TEATR WYBRZEŻE

 

2023, marzec

XXIX MIĘDZYNARODWY FESTIWAL SZTUK PRZYJEMNYCH I NIEPRZYJEMNYCH W ŁODZI

CZEGO NIE WIDAĆ

Michael Frayn

reż. Jan Klata

premiera 9 lipca 2022

 

Mogą się srodze rozczarować (może wcale nie srodze, ale to mocny przysłówek na początek recenzji)  widzowie żądający klasycznego wystawienia tej farsy wszech czasów, choć trudno sobie wyobrazić tę inscenizację tego akurat reżysera zrealizowaną w estetyce naftaliny i koronek, takie jednak padają tu i ówdzie zarzuty.  Co ciekawe – tekstu Frayna Jan Klata nie zdruzgotał jakoś mocno, troszkę jednak dopisał, do czego miał prawo, dopisał i z sensem i – niestety – trafnie; a jednak – mamy tejże farsy dość daleko idącą dekonstrukcję. To jest bowiem spektakl o wojnie.

Mówiąc ściśle - o wojnie w teatrze i – o teatrze na wojnie, do rozumienia jak kto sobie życzy, do czytania na kilku poziomach. I opowiadając o tych wojnach Jan Klata nad wyraz biegle posługuje się językiem farsy, a historia nieszczęsnego teatrzyku próbującym Co Widać, jest opowieścią o współczesnym polskim życiu teatralnym, które troszkę się pogubiło, zupełnie jak te soczewki, które wciąż wypadały aktorce, i bez których NICZEGO nie widać.  


A jeśli widz zechce - to otrzyma również niesłychanie sprawnie, z matematyczną dokładnością zagraną i bardzo jednak zabawną farsę, choć jeśli będzie widzem jakoś z polskim teatrem związanym, to na śmiać się raczej nie będzie, pragnę jednak zaznaczyć, że kwestię sardynek Katarzyna Figura rozegrała po mistrzowsku. Oglądamy co prawda bardzo gorzki, ale – fantastycznie zagrany, znakomity spektakl, jednocześnie jednak nie pamiętam przedstawienia, które zebrało aż tyle głosów krytycznych, z wieszaniem psów włącznie. Może dlatego, że Klacie czegoś bolesnego udało się dotknąć.

Albo widzom  - czegoś się nie udało zobaczyć.  


 

2022, maj, 62. Kaliskie Spotkanie Teatralne

AWANTURA W CHIOGGI

Carlo Goldoni

reż. Paweł Aigner

premiera 7 sierpnia 2021

To były cudowne, beztroskie i bardzo zabawne dwie godziny mojego życia; mamy oto historię o kilku drobnych nieporozumieniach wśród mieszkanek Chioggi i – tych niepowodzeń konsekwencjach.

Awantura została bardzo starannie wyreżyserowana, z milimetrową wręcz precyzją aktorzy grali sceny ruchowe, bardzo efektowne (copyright by Leszek Blanik), a jednak – nawet nie ocierające się o efekciarstwo. Dopisane prawem gatunku do Goldoniego odniesienia do współczesności szanowały inteligencję widza, odwoływały się do jego wrażliwości i wiedzy, jakby z założeniem, że widz poczucie humoru posiada, i to dość karkołomne w wielu teatrach założenie – wywoływało na widowni lawiny śmiechu i wodospady łez. Cóż, i ja nie pamiętam kiedy ostatnio tak beztrosko śmiałem się w teatrze.

Niepodobna wyróżnić kogokolwiek z obsady, spektakl ma właściwie wszystkie role równorzędne i wszystkie zostały równorzędnie pysznie zagrane, choć najwięcej solówek popisowych – że użyję terminologii jakby sportowej – miał chyba Adam Turczyn w roli Pantofla, faktycznie i talent i sprawność tego aktora zachwycają.

A do niepohamowanej fontanny łez śmiechu (i głośnego rechotu) doprowadził mnie Michał Jaros, wątki nieświeżego oddechu Głowacza, o losach jego uzębienia nie wspominając, są nieprawdopodobnie zabawne.

Dlaczego, kurczę blade,  takie spektakle nie powstają w Warszawie?

 

2021, czerwiec

ŚMIERĆ IWANA ILICZA

Lew Tołstoj

reż. Franciszek Szumiński

premiera 22 lutego 2020 

To jest piękne, szlachetne przedstawienie. Teatr to może niespieszny ale - perfekcyjnie zagrany (znakomita rola Krzysztofa Matuszewskiego i bardzo dobry Robert Ciszewski jako Gierasim), wiadomo po co powstały, cóż - dorosły – ten przymiotnik chyba pasuje tu najlepiej. Więc reżyserowi należą się gratulacje, których zresztą zebrał już wiele po już ponadrocznym „przebiegu” Iwana Ilicza w Wybrzeżu.

