TEATR MUZYCZNY ROMA

 

2024, luty

JEDNEGO SERCA

Anna Sroka-Hryń,

reż. Anna Sroka-Hryń

premiera 16 lutego 2023

 

To piąte podejście to niewielkiej przecież formy literackiej, poprzednie rękopisy powędrowały do kosza uznane  za niezdatne do publikacji z powodu egzaltacji. Zabrakło mi bowiem sensownych i odkrywczych przymiotników, żeby o tym spektaklu jakoś rzetelnie opowiedzieć, gdyż wszystkich użyłem pisząc o Maanamie, Demarczyk czy Myslovitz. Wówczas doszedłem do granicy zachwytu, no a teraz – ową krytyczną granicę przekroczyłem. Co i jak zatem napisać, żeby nie zemdliło? Ha.

Może - tak, po prostu... Nie wyobrażam sobie, że nie zobaczycie tego spektaklu. Nie ma takiej opcji. Niechaj idą i ci, którzy w Niemena wpatrzeni, i ci – którym jest obojętny. Niech idą kibice Legii i klubów pozostałych. Niechaj tłumnie obejrzy młodzież, bo się zdziwi, że jakby napisane wczoraj, a wcale nie; niech zobaczą i starsi – bo tym, co usłyszą będą zaskoczeni, wzruszeni, a kto wie, może nawet się nawet zdekompensują (gdyż i takie reakcje były zaobserwowane). 

Na przykład - przy fenomenalnej, prywatkowej Płonącej Stodole, przy śpiewanym a capella Dziwnym Świecie, przy obłędnym zupełnie Wspomnieniu, czy – rozdzierającym wręcz duszę utworze tytułowym (wspaniałe aranżacje Mateusza Dębskiego). Formułka, że „spektakl jest wspaniale zagrany”  niewiele mówi o tym, co dzieje się na scenie Jednego Serca, zobaczcie i posłuchajcie sami, jak bardzo młodzi aktorzy są i utalentowani i - piękni.

Dla takich właśnie spektakli się żyje.

 

2023, listopad

tekst i muzyka Jonathan Larson

tłum. Michał Wojnarowski

Tik… tik… BUM!

reż. Wojciech Kępczyński

premiera 18 listopada 2023

 

Jon (alter ego autora) zbliża się nieuchronnie do trzydziestki, marzenie, żeby jego musical pojawił się na Broadwayu oddala się coraz bardziej… Ale cóż, mimo wszystko dalej pisze. Jego kumpel Michael marzenia o scenie porzucił, rzucił się w wir pracy w korporacji, stać go teraz na świetny samochód i piękny apartament, a Jon wciąż zarabia jako kelner, do tego nie układa mu się z dziewczyną, Susan już nie chce czekać, aż cokolwiek w życiu Jona się wydarzy, bo – czy w ogóle się wydarzy? I to właściwie tyle, tak, to jest musical ni mniej, ni więcej – o codzienności. O tym - że nie jest łatwo, ale próbować trzeba. O marzeniach i - ich sile. O przyjaźni, bez której to wszystko byłoby nic nie warte. O wierze – w ludzi i w siebie, i o tym, że nie da się bez niej żyć. O wyborze drogi, która jest niekiedy wyboista, zabłocona, trudno przejezdna, ale – jest własna. O talencie, który trzeba chronić niczym bezcenny skarb, bo Bozia szafuje nim skąpo, wreszcie – o tym, że naszym życiem rządzi w znacznej mierze przypadek, bywa – że szczęśliwy.

Wyszedłem z Romy w trochę odświętnym nastroju, bo - jest w tym spektaklu coś niesłychanie - starannie dobieram przymiotnik - oczyszczającego, coś i poruszającego i jednocześnie w wprawiającego w dobry nastrój (mamy momenty poważniejsze ale i - zupełnie zabawne, a scena z telefonami jest w ogóle majstersztykiem).

