TEATR POLSKI W POZNANIU

 

43. WARSZAWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE

ŚMIERĆ JANA PAWŁA II

Jakub Skrzywanek, Paweł Dobrowolski

reż. Jakub Skrzywanek

premiera 5 lutego 2022

 

Mamy oto spektakl pełen głębokiej wiary, który jest jednocześnie wyrazem szacunku i czci wobec Jana Pawła II. Spektakl do bólu humanistyczny – o odchodzeniu, gotowości i nieprzygotowaniu do śmierci, wreszcie – o tym chyba najbardziej – o przeżywaniu żałoby.

Właśnie tego dotyczyły będące takimi kontrapunktami projekcje, w których poznawaliśmy reakcje ludzi na śmierć ich Papieża. Ktoś (może prędzej powiedziawszy niż pomyślawszy, a może – nie) wyznał, że po mężu nie płakał, a Papieżu – tak, bo „taka była atmosfera”, kto inny z dziecięcą niemal radością opowiadał, jak się cieszył, że jego naprędce zorganizowana wycieczka do Rzymu JEDNAK zdąży na pogrzeb, jeszcze ktoś – że włączył sobie na cały regulator Metallicę. I owe projekcje, zawsze przecież będące jakimś rodzajem manipulacji, wywołały – jak słyszałem w foyer - wiele bulwersji. Podczas gdy były to bardzo poruszające opowieści o tym, że każdy z nas był w żałobie i każdy ją obchodził wyłącznie według własnego sumienia i – że nikomu nic do tego. 

Duże wrażenie robi dosłowność tego przedstawienia, umieranie i śmierć pokazane są naturalistycznie, widzimy z trudem oddychającego Papieża, w którymś momencie wręcz proszącego o możliwość odejścia, a po śmierci – Jego nagie ciało poddawane jest rozmaitym zabiegom, myte, upiększane. Tak, żeby wrażenie żegnających było jak najlepsze…. Czy wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi? – pytają tym spektaklem twórcy. I czy odpowiedź jest na pewno oczywista?

Na pewno przedstawienie może u niektórych widzów wywoływać „trudne emocje”, a publiczność zostaje uczciwie uprzedzona. Sądząc po kilku recenzjach – nie wszyscy tę ważną informację doczytali. Plus wybitna rola Michała Kalety, wspaniałe scenografia i światła Agaty Skwarczyńskiej oraz muzyka Karola Nepelskiego.


 

2023, maj

KOLOROWE SNY

43. WARSZAWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE

Szymon Adamczak, Wojciech Rodak

reż. Szymon Adamczak, Wojciech Rodak

premiera 20 grudnia 2022

 

Było w Kolorowych Snach coś, co mnie ujęło, a nawet zachwyciło. Coś nieudawanego i prawdziwego, i jednocześnie pozbawionego egzaltacji. Bo faktycznie – mamy na scenie nieheteronormatywnych nastolatków, którzy – no właśnie – występują czy grają? – w przedstawieniu o sobie. O tym, co oznacza ich inność, jak się z nią żyje w szkole, na studiach, w codzienności. Mamy wzięte z życia opowieści o drobnych i większych upokorzeniach, jakie muszą znosić i jaką cenę płacą za życie według własnego scenariusza. Cena to oczywiście wysoka, tym bardziej, że nie mogą liczyć na wsparcie ani zideologizowanej szkoły ani często przerażonych rodziców. Szukają więc pomocy wśród podobnych i – ją znajdują. Ten spektakl jest właśnie ich głosem, momentami bardzo poruszającym.  


Nie było w tym przedsięwzięciu niczego roszczeniowego, nie było żądań - że się należy, że musisz, że nie masz wyjścia, nie. Słyszałem tylko jakby szept - taki/taka/takx właśnie jestem, nie chcę od ciebie niczego, poza odrobiną szacunku, poza choćby próbą zrozumienia. Tak jak z przywołanymi na scenie daniem z McD - frytkami z sosem – oni też – jak każdy - być postrzegani przez pryzmat frytek, a nie sosu.

Ciekawe, że nieco archaiczny hit Just 5, grupy będącej (dla mojego pokolenia) symbolem obciachu, jest tytułem, ale i jakby mottem ich historii. Ale… kiedy się tak trochę uważniej wsłuchać, co oni tam śpiewają w tych Kolorowych Snach…

 

2023, kwiecień

TAŚMY RODZINNE

Maciej Marcisz

reż. Piotr Pacześniak

premiera 19 kwietnia 2023

 

Jesteśmy oto widzami na wernisażu pierwszej indywidualnej wystawy Marcina Małysa, w galerii zjawiają się również jego rodzice, siostra i były partner. Czeka na nas jednak niespodzianka,  oglądamy bowiem zupełnie nową pracę Marcina, która wywoła wśród przybyłych konsternację.

