TR Warszawa

 

Katarzyna Minkowska, Tomasz Walesiak

KIEDY STOPNIEJE ŚNIEG

Reż. Katarzyna Minkowska

Premiera 9 lutego 2024

 

Mamy oto spotkanie, do którego nie doszłoby gdyby nie śmierć. Do domu rodzinnego zjeżdżają ci, którzy zeń wyjechali/uciekli, by spotkać się ze swoimi bliskimi (z którymi bezpieczeństwo codziennego kontaktu daje odległość, jaka ich dzieli). Przyjeżdżają - żeby pożegnać kogoś, kogo znali tak powierzchownie, jak to tylko możliwe w rodzinie.

To jest opowieść o śmierci, wobec której jesteśmy dziecinnie bezradni. Ośmieszamy się, bredzimy, odpływamy, dostosowujemy wspomnienia, zajmujemy się czym innym, żeby się tylko zająć – zupą na przykład. Kłócimy się o najbanalniejsze sprawy – czy zmniejszyć gaz pod nią (no ale jak, skoro to indukcja?!). I ta historia jest właściwie o tym, że mimo wszystko mamy do tego prawo, bo każdy ma prawo przeżywać żałobę na swój własny sposób.  
Ale jest to także (a może przede wszystkim?) opowieść o niechęci i – co istotniejsze - o niemożności komunikacji z najbliższymi, z pytaniami - co tak naprawdę o nich wiemy; czy możemy kogoś – nawet bezwarunkowo – kochać nie akceptując jej/go, czy – gdzie w naszych relacjach kończy się gra, jakiś film, w którym bierzemy udział, a -  gdzie zaczyna coś prawdziwego?


Przedstawienie jest znakomicie napisane, jakby wręcz spisane z włączonego podczas inkryminowanego spotkania dyktafonu. I chociaż – na pewnym poziomie - można ten spektakl oglądać jako obyczajową psychodramę rodzinną,  to rzecz jest znacznie jednak  głębsza.  Do tego - znakomicie wymyślona i zagrana (na Marię Maj i Magdalenę Kutę zawsze można liczyć, świetny także Rafał Maćkowiak, obłędny Mirosław Zbrojewicz), co czyni Kiedy Stopnieje Śnieg jednym z najlepszych stołecznych przedstawień tego sezonu.

Koniecznie.


 

2023, październik

MIASTO KOBIET

Emma Hütt, dram. Marianna Cieślak, Leonie Hahn

reż. Emma Hütt

premiera 20 października 2023

 

Zaznaczę na początku - to jest taki teatr, który do mnie nie trafia, którego nie kupuję, którego nie rozumiem, i prawo do tego niezrozumienia pozwolę sobie cichutko zarezerwować. Ale tym razem – nie tylko ze względu na szacunek dla odmiennej estetyki teatralnej – daleki jestem od zanegowania tego spektaklu, bowiem – choć wyszedłem z teatru dość zirytowany, to jakoś nie umiem przestać o nim rozmyślać.

W swoim „szaleństwie” czy też radykalności Miasto Kobiet wydało mi w żelazny sposób konsekwentne, aktorzy dokładnie wiedzieli po co na scenie są i - co ma z ich obecności wynikać. Było w tym spektaklu coś bezczelnego, coś, co na początku sprawiało wrażenie wręcz impertynencji, a okazało się zupełnie udaną prowokacją. 

Najciekawsze wydało mi się zmieszanie przez reżyserkę niemieszalnych jak sądziłem stylów, gatunków czy też narzędzi. Czym zatem jest to przedstawienie? Jak je zaklasyfikować?  To pastisz? publicystyka historyczna? fantazja? musical? Zupełnie nie wiem, ale ten pozorny misz-masz  paradoksalnie wydał mi się zupełnie spójną wypowiedzią artystyczną.


 

2023, maj

MÓJ SZTANDAR ZASIKAŁ KOTEK. OPOWIEŚCI Z DONBASU.

Lena Laguszonkowa

reż. Aleksandra Popławska

premiera 28 kwietnia 2023

 

Lena, uczennica 9. klasy, chce za wszelką cenę wyjechać z Donbasu na studia do Moskwy, uciec od matki za darmo pracującej w fabryce, od ojca weterana, od obwieszonego medalami dziadka i babki wiedźmy. Wyjazd się uda, ale nie do Moskwy, a - do Ługańska, a tam Lena wpadnie w wir historii… Mamy oto trzy dramaty połączone w jedną opowieść o życiu w Donbasie w czasie wojny, która to wojna – warto dodać – zaczęła się dla Ukraińców nie ponad rok, ale - 9 lat temu, po aneksji Krymu. Czym jest w takich okolicznościach „normalne życie”?

To opowieść o wojnie widzianej oczami kobiet. Mamy tu i nauczycielkę (świetnie zagraną przez Magdalenę Kutę) nie rozumiejącą nowego podziału świata, w którym przyszło jej żyć, tak jak go nie rozumie zmuszona do upokorzeń bohaterka olśniewająco zagrana przez Justynę Wasilewską, czy skopiowaną wprost  z serialu matkę Leny znakomicie zagraną przez Agnieszkę Żulewską.   

Spektakl ogląda się dobrze, (świetna scenografia, kostiumy i choreografia) a kilka scen jest naprawdę poruszających i mocnych. Całość jednak wydała mi się trochę nierówna, bo swojego rodzaju prolog wzięty z  Pipidówy – jakby trochę odstawał od reszty, a w jego wulgarności było – mimo wszystko – coś nienaturalnego.


 

2023, luty

SWEET & ROMANTIC

Wera Makowsx, Jakub Zalasa

reż. Wera Makowsx, Jakub Zalasa

premiera 23 lutego 2023


Historia nie jest jakoś specjalnie pogmatwana – najkrócej mówiąc mamy opowieść o miłości, o tym - co dla miłości jesteśmy w stanie zrobić, a – czego nie.   Jednak środki, za pomocą których twórcy tę opowieść snuli, wydały mi się użyte mocno nieproporcjonalnie, bo nadmiar kiczu, z jakim mamy do czynienia,   pozwala postawić całkiem sensowną tezę, że ten spektakl to pastisz, kłopot,  że - nie wiadomo  pastisz czego.  Może Abby, co mnie zasmuciło, gdyż lubię Abbę, a poza tym jeśli faktycznie – byłoby to pójściem na łatwiznę, bo przecież ONI sami byli pastiszem. Pewna taka nieporadność artystyczna wydała mi się również świadomie przeprowadzoną prowokacją, nie odgadłem jednak kogo i do czego miało to sprowokować.

