TEATR NOWY PROXIMA

 

2023, czerwiec

KRÓLOWA

Piotr Sieklucki

reż. Piotr Sieklucki

premiera 13 maja 2023

 

W mojej ulubionej scenie tego spektaklu późniejszy sir Elton John recenzuje, a lepiej powiedzieć – dokonuje ku pewnemu zdumieniu Queen rozbioru logicznego Bohemian Rapsody, bo trzeba podjąć decyzję, czy 6-minutowa dość dziwna jak na tamte czasy piosenka w ogóle nadaje się do radia. Juror jest ostatecznie na tak, choć wcale nie mamy pewności, czy kierowały nim wyłącznie motywacje artystyczