Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR IM. A. FREDRY W GNIEŹNIE
2022, czerwiec, 46. Opolskie Konfrontacje
Teatralne
LALKA
Bolesław Prus
reż. Radosław Rychcikpremiera 9 października 2021
Ten spektakl – mimo udziału dwanaściorga aktorów – ma w sobie coś bardzo kameralnego i mógłby być wystawiony z powodzeniem na małej scenie, wówczas jednak nie zobaczylibyśmy scenografii Łukasza Błażejewskiego, która wydaje się być bohaterem równie ważnym jak Wokulski czy Łęcka. Mamy bowiem oto na scenie dworzec (dworce właściwie) kolejowy z jeżdżącym prawdziwym wagonem z epoki. Jednak… umieszczenie całości akcji w tym miejscu sugeruje, że mamy do czynienia z - powiedzmy - teatrem drogi. A nie mamy.
Nie dowiadujemy się też, skąd wziął się tytuł powieści (i spektaklu), o Stawskiej przebąkuje się chyba raz, takoż o baronowej Krzeszowskiej, więc i nie ma awantury o zabawkę. Postawił za to Radosław Rychcik na wątki paryskie powieści, wysłuchujemy rozmowy z profesorem Geistem, jest i rosyjski wspólnik Wokulskiego załatwiającego z nim nad Loarą interesy. Gdy u Prusa to co się dzieje w warszawskim sklepie i jego okolicach, wydaje się jednak dużo bardziej interesujące. Były więc i momenty nudnawe i niewiele – jak sądzę - do tej opowieści wnoszące.
Największy jednak problem mam z Wokulskim. Był jakiś… dziwny. Jakby pozbawiony kontaktu z rzeczywistością, trochę zmanierowany, zachowywał się jak rozkapryszony chłopiec, który trafił los na loterii i chwali się swoją wygraną przed kolegami. Jego w założeniu nabożny stosunek do Łęckiej miał w sobie coś niesłychanie fałszywego, jakby dama owa nie była jego erotycznym marzeniem, a – niezbyt atrakcyjną guwernantką. Nawet w scenie niedoszłego samobójstwa w Skierniewicach było coś kpiarskiego, jakby rzucenie się pod pociąg było zabawą w berka a nie aktem desperacji dojrzałego jednak faceta, który wie, że wtopił.
Stachu, co z Tobą?I TAK NIKT MI NIE UWIERZY
Jolanta
Janiczak
reż. Wiktor Rubin
premiera 19 czerwca 2020Postać i ponura historia Barbary jest w gnieźnieńskim spektaklu pretekstem do snucia całkiem współczesnej opowieści o tym, że to zawsze silniejsi określają narrację, że ich opowieści są obowiązujące, a te pochodzące od słabszych - są ośmieszane, postponowane, niewiarygodne; także o tym, że przemoc ma naturalną skłonność do eskalacji, i że - cóż, to już komentarz wybitnie współczesny - kobietom od zawsze odmawiało w mniej lub bardziej zawoalowany sposób prawa do posiadania ciała czy życia według własnej moralności.
Historia Barbary Zdunk, ostatniej europejki spalonej na stosie, była na tyle okrutna, że – właśnie – trudna do uwierzenia. I istotnie – nie mówiła, co ją spotkało, bo i „tak nikt jej nie uwierzył”. Nie będę może pisał, przez jakie kaźnie przechodziła, bo trochę nie o to chodzi i trochę ową przemocą twórcy epatują, odniosłem wrażenie, że dosłowność w tym metaforycznym jednak spektaklu nie dodawała, ale zabierała.
Trudno się tego tekstu słuchało, był mocno pourywany, jakby specjalnie chciano zmęczyć widza, przed monitorem całą energię skupiałem na jakieś posklejanie tej historii, na jej zrozumienie, czytam jednak w recenzjach, że to atut. No nie wiem, mnie to nie poruszyło.
2020, grudzień, Warszawskie Spotkania Teatralne
HISTORIA PRZEMOCY
Édourd
Louis, adapt. Jan Czapliński
reż. Ewelina Marciniak
premiera 19 października 2019To nie jest ani o zwyczajności przemocy ani o jej przypadkowości czy - banalności. Jest to bowiem spektakl o tym, że niekiedy nie jesteśmy w stanie znieść skutków swoich decyzji. Louis przecież WIEDZIAŁ, że coś takiego go spotka, gdy podjął decyzję o nocnym spacerze przez niebezpieczną paryską dzielnicę w wigilijną noc. Z jakichś powodów (Freud?) potrzebował tej „przygody”, ale z jej skutkami już nie był w stanie się zmierzyć. Może przypomnę - bohater poznaje na ulicy kochanka, który mu kradnie telefon, oraz piąte tej nocy bzykanko (excusez le mot) wymusza, policja, rodzina i lekarze nie są w stanie zrozumieć krzywdy, jakiej Louis doznał, w widzianym przeze mnie kiedyś spektaklu wiedeńskim motyw przesłuchania, zagarnięcia historii i upokorzenia ofiary przez państwo – mówiąc w skrócie – był dużo mocniej podkreślony.
Cóż, miało boleć – było letnio. Scenografia, światła i rewelacyjny Wacław Zimpel z klarnetem na zywo nie pomogli mi w wykrzesaniu dla bohatera choćby krzty empatii. Może dlatego, że ten tekst jest słaby, to po prostu wydmuszka.