Wszystkie prawa zastrzeżone.
STARY TEATR W KRAKOWIE
NADCHODZI CHŁOPIEC
Han Kang, M. Wierzchowski, D. Sołtysiński
reż. Marcin Wierzchowskipremiera 5 października 2019
Poprzednio widziane przeze mnie spektakle p. Marcina dotykały absolutu. Ten był męczący i irytujący (to akurat jak sądzę zamierzenie twórców), a w całości – niestety letni. Nie zrobiły bowiem na mnie wrażenia dokładne opisy tortur, jakim byli poddawani koreańscy powstańcy, nie dowiedziałem się niczego więcej o wojnie niż wiem, o tym – co robi z ludzi, na każdym poziomie, że jest niewymazywalna, że zmienia DNA. Dosłowność zabiła (nomen omen) pierwszą część spektaklu, nie lubię tak.
Akt drugi, już „stacjonarny”, widzowie spektakli p. Marcina wiedzą, o co chodzi, rozgrywa się w Polsce, współcześnie czy też w niedalekiej przyszłości, kilka lat po tajemniczej śmierci Filipa, jego siostra prowadzi na własną rękę śledztwo, próbuje dojść do prawdy. Po co jej ta prawda? I ile łączy te oba te światy – koreański i polski? Nic. Wszystko. Trochę. To już każdy sam widz niepotrzebne skreśla i - chyba trochę o tym jest ten spektakl, przyglądający się także, a może przede wszystkim - sensowi i roli żałoby, zwracam uwagę na najbardziej dojmującą scenę tego przedstawienia, w której matka od 20 lat każdą rocznicę śmierci swojego syna obchodzi jak pierwszą, nie umiejąc się z jego stratą pogodzić.
Myślę więc, że taki widz jak ja, który jest nie ma w sobie chęci wejścia w ten świat, może empatii, ale także stania się aktywną, współczującą częścią tego spektaklu, straci pięć godzin z życia i zaryzykuje przeziębienie. Jednak - mimo, że tym razem moje struny emocji mych pozostały nieporuszone, cieszę się, że ten spektakl zobaczyłem, powody są trzy - to Dorota Pomykała, Paulina Puślednik i Juliusz Chrząstowski.
2018, grudzień, 11. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia
ROK Z ŻYCIA CODZIENNEGO W EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ
Paweł Demirski
reż. Monika Strzępka
premiera 30 listopada 2018
Ludzie się dzielą – zaczyna Anna Dymna – oczywiście – na mądrych i na głupich, ale też na przykład na tych, co solą od razu, i na tych, co dopiero spróbowawszy, na chowających masło do lodówki i – na trzymających je na blacie. Właśnie o tym jest ten niewesoły w sumie spektakl. Choć zauważmy – momentów cudownie zabawnych nie brakuje, publiczność łzy ze śmiechu wypłakuje (polska, bo jury zza granicy np. nie zrozumiało niektórych asocjacji, nie dziwne, i w którymś bardzo zabawnym momencie siedziało z kamienną twarzą, co – znów było zabawne, w każdym razie dla obserwujących), niektóre kwestie są rozpisane niczym stand-upy, z którymi aktorzy Starego radzą sobie tak, że ócz i uszu (ósz?) nie można od nich oderwać, ja nie mogłem oderwać wzroku od Doroty Pomykały, ale fantastyczni również wspomniana Anna Dymna, Anna Radwan, Dorota Segda, świetny Szymon Czacki, wszyscy.
Dostaje się: polskiej klasie średniej, roszczącej sobie, dostaje się polskiej edukacji, kulturze, tej w znaczeniu mówienia dzień dobry i w znaczeniu pomników wieszczów, dostaje się i to dość bezkompromisowo i z nazwiska urzędnikom z ministerstwa na Miodowej, z pewnością jednak owa bohaterka ma wiele dystansu do siebie, a i sama, jak się zjawi w Starym, w co wątpię, uśmieje się serdecznie.
Dostaje się również polskiej szkole, polskim księżom i nauczycielom, mężczyznom polskim i ich polskim matkom, także – jakże by inaczej - polskiemu teatrowi współczesnemu. Obejrzawszy RZŻCWEŚ-W w którymś z kolejnych spektakli zobaczyłem nagiego aktora, pomyślałem – no, powiedz teraz „kurwa mać”. I istotnie zaklął. Sic!
No więc mimo beczki śmiechu, mimo jednak czułości, z jaką Paweł Demirski nam się przygląda – nieco to gorzkie przedstawienie i może ździebko przydługawe, ale - wyczekiwane, niosące nadzieję, i - przede wszystkim – koncertowo zagrane.
2017, czerwiec
WESELE
Stanisław Wyspiański
reż. Jan Klata
premiera 12 maja 2017
Prawie jak Dziady Dejmka – westchnęła jedna z widzek, stojąc w kolejce po wejściówki przy Jagiellońskiej. Prawie. Bo jak twierdzi moja teściowa - była i widziała – Dziady były spektaklem raczej kiepskim, podczas gdy Wesele w Starym jest przedstawieniem wielkim.