Wybrałem się na WST z czystą tablicą, bez uprzedniej lektury recenzji i – jednak odrobinkę się rozczarowałem, choć w tym rozczarowaniu winy twórców czy aktorów brak; deficyt ów w samym piszącym, który zapewne spodziewał się, że reżyser coś nabroi, pomiesza, zamieni, zdekonstruuje, podważy, wyśmieje, upupi, rozdepcze, rozreguluje, zakpi itepe itede. Owszem, mamy na tekst Tołstoja spojrzenie przewrotne, spektakl powinien być zatytułowany właściwie – Życie Iwana Ilicza, całości jednak nadano formę - cóż, mocno konserwatywną.
A duża scena i takaż widownia TD pozbawiła to przedstawienie pewnej takiej intymności czy kameralności, z pewnością inaczej (czyli: lepiej) ogląda się to w Starej Aptece, no ale to wymóg festiwalu, więc – albo tak albo - wcale.
 

2020, grudzień

FEDRA

Jean Racine

reż. Grzegorz Wiśniewski

premiera 6 kwietnia 2020 

Znów zastanawiałem się, ile może kosztować aktorkę taka rola. Nawet nie sama kreacja, pewnie wizja reżysera w połączeniu z talentem, warsztatem, ciekawością i odwagą aktorki wymagają jedynie czasu dla osiągnięcia pożądanego celu artystycznego; raczej interesuje mnie jak się z tamtych światów wraca. W wypadku Fedry (i wielkiej roli Katarzyny Figury) – z niemożliwego do zniesienia upokorzenia, szczególnie dla łamiącej tabu kobiety, która przyznaje się do zabronionej miłości, co można byłoby jeszcze wybaczyć, ale i to erotycznej fascynacji swoim pasierbem. I to ludzkie, choć przecież niewypowiadalne. Najbardziej bowiem poruszającą scenę tego przedstawienia widzieliśmy, gdy Fedra dowiedziala się, że Hipolit jednak ma jakieś serce i umie je oddać, niestety innej. Jak zareaguje odrzucona – kobieta? I gdzie będą tej zemsty granice?

A zatem – jak się z tamtych światów wraca? Po kurtynie, oklaskach, zmyciu makijażu w garderobie, tak po prostu wsiada się w auto, wraca do domu, zagniata kluski na kolację, potem siada w fotelu ze Zwierciadłem i drinkiem w ręku? Tak po prostu zostawia tę Fedrę, tę Charlottę za drzwiami teatru i już? A jutro znów? I pojutrze też? Ja bym zwariował albo się rozpił.

Aktorzy towarzyszący Katarzynie Figurze 350-letni tekst grali tak, jakby był napisany wczoraj (fantastyczne notabene tłumaczenie Antoniego Libery), ta umiętność nazywa się warsztatem, świetny Jakub Nosiadek w niełatwej przecież roli pasierba i rewelacyjna Katarzyna Dałek, której scenę wokalizy nagraną na mojej nowej nagrywarce odtwarzam sobie co chwilę, z zachwytem.

Fedra, Mewa, Sonata Jesienna - nie mam wątpliwości - ten rok należał do Grzegorza Wiśniewskiego.

 

2020, listopad, Festiwal Prapremier

ŻYCIE INTYMNE JAROSŁAWA

Magda Kupryanowicz, Michał Kurkowski, Kuba Kowalski na podstawie korespondencji, dzienników i wątków opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza
reż. Kuba Kowalski

premiera 24 lipca 2020

Obejrzałem poruszający, z wyczuciem napisany i fantastycznie zagrany spektakl o pięknie, zwyczajności i o meandrach ludzkiej seksualności. Mówi się bowiem niekiedy, że Iwaszkiewicz miał „skomplikowane życie intymne”. Nie wiem, co w nim skomplikowanego, był – jak większość ludzi (tzw. znakomita większość, w tym jego żona, de facto główna bohaterka tego spektaklu) – biseksualny. W przeciwieństwie jednak do owej większości, nie miał z tym faktem większego problemu, Anna – jak się wydaje – również, zwróćmy uwagę na poruszającą scenę, w której i ona chciałaby poddać się urokowi Jurka, dla tej chwili jest gotowa się upokorzyć.

Kuba Kowalski słowami samego Iwaszkiewicza opowiada o głośnym romansie 60-letniego pisarza z nieco pogubionym, bardzo pięknym chłopcem mogącym być jego wnukiem. O co w tym związku chodziło? Czy Błeszyński został kochankiem Iwaszkiewicza w zamian za daleko idącą pomoc wpływowego pisarza, co stawia go w pozycji – cóż - żigolaka? Czy była w tym związku jakakolwiek symetria? Dlaczego Iwaszkiewicz tak kurczowo trzymał się tego akurat chłopaka, choć – powiedzmy to szczerze – mógł mieć ze swoją pozycją dowolnego? Wreszcie – dlaczego Anna była tak wyrozumiała wobec tego romansu? Sekret może tkwi w jednym zdaniu, którego tu przytoczyć nie mogę bo dość wulgarne - otóż ludziom się wydaje – mówi Iwaszkiewicz, że między mężczyznami chodzi o... (i tu mówi, o co chodzi – jak się ludziom wydaje). Podczas gdy to nie tak..

