Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR NOWY PROXIMA
DŁUG
na podstawie książki "Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat" Davida Graebera
reż. Jan Klata
premiera 14 września 2019
Miał być w Warszawie na poprzednich WST, nie udało się, zobaczyliśmy więc teraz. I bardzo za ten upór w sprowadzeniu Długu do Warszawy dziękuję, gdyż jest to spektakl po prostu znakomity. Rzecz – zgodnie z tytułem – istotnie o zjawisku zadłużenia, o tym, że właściwie wszyscy jesteśmy czyimiś dłużnikami, że tak było od tysiącleci, jest i – z pewnością będzie.
Czy więc nasze długi - temat tak przyziemny - w ogóle zasługuje, żeby pochyliła się nad nim Sztuka? No, najwyraźniej, skoro właściwie o tym jest Kupiec Wenecki, skoro - zadłużywszy się zabija Raskolnikow, istotne wątki mamy także w Fauście, u Platona czy w Biblii i cytaty z tych i innych dzieł pojawiają się w spektaklu, są jakby jego piątym bohaterem, a humaniści mają znakomitą zabawę w ich rozpoznanie i stosowne umieszczenie w kontekście.
Książki p. Graebera - na podstawie której powstało przedstawienie - nie znam, musi być to jednak rzecz porywająca – bo Dług wciąga od pierwszego zdania, zachwyca erudycyjnością, zaskakuje stawianymi pytaniami (np. czy zawsze sprawiedliwie oddawać długi), słowem - lśni. Zasługa w tym aktorów i wszyscy czworo są znakomici. Fantastycznie wykorzystują paradoksy i półcienie, bawiąc się i niełatwym tekstem oryginalnym i cytowaną klasyką; na scenie - Maja Pankiewicz, Bartosz Bielenia i Marcin Czarnik i Monika Frajczyk, od której znów nie mogłem było oderwać ócz.
Po zakończonym spektaklu gnuśna, krnąbrna, zblazowana, wybredna i wymagająca stołeczna publiczność dała długie brawa i owacje na stojąco, zdecydowanie zasłużenie.
201, grudzień
KOBIETY OBJAŚNIAJĄ MI ŚWIAT
Iwona Kempa, Anna Bas
reż. Iwona Kempa
premiera 26 stycznia 2019
Trochę koncert, trochę spektakl o „współczesnych kobietach”, z ważnymi pytaniami do świata, a właściwie – do mężczyzn. Na przykład – po co jesteśmy wam w ogóle potrzebne? I choć to zdanie brzmi dość efekciarsko, uwierzcie, że związany z nim wywód doprowadził do płaczu ze śmiechu przede wszystkim męską część widowni. Ergo, spektakl jest próbą – no właśnie – objaśnienia przez kobiety mechanizmów rządzących (męskim) światem, próbą także obalenia mizoginicznej choć wszechobecnej tezy, że kobiety nie są po to, żeby je rozumieć, tylko - żeby je kochać.
Słyszymy ze sceny gorzkie słowa, o tym np. - że żaden mężczyzna nie musi się martwić kilkoma kilogramami więcej, ale za to nawet najobleśniejszy grubas rości sobie prawo do oceny wyglądu kobiety. O tym, że są matki, dla których doświadczenie rodzicielstwa jest czymś okropnym, a które nie mogą się do tego przyznać. O przemocy seksualnej, która jest prawie zawsze – nomen omen – bagatelizowana, historia więzionej przez księdza nastolatki z Poznania walnęła jak obuchem, publiczność słuchała tej opowieści w grobowej ciszy, poruszona. Niewinne i pozornie zabawne były z kolei wyznania Teresy Orlowsky, która – wyklęta jako szefowa ogromnego sex-biznesu, dlatego, że nie jest… szefem – przecież TYLKO daje ludziom to, czego oni TAK bardzo potrzebują. A do czego nie chcą albo nie mogą się przyznać.
Wyszedłem z Proximy rozentuzjazmowany i zachwycony znakomitym przedstawieniem z fantastycznymi rolami wszystkich sześciu aktorek, Jury BK przyznało spektaklowi specjalną pozaregulaminową nagrodę, pod którym to werdyktem podpisuję się obiema rękami.
2018, maj
MURZYNI WE FLORENCJI
Vedrana Rudan
reż. Iwona Kempa
premiera 4 listopada 2017
Gdyby istniała taka informacja telefoniczna, nawet płatna, zadzwoniłbym i spytał, dlaczego takie spektakle powstają w Krakowie, a w Warszawie nie? TAKIE spektakle.
Nie będę może powtarzał zachwytów nad Murzynami, przedstawienie jest po prostu znakomite, patrzyłem i słuchałem jak w narkozie. Wspaniałe aktorstwo, świetny choć niesłychanie mocny i dość wulgarny tekst, rewelacyjna reżyseria. Można? Można. Murzyni bez wątpienia zamknęli tegoroczne WST z ogromnym hukiem, obok Friedmanów i Wesela to w mojej ocenie najlepszy spektakl Spotkań. (Ojej, wszystkie wymienione są z Krakowa, przypadek?)
No więc mamy historię opowiadaną z perspektywy płodów. Sic! - w tych rolach cudownie bawiący się swoimi postaciami Juliusz Chrząstowski i Sławomir Maciejewski. Historię pewnej chorwackiej wielopokoleniowej rodziny, która mówiąc w pewnym skrócie nie do końca jest w stanie się ze sobą komunikować. Szczególnie trudne jest w tej rodzinie porozumienie babci, matki i córki, ale – jak wiemy – relacja matek z córkami to najgłębszy z oceanów (Coelho? Albo ktoś taki, ale trafne). Jest jeszcze tata, nie mogący się pozbierać po wojnie i syn, który wrócił z Ameryki z tęsknoty za chorwackimi zachodami słońca. No i syn zaczyna pisać o swojej rodzinie książkę. Ile w niej będzie fikcji, a ile prawdy? I w ogóle - co jest tą prawdą?
Fenomenalny, wieloznaczny i niepokojąco wciągający spektakl o kobietach i o całej reszcie, z wielkimi rolami Elżbiety Karkoszki, Anny Tomaszewskiej i Martyny Krzysztofik. Wielkie brawa!