Wyszedłem z teatru mocno zdezorientowany, podobnie jak dwoje moich przyjaciół, najwyraźniej  można mówić o deficycie generacyjnym. No bo tak - niby  oglądamy rzecz o przemocy domowej, ale jednak - ten temat w pewnym momencie ginie; pojawia się wątek granic w sztuce, ale zostaje ledwo muśniety. Wydawało nam się, że to przedstawienie jest najbardziej  o tym momencie naszego życia, w którym powinno się odciąć pępowinę, może - słowem - mieliśmy do czynienia z moralitetem o powinnościach dzieci wobec rodziców i vice versa?  


No ale jeśli tak - to nie mam jednak pewności, czy twórcy przewidzieli, że niemała część publiczności za najbardziej pokrzywdzonego w tej historii uzna Ojca (świetny jak zawsze Michał Kaleta), co jest jednak jakąś perwersją.

Może jednak przewidzieli. Tym bardziej trudno zgadnąć, o czym właściwie chciano nam opowiedzieć.

 

2023, marzec

FESTIWAL NOWE EPIFANIE

MACOCHA

Beniamin M. Bukowski

reż. Błażej Biegasiewicz

premiera 17 lutego 2023

 

Spektakl jest istotnie o macosze i mamy na scenie macochy aż trzy, a ściślej mówiąc – jedną, ale… może nie będę psuł niespodzianki. Mamy też nastoletniego pasierba (Konrad Cichoń), który dość niespodziewanie wraca do rodzinnego domu, do mieszkającego z drugą żoną ojca. Ojca jednak w tej opowieści nie ma (ciekawe, prawda?), Marlena i Maciek są więc na siebie jakby skazani…

Samo słowo „macocha” brzmi okropnie i ma zdecydowanie negatywne skojarzenia, cóż, kultura masowa zrobiła swoje i inteligentnych odniesień do tejże w spektaklu nie brak. Nie brakuje również pytań, bo - jeśli nawet macocha, którą mamy w swoim kosmosie, jest niesłychanie klawą babką – to jak się do niej zwracać? Mamo? Proszę macochy? Po imieniu? Nasz bohater mówi po imieniu, to nie razi, ale niektóre macochy przecież by sobie takiej poufałości nie życzyły… Dalej – czy traktować macochę jako substytutkę z różnych powodów nieobecnej matki? Czy - jako służącą, do której kulturalnie i z dystansem się odnosimy? 

A może – jako - powiedzmy wprost – kochankę ojca? Sprawę jeszcze może komplikować casus Fedry, twórcy chyba nieprzypadkowo przyglądają się stosunkom (hm) pasierba z macochą, nie – zaś pasierbicy. Czy zatem gdybyśmy mieli bohaterkę, a nie – bohatera, to wówczas ten spektakl byłby trochę o czym innym? No, ciekawe.

Obejrzałem niebanalne przedstawienie z prostym i świetnie napisanym tekstem, ze znakomicie odnajdującymi się w różnych obliczach macoch - Ewą Szumską, Kornelią Trawkowską i Dominiką Markuszewską, i - z pełnym JEDNAK czułości i jakby wdzięczności pochyleniem się nad figurą macochy, wobec której narosło mnóstwo niedomówień i tyleż niesprawiedliwości.

 

2022, czerwiec

ULISSES

James Joyce (tłum. M. Świerkocki)

dram. Damian Josef Neć

reż. Maja Kleczewska

premiera 16 czerwca 2022

Ogromnie lubię podroby, więc choćby za sprawą legendarnej już wątróbki, której zapach unosił się po całym gmachu teatru, wspomnienia z tego spektaklu będę miał jak najbardziej pozytywne. Szczerze jednak mówiąc – nie poczułem dotyku absolutu, którego doznało – jak czytam - kilkoro recenzentów. Owszem, to z różnych powodów ważny spektakl (choćby z powodu nowego, znakomitego jak się powszechnie uważa - tłumaczenia), ale - cóż, widziałem przedstawienia Mai Kleczewskiej, które zrobiły na mnie dużo większe wrażenie.  