I bo - była to dla mnie taka podróż w czasie – choć jestem młodszy od bohatera o dekadę – to lata 90-te pamiętam doskonale jako pełen nadziei czas wchodzenia w dorosłość, podobnie jak był to czas nadziei dla ździebko tylko starszego Jona, za którego nie da się nie trzymać kciuków, z którym chce się zakumplować, którego wreszcie chciałoby się tak po prostu, tak po ludzku - serdecznie wyściskać.

Spektakl jest fantastycznie zagrany i zaśpiewany, Marcin Franc, Maciej Dybowski i Maria Tyszkiewicz grający w obsadzie premierowej są po prostu wspaniali. Więcej lukrować nie będę, bo aż głupio:)

Proszę koniecznie zobaczyć i – dać się tej historii ponieść!

 

2023, kwiecień

ONCE   

Enda Welsh

muz. i teksty piosenek Glen Hansard i Markéta Irglová

przekł. Michał Wojnarowski

reż. Wojciech Kępczyński

premiera 12 maja 2018

 

Mamy oto Dublin z początku wieku, idąca z zepsutym odkurzaczem (sic) Dziewczyna, Czeszka,  zatrzymuje się przy śpiewającym na ulicy z gitarą Facecie. A że jest utalentowany – próbuje nawiązać z nim kontakt, po dłuższej chwili coś tam zaczyna między nimi iskrzyć, ale – to mogę napisać - do wielkiego pożaru nie dojdzie. Odkurzacz natomiast wróci do sprawności, bo okazuje się, że ojciec Faceta zajmuje się naprawą AGD. Ten wątek wprowadził mnie w wyjątkowo dobry nastrój, najwyraźniej autorka libretta uznała stworzoną przez siebie koincydencję za prawdopodobną. Zabrzmiało to może jak (niewinna przecież) kpina, no ale przecież…

A tak bardziej serio – mamy kameralną opowieść o marzeniach i ich spełnianiu, o przypadkowych ludziach, zupełnie przypadkowo spotkanych, którzy mogą diametralnie zmienić nasze życie, o - najważniejszej rzeczy w życiu, czyli o pasji, której poświęcamy się bez względu na posiadane talenty czy kompetencje. 

Jest wreszcie Once piękną opowieścią o przyjaźni, uwaga – między mężczyzną a kobietą, których dzieli chyba wszystko, a w finale (który trudno uznać za happy-end, ale i za sad-end też) – podzieli także ocean.

Jest w tym musicalu coś niesłychanie ciepłego, coś bardzo ludzkiego, jakoś życiowego (naturalnie pominąwszy wątek odkurzacza). Nasi bohaterowie nie są ideałami, Dziewczyna jest trochę naiwna, Facet chorobliwie nieśmiały, ich przyjaciele to tacy boys and girls next door, a jednak ta opowieść wciąga, w pewnym momencie zauważyłem, że mocno trzymam kciuki za powodzenie ich projektów, bo nie wszystko może układa się po ich myśli. Ale Once jest także opowieścią o naszych małych – zupełnie codziennych – szczęściach.

Do tego świetna, przebojowa muzyka - Grammy i Oscar nieprzypadkowe - i wspaniale przełożone przez Michała Wojnarowskiego teksty piosenek; na moim przebiegu Dziewczynę zagrała bardzo utalentowana aktorka Teatru Narodowego Marta Masza Wągrocka, a Faceta – Mariusz Totoszko (role na Nowogrodzkiej są dublowane, a nawet – triplowane).

Ergo, spędzicie na Once w Romie po prostu bardzo miły wieczór.

 

2023, kwiecień

WE WILL ROCK YOU

muz. Queen; libretto Ben Elton; tłum. Michał Wojnarowski

reż. Wojciech Kępczyński

premiera 15 kwietnia 2023

 

Głównym bohaterem tego widowiska jest bez wątpienia muzyka zespołu Queen, która mimo upływu lat, mimo pojawiania się nowych gustów, narodzin i śmierci wielu gwiazd i gwiazdeczek  (bez czego show-bussines nie istnieje) – wciąż i niezmiennie po prostu porywa. I to jest spektakl o tym, że – przepraszam za niewielką egzaltację – wielka sztuka nigdy się nie starzeje.

