Wszystkie prawa zastrzeżone.
CENTRUM SPOTKANIA KULTUR W LUBLINIE
STRYJEŃSKA. LET’S DANCE, ZOFIA
Anna Duda
reż. Joanna Lewicka
premiera 30 listopada 2018Zauważmy, że choć zawsze była artystką znaną - dopiero niedawno stała się znów modna i coraz bardziej obecna np. w teatrze, ostatnio widziałem Stryjeńską aż trzykrotnie, w Studio, TCN i IT. Jak sądzę nie tylko dlatego, że jest moda na „szperanie” w Dwudziestoleciu, ale głównie z powodu zaiste nietuzinkowego życiorysu naszej bohaterki, już w pierwszej scenie monodramu widzimy Stryjeńską z wąsami, żeby móc studiować - udawała mężczyznę, swojego brata (Tadeusza Lubańskiego) bo w tamtych czasach kobiet na akademię sztuk pięknych (także w Monachium) nie przyjmowano. I wyobraźmy sobie, że ta mistyfikacja trwała cały rok, albo te wąsy były jej do twarzy, albo nie zwracano tam na siebie zbyt wielkiej uwagi, prawda?
Znakomicie zagrany, momentami zabawny monodram wcale nie jest bardzo pogodny, przeciwnie. „Szaleństwa” Stryjeńskiej popełnione z miłości do męża, nieumiejętność bycia matką, pobyty w szpitalu psychiatrycznym, upokorzenia związane z biedą, wojna, wyjazd z kraju i niemożność doń powrotu, wreszcie - śmierć matki i jednego z synów – to wszystko zestawia Dorota Landowska z niesłychaną wrażliwością artystki, którą Opatrzność obdarzyła nieprawdopodobnym talentem, za co przez całe swoje życie płaciła zdecydowanie wygórowaną, lichwiarską wręcz cenę.
Bez żadnej właściwie promocji ów monodram, ponad rok po premierze, grany był w IT przy nadkomplecie. Najwyraźniej czymś Stryjeńska przyciąga twórców, którzy chcą o niej opowiadać, i - widzów, którzy chcą o niej słuchać, pewien więc jestem, że to nie było w tej sprawie ostatnie słowo.
Spektakl jeździ po kraju, polujcie, warto.