Wszystkie prawa zastrzeżone.
INSTYTUT TEATRALNY
ŚWIĘTO WIOSNY NA ATURI I MIMOZY WSTYDLIWE
Klaudia Hartung-Wójciak
18-20 września 2020
Strawińskiego właściwie tu nie było, poza wyświetlanymi na monitorach podtytułami jego dzieła i - poza odniesieniami do legendarnej choreografii Wacaława Niżyńskiego. Słynne melodie z baletu każdy sam sobie nucił jeśli znał, jeśli nie znał – nie nucił, i taka strategia również była przez autorkę przewidziana. Publiczność bowiem – z muzyka w głowie i bez niej – podążała za performerami, robiła im zdjęcia na tle roślin, dotykała je i wąchała (rośliny, nie performerów), albo - po prostu siedziała i patrzyła, słowem - uczestniczyła w tym misterium i była jego niezbędną częścią. Ale czy najważniejszą?
Bo może głównym bohaterem tego Święta Wiosny był prawie nieobecny tu Strawiński? A może jednak - rośliny, które chcąc nie chcąc zwijają listki albo zwracają się ku źródłu muzyki i światła, „tańcząc” właśnie?
A może - o tym, że tak bardzo – z jakichś powodów - chcemy te ich atawizmy zobaczyć?
Divadlo Pôtoň, Bratysława
AMERYKAŃSKI CESARZ
Martin Pollack
reż. Iveta Ditte Jurčová
premiera 4 maja 2018
Poniekąd to teatr dokumentalny, przedstawienie bowiem powstało na podstawie reportażu Martina Pollacka, który opisał wielką emigrację mieszkańców Galicji do Stanów na przełomie XIX i XX wieku. Nasi bohaterowie uciekają przed biedą (już przysłowiową – galicyjską), głodem, przed wcieleniem do armii. Cóż to było za miejsce w umysłach naszych emigrantów, ta Ameryka? No, trochę jak ze snu albo z baśni, skoro sam amerykański cesarz wyrażał zgodę na wjazd niepiśmiennego galicyjskiego chłopa… A jak już wyraził - trzeba było jakoś się tam dostać, znaleźć pracę, i pewnie kiedyś spełnić swoje marzenie o kupnie sklepu z artykułami rożnymi, gdzie siostra stanie za ladą, a rodzice usiądą na ławeczce i będą pilnować interesu gdzieś w bieszczadzkiej wiosce. To kameralne przedstawienie – istotnie momentami baśniowe i oniryczne, było jednak przygnębiające, chwilami nawet okrutne, brudzące – w rożnym zresztą sensie, byliśmy bowiem świadkami upokorzeń (tak, był pretekst do rozebrania aktora) czy oszustw, jakich ofiarami padali emigranci, i dziś nóż się w kieszeni otwiera…
Faktycznie, trudno pokazać konieczność emigracji w jakichś pogodnych kolorach, ale zauważmy, że Wojciechowi Kościelniakowi w TCN się to udało, w jego Przybyszu ten Nowy Świat jednak potrafił przyjeżdżających do Stanów zachwycić, a w Cesarzu – życie naszych bohaterów zmienia się niewiele, owszem, niewolniczą nieludzką pracą oszczędzają te mityczne dolary, nie radząc sobie jednak dokumentnie ani z samotnością ani tęsknotą za bliskimi.
Grupa Med a prach, Bratysława
EU.GENUS
Milan Kozanek
Bo w ten nieco atawistyczny sposób bratysławscy performerzy (czy też aktorzy) przypomnieli nam, że najważniejsza w sztuce jest radość tworzenia, ta rozsadzająca nas energia, dzięki której powstają arcydzieła albo i gnioty, ale – powstają. Że sztuka to nie tylko piękno ale i brzydota, brud, coś, co zupełnie niespodziewanie nas poruszy, w co możemy się wpatrywać bez końca, i - że nikomu nic do tego, co nas wzrusza i się nam podoba.
Wreszcie – o tym, że każdy z nas może opowiedzieć o tym co zobaczył, co przeżył, o swoim świecie tak, jak lubi i i jak uważa za stosowne, tak jak wujek Juraja, który uwiecznił na obrazie trzy kąpiące się kobiety.
Zobaczcie jak będzie okazja, niczym ten napój
- dodaje skrzydeł.
Prešovské národné divadlo
MORAL INSANITY
Peter Brajerčík, Umberto Eco, Júlia Rázusová
reż. Júlia Rázusovápremiera
14 grudnia 2018
Jak się podobało? - spytała kuratorka. Nieczytelne metafory – odpowiedziałem. Ale tam nie było metafor – odpowiedziała zdumiona. Zupełnie jak z Kaliną Jędrusik i strażakiem...
Żeby zatem nie wpaść w pułapkę zastawioną przez twórców, wiedzieć trzeba, że ten monodram jest dokładnie o tym, co tu i teraz. Owszem, mamy odniesienia do sytuacji naszych południowych sąsiadów i w spektaklu wykorzystane zostały fragmenty wypowiedzi słowackich polityków (które to fragmenty wydały mi się znakomicie napisane, podczas gdy – to ponura konstatacja – te słowa rzeczywiście padły z ust przedstawcieli słowackiego narodu), ale... powiedzmy sobie, że w tym wypadku – na Słowacji, czyli wszędzie, nieco przedrzeźniając Alfreda J.
Tytułowe moralne szaleństwo? Raczej cyniczna gra, wykorzystująca fakt, że chcemy być manipulowani i że wierzymy tylko w to, o czym już wiemy.
Gorzkie, ale Peter Brajerčík na scenie znakomity.