Libretto: mamy oto bliżej nieokreśloną przyszłość, w której rządzi korporacja zabraniająca posiadania instrumentów będących dlań zagrożeniem, muzyka bowiem byłaby czymś indywidualnym, a na to miejsca nie ma. Są jednak buntownicy, którzy zdecydują się wskrzesić rocka, który i w tym ponurym świecie jest synonimem wolności. I choć historia jest może niezbyt wyrafinowana, to proszę uwierzyć – niesie, i to - jak! Całość została opowiedziana największymi hitami Queen w znakomitych tłumaczeniach Michała Wojnarowskiego, jednak nie brakuje w tekście i odniesień do naszej rzeczywistości i przeszłości – nic, tylko te inteligentnie wplecione aluzje wyłapywać, bardzo mi się taka zabawa z pamięcią i wrażliwością publiczności podobała.


Gdybym miał użyć jednego słowa do opisania tego widowiska, byłby to rzeczownik: rozmach. Mamy na scenie ponad trzydzieścioro aktorów i tancerzy, mamy znakomitą, bardzo nowoczesną scenografię Mariusza Napierały, mamy kostiumy Doroty Kołodyńskiej będące – nie zawaham się tego napisać jednym z głównych bohaterów tego spektaklu, rewelacyjną choreografię Agnieszki Brańskiej, wreszcie - last but not least - aktorstwo. I powinienem wymienić wszystkie nazwiska z afisza, gdyż spektakl jest znakomicie zagrany en bloc, ale prawem krytyka zwrócę uwagę na świetną rolę Macieja Dybowskiego, znanego publiczności m.in. z Matyldy w Syrenie, który na przebiegu premierowym grał Galilea (obsada w Romie jest triplowana); na Kamila Franczaka, który świetnie się czuł w roli Brita, zaś scenę po prostu rozniosła Małgorzata Chruściel jako szwarc-charakter  - Killer Queen.

Mamy zatem widowisko powstałe za sprawą umiejętnego połączenia pasji, talentu, niewiarygodnie ciężkiej pracy całego zespołu, możliwości technicznych sceny i współczesnych technologii z - nie bójmy się tego słowa –  niejakimi nakładami poniesionymi na to przedsięwzięcie. 

Efekt jest oszałamiający. 


 

 2022, listopad

SPRZEDAWCY MARZEŃ. PIOSENKI Z REPERTUARU ARTURA ROJKA I ZESPOŁU MYSLOVITZ

scen i reż.: Anna Sroka - Hryń

premiera 5 listopada 2022

 

Dawno, dawno temu, kiedy aktorów jeszcze nie było na świecie (przepraszam za niewielką protekcjonalność, intencje jak najlepsze), a piszący te słowa był brunetem, usłyszeliśmy o zespole ze Śląska z bardzo charyzmatycznym chłopakiem przy mikrofonie. Śpiewali różne rockowe kawałki, było coś i o brązowych pepegach i o Marylin Monroe, a XX wiek żegnaliśmy Długością dźwięku samotności, do dziś nie będąc  pewnym, co podmiot liryczny tak naprawdę miał na myśli z tą samotnością. A potem Rojek śpiewał, że składa się z samych powtórzeń, dostał medal od prezydenta i stał się klasykiem. 

I byłem do pewnego grudniowego wieczoru pewien, że to wszystko, co Rojek zrobił z Myslovitz i solo,  jest istotne dla słuchaczy raczej z mojego pokolenia, ale w Romie tę pewność utraciłem. Bo nawet najstarsze utwory w wykonaniu studentów Anny Sroki zabrzmiały tak, jakby zostały napisane specjalnie do tego spektaklu. Z pewnością także dlatego, że Artur Rojek jest znakomitym poetą, choć nigdy nie myślałem o nim w tych kategoriach, ale posłuchajcie uważnie tych wspaniale dobranych utworów, są o nas wszystkich, bez względu na wiek, a każda z piosenek,  którą tu słyszymy, podkreślam – każda – jest po prostu perełką.

