Dick Zigun - prowadzący tamże dom kultury – czy Patchworkowa Dziewczyna (wspaniała rola Katarzyny Żuk z monologiem będącym głównym sensem tego przedstawienia). Samą zaś wyspę, będącą tutaj równorzędną osobą dramatu, świetnie zagrała Paulina Walendziak (zaskakujący transfer z Jaracza). O czym mieszkańcy Wyspy chcą nam dziś powiedzieć?
Mija rok od odejścia z urzędu prezydenta USA Donalda Trumpa, który to Trump, choć jest właściwie nieobecnym, to jednak istotnym bohaterem tego spektaklu, pewnego rodzaju lustrem, które najmocniej odbija oblicze wolności tak nieposkromnionej, tak niczym nie ograniczonej, że – aż utopijnej. I cóż to lustereczko nam mówi?
Warto się w nie wsłuchać, nawet jeśli recepty na polepszenie świata, które odeń dostajemy, mogą się wydać ździebko naiwne.
2019, marzec
UTRACONA CZEŚĆ BARBARY RADZIWIŁŁÓWNY
Jarosław Murawski na podst.
Alojzego Felińskiego
reż. Agata Puszcz
premiera 27 marca 2019
Mamy oto Augusta do szaleństwa zakochanego w Barbarze, kobiecie - jak wiemy - po przejściach, ale nie wiemy (a dowiadujemy się), że owe „przejścia” na Litwie tamtych czasów nie były niczym szczególnym. Na Litwie bowiem kobiety i mężczyźni uprawiali seks – i chyba bardzo to lubili, niezależnie od statusu małżeńskiego, oczywiście mówiąc w pewnym uproszczeniu. Ale w Polsce wówczas seksu nie było w ogóle – jak można przypuszczać, więc z krakowskiego punktu widzenia przeszłość Barbary i w ogóle jej kompleksja była dla ówczesnych elit (i mamusi królowej) nie do zniesienia. No więc Barbarę systematycznie niszczono, powiedzielibyśmy dziś, że hejtowano. Ile w tych rozpowszechnianych i na Litwie i w Koronie jadowitych plotkach było prawdy? No właśnie.
To jest spektakl: lekki, wdzięczny, inteligentny, oczywiście dobrze napisany i z katorżniczą dyscypliną formalną przepisany, żartobliwy ale też o wcale niebłahych sprawach, momentami bardzo zabawny, pełen kpinek zarówno z tamtych jak i z tych czasów, oglądający się czasem w krzywym zwierciadle i żartujący sam z siebie, słodko i niekiedy dość bezpośrednio nawiązujący do tu i teraz, zaś bezpośredniość tych odwołań (np. Bona przed odlotem na Bari) jest naprawdę uroczą zabawą. Mam więcej ulubionych i scen i bon motów z tego przedstawienia, to był niesłychanie udany wieczór.
PS. 61
lat temu Barbarę wystawił na tejże samej scenie Dejmek. Na scenie m.in. Mieczysław
Voit, Eugenia Herman, Gustaw Lutkiewicz, Dejmkowi asystowała Krystyna Feldman,
stosowny – przyżółkły plakat na półpiętrze. Myślę sobie, że cienie wielkich Nowego mają z
tej premiery naprawdę niezłą bekę.
2018, wrzesień
CZEKAM NA TELEFON
Mikołaj Lizut
reż. Mikołaj Lizut
premiera 17 lutego 2018
Zajmuję się na co dzień mniej więcej tym samym co bohaterka (może poza wpuszczaniem telefonów na żywo, co - jak widzieliśmy - może prowadzić na manowce), więc ciekaw byłem spektaklu i o radiu i o koleżance z pracy. Agnieszka (Kamila Salwerowicz) jest piękną kobietą o zdecydowanych poglądach, inteligentną i wygadaną, ale niestety – kiepską prezenterką. Przy jest mikrofonie egzaltowana, wygłasza jakieś prawdy o życiu i szczęściu rodem z bogatej twórczości Paulo Coelho w jałowych rozmowach ze słuchaczami. Jestem wrogiem takiego radia. Ale rzecz nie o tym, czy robi ona radio dobre czy złe, tylko o pewnym momencie w jej życiu, kiedy trzeba nie ma ucieczki przed powiedzeniem sobie na głos pewnych rzeczy, kiedy trzeba podjąć męskie decyzje, kiedy brak wyboru jest najgorszym wyborem. Niestety, nie dowiedzieliśmy się, dlaczego postanowiła wyrzucić TAMTO do kosza (swoją drogą, sprzątaczka miała rano niezłą bekę), przemiana naszej bohaterki dokonała się ździebko deus ex machina, jakby ominięto z 2-3 strony tekstu.
Radio dobrze wygląda na scenie, „przygody” ze słuchaczami właściwie z życia wzięte, co nie dziwi, bo autor jest radiowcem, może sam przeżył kontakty z nie do końca równoważonymi odbiorcami i – w sumie – oglądało mi się spektakl dość dobrze. Choć był trochę jak ta audycja radiowa, owszem - skupiłem się, krytycznie odniosłem się do warsztatu „koleżanki”, ale w samochodzie w drodze do domu już o wszystkim prawie zapomniałem.