Po chwili pewnej dezorientacji umościłem dość wygodnie się w świecie stworzonym przez reżyserkę, a twarzą tego spektaklu jest dla mnie  nie tyle Dedalus, Bloom czy Molly, ale - bufetowa z baru obok mojego stolika (Tatiana Kozyk), jakby żywcem wyjęta z dublińskiego pubu w tamten czerwcowy wieczór na początku poprzedniego stulecia, z burzą niesfornych włosów i jakąś taką cudowną dezynwolturą w ruchach i zachowaniu; ukradkiem p. Tatianę obserwowałem, nie wyszła ze swojej roli nawet na chwilę – czy to ładując mój telefon czy podając widzom alkohol, a aktorom coś, co ten alkohol udaje.

Odniesień wielkopolskich w Ulissesie nie zrozumiałem, pewien więc jestem, że poznaniacy wynieśli ze spektaklu troszkę co innego niż przyjezdni. Również znawcy powieści Joyce’a mogliby się wdać w taką  dyskusję z dramaturgiem o adaptacji, może z właśnie myślą o nich powstało to przedstawienie?

Ja książki nie czytałem, więc zostało mi przyjąć z adaptację i pomysł nań z dobrodziejstwem inwentarza, słuchałem więc uważnie (przekąszając wątrobę i popijając piwo), po zakończeniu spektaklu wymieniłem dwa słowa  z P. Ewą, i przez rozgwieżdżone poznańskie ulice udałem się do pubu na konsumpcję lokalnej marki browarniczej, o obejrzanym przedstawieniu nie myśląc już zupełnie.

A może...  właśnie może  o tym  jest ten spektakl?    

 
2022, maj, 62. Kaliskie Spotkania Teatralne
CUDZOZIEMKA

Maria Kuncewiczowa

reż. Katarzyna Minkowska

premiera 9 października 2021

Jesteśmy oto na pogrzebie Róży (na pewno nie stworzonej przez Kuncewiczową – daty z klepsydry się jakby nie zgadzają), która – cóż - z „tamtej strony” przygląda się ceremoniom pogrzebowym ku swojej pamięci, próbując nawiązać ostatni kontakt z jej najbliższymi – rozpieszczonym synem, nie dość kochaną córką, obcym właściwie mężem, kochankiem sprzed lat…

Niestety, wyszedłem z tego spektaklu dojmująco wyczerpany, a następnie - przeczytawszy entuzjastyczne recenzje - zwątpiłem we własne zmysły. Odniosłem bowiem wrażenie, że spektakl jest dość nieporadny, a pewność – że jest po prostu nudny, zdecydowanie o co najmniej pół godziny za długi. Wyczulony jestem na dialogi z publicznością, ten prowadzony przez Alonę Szostak na początku miał w sobie coś nieznośnie egzaltowanego, owszem, Róża JEST egzaltowana, ale tutaj nie udało się opisanego przez Kuncewiczową jej rozemocjonowania przełożyć na scenę.

Dalej, obsadzenie w roli tytułowej tej bardzo utalentowanej aktorki wydało mi się pewnym nadużyciem, w ogóle mamy wszystkie postacie jednowymiarowe, a z ich wzajemnych relacji płynie prawda psychologiczna rodem z popularnych czasopism poradniczych. Orkiestra Antraktowa grała ładnie, ale nie umiałem znaleźć powodu, dla którego muzyka w tym spektaklu grana jest na żywo, z plusów natomiast - piękne światło oraz pełna rozmachu i także piękna scenografia.

Jestem tym razem zdecydowanie na „nie”, choć – nie wykluczam, że tak krytyczny odbiór tego spektaklu spowodowany jest jakimiś niedoborami piszącego te słowa, bo większość recenzentów Cudzoziemkę chwali, poza tym - na moim przebiegu właściwie cała publiczność dała długie owacje na stojąco a wiele widzek wyszło z zepsutym od fontanny łez makijażem.

No bywa.

 
2020, grudzień
DON JUAN

Molier; dram.P. Sablik

reż. Wiktor Bagiński

premiera 18 grudnia 2020 

Dzisiejszy tekst to palimpsest. Pod spodem znajdziecie setki powieszonych psów, cytaty z najbardziej złośliwych recenzji Słonimskiego, soczyste opisy włosów wyrwanych z głowy, itepe. Gdy przecież – uświadomiłem sobie po napisaniu - że teatr ma swoje określone funkcje społeczne, tutaj np. ostrzega przed skutkami nadużywania rozmaitych substancji, i to ostrzeżenie było zaiste dojmujące.

Może jedna uwaga natury estetycznej – nagi aktor, bądź – w tym wypadku - odziany w stringi, wygląda okropnie z pasem od mikroportu. Okropnie. Albo nie rozbierać, a jak się nie da – to dobrze nagłośnić z zewnątrz, taki może miałbym dezyderat.