Na kameralnej scenie Romy oglądamy prawdziwe widowisko, choreografia „wycisnęła” z tej powierzchni wszystko, co się dało, spektakl jest bardzo starannie wyreżyserowany, a dziewięcioro obdarzonych wspaniałym talentem aktorów debiutuje tym - przeniesionym z AT przedstawieniem -  na scenie profesjonalnej.

I jest to debiut olśniewający. 

 

2022, listopad

TUWIM DLA DOROSŁYCH

Julian Tuwim, opr. J.Satanowski

reż. Jerzy Satanowski

premiera 15 stycznia 2011


Uspokajam, świntuszenia na scenie nie ma, chyba że za nieprzyzwoity uznamy przesłodki skądinąd wiersz o miejscowej idiotce z lokalnym kretynem. Więc „dla dorosłych” w tytule potraktujmy jako marketing. Zresztą, marketing niepotrzebny, od 11 lat spektakl gromadzi komplety, podsłuchałem w foyer, że część publiczności widziała to przedstawienie po raz n-ty, „mój” przebieg był pierwszym pokazanym po aż trzyletniej przerwie, miejsce nieżyjącego już niestety Jana Jangi Tomaszewskiego zajął Wojciech Wysocki, który zagrał wprost olśniewająco – choć jak słyszałem w antrakcie – JEDNAK inaczej niż poprzednik. Tak wierna widownia to prawdziwy skarb.

Podobało mi się także dlatego, że rzecz dzieje się częściowo w moim naturalnym środowisku, czyli w radiu, za interpretację Ptasiego Radia Annie Sroce-Hryń wręczam prywatnego Oscara, podobnie jak za Grande Valse Brillante (z Jackiem Bończykiem), który to walc w ich wykonaniu tak bardzo się różni od interpretacji Ewy Demarczyk, a jednak od której nie uciekają bo i uciec niepodobna.


I tak na marginesie. Było w tym spektaklu coś tak bardzo niedzisiejszego, coś niesłychanie szlachetnego, coś – powiedziałbym czułego. Tak, jakby każda zeń minuta była przez cały zespół starannie przygotowana z myślą tylko o jednym – o widzu.

 

2021, lipiec

WAITRESS

Jessie Nelson, muz. i teksty piosenek Sarah Bareilles

tłum. Michał Wojnarowski

reż. Wojciech Kępczyński

premiera 30 maja 2021

Historia jest dość banalna – oto poznajemy Jenny, kelnerkę z amerykańskiej prowincji.

Jenny jest miłą, prostą dziewczyną, która świetnie piecze (to zresztą w pewnym momencie będzie jej wielki atut), ma męża przemocowca, właściwie niedojrzałego zupełnie chłopca, od którego nie potrafi (a i nie ma dokąd) odejść. Na szczęście może liczyć na wsparcie przyjaciółek i nowego w mieście doktora, z którym nawiąże stosunkowo niewinny romans. Na świat przychodzi córka Jenny (dość konserwatywnie ojcem będzie mąż), i to nie jedyne trzęsienie ziemi w życiu dziewczyny…

Nie znam się na musicalach, więc napiszę jedynie, że zupełnie dobrze się bawiłem, że ta opowieść w którymś momencie mnie wciągnęła, że muzyka jest przebojowa, a teksty do piosenek zostały przełożone z wdziękiem i szacunkiem do polszczyzny. Całość pokazano z rozmachem i jak to w Romie - z fantastycznie dopracowaną choreografię, a słuchając śpiewu aktorów nie można mieć wątpliwości, że są do tego zadania znakomicie przygotowani technicznie oraz obdarzeni stosownymi talentami.

Troszkę mniej natomiast podobał mi się cudzysłów, w jaki wzięto całą opowieść (wydał mi się zbyt wielki), a w scenach dramatycznych odnalazłem nieco przestrzeni do pewnych udoskonaleń, choć – zaznaczę - kilka scen było naprawdę zachwycających.

1544 wystawień na Broadwayu dowodzi, że widz potrzebuje historii z happy-endem. I - że wypieki z powodzeniem mogą być bohaterami hollywoodzkich produkcji. Sic.