GRODZIEŃSKI TEATR LALEK

2018, kwiecień, występ gościnny Teatru „I ludzie i lalki" Lwow

HAMLET

na podstawie W.Szekspira; tłum. J.Andruchowicz

reż. Oleksij Krawczuk

Byłem w Grodnie. Widziałem pochód pierwszomajowy, mieszkałem przy Dzierżyńskiego (jedna z trzech ulic jego imienia), byłem także w teatrze, akurat bawili goście ze Lwowa, dawali Hamleta, no to się wybrałem. Mam pewien kłopot, bo teatr lwowski ma dość ułomną stronę internetową, a na miejscu programów kupić nie było można, więc dopiero po długich kwerendach udało mi się odnaleźć informację, że aktorka grająca Hamleta nazywa się Nadia Krat. Poradziła sobie z tą rolą wspaniale.

Na scenie – ludzie i lalki - zgodnie z nazwą teatru, zagrany był po ukraińsku, więc wraz z białoruską publicznością byliśmy skazani na korzystanie z podobieństw naszych mów. (W Grodnie nie spotkałem nikogo mówiącego po białorusku). No ale bez względu na język teatru (a może właśnie dzięki niemu) każdy widz rozpoznał Hamleta, który naturalnie hamletyzował, był duch ojca, była Gertruda, Horacio, Rozenkranc i Gilderstern, a wszystkie te postaci zagrane przez sześcioro zaledwie aktorów i animowane przez nich lalki.

Rzecz była o tym, że lalka w teatrze może wyjść ze swojej powłoki, a aktor – stać się lalką. 

Że publiczność i scena to tylko umowa, i że jak ktoś umie ją łamać to wychodzi tylko na dobre, że Hamlet to nie aktor/aktorka/lalka, a pretekst, by opowiedzieć o tym, co nam dziś siedzi w duszy, co boli i - dlaczego tak wiele współczesnych ukraińskich spektakli mówi o emigracji. Także ten. 

Bardzo bardzo piękny spektakl.