Monolog Rafała Maćkowiaka, takie credo mężczyzny, który też potrzebuje mieć chwile słabości, odnalazłbym (jako i mężczyzna, i widz) najmocniejszym punktem tego przedstawienia, gdyby nie to, że czegoś tak naiwnego nie słyszałem od lat, zaś najlepiej moim zdaniem uszyta rola Mamusi była mocno przerysowana, co przecież także było działaniem celowym. Może zatem w tym spektaklu ważne było zupełnie co innego? Coś, czego nie udało mi się dostrzec? No może. 

Szkoda tylko, że zrobiono wszystko, żebym emocji, o których jest ten spektakl, kompletnie nie poczuł. Po prostu nie złapałem fazy.


 
 
2022, czerwiec
TOM NA WSI

Michel Marc Bouchard

reż. Wojtek Rodak

premiera 24 kwietnia 2022

Znam film Dolana, zatem niespodzianek że tak powiem – dramaturgicznych – nie było. Więc ponieważ wiedziałem co będzie za chwilę, ździebko wyłączyłem się z narracji, przyglądając się i przysłuchując detalom, chcąc nie chcąc porównując z filmem, który zresztą powstał na podstawie napisanego dla teatru. I oto wnioski: Mateusz Górski w roli Toma jest świetny, ale nie da się jego roli porównać z rolą Dolana, gdyż Dolan jest ogólnie nieporównywalny. Maria Maj jest jak zawsze znakomita, ale ten bank rozbija Jacek Beler w roli Francisa, Pierre-Yves Cardinal mógłby tylko chcieć tak zagrać tę rolę. Ergo - jeśli już mamy porównać z filmem, to aktorsko spektakl w TRze wychodzi z pojedynku bez szwanku.

Ale…

Niezbyt zdrowa relacja między Tomem a Francisem, ich wzajemna fascynacja, nie była strzałem amora, to się perwersyjnie budowało, i tego procesu budowania tego nie udało się pokazać w wiarygodny sposób, twórcy skupili się tylko na cyt. za www „trudach dorastania osoby nieheteronormatywnej na prowincji”, jak sądzę trochę marginalizując istotę tego, co obu tych poranionych facetów łączyło. Mamy zatem – inaczej niż w filmie, gdzie Dolan bezwstydnie szczegółowo przyjrzał się relacji Toma i Francisa - opowieść o niczego nie świadomej matce, braciszku zakapiorze z poplątaną nieco osobowością, o dzieciństwie na zadupiu i byciu tamże gejem. I ową historię mamy zilustrowaną wykonem Smalltown Boy, oraz – fragmentami pamiętników osób LGBTQ+, niepotrzebnie. Pamiętniki – choć ich fragmenty brzmiały ciekawie – nic nie wnosiły, może poza mało odkrywczym faktem, że w Polsce jest homofobia, a pojawienie się wspomnianego gejowskiego hymnu panów z Bronsky Beat wydało mi się komentarzem tak oczywistym, że dojmująco banalnym.

Poza tym – nie chcę być kontrowersyjny i wygłaszać sądów politycznych, ale… coś było nie tak z pomysłem na użycie mikroportów, a to były zdejmowane a - to zakładane, a zza chwilę aktor grał bez mikrofonu nie mogąc jakby ujarzmić urządzenia.    

Mimo uwag – warto.

I bardzo trzymam kciuki za TR.

 

2021, lipiec koprodukcja z NARODOWYM STARYM TEATREM W KRAKOWIE

3SIOSTRY

Antoni Czechow

reż. Luc Perceval

premiera 15 maja 2021

Tym razem tylko garść przemyśleń natury jakby technicznej, nie umiem bowiem o sensie tego spektaklu pisać bez egzaltacji, a tego chcę uniknąć.

Przedstawienie powstało z matematyczną dokładnością, na każdym poziomie – od tekstu, przez scenografię po wspaniałe, niesłychanie precyzyjne aktorstwo. (A propos aktorstwa – na warszawskiej premierze Nataszę zagrała Marta Ojrzyńska, mam wszelkie podstawy podejrzewać, że „przebiegi” z Oksaną Czerkaszyną są TROCHĘ o czymś innym). Widać również, że zespół nie musiał się spieszyć, że był czas na benedyktyńską niemal pracą nad każdą z postaci, warto swoją drogą odświeżyć sobie zawczasu tekst, nie dlatego, że Perceval jakoś zmasakrował Czechowa, nie, ALE cytaty z dramatu reżyser umieścił we własnych kontekstach, w których słowa bohaterów nabierają niekiedy zgoła przeciwnych znaczeń, te momenty przedstawienia wydały mi się najbardziej poruszające.

Oglądamy jeden z najlepszych spektakli ostatnich lat, nie zawaham się nazwać tej inscenizacji arcydziełem i pozwolę sobie przyznać rację Przemkowi Skrzydelskiemu, który trafnie zauważył, że to jedno z tych rzadkich przedstawień, które są unieważnione przez teatralny rytuał klaskania.

Oczywiście w końcu wstałem do owacji, ale - z teatru nie udało mi się wyjść do dziś.

 

2021, marzec
ONKO

Weronika Szczawińska, Sebastian Pawlak

dram. Piotr Wawer Jr

reż. Weronika Szczawińska

premiera 21 marca 2021

Mamy oto bohaterkę, tak się złożyło, że jest nią reżyserka. Mamy i bohatera – jest nim aktor się weń wcielający. Taka sytuacja jest bardzo delikatna, gdzieś tam daje okazję do przekraczanie rozmaitych granic, co może być ryzykowne, ale po co mi teatr, który ich nie przekracza, prawda? I faktycznie, Onko wydało mi stąpaniem po bardziej cienkiej linii, za którą jest strefa intymności, wkraczanie do której jest dla mnie osobiście jakoś niesłychanie krępujące. Bohaterka (głównie ustami bohatera) opowiada nam o życiu z chorobą, o bolesnych kontaktach z SYSTEM służby zdrowia, o reakcjach otoczenia na jej chorobę i na skutki leczenia; bohater z kolei - o swoich początkach w zawodzie, o ścieżce zawodowej (wybaczcie korporacyjne sformułowanie), po której się piął, a która była najeżona kolcami – ujmijmy to delikatnie, bo w aktorstwie jest i piękno i magia, ale zdarzają się i lekceważenie i upokorzenie, i - głęboka niesprawiedliwość.  Co łączy tych oboje?

