TEATR NOWY W ŁODZI

 

2023, marzec

DOBRZE UŁOŻONY MŁODZIENIEC

Wiktor Rubin

reż. Jolanta Janiczak

premiera 25 marca 2023

 

Mamy oto międzywojenną Łódź, poznajemy Eugeniusza Steinbarta, który uległszy wypadkowi zwrócił na siebie uwagę świata, okazując się kobietą. W szpitalu Steinbart poznaje swoją przyszłą żonę, mają dziecko – szczegółów poczęcia może nie będę zdradzał – i wychowuje je jak wzorowy ojciec, sprawdza się również jako kochanek, nie sposób Czesławie nie wierzyć. Później wybucha wojna i historia się – jak to podczas wojny bywa – komplikuje, jesteśmy z naszym bohaterem i jego rodziną do czasów powojennych. Świetna historia na genderowo-queerowe qui pro quo, prawda? Tymczasem na deskach Nowego oglądamy ubraną jedynie w vintage’owe szaty zupełnie współczesną opowieść o tych, którzy w binarnym świecie nie umieją/nie mogą znaleźć dla siebie miejsca. Wtedy za swój bunt, za bycie mężczyzną mimo wszystko Eugeniusz wylądował jako oszust w więzieniu, w celi dla kobiet oczywiście. A ile kosztuje bycie sobą dziś? I czy świat się faktycznie tak bardzo zmienił, jak nam to objawiał pojawiający się na scenie Oskar, brat Eugeniusza jako przybysz z przyszłości?

Było w tej (fikcyjnej jednak, choć opartej na faktach) historii Edwarda coś niesłychanie poruszającego, ta jego niezgoda na świat, w którym przyszło mu żyć i próba przebudowania go na własnych warunkach, i – wielka miłość bez żadnych granic, czy wreszcie tak bardzo wywołująca lęk - bezradność wobec kaprysów historii, którym – w ostatecznym rozrachunku – przychodzi się poddać.

Eugeniusza w Nowym zagrał artysta i performer Edmund Krempiński, odtabuizowanie na scenie jego ciała jako osoby transpłciowej było w tym wypadku zabiegiem nie tylko niezbędnym w sensie artystycznym, ale - i niesłychanie oczyszczającym. Świetna w roli Czesławy Paulina Walendziak i - wnoszący pewien powiew lekkości do tego niewesołego przedstawienia – w roli Oskara – Maciej Kobiela.

Ten spektakl wydał mi się pięknym - choć może nieoczywistym - prezentem od Nowego dla łodzian na 600. urodziny ich niezwykłego (choć koszmarnie rozkopanego) miasta.


 
2022, wrzesień
PRAKTYKA WIDZENIA
Michał Buszewicz
reż. Wojciech Rodak
premiera 16 września 2022

Mamy oto szkic, esej czy impresję (sic) o – mówiąc w uproszczeniu - istocie sztuki, inspirowaną Teorią Widzenia Władysława Strzemińskiego, w tej roli (a właściwie w roli powidoku WS) bardzo dobry Paweł Kos. Pretekstem do snucia interesujących skądinąd rozważań jest przytoczony w spektaklu fakt, że impresjonizm powstał dlatego, że Monet cierpiał na zaćmę. Co z tego paradoksu wynika? A może to paradoks jedynie pozorny?

Co tak naprawdę widzimy? Czy ma na to wpływ nasza „świadomość wzrokowa” (cyt. za WS)? A jeśli nie widzimy (w spektaklu uczestniczą również aktorzy z dysfunkcją wzroku) – to jak wówczas odbieramy sztukę? Ten wątek był bardzo interesujący, prologiem spektaklu była efektownie zrealizowana audiodeskrypcja, której słuchaliśmy pogrążeni w głębokiej ciemności, później niewidzący aktorzy poprzez ruch opowiedzieli nam o bardzo znanych dziełach. Czy „widzą” w nich coś, czego widzący nie dostrzegają? Wśród wątków poruszonych w Praktyce Widzenia również ciekawy wydał mi się ten o hermetyczności sztuki współczesnej, z czego zresztą twórcy dyskretnie sobie dworują, podobnie jak z samego Strzemińskiego.
Cóż, mamy do czynienia z rozrywką dość elitarną i bardzo szlachetną, odnalazłem weń jednak przestrzeń do skrótów, bo w pewnym momencie zacząłem się już trochę wiercić; na usprawiedliwienie przedłożę fakt, że tegoż dnia, pół godziny wcześniej wyszedłem z Jaracza z Sonaty Belzebuba, spektaklu TAKŻE o roli sztuki i miejscu artysty.
Najpewniej zatem moja absorpcja rozważań estetycznych nie 
jest nieograniczona.
 

2022, styczeń

WSZYSCY JESTEŚMY DZIWNI

Karolina Sulej

reż. Olga Ciężkowska

premiera 3 grudnia 2021

Ten spektakl byłby wspaniałym hymnem na cześć różnorodności, gdyby nie fakt, że oglądając go odczuwa się głównie gorycz. Owszem, summa summarum zgodnie z tytułem - pewnie wszyscy jesteśmy dziwni, ale „najdziwniejszym” z nas żyje się naprawdę trudno, bez względu na szerokość geograficzną. I mamy obiektyw tegoż mikroskopu ustawiony na Nowy Jork, a ściślej mówiąc – na Coney Island.