 
2019, wrzesień
Hamlet / ГАМЛЕТ

na podst. W. Szekspira i H .Müllera, dram. Ł. Chotkowski

reż. Maja Kleczewska

premiera 7 czerwca 2019 

Hamlet Mai Kleczewskiej jest trochę jak Golem Mai Kleczewskiej, można sobie wyjść, kiedy się chce, skupić się na wybranej przez siebie postaci, a jak nam się wyda, że kto inny mówi ciekawiej, to pierwszego wybranka porzucić. I faktycznie zabawnie było przyglądać się publiczności nieledwie peregrynującej od Klaudiusza do Gertrudy, od Ofelii do Fortynbrasa etc. W Hamlecie sceny często odbywają się symultanicznie, mamy na uszach słuchawki z wyborem pożądanego strumienia, reżyserka zostawia nam wybór, co chcemy oglądać i czego słuchać, tak jakbyśmy (co podkreślają recenzenci) dostali do ręki pilota tv, chwila znudzenia? Pstryk i jesteśmy gdzie indziej. Ale… co z tego miałoby wynikać? Że tak jak w życiu, w teatrze również trzeba wybierać? Hm.

Nie zrozumiałem powodu zatrudnienia w spektaklu aktorów z Ukrainy. Dlaczego tak? Czy odpowiedź brzmi „a dlaczego nie”? Czy też – „ich narodowość jest nieistotna”? A może - żeby uświadomić widzowi, że emigranci są u nas nie tylko jako ratunek dla gospodarki potrzebującej rąk do pracy? (O Boże, mam nadzieje, że nie dlatego). Czy też - właśnie po to pojawili się na scenie (wraz z aktorem z Indii, RPA i Senegalu), żebym ZADAŁ to pytanie, no, ciekawe.  

Niestety nie mogę się zgodzić z opinią, że Hamlet Romana Lutskiyego jest świetną rolą, akurat tej postaci przyglądałem (i przysłuchiwałem się) wyjątkowo uważnie, wydała mi się zdumiewająco jednowymiarowa. No brawo, wyjdę na ksenofoba…

Ale nie zamierzam ulec tej manipulacji, naprawdę, z wyjątkiem fantastycznej Alony Szostak obecność pozostałych niepolskojęzycznych aktorów w tym spektaklu miała charakter prowokacji czy też performansu. Natomiast z ekstazą oglądałem Michała Kaletę, Klaudiusza, cynika grającego nie-cynika grającego cynika, to najlepsza rola tego przedstawienia.

 

2018, listopad

MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA. ROMAN DMOWSKI. NIEAUTORYZOWANA BIOGRAFIA

Anna Wojnarowska

reż. Grzegorz Laszuk

premiera 11 listopada 2016

Setne urodziny Ojczyzny naszej spędziłem patriotycznie, gdyż w teatrze i - gdyż na spektaklu o jednym z ojców naszej niepodległości. Owe tytułowe Myśli nowoczesnego Polaka (z 1903 roku), dość przerażająca dla jednych, nudna dla innych, ale i śmiech wywołująca - u jeszcze innych - książeczka, zderzona została na scenie z filozofią banalności zła Hanny Arendt,której Dmowski nigdy nie spotkał. Gdyby jednak do takiego spotkana doszło, na przykład pogawędziliby sobie (jak Polak z Polakiem oczywiście) w pociągu – to co by z tej rozmowy wynikło?

Jednak nie próba odpowiedzi na pytanie, skąd dziś w świecie taka popularność nacjonalizmów, jest – jak sądzę – sensem tego spektaklu, a – na ile nasze dzieciństwo, jego zgroza bądź beztroska, ma wpływ na nasze dorosłe życie, na poglądy, na życie erotyczne i umysłowe, na to, kim i czym zostajemy już duzi. I od razu mówię – Dmowski miał dzieciństwo jednak nie do pozazdroszczenia.

Czy faktycznie Dmowski „źle używał rozumu”? A jeśli tak – to skąd w nim ten deficyt? A skąd owe deficyty dziś u tych kalkujących bzdury przezeń wypisywane ponad 100 lat temu? No, skąd?

 

2018, maj

WIELKI FRYDERYK

Adolf Nowaczyński

reż. Jan Klata

premiera 5 maja 2018

Nie umiem dać sobie rady z faktem, że coraz częściej pojawiają się w teatrach telebimy z tekstem, niekiedy są one ukryte przed publicznością, a czasami ogrywane – jak w Poznaniu. Jestem jednak nieco konserwatywny, mam więc nadzieję, że zainteresowani się nie obrażą, że nazwę Fryderyka czytaniem performatywnym. Doktor Tomasz uspokoił mnie, że w którymś momencie eksploatacji tekst zostanie opanowany i owe telebimy znikną. W każdym razie na premierze ździebko szyto.  Śledzenie zgodności tekstu pisanego z mówionym było jednak czymś ekstraordynaryjnym, choć nie mam pewności, czy nie wolałbym się skupić tylko na artyzmie słowa mówionego.