To nie jest wbrew pozorom spektakl terapeutyczny, choć – w sumie - i tak można go oglądać jeśli ktoś chce, to nie jest rzecz o raku ani o przemocowych sytuacjach w teatrze (tutaj autorzy się - niezamierzenie zapewne - ale idealnie „wstrzelili” w dyskusję na ten temat), a o tym – jak sądzę - że i rak i bycie ofiarą przemocy - mogą być czymś dobrym, jakkolwiek to zabrzmi - dać nową perspektywę, nowe życie.
Ale zupełnie nie uwierzyłbym w ów morał, gdyby tę historię opowiedział mi ktoś, kto tego nie przeżył. Było więc w tej transgresji coś bardzo osobistego, odważnego, wciągającego, poruszającego, zabawnego i - zachwycającego. Bardzo mnie ta opowieść obeszła.
 
2021, marzec
SERCE

Wiktor Bagiński, Martyna Wawrzyniak

reż. Wiktor Bagiński

premiera 5 marca 2021 

Nie umiem się odpędzić od anegdoty - miałem na studiach czarnoskórego kolegę, na pierwszych zajęciach jeden z prowadzących spytał – skąd pan pochodzi? Z Łodzi – panie doktorze. (Kłopotliwa cisza) A gdzie sięgają pańskie korzenie? A korzenie – panie doktorze - to Zduńskiej Woli. Z czarnoskórej polskości jak widzimy można pięknie i pociesznie sobie dworować, ale można też np. formułować atrakcyjne w przekazie oskarżenia o brak tolerancji, wykluczenie, rasizm itp. Mamy więc oto 30-letniego czarnoskórego bohatera (fantastyczny Dobromir Dymecki, jako jasny blondyn obsadzony idealnie po warunkach), który jest  alter ego reżysera.

Rzecz nie jest jednak ani o złożonej tożsamości czarnoskórego Polaka czy o jej poszukiwaniu (no, może pośrednio), oglądamy bowiem spektakl, owszem, tożsamościowy, ale z nie z pytaniem „kim ja jestem”, a – „gdzie jest mój ojciec”. Kim był? Gdzie go szukać? W Kenii? Czy tam w tej może Abudży? I - dlaczego odszedł? Heroiczna matka wychowująca czarnoskóre dziecko w małym mieście (równie fantastyczna Magdalena Kuta) zbywa te pytania i zbywa, aż w końcu przychodzi czas na poważniejszą rozmowę...

Rzecz inspirowana Jądrem Ciemności, obecność Conrada wydała mi się tutaj najzupełniej zbędna i to jest jedyna uwaga, jaką mam do tego bardzo udanego przedstawienia.
 
2020, listopad
2020 BURZA

Weronika Murek, Grzegorz Jarzyna na motywach Williama Szekspira

reż. Grzegorz Jarzyna

premiera 27 listopada 2020

To normalne, że każda kilkukrotnie przekładana (z różnych powodów) premiera wzbudza większe niż zwykle zainteresowanie, a gdy do tego niezamierzonego zabiegu marketingowego dołożymy nazwiska twórców, no to trudno się dziwić, że i oczekiwania wobec niej są także ponadstandardowe. Właśnie w takim, dość uroczystym nastroju, zasiadłem w piątkowy wieczór przed laptopem...

Nie odpisywałem na burzę (uhm) smsów, które przychodziły podczas emisji, z pytaniem „jak się podoba”, bo po pierwsze - to nie jest teatr, podlegający takiej ocenie, ta kategoria jest tutaj jakby niekoherentna, a po wtóre – jeśli już zaryzykować - ani nie „nie podobało” ani „podobało”. Po prostu – i właśnie to najbardziej rozczarowujące – troszkę za mało mnie to wszystko obeszło, nie poruszyło żadnej większej struny, nie umiałem w ten świat wejść, w czym przeszkadzały liczne fałszywe nuty, które dopisano do partytury Szekspira, cóż, nie wszystko także zrozumiałem, teatrolodzy z pewnością wkrótce rozjaśnią ten półmrok. Pewien jestem tylko tego, że ta Burza jest o wiemy jakiej burzy, trop może prymitywny, ale wk... Kalibana wyrażane popularnym ostatnio bezokolicznikiem nie pozostawia przecież najmniejszych wątpliwości, zresztą to nie jedyne w tym spektaklu raczej ostentacyjne odniesienie do tego co tu i teraz. O czym wobec tego był ten spektakl wiosną, wszak gotowy już przecież kilka miesięcy temu? A może lepiej spytać – czy ten, który zobaczyliśmy, będzie tak samo zrozumiałą przestrogą i za rok? Czy wściekłość i bezsilność, z których się zrodził, będą jakoś żywe za dziesięć lat? (nieprzypadkowo 10, bo mamy i odniesienia do Smoleńska. Sic.). Z perspektywy mojej sofy także zastosowanie skanów, animacji, wizualizacji czy AI niewiele w tę Burzę wniosło, było czymś, bez czego ten spektakl mógłby się obejść, takim „bajerem”, zabawą formą.

Może to po prostu nie jest spektakl do oglądania na laptopie? Obejrzałem, bo inaczej się teraz nie da, ale mam wrażenie, że choć całość była profesjonalnie nagłośniona, pięknie i sensownie przy użyciu kilku kamer pokazane, to jednak ta czwarta ściana ekranu laptopa od czegoś istotnego mnie odcięła, coś jakby zabiła, tak najordynarniej - zmieniła chyba sens. Obejrzę raz jeszcze, wyłącznie na żywo, prosiłbym o jak najszybsze spełnienie mojej prośby.