Trzy godziny mijają niespostrzeżenie. Nie pamiętam tak dokładnie tekstu Wesela, ale mam wrażenie, że Jan Klata odniósł się doń z szacunkiem, w każdym razie fraza Wyspiańskiego w ustach fantastycznych aktorów Starego brzmi jak… baśń, jak przestroga, jak nagana, jak czułość, jak tęsknota, jak wyrok. Kilka scen wbija w fotel, nawiedzenie Poety przez Rycerza Czarnego, monolog Stańczyka, finał.
Okoliczności, w których oglądamy ten spektakl, są przykre. Szkoda teatru, szkoda zespołu, szkoda talentu. Mało było Polskiego we Wrocławiu, prawda? Gdy Czepiec pyta Dziennikarza, cóż tam panie w polityce, rozlega się histeryczny śmiech, który zostaje w głowie i ją rozsadza. Próżno też spodziewać się tańca Chochoła, bo jest nim cały ten spektakl, jakby zatańczony do zupełnie innej muzyki niż nam teraz grają.
Więc proszę jechać do Krakowa i oglądać, bo wiadomo, że nowe będzie grać Starym inaczej. I że Czepiec z Dziennikarzem śmiać się już raczej nie będą.
2017, kwietnia - 37. Warszawskie Spotkania Teatralne
PODOPIECZNI
Elfriede Jelinek
Reż. Paweł Miśkiewicz
Premiera 9 kwietnia 2016
Widzowie wychodzili poruszeni, a ja zirytowany. Najwyraźniej jestem nieczuły na los uchodźców albo na prowokację austriackiej noblistki. A może nie? Skoro po Wściekłości w Powszechnym prawie nie mogłem ze wzburzenia spać? No nie wiadomo.
Rzecz jest o uchodźcach z roku 2014 i Jelinek napisała Podopiecznych o wiedeńskich wydarzeniach związanymi z nimi. Przyjechali do Europy po lepsze życie, z Afganistanu i z Pakistanu, zaproszeni uprzejmie przed jednego z ważnych europejskich polityków (mówiąc ściśle: jedną polityk).
Widziałem rok później w Wiedniu, nie w kościele - ale na nowo oddanym dworcu centralnym - koczujących uchodźców syryjskich. I tym i tamtym Austria stawia pewne warunki, mają – mówiąc w pewnym skrócie – żyć tak, jak żyją Austriacy. I zdaje się, że ten dość naturalny warunek jest niespełnialny, wbrew padającym ze sceny – CHCEMY – większość nie chce.
Skoro masowo wyjechali do Niemiec, gdzie zasady są liberalniejsze, zasiłki są wyższe i gdzie już są znajomi. Więc – proszę wybaczyć, ale nie ulegnę szantażowi emocjonalnemu autorki, która „sprawdza” wartości Europy. Nie lubię takiej publicystyki i tyle.
2017, marzec - Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi
TRIUMF WOLI
Paweł Demirski
Reż. Monika Strzępka
Premiera 31 grudnia 2016
Historii złych jest na świecie cała masa. Łatwo je znaleźć i opowiedzieć, gorzej z tymi dobrymi. Bo po pierwsze – częściej są ukryte, po drugie – bywają bezbronne i łatwo je wyśmiać, wreszcie – bywa, że ocierają się o okropną egzaltację. Ale mimo wszystko, dobre historie są nam do życia bardzo potrzebne. Jak tlen.
Krakowski spektakl widziałem w Łodzi w ramach Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Łódzka publiczność po tym przedstawieniu dosłownie zwariowała, i nie chciała aktorów ze sceny wypuścić, bisowali trzykrotnie. I podobno zawsze dzieje się to samo. Śmiałem się do łez, kilkakrotnie na granicy histerii, a widzowie obok i tę granicę przekraczali.
Rzecz traktuje o: drużynie Samoa, której wreszcie udaje się strzelić gola, o przyjaźni człowieka i pingwina, o unii walijskich górników i gejów, o mongolskim chłopcu, który wygrał wyścig konny i o tym, że nie wie, co to aktorstwo ten, kto nigdy nie był Świętym Mikołajem. I o innych fajnych historiach, niekiedy bardzo egzaltowanych.
Triumf woli jest przedstawieniem rewelacyjnie zagranym, Dorota Segda w roli pierwszej kobiety maratonki – do zjedzenia, Dorota Pomykała, Anna Radwan, świetni są wszyscy, łącznie z najmłodszym w zespole - Krystianem Durmanem. A Krzysztof Zawadzki w roli porobionego nieco Willa Szekspira, mówiącego tekstem swoim i nieswoim – po prostu wymiata.
Pani Doroto, pani biegnie!