TEATR SIEMASZKOWEJ W RZESZOWIE

 

2022, luty

MISTRZ I MAŁGORZATA

Michaił Bułhakow

reż. Cezary Iber

premiera 30 marca 2019 

Z tym spektaklem jest trochę jak z tortem zrobionym z dokładnie zmierzonych składników najwyższej jakości, w absolutnej zgodzie z przepisem, a jednak - z efektem końcowym coś  było nie tak.  

Trzy lata po premierze niemała widownia Siemaszkowej wypełniona była właściwie w całości, nic dziwnego, oglądamy bowiem widowisko z mnóstwem „dziejstwa”. Nie mam pewności, czy nie ZA dużo, drugi akt wydał mi się nudnawy. Ten tort nie wyszedł także dlatego,  że - choć słowa (w większości) pochodziły od Bułhakowa - to jednak zabrakło w tej inscenizacji ducha powieści. Wszystko wydało mi się dosłowne, dopowiedziane,  „dopokazane” , a odniesienia do współczesności - bo i niestety i tych nie zabrakło - pozbawione były finezji. Aktorzy niepotrzebnie tak dużo grają wśród widzów, ze skakania z poręczy na poręcz foteli niewiele wynikło, a w dodatku zabieg to kontuzjogenny. Nie znalazłem też powodu do tak częstego opuszczania sceny i wchodzenia nań z widowni, to zaskoczenie zadziałało tylko raz. 

I najważniejsze... Bułhakow napisał przecież jedną                z najpiękniejszych powieści o miłości, gdy tymczasem wątek Mistrza i Małgorzaty został nie tylko potraktowany dość marginalnie, ale i miłość tych dwojga miała w sobie coś kuriozalnego, przyglądając się ich  relacji doprawdy trudno było zrozumieć poświęcenie Małgorzaty dla ukochanego.

Pięknie zrealizowane i zagrane sceny z ogrodu Piłata niestety tego tortu nie uratowały.
 

2020. lipiec

IWONA, KSIĘŻNICZKA BURGUNDA

Witold Gombrowicz

reż. Waldemar Śmigasiewicz

premiera 11 lipca 2020

Jeden z moich ulubionych i jeden z najwdzięczniejszych polskich tekstów dramatycznych w rzeszowskiej inscenizacji zionął dojmującą nudą. Cudowna scena czytania wierszy własnych przez Małgorzatę, to jej marzenie o giętkości zawsze przecież wywołujące u publiczności reakcje – w zależności od odczytania i talentu aktorki - od podszytego empatią uśmiechu po sardoniczny wręcz rechot,  w Rzeszowie - choć p. Mariola Łabno-Flaumenhaft robiła co mogła - publiczność oglądała tę scenę w głębokim milczeniu, bądź - jak piszący te słowa – w rozpaczy. także z powodu niemożności zrozumienia intencji reżysera. Rachityczne drzewko na scenie i post apokaliptyczna scenografia wskazywałyby – jak usłyszałem w kuluarach – że rzecz jest o ekologii, niestety, więcej tropów w tej sprawie odnaleźć było niepodobna. O czym więc był ten spektakl? Ach, o czym?

PS. Sukienka Iwony okropna. Wiem, że ma być okropna, ale – na Boga – niech JAKOŚ inaczej będzie okropna.

 
2019, grudzień

LWÓW NIE ODDAMY

K. Szyngiera, M. Napiórkowski, M. Wlekły

reż. Katarzyna Szyngiera

premiera 26 sierpnia 2018

Nie jestem odbiorcą docelowym tego spektaklu, wywołał we mnie wyłącznie irytację, po pierwsze dlatego, że moim zdaniem „problem ukraiński” dopiero się zacznie, gdy Ukraińcy zdecydują się z Polski wyjechać, a po drugie, że zrealizowanie spektaklu o tym, że nie da się zrealizować spektaklu o Ukraińcach w Polsce zupełnie do mnie nie przemawia. To po co robić?

Więc - nie do końca zrozumiałem dlaczego Oksana Czerkaszyna miała grać „typową Ukrainkę”? (II nagroda za rolę kobiecą) Żeby jakoś się wpisać w potrzebny w spektaklu stereotyp Ukraińca? A jaki on jest? Taki jak w ankietach? To po co autorzy je postponowali? Zrealizowano sondy na ulicy zdaje się Przemyśla i we Lwowie oraz ankiety w szkołach, po to tylko, żeby je na scenie ośmieszyć, także wypowiedzi rozsądne, nieco głębsze. Tu już się kompletnie pogubiłem. Skąd w tekście narzekania, że Ukraińcy są w Polsce źle traktowani, bo - po pierwsze to generalizacja na pograniczu manipulacji, a po drugie, jeśli NAWET gdzieś dzieje się źle, czego nie wykluczam przy dwumilionowej ich obecności, mogą Ukraińcy podróżować bez wiz po całej Europie, a w wielu miejscach także legalnie pracować. Wątek o złych Polakach w tym wypadku osłabia.

Bardzo przepraszam, ale nie wiem o co w ogóle w tym spektaklu chodzi.