 

2020, marzec

WRACAĆ WCIĄŻ DO DOMU

Ursula LeGuin

reż. Magda Szpecht

premiera polska 6 marca 2020

Twórczość SF czy fantasy to zupełnie nie moja filiżanka herbaty, i – choć może spektakl w TR nie zachęcił mnie do lektury twórczości p. LeGuin – to oglądało się go z przyjemnością, a nawet momentami z rozbawieniem. Mówiło się w kuluarach, że rzecz „feministyczno-klimatyczna”, oba wątki jednak zaznaczono wyjątkowo delikatnie, bo spektakl wydał mi się raczej wyrazem tęsknoty za istnieniem jakiegokolwiek lepiszcza społecznego niż apelem o segregowanie śmieci i kolejnym feministycznym manifestem.

Choć wizja tego, że po „wielkim bum” wrócimy do natury, będziemy sobie życzliwi i obejdziemy się bez mediów społecznościowych jest kusząca, to jednak również naiwna, Japończycy, którzy widzieli ten spektakl jako pierwsi, pewnie oglądali tę utopię jeszcze inaczej niż my, mając za sąsiadów najbardziej syfiący kraj świata, czyli Chiny, gdzie idea tzw. ochrony środowiska jest traktowana jako zabawny wymysł białych z Zachodu.  

Znów świetna choreografia Pawła Sakowicza, zagrane z pewną dezynwolturą i dyskretnym przymrużeniem oka, chwała Bogu, bo zrobione na sieriozno byłoby nie do zniesienia,

wreszcie - rzecz fajnie napisana, tak jakby p. LeGuin była tylko pretekstem pokazania tego, że owa wytęskniona wspólnota, dzieląca się dobrem, ciepłem, troską jeszcze gdzieniegdzie jest.

W teatrze – na przykład.

 

2019, maj

WOYZECK

Georg Büchner

reż. Grzegorz Jaremko

premiera 10 maja 2019

 Rzecz mówiąc najkrócej o tym, że trudno dziś wybrać model męskości, bo tak wiele ich nas otacza, a każdy z nich wydaje się mieć swoje wady i zalety, w sumie – nie wiadomo, czy lepiej być owłosionym troglodytą czy wrażliwcem w okularach, gejem – czy heterykiem? A może kimś pomiędzy? I przed takimi oto wyborami staje nasz bohater (Mateusz Górski), a jego samozdefiniowania wcale nie ułatwia mamusia (fantastyczna jak zawsze Maria Maj), której jest jakby za dużo w życiu naszego bohatera.

Najmodniejszy spektakl tego sezonu (wyprzedane wszystko) jest utworem przeznaczonym dla znacząco młodszego ode mnie odbiorcy, ja te wybory mam już dojmująco dawno za sobą, ale obejrzałem z zainteresowaniem, dałem się tej energii ponieść. Co prawda w piosenkach padały okropnie nieładne wyrazy, no ale nazwa zespołu Gówno zobowiązuje, prawda?

 

2019, marzec

INNI LUDZIE

Dorota Masłowska

rez. Grzegorz Jarzyna

premiera 15 marca 2019 

Oglądałem wciągnięty po uszy od pierwszej do ostatniej sceny, zaśmiewając się w zabawnych momentach, i wiedząc jednocześnie, że nie ma się z czego śmiać. Ani z mamusi podcinającej skrzydła, ani z rozmów z Rosmana w alejce między szamponami a podkładami, z kondonami (uhm) przy kasie za 7.99, ani z bzykanka bogatej acz zaniedbanej seksualnie Iwony z quasi-hydraulikiem. A już na pewno nie są zabawne kobiety upajające się swoim statusem samotnej matki, z tym, że Masłowska dość bezceremonialnie nazywa je pojebanymi pijawkami. No więc Inni ludzie to bardzo zabawny spektakl, a przez to – jednak dojmująco smutny.

Rzecz o tym, że między nami jednak dość chujowo jest, o toposie Wietnamczyka, Ukraińca i geja, bez których to wszystko by się już dawno w proch obróciło, bo brakłoby wroga, o naszym życiu codziennym, erotycznym i uczuciowym, w którym w ramach najczulszej nawet komunikacji z bliskimi posługujemy się kliszami językowymi stworzonymi przez kopirajterów, bo inaczej nie umiemy i bo tak jest łatwiej; o tym, że otaczamy się przedmiotami, bez których już się nie da, i tymi kupionymi na promocji w drogerii, i tymi na wypasie, jak volvem z asystentem parkowania. O Warszawie, o busach do Radzynia, o szukaniu lepszego życia, i o nieznalezieniu go. O polskości wreszcie, która jest niesamowicie ciekawa i której np. Holendrzy nie mają – zauważa słusznie w jednym z wywiadów Autorka.

Wszyscy jej bohaterowie są dojmująco samotni, ci z dołu i ci, którym się udało.  Czy to słowo, samotność, w ogóle w ich języku istnieje? Może je usunęli, a może usunęło się samo, żeby w ogóle dało się żyć? No może.

Wydaje mi się, że jest to przedstawienie wybitne. Rekomenduję. (sic!)

 

2019, luty

RECHNITZ.OPERA – ANIOŁ ZAGŁADY

E.Jelinek/W.Blecharz/K.Kalwat/M.Muskała/A.Bauer

reż. Katarzyna Kalwat

premiera 7 lutego 2019 

Mamy opisane przez Jelinek wydarzenie – zabójstwo prawie dwustu osób w tytułowym Rechnitz, popełnione przez hrabinę i jej gości pod koniec wojny. I o tej rzezi noblistka próbuje nam opowiedzieć, na scenie TR-u ustami sześciorga aktorów. Padają słowa piękne, padają i ohydne. Powstaje na ten temat opowieść, można odnieść nawet wrażenie, że jesteśmy świadkami improwizacji. Ale - czy o tragicznej śmierci ludzi można w ogóle wysnuć OPOWIEŚĆ? A może o takim okropieństwie, niewyobrażalnej zbrodni w ogóle nie da się mówić? A może nie słowa, a muzyka jest tym czymś, co dotknie istoty tej sprawy, tego czegoś „najważniejszego”? 

Może.

Niestety mnie to nie obeszło w najmniejszym stopniu, wyszedłem z TR-u z dojmującym poczuciem straconego czasu.