Ten skazany na śmierć - dosłownie - związek z ciężko chorym Jurkiem zaowocował, choć może to nieodpowiednie słowo, kilkoma arcydziełami nowelistyki, choćby Tatarakiem, nikt nie ma wątpliwości, że Boguś to Jerzy, motyw choroby, zauroczenia i śmierci w młodym wieku pojawiał się już i we wcześniejszych nowelach Iwaszkiewicza, tak więc może on wypisał, wyśnił, wymarzył, stworzył tę miłość? Może...

A tak na marginesie – polecam sześciotomowy zbiór opowiadań JI, tą naprawdę wielką literaturą pięknie wypełniłem czas tego pierwszego tak absurdalnego przecież lockdownu. 

 
2019, grudzień

TROJANKI

Eurypides

reż. Jan Klata

premiera 8 września 2018

Chyba byłem ostatnim, który Trojanek nie widział, dziękuję więc Boska Komedio. Nie, to nie był – mimo wszystko – miły wieczór w Łaźni Nowej, był to wieczór energochłonny, wykańczający, nieprzyjemnie angażujący, nie da się z Trojanek wyłączyć, tak jak (niestety) lekko wyłączyłem się z Chłopca w Starym.

Hekabe traci podczas oblężenia Troi po kolei swoje dzieci, przypomnę – dziewiętnaścioro, jest upokorzona musząc służyć Odyseuszowi, ale co najgorsze – będzie żyła, Grecy nie dają prawa umrzeć,  co w jej wypadku jest wyrokiem ostatecznym. Rozpacz Hekabe została zagrana przez Dorotę Kolak tak, że… Chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że to spektakl polityczny, owszem, o zemście i barbarzyństwie, ale przede wszystkim o wojnie, w której bez względu na wygranych, nie wygrywa nikt. O wojnie, która zawsze jest domeną mężczyzn, a może lepiej powiedzieć – dużych chłopców, którzy mogą w niej pokazać swoje zabawki, nie bez powodu przecież Odys ciągnie drewnianego konika.

A co potem, po tej wojnie, gdy ofiary zostały złożone, zgwałcone, dzieci zabite z powodu rodziców, itd.? Ano – nic dalej, życie w Troi toczy się dalej, aktorzy wychodzą, kłaniają się, oklaski na stojąco… 

A nie, jeszcze jest niespodzianka, Helena (Katarzyna Figura) wie, jak pogodzić się z Menelaosem, będzie jednak happy end.

Będzie?

 

2019, sierpień

ŚMIERĆ KOMIWOJAŻERA

Arthur Miller

reż. Radek Stępień

premiera 2 marca 2019 

Kto się spodziewa miażdżącej krytyki żarłocznego kapitalizmu, nieco może się rozczarować. Historia Willy’ego Lomana (wspaniały Mirosław Baka) bowiem jest jedynie, może - na szczęście, punktem wyjścia do rozpaczliwie współczesnej opowieści o najzwyklejszych ludziach, którzy co prawda się kochają, ale się nie lubią. Nie chciałbym psychologizować, żeby Czytelnik nie miał absmaku, ale przyjrzyjmy się tej rodzinie. Ukochany synek Biff (świetna rola Piotra Biedronia) nie realizuje ambicji taty, Happy (Piotr Chys) – i nie kochany, do tego dziwkarz i kłamca, matka go nie lubi. Ale go kocha. Willy, co prawda (może deklaratywnie - ale jednak) robi dla rodziny wszystko, ale lubi tylko towarzystwo cieni – ojca i brata. Jedyny w tym układzie, który Willy’ego nie kocha co prawda, ale lubi – to Charley. Może właśnie dlatego tak bardzo potrzebną pomoc od niego Willy odrzuca.

To jest także rzecz o ludziach, którzy nie mają nic do powiedzenia, nic sobą nie reprezentują, są szarzy, niezbyt ciekawi, zwykli. Tacy jak Willy. Ale w tej jego zwykłości byłby heroizm, byłaby pasja, ona zasługiwałaby na szacunek świata, gdyby nie fakt, że dla Willy’ego zwykłość jest nie do przyjęcia, nie dopuszcza do siebie myśli, że jego dzieci mogą nie mieć wielkich ambicji, że chcą wieść zwykle szare – pewnie znacznie szczęśliwsze od niego - życie, choć przecież do życia w lepszym świecie obu chłopaków z ogromnym przecież wysiłkiem przygotował.

PS. Dziękuję Teatrowi Wybrzeże za treść komunikatu wygłaszanego przez spektaklem. Oczywiście, że nic bardziej nie wyprowadza z równowagi jak brzęczący i świecący niewyłączony telefon. I istotnie, w Aptece ani świeciło ani brzęczało, obejrzałem to znakomite przedstawienie bez najmniejszych zakłóceń.