Wielki Fryderyk jest spektaklem kontrowersyjnym, o czym przekonałem się podsłuchując komentarze, które wygłaszano w antraktach. Ba, byli nawet tacy, który oburzeni wyszli. Mnie się podobało, z kilku powodów. Po pierwsze – byłem chyba jedyny na widowni, który poznał wykonawcę przerywników muzycznych w spektaklu – to Red Box, mam wszystkie płyty. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Jan Klata wybrał akurat ich, ale bardzo mi się ten wybór podobał. Po wtóre – Jan Peszek jest do zjedzenia i można nań patrzeć i go słuchać znacznie dłużej niż 4,5h, także bardzo dobra rola Michała Kalety (bp Krasicki).

Po trzecie – rzecz jest naprawdę dowcipna i nieprzyzwoicie współczesna - aż nie chce się wierzyć, że tekst powstał ponad 100 lat temu. Całość można byłoby skrócić o jakieś małe pół godziny, ale Jan Klata wie, co robi, więc skoro było 4,5 - to miało być 4,5. I nieprawdą jest, że scena pogrzebu psa była za długa, była bowiem w tym spektaklu kluczowa.

Bo to oczywiście kot był. 
 

2018, marzec, w ramach XXIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi

K.

Paweł Demirski

reż. Monika Strzępka

premiera 4 listopada 2017

Nie spodziewałem się, że zobaczę coś aż tak naiwnego. To, że obaj potrzebni są sobie nawzajem i bez siebie nie są w stanie funkcjonować, że są jak plus i minus, jak czarne i białe, że jeden bez drugiego nie ma punktu odniesienia, to chyba wie każdy dorosły i względnie świadomy człowiek. Że motywacje polskich polityków wynikają z osobistych animozji i że wszyscy są do tego przyzwyczajeni – też wiedziałem i to od dawna. Że nasze bagienko zaczęło się od okrągłego stołu – również nie jest żadnym odkryciem. I że winni tego bagna są kolejno wszyscy rządzący – też.

Ani to political fiction ani przestroga, rzecz chyba najbardziej o zgorzknieniu, wściekłości, bezradności naszą polityką i elitami. Ale gdyby polityką i politykami się aż tak przejmować, to zostawałoby tylko się powiesić. Świetna co prawda rola Marcina Czarnika, ale coś nie tak było z Donaldem Jacka Poniedziałka, w ogóle coś było nie tak, bo opozycyjna, rebeliancka nieledwie atmosfera przed przedstawieniem przerodziła się w atmosferę jednak rozczarowania.

 

Chociaż… na twarzach niektórych łódzkich polityków wychodzących z Powszechnego, widać było wściekłość.

Chociaż tyle dobrego.

 

2017, maj, koprodukcja z Teatrem Żydowskim

MALOWANY PTAK

Łukasz Chotkowski na podstawie Jerzego Kosińskiego i in. 

reż. Maja Kleczewska

premiera 25 marca 2017

Może będę osamotniony w swoich odczuciach, ale zaryzykuję.

Wierciłem się na niewygodnym krześle i liczyłem minuty do końca. Nudno, i o co najmniej o godzinę za długo. Wyszedłem więc z ulgą, a nagromadzone w spektaklu obrzydliwości, okrucieństwa i okropieństwa, wzięte zarówno z literackiego pierwowzoru, jak i z innych źródeł, najzwyczajniej mnie zobojętniły. 

Poza tym -  nie szukam w teatrze publicystyki, ani bieżącej, ani historycznej. Irytuje, że na każdy argument (Polacy winni) reżyserka wraz z dramaturgiem od razu podawała kontrargument (niewinni, wojna była), więc dyskusja nie posunęła się do przodu ani o włos, a i sami autorzy wpadli w pułapkę przez siebie zastawioną – niezabierania głosu, czy też - relatywizowania. Kto zatem miał swoje zdanie w tej sprawie, przy nim został, kto nie miał, dowiedział się, że to nie jest wszystko takie proste. 

Co nie jest specjalnie odkrywczą konstatacją. Ożywiałem się tylko w momentach, kiedy na scenie pojawiała się Teresa Kwiatkowska. Jej rola to faktycznie majstersztyk.