Czytam jednak, że to przedstawienie „wywołało silne emocje”. Najwyraźniej są we mnie jakieś znaczące deficyty, bo jedyną silną emocją była chęć wycia z bezsilności, gdy nagi Paweł Smagała wszedł między wiolonczele i tam już pozostał.

 

2018, grudzień

CZĄSTKI KOBIETY

Kata Weber

reż. Kornel Mudrunczo

premiera 13 grudnia 2018 

Cząstki kobiety to dojmująca, ale momentami także bardzo zabawna opowieść o tym, że wszystko, co robimy i wszystko, co mówimy, ma swoje konsekwencje. Dlatego to WCALE nie jest spektakl o kobietach i „ich walce o prawo do decydowania o własnym życiu” – jak czytamy w Internetach, na szczęście Mudrunczo jest zbyt wielkim reżyserem, żeby robić spektakle feministyczne. Relacje bohaterek bowiem są WŁAŚNIE konsekwencją - słów jakie wypowiadamy, braku tychże słów, są rezultatem dziesiątek decyzji, jakie podejmujemy codziennie w sprawach banalnych ale i - w sprawach najważniejszych. Właśnie taką decyzję podejmuje Maja (wspaniała Justyna Wasilewska), moim zdaniem głupią, lekkomyślną, ale jej konsekwencje poniesie ona i tylko ona, nie zostanie zrozumiana ani przez matkę ani siostrę, o mężczyznach nie wspomnę. I będzie Maja swojej decyzji bronić. Ile będzie ją ta obrona kosztować?

Jest grubo, naprawdę. Ten spektakl to jakby połączenie codziennej polskiej awantury domowej z grecką tragedią, jest tu czułość i nienawiść, jest polactwo i jest uzależniony Norweg (rewelacyjny Dobromir Dymecki), jest matka Polka (Magdalena Kuta, wymiata - excuse le mot) i jest jakaś pani, która pomoże przy sprawach prawniczych.

Jest dopowiedziane i jednocześnie jest tajemnica, jest sacrum śmierci, jest próba pogodzenia się z odejściem, i jest wreszcie próba życia, jakiegoś względnie normalnego. Mimo wszystko - normalnego.

Podczas pierwszego aktu, pierwszej części właściwie, chciałem wyjść, nie byłem w stanie TEGO znieść. Ale zostałem. I dobrze, bo Cząstki kobiety to najlepszy spektakl, jaki można teraz zobaczyć na stołecznych scenach.

 

2018, październik

DAWID JEDZIE DO IZRAELA

Jędrzej Piaskowski, Hubert Sulima

reż. Jędrzej Piaskowski

premiera 8 września 2018

Mamy oto małżeństwo, które adoptowało żydowskiego chłopca i mamy rok 1968, rodzice zdradzają dorosłemu już Wojtkowi-Dawidowi jego prawdziwe pochodzenie, a następnie wspólnie pakują walizkę, zgodnie z tytułem… W tle rozmaite postaci, od Władysława Gomułki począwszy, na Aldonie Giedymin skończywszy, nb. kwestia o ogóreczkach i królu – cudowna. I w tych okolicznościach padają różne pytania związane z ‘kwestią żydowską” – np. o to, kim jest Żyd, jak go poznać, co nam z jego strony grozi, i dlaczego lepiej jak go nie ma w pobliżu.

Sebastian Pawlak w roli Haliny po prostu wymiata. Warto jednak Dawida zobaczyć nie tylko dlatego, że cała czwórka na scenie jest świetna. Ten spektakl zbliża się bowiem w niebezpieczny sposób do granicy pewnego tabu, z jakim wydarzenia marcowe są związane, mianowicie - jest zabawny. Ale widziałem też widzów wręcz wzburzonych i ostentacyjnie wychodzących z Polinu, i – pewnie też dlatego nie zdecydował się na to przedstawienie Teatr Żydowski.

No więc Dawid nie tylko śmieszy, ale jest również bardzo inteligentny, piątka z kropką każdemu, kto rozpoznał wszystkie cytaty, nie tylko ten oczywisty, z Mickiewicza, zresztą będącym motywem teatru w teatrze w teatrze.

Bezczelne, zabawne, poruszające, ale też - urocze i słodkie, jakkolwiek to brzmi.

 

2018, wrzesień

KALIFORNIA/GRACE SLICK

Rene Pollesch

reż. R. Pollesch

premiera 7 grudnia 2017

Wyszedłszy z teatru musiałem nieco ochłonąć, gdyż nie byłem w stanie określić, o czym – tak mniej więcej chociaż – było obejrzane przeze mnie przedstawienie. Dziś, po tygodniu intensywnych poszukiwań twórczych, myślę sobie, że chyba najbardziej to o szklanych domach i o tym, że w kolejce do ginekologa jest mało mężczyzn. Mimo owego zakłopotania spektakl odnalazłem i bardzo zabawnym, i świetnie zagranym, i nawet prowokacyjnym.

Kluczowa bowiem jak sądzę jest pierwsza scena – bohaterowie palą, mam wszelkie podstawy przypuszczać, że to trawa, no wiecie - ten narkotyk, nie? Więc wszystko, co się dzieje później może być nieco nierzeczywiste. Paradoksalnie najbardziej realistyczny był cudny skecz z Monty Pythona o materacach i torbie na głowie, a scena z Babooshką może być oficjalną drugą wersją teledysku Kate Bush. Ojjoj, Babooshka Babooshka – nuciła prawie cała widownia i było to dość klawe. Istotną częścią Kalifornii są projekcje z kamery. Serdecznie nie znoszę kamer w teatrze, bo to nie kino, jednak owe projekcie tym razem zupełnie mi nie przeszkadzały, dopuściłem bowiem do siebie myśl, że ich użycie prze Pollescha po prostu miało sens.

Czytam w recenzjach, że spektakl jest „ostrą wypowiedzią polityczną”. Najwyraźniej musiałem czegoś nie dosłyszeć albo nie zrozumieć. A może – skoro wszystko jest polityka (prawie Stachura) – to ów spektakl też? No może.

