Wszystkie prawa zastrzeżone.
TEATR BAGATELA
DZIENNIKI
Witold Gombrowicz
reż. Mikołaj Grabowski
Dzienniki w interpretacji Mikołaja Grabowskiego są spektaklem zabawnym.
Owszem, obserwacje Gombrowicza dotyczące polskości, człowieczeństwa, patriotyzmu etc. są mądrą, (i raczej niewesołą) publicystyką, jakoś niestarzejącą się mimo upływu lat, ale mamy i takie kartki z Dziennika, które – szczególnie w znakomitej interpretacji Mikołaja Grabowskiego – pobudzają do śmiechu, choć – czy są obiektywnie śmieszne – to już inna sprawa. Nieodparcie jednak pogodne są gombrowiczowskie opowieści o żukach, krowie i jej krowiości, czy o psie, zresztą – miałem zresztą wrażenie, że mimo pewnej ironiczności owych historii, dało się w nich wyczuć pewnego rodzaju zachwyt nad światem, choć zdaję sobie sprawę, że z tego zdania WG miałby duży ubaw. Ale jednak!
Poza wątkami zwierzątek – cudownie przewrotny był wątek erotyczny, zauważmy skądinąd bardzo dobry (nieledwie iwaszkiewiczowski) epizod p. Wiktora, wolontariusza na MFG.
2021, marzec
Mikołaj Gogol
reż. Mikołaj Grabowski
premiera 6 marca 2021
Jechałem do Krakowa z duszą na ramieniu, bo – z jednej strony okropnie się lękam uwspółcześnień, gdy oryginał jest jeszcze zupełnie dobry, cóż, sądzę, że klasyczne tłumaczenie Tuwima jest wciąż świetne, a fachowcy przebąkują coś o „kongenialności”; z drugiej jednak strony – owej „parafrazy przekładowej” podjął się Tadeusz Nyczek, więc jakby z góry było wiadomo, że powstanie coś ciekawego. I istotnie – słuchało się tego tekstu świetnie, było prosto, bez zbędnych ozdobników, konkretnie, tak lubię. Miałbym może tylko dwie ciche uwagi – mimo wszystko lepiej, żeby Chlestakow brał wziątki w rublach a nie złotówkach i żeby nie jechał do Hrubieszowa, bo umieszczenie całości w polskich ramach troszkę mogło zaboleć.
Ale poza tym miód. Spektakl jest fantastycznie zagrany. Chlestakow (Maciej Sajur) jest ubranym w niedbałe dresy (Gogol sugerował, że ma być wg mody, jest) kompletnie nieogarniętym urzędniczyną mitomanem, choć – czy głupcem? Przecież we właściwym momencie wyjeżdża, a i list, który pozostali w miasteczku bohaterowie czytają w finale, nie jest pozbawiony ani sensu ani jednak jakiegoś ostrego zmysłu obserwacji.
Nie można było też oderwać oczu od Anny i Marii, żony i córki Naczelnika (Anna Rokita i Izabela Kubrak), ich rozmowy były cudownie zabawne, panie jakimś cudem komunikowały się ze sobą, niezupełnie jednak się słuchając, zrobił Mikołaj Grabowski z ich relacji po prostu cudeńko. Znakomitą, do przerysowania neurotyczną Dyrektorkę szkoły zagrała Ewelina Starejki, i znów – krótka scena z torebką jest majstersztykiem.
2018, grudzień
KOTKA NA GORĄCYM BLASZANYM DACHU
Tennessee Williams
reż. Dariusz Starczewski
premiera 14 września 2018
Mam chyba pecha, bo prawie zawsze w moim rzędzie coś się dzieje. Tym razem widzka w sąsiednim fotelu przez cały pierwszy akt co 5 minut sprawdzała portal społecznościowy, na początku zaś aktu drugiego zasnęła i zaczęła nieledwie chrapać. Jej koleżanka w którymś momencie uznała za stosowne śpiącą widzkę szturchnąć, ta się wybudziła i - od razu sięgnęła po komórkę. Uprzejmie i szarmancko poprosiłem panią o zaniechanie tego typu zachowania, owszem – już do końca spektaklu fejsa nie sprawdzała, ale swoje niezadowolenie wyrażała głośnym sapaniem i prychaniem.
Sensem tego spektaklu są Katarzyna Litwin i Paweł Sanakiewicz, Duża Mama i Duży Tata. Jej ślepa i głucha miłość, a - jego doń pogarda, żal życia, które minęło nie tak, ale też tak wielkie przywiązanie do młodszego syna i bolesna obojętność wobec starszego, w mięsiście przełożonym przez Jacka Poniedziałka tekście, są naprawdę dojmujące (i świetnie przez oboje zagrane). Właśnie o tym najbardziej jest ten spektakl, o tęsknocie. Ojca – za innym życiem, matki – za miłością męża, Margaret (Magdalena Walach) – za bliskością męża, Bricka – za jego zmarłym przyjacielem i kochankiem.
Kosma Szyman (Brick) niestety ma cokolwiek do zagrania dopiero pod koniec drugiego aktu, głównie bowiem patrzy z rozmarzeniem w dal, bez przerwy pije i cały spektakl występuje w półnegliżu. Niepotrzebnie, przecież każdy chyba widz już po pierwszych pięciu minutach zorientuje się, że Brick jest gejem i alkoholikiem. No, chyba, że ktoś się jednak nie zorientuje.
Jak owa dama obok mnie.
2018, luty
KŁAMSTWO O MIŁOŚCI
Florian Zeller
reż. Henryk Jacek Schoen
premiera 18 stycznia 2018
Laurence widzi z okna taksówki Jean-Claude’a, najlepszego przyjaciela swojego męża, który całuje się z obcą kobietą. Jego żona jest z kolei jej najlepszą przyjaciółką. Powiedzieć o tym Sophie - czy też zachować ten sekret dla siebie? To ważne, bo oboje mają za moment przyjść na kolację.
W pewnym uproszczeniu to jest punkt wyjścia do wcale nie aż tak bardzo zabawnych rozważań o naturze kłamstwa i prawdy, o tym, czym jest miłość, czym przyjaźń, a czym – dyskrecja. No więc faktycznie w tym spektaklu są momenty całkiem śmieszne, ale nie znalazłbym w sobie odwagi nazwania go komedią. Autor wodzi nas za nos, jakby sprawdza naszą czujność, inteligencję, intuicję, fantastyczna przygoda intelektualna, jak to u Zellera bywa. Pomyślałem - bardzo lubię taki teatr, w którym nic nie jest oczywiste. Aż tu nagle…
Sugeruję minutę przed końcem spektaklu wyjść, tuż po scenie z Paulem i Laurence wznoszącymi za siebie toast. Finał jest nie tylko obrazą i kpiną z inteligencji widza, ale też rujnuje ten naprawdę niezły, misternie utkany spektakl.