A tam – kolorowe kwiaty żyjący wolnością bez granic, bohaterowie reportażu Karoliny Sulej, a wśród nich Philomena, opowiadająca widzom o historii tego miejsca, Dick Zigun - prowadzący tamże dom kultury – czy Patchworkowa Dziewczyna (wspaniała rola Katarzyny Żuk z monologiem będącym głównym sensem tego przedstawienia). Samą zaś wyspę, będącą tutaj równorzędną osobą dramatu, świetnie zagrała Paulina Walendziak (zaskakujący transfer z Jaracza). O czym mieszkańcy Wyspy chcą nam dziś powiedzieć?

Mija rok od odejścia z urzędu prezydenta USA Donalda Trumpa, który to Trump, choć jest właściwie nieobecnym, to jednak istotnym bohaterem tego spektaklu, pewnego rodzaju lustrem, które najmocniej odbija oblicze wolności tak nieposkromnionej, tak niczym nie ograniczonej, że – aż utopijnej. I cóż to lustereczko nam mówi? 

Warto się w nie wsłuchać, nawet jeśli recepty na polepszenie świata, które odeń dostajemy, mogą się wydać ździebko naiwne.

 

2019, marzec

UTRACONA CZEŚĆ BARBARY RADZIWIŁŁÓWNY

Jarosław Murawski na podst. Alojzego Felińskiego

reż. Agata Puszcz

premiera 27 marca 2019 

Mamy oto Augusta do szaleństwa zakochanego w Barbarze, kobiecie - jak wiemy - po przejściach, ale nie wiemy (a dowiadujemy się), że owe „przejścia” na Litwie tamtych czasów nie były niczym szczególnym. Na Litwie bowiem kobiety i mężczyźni uprawiali seks – i chyba bardzo to lubili, niezależnie od statusu małżeńskiego, oczywiście mówiąc w pewnym uproszczeniu. Ale w Polsce wówczas seksu nie było w ogóle – jak można przypuszczać, więc z krakowskiego punktu widzenia przeszłość Barbary i w ogóle jej kompleksja była dla ówczesnych elit (i mamusi królowej) nie do zniesienia. No więc Barbarę systematycznie niszczono, powiedzielibyśmy dziś, że hejtowano. Ile w tych rozpowszechnianych i na Litwie i w Koronie jadowitych plotkach było prawdy? No właśnie.

To jest spektakl: lekki, wdzięczny, inteligentny, oczywiście dobrze napisany i z katorżniczą dyscypliną formalną przepisany, żartobliwy ale też o wcale niebłahych sprawach, momentami bardzo zabawny, pełen kpinek zarówno z tamtych jak i z tych czasów, oglądający się czasem w krzywym zwierciadle i żartujący sam z siebie, słodko i niekiedy dość bezpośrednio nawiązujący do tu i teraz, zaś bezpośredniość tych odwołań (np. Bona przed odlotem na Bari) jest naprawdę uroczą zabawą. Mam więcej ulubionych i scen i bon motów z tego przedstawienia, to był niesłychanie udany wieczór.

 PS. 61 lat temu Barbarę wystawił na tejże samej scenie Dejmek. Na scenie m.in. Mieczysław Voit, Eugenia Herman, Gustaw Lutkiewicz, Dejmkowi asystowała Krystyna Feldman, stosowny – przyżółkły plakat na półpiętrze.  Myślę sobie, że cienie wielkich Nowego mają z tej premiery naprawdę niezłą bekę.

 

2018, wrzesień

CZEKAM NA TELEFON

Mikołaj Lizut

reż. Mikołaj Lizut

premiera 17 lutego 2018

Zajmuję się na co dzień mniej więcej tym samym co bohaterka (może poza wpuszczaniem telefonów na żywo, co - jak widzieliśmy - może prowadzić na manowce), więc ciekaw byłem spektaklu i o radiu i o koleżance z pracy. Agnieszka (Kamila Salwerowicz) jest piękną kobietą o zdecydowanych poglądach, inteligentną i wygadaną, ale niestety – kiepską prezenterką. Przy jest mikrofonie egzaltowana, wygłasza jakieś prawdy o życiu i szczęściu rodem z bogatej twórczości Paulo Coelho w jałowych rozmowach ze słuchaczami. Jestem wrogiem takiego radia. Ale rzecz nie o tym, czy robi ona radio dobre czy złe, tylko o pewnym momencie w jej życiu, kiedy trzeba nie ma ucieczki przed powiedzeniem sobie na głos pewnych rzeczy, kiedy trzeba podjąć męskie decyzje, kiedy brak wyboru jest najgorszym wyborem. Niestety, nie dowiedzieliśmy się, dlaczego postanowiła wyrzucić TAMTO do kosza (swoją drogą, sprzątaczka miała rano niezłą bekę), przemiana naszej bohaterki dokonała się ździebko deus ex machina, jakby ominięto z 2-3 strony tekstu.

Radio dobrze wygląda na scenie, „przygody” ze słuchaczami właściwie z życia wzięte, co nie dziwi, bo autor jest radiowcem, może sam przeżył kontakty z nie do końca równoważonymi odbiorcami i – w sumie – oglądało mi się spektakl dość dobrze. Choć był trochę jak ta audycja radiowa, owszem - skupiłem się, krytycznie odniosłem się do warsztatu „koleżanki”, ale w samochodzie w drodze do domu już o wszystkim prawie zapomniałem.

 

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nullam porttitor augue a turpis porttitor maximus. Nulla luctus elementum felis, sit amet condimentum lectus rutrum eget.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nullam porttitor augue a turpis porttitor maximus. Nulla luctus elementum felis, sit amet condimentum lectus rutrum eget.