 

2018, czerwiec

CHINKA

dram. D. Kubisiak

reż. Klaudia Hartung-Wójciak

premiera 29 czerwca 2018

Szedłem jak na ścięcie, bo miały być pytania o „dziedzictwo lewicy”, które może i padły, ale debiut p. Klaudii był tak słodko przemyślanym formalnie drobiazgiem, że nie zwróciłem wystarczająco dużo uwagi na treść. Nie mam pewności, czy właśnie o taką reakcję teatrowi i reżyserce chodziło, ale co mi tam. 

Mamy oto Jeana Luca Godarda (Paweł Smagała) i wariacje na temat jego filmów, w tym – tytułowego, czyli Chinki (Monique, która chce zostać Chinką - olśniewająca Monika Frajczyk). No i w salonie Godarda, używając cytatów z jego dzieł, rozmawia się o wspomnianym „dziedzictwie lewicy”. Spektakl jest momentami śmieszny, aktorzy cudnie bawią się swoimi rolami, całość została starannie przemyślana i takoż wyreżyserowana. 

Choć nie wszystkie aluzje i asocjacje w Chince wyłapałem to dobrze mi się spektakl oglądało, wyszedłem z teatru pogodny i nie znudzony.

A to już coś.
 

2018, kwiecień

MIĘDZY NAMI DOBRZE JEST

Dorota Masłowska

reż. Grzegorz Jarzyna

premiera 26 marca 2009

Rzecz oczywiście o tym, że między nami NIE jest dobrze, i dziś po prawie 10 latach od premiery, ten genialny tekst Doroty Masłowskiej wali między oczy jeszcze mocniej niż wtedy. Jest też troszkę o czym innym, również dlatego, że Danutę Szaflarską - której spektakl jest dedykowany - zastępuje świetny w roli Staruszki – Lech Łotocki.

Może już nie ma tak dojmującej biedy, w której niczym królowa na salonach porusza się Halina (świetna Magdalena Kuta), a może jest jeszcze gorsza bieda? Może Bożena (równie świetna Maria Maj) już wie, że trzeba zdrowiej jeść, żeby nie być grubą świnią, a może - właśnie nie wie? I roztytłuje się na złość światu i sobie? Jak z Beatrycze u Lechonia, jest tylko ona i właśnie jej nie ma? Pierwsza część spektaklu z pogawędkami Haliny i Bożeny wciąż śmieszy. Ale czy na pewno jest śmieszna? Czy może jednak ździebko straszna? Bo wszystko się zmieniło przez te prawie 10 lat i nie zmieniło się nic. I właśnie to straszne.

Publiczność warszawska była tym wznowieniowym spektaklem poruszona, na spotkaniu z aktorami padały bardzo emocjonujące słowa, wielu widzów, którzy widzieli przedstawienie po raz pierwszy, wzięło tekst Masłowskiej do siebie, odczytało go jako dojmujący komentarz do ich świata. Ciekawe, bo – jak mówili twórcy o wyjazdach -  mińszczanie byli przekonani, że autorka napisała o współczesnej Białorusi, Egipcjanie – że o Egipcie, a w Helsinkach zapadła głucha cisza, gdyż uznano, że rzecz dotyczy współczesnej Finlandii.

Cieszę się, że ten spektakl powrócił.  Bez Danuty Szaflarskiej co prawda, ale – każdy, kto widział - potwierdzi - właśnie z Nią w roli głównej.  

 

2017, listopad

PUPPENHAUS. KURACJA

Magda Fertacz

reż. Jędrzej Piaskowski

premiera 6 kwietnia 2017

Kilka dni po zobaczeniu spektaklu miałem przyjemność poznać reżysera i dopiero rozmowa z Jędrzejem spowodowała, że te klocki zaczęły się układać w jakąś całość. Gdyż od razu po wyjściu z TRu byłem nieco skonsternowany. 

Rzecz o pamięci, zresztą podobnie jak Wiera w Żydowskim. Temat wdzięczny, bo bardzo teatralny z powodu swojej niejednoznaczności. Mamy oto Marię Malicką, wielką aktorkę przedwojennej Warszawy, dla której zresztą zbudowano teatr, gdzie dziś się mieści TR. I ona wdaje się w romans z niemieckim oficerem po to, żeby uwolnić swojego męża z obozu koncentracyjnego.  A jak było naprawdę? Czy mamy dziś wystarczająco dużo dowodów na jednoznaczny osąd Malickiej? Czy w naszej pamięci zostanie to, że była wielką aktorką, czy to – że kolaborowała z okupantem? A w ogóle – jak dalece możemy osądzać historię? Gdzie – i czy w ogóle – jest granica? Odpowiedzi na te pytania wcale nie ułatwia genialna scena w Mon Cafe, gdzie spotykali się w czasie wojny homoseksualiści. Tak, było takie miejsce.

Nic w tym spektaklu nie jest takie proste jak się na początku wydaje. I dopiero mając tę świadomość można się na Puppenhaus wybrać. 

 

2017, październik

MOJA WALKA

Karl Ove Knausgard; opr. i adaptacja Tomasz Śpiewak

reż. Michał Borczuch

premiera 6 października 2017

Po obejrzeniu spektaklu zdania nie zmieniłem. Ta książka to jest hucpa, bełkot. Co prawda byłem w stanie dojść jedynie do połowy drugiego tomu, bo troszkę mi szkoda życia na opisy wybierania środków czyszczących, ale im dalej w ten las – tym jest on ciemniejszy, nie moja bajka.

Mimo mizerii materiału literackiego przedstawienie Michała Borczucha wciąga i jest momentami bardzo zabawne. Fantastyczna scena seksu Justyny Wasilewskiej i Jana Dravnela, rozmowa o ipsacji wewnątrz (nomen omen) ptaka z Pawłem Smagałą, czy też rozmowa rzeczonego z Sebastianem Pawlakiem – są bardzo dowcipne, szacunek dla twórców, że w tej okropnie nudnej książce znaleźli tak dobre momenty. Ale kilka scen, szczególnie w akcie drugim, można było skrócić bądź nawet usunąć, np. wątek Breivika nie wydał mi się w tej narracji potrzebny, poza tym moja XIX-wieczna mentalność sprzeciwia się używaniu aż tak rozbudowanych projekcji filmowych, bez względu na sensowność ich wykorzystania tudzież artyzm. 

Całość jest chyba najbardziej o niemożności napisania książki o swoim życiu, a zatem i o niemożności wystawienia spektaklu o książce próbującej obiektywnie opisać świat. 

I dowodem tej niemożności – były przepiękne – nie do powtórzenia właściwie – momenty, z zagubionym motylem latającym po widowni i z dziewczynką (córką P. Smagały?), która i skradła aktorom scenę i chyba nieco zmieniła sens zakończenia.

Przy tym jednak się nie upieram, może właśnie tak miało być.

 

2017, czerwiec - Tang Shu-Wing Theatre Studio

MAKBET

William Szekspir

reż. Tang Shu-Wing

premiera 28 czerwca 2017

Nie jestem szekspirologiem, więc z urywków zdań które zasłyszałem podczas antraktu w foyer ATM z ust licznie przybyłych ekspertów wysnuwam wniosek, że hongkoński spektakl do pierwszej setki najlepszych wystawień Szekspira na świecie raczej nie wejdzie. No cóż, powiedzmy sobie szczerze, że gdybyśmy (tzn. np. TR) zabrali się za Konfucjusza i pokazali go przez pryzmat historii Polski, chińscy widzowie byliby zapewne również skonsternowani. Ale jestem zadowolony, że widziałem, bo gdybym był w Hong Kongu i zobaczyłbym, że dają Szekspira, na pewno bym się wybrał. A tu – proszę - zaledwie trzeba było wybrać się Wawra, a dokładniej do Zerzenia, jakkolwiek się wymawia nazwę tej dzielnicy.

Obejrzałem do końca, nie każdy może to o sobie powiedzieć. I było to… interesujące doświadczenie, ale kolejnego Szekspira wystawionego w tej estetyce (i w tym języku - z istotnym zastrzeżeniem, że nie jestem sinofobem) - już bym nie zniósł. 

Reżyser odniósł się do tekstu z szacunkiem, Wiedźmy były trzy, a i tak ten wieczór zapamiętam za sprawą 5 punktów i 200 złotych mandatu. Naprawdę kupię sobie ten zestaw głośnomówiący.

 

2017, maj

EWELINA PŁACZE

Anna Karasińska

reż. Anna Karasińska

premiera 1 października 2016

Nie wszystko mogę napisać, żeby nie zepsuć zabawy, ale – w pewnym uproszczeniu – Maria Maj, Rafał Maćkowiak i Adam Woronowicz grają młodych ludzi, którzy na castingu wcielają się w… Marię Maj, Rafała Maćkowiaka i Adama Woronowicza. No i jest jeszcze Ewelina (Pankowska, asystentka reżyserki), która jest – czy też chciałaby być -  alter ego Magdy Cieleckiej. I jak można się domyślać, Ewelina będzie płakać. Niestety, będzie płakać źle. Czy da się z tym coś zrobić? I czy spadnie sztuczny śnieg? 

Ta miniaturka jest żartem TR z samego siebie. Ale i z teatru w ogóle, z jego umowności, blichtru, z gwiazdorstwa i z szuflad, w które bywa wkładany. Rzecz jest istotnie zabawna, ale obok mnie siedziały dwie damy, które zanosiły się sardonicznym śmiechem, wręcz skręcając się w pół, szczególnie podczas monologów Adama Woronowicza albo Rafała Maćkowiaka. 

W pewnym momencie pomyślałem, że są ich żonami, ale chyba nie. Ale… także o tym jest ten spektakl.

Słodkie, ździebko bezczelne i niegłupie, gratuluję reżyserce debiutu.

 

2017, kwiecień - koproducja z Teatrem Narodów w Moskwie, 37. Warszawskie Spotkania Teatralne

IWONA KSIĘŻNICZKA BURGUNDA

reż. Grzegorz Jarzyna

premiera 10 października 2016

Dziwne to przedstawienie. 

Co prawda świetnie zagrane (książę Filip - rewelacyjny Michaił Trojnik - jakby żywcem z Gombrowicza wyjęty, a Maria Fomina – Iza - wręcz nieziemska), ale w którymś momencie, jak weszły roboty jakby z Gwiezdnych Wojen - zgubiłem wątek. Współczesne wtręty autorstwa Szczepana Orłowskiego były niepotrzebne i psuły wielki tekst, pomyślałem, że są umieszczone, żeby jakby na siłę zasugerować widzowi intencje reżysera. Może w Rosji, gdzie Gombrowicza nie znają, było to potrzebne, w Warszawie wypadło jakoś niedobrze. 

Owszem, Iwona (Daria Ursuliak) wygląda zupełnie jak Nadia Szewczenko, ale wyciąganie z tego faktu daleko idących politycznych skojarzeń wydaje mi się jakoś nie do końca uprawnione. Biseksualizm Filipa zaznaczony jednak zbyt dosłownie, może specjalnie, żeby władze zdjęły z afisza? Uspokajam, nic specjalnego się nie dzieje, chłopaki się całują, ale zdaje się, że pokazywanie tam takich rzeczy podlega pod paragrafy.  

W każdym razie sądzę, że mimo chęci Iwona kolejnej kolorowej rewolucji w Rosji nie wywoła. Były ostatnio duże protesty z powodu niejasnego pochodzenia majątku premiera, ale protestujących szybko zamknięto i znów jest spokój.

 

2017, lutego

G.E.N.

reż. Grzegorz Jarzyna

premiera 17 lutego 2017

Nie ma nic gorszego niż recenzenci piszący o sobie, a nie o spektaklu. Tym razem jednak kilka linijek autopsychoterapii – jeśli User pozwoli.

Nie mam trudności z wylogowaniem się, bo nie jestem wlogowany. Ani w serwisy twarzoksiążkowe ani w snapy, ani w toksyczne związki, osobiste czy społeczne. Ten dość zero-jedynkowy stan powoduje, że spektakl Grzegorza Jarzyny nie jest adresowany do mnie. Ale większość jednak jest „bardziej w systemie” i wylogować się nie umie albo nie chce – z różnych zresztą powodów – własnej słabości, wygody czy konformizmu. I myślę, że ci będą pod wrażeniem. Wniosek bowiem płynący z G.E.N – u jest raczej smutny, nic nie możemy zrobić. Świat, w który jesteśmy wlogowani, będzie nas rozczarowywał, jedyne, co można to – raz jeszcze się urodzić w jakiejś lepszej może rzeczywistości. 

Rozmowa syna z ojcem -  Dobromira Dymeckiego z Lechem Łotockim – tyleż zabawna co dojmująca. Magdalena Kuta jako pańcia z radia świetna (naprawdę, wiem, co mówię), większe role powierzyłbym Magdzie Koleśnik i Marcie Nieradkiewicz, ale zdaje się, że tam w ogóle było mało pisane, większość tekstu powstawała na bieżąco. 

I ciekaw jestem – ile i czy w ogóle aktorzy improwizują. No i nie mam pewności, co sądzić o scenie finałowej – sens miała, wyreżyserowana pięknie, bardzo pruderyjny nie jestem, ale… jakoś mnie to nie obeszło. 

Trudno, specjalnie wlogowywać się nie będę.

 

2016, listopad

PIŁKARZE

Krzysztof Szekalski

reż. Małgorzata Wdowik

premiera wrzesień 2016

Piłkarze otrzymali nagrodę główną na krakowskim Forum Młodej Reżyserii – i zasłużenie, bo to rzecz świeża, zaskakująca, momentami dowcipna, fajnie zagrana i do tego – z niegłupim morałem. Niby teatr dokumentalny, ale tak naprawdę - eksperyment. 

Mamy na scenie dwóch piłkarzy, prawdziwych, oraz prawdziwego aktora, Dobromira Dymeckiego, najpierw będącego narratorem, a następnie ucieleśniającego się w morderczym zaiste zadaniu scenicznym. Czy piłkarze grają – czy też jedynie występują – tego jeszcze nie rozstrzygnąłem. W każdym razie widzimy na scenie elementy prawdziwego meczu. Obaj panowie bawią się piłką i popisują swoją sprawnością fizyczną, ale rzecz jest o sprawności językowej, o nazywaniu tego, co nienazwane na boisku i całym tym futbolowym świecie. O innym kolorze skóry, o seksualności, wyrażaniu swoich oczekiwań i potrzeb – czy też raczej nieumiejętności ich wyrażania. O braku niezbędnych słów a jednocześnie o nadmiarze nieadekwatnych – mówiąc w pewnym uproszczeniu.

 

O granicy możliwości fizycznej, wreszcie o pewnym okrucieństwie tego widowiska, gdzie piłkarz – choć jest głównym bohaterem, jednocześnie jest tylko wykonawcą woli widza, oczekującego męskiego heteronormatywnego widowiska, najlepiej z białymi aktorami w rolach głównych. 

 

2016, wrzesień

ROBERT ROBUR

reż. Krzysztof Garbaczewski

premiera 10 czerwca 2016

Ponieważ nie zrozumiałem języka, w jakim mówi do mnie reżyser, odwołam się do krytyków. A.Kyzioł w Polityce pisze: „Pokolenie 30-latków czekało na takie połączenie nostalgii z humorem, grami popkulturowymi kiczem i poczuciem nierzeczywistości”. Pewien znany mi niespełna 30-latek wyszedł po drugim akcie („trzeciego nie zdzierżę”). „Garbaczewski tworzy spektakl wspaniale bezczelny, bezkompromisowy, a z pewnością najefektowniejszy w swojej karierze” – pisze P.Soszyński w Dwutygodniku. Istotnie – bezczelny. Bo słowo bezkompromisowy się nieco zdewaluowało i nie wiadomo, co dziś znaczy. W.Mrozek w Wyborczej – „Robert Robur ma szansę stać się spektaklem kultowym”. Hm…

Cóż, w którymś momencie mnie ten świat Garbaczewskiego i Nahacza nawet wciągnął, ale jednak… to nie mój las i małpy nie moje. 

 

Obejrzane, odhaczone, zapomniane.  Były owacje na zakończenie, ale wśród publiczności rozpoznałem co najmniej kilkanaścioro przedstawicieli tzw. branży. Zupełnie nie wiem, dlaczego oni wiwatowali najgłośniej.

 

2016, marzec

JEZIORO

Michaił Durnienkow

reż. Yana Ross

TR daje premiery rzadko, nic więc dziwnego, że każda z nich jest kreowana na wydarzenie. Niestety, Jezioro jest spektaklem niezbyt udanym. Egzaltowanych pomysłów reżyserki i słabego tekstu nie ratują (wraz z powracającą na scenę Agnieszką Grochowską) świetni aktorzy TR.

Yana Ross ma na koncie wiele sukcesów, wśród nich znaną polskim widzom Naszą Klasę z Narodowego teatru w Wilnie, a także Koncert Życzeń z Danutą Stenką, który to kameralny spektakl bez ani jednego słowa, był jednym z największych wydarzeń ubiegłego sezonu. W TR Ross sięgnęła po współczesny tekst Michaiła Durnienkowa, pierwszy raz wystawiając go poza Rosją. 

„Durnienkowi udało się uchwycić powszechną rozpacz, eskalację przemocy, panikę, którym towarzyszy kryzys europejskiego ducha” – mówiła przed premierą reżyserka. Niestety, nie udało się. Porównanie zaś tekstu Durnienkowa do Mewy Czechowa jest poza tym dość obraźliwe dla tego ostatniego. Mewa (np. w reż. A.Glińskiej w Narodowym) była spektaklem dojmującym, czymś nieprawdopodobnie trafiającym w sedno niewypowiedzianego, gdy tymczasem bohaterowie Jeziora i ich problemy po prostu nas nie obchodzą.

Rzecz jest mówiąc w skrócie o tym, że nad tytułowym jeziorem siedzi grupa przyjaciół i rozmawia o duperelach. W drugim zaś planie mamy tych samych bohaterów w ich dramatami w prawdziwym, „pozaweekendowym” życiu. 

Pomyślałem, że może to mój mieszczański gust i wiek średni winne są niezrozumienia spektaklu, ale przyglądałem się dyskretnie hipsterom, wiernym widzom TR, kilka osób wyszło, kilka dyskretnie ziewało, owacji na stojąco nie było.

Wiem, jak wygląda Dawid Ogrodnik nago, widziałem go w Nietoperzu. To jego pięć minut na scenie było dojmujące. W Jeziorze czułem się nagością aktora zażenowany. Cóż, najwyraźniej rozebrać aktora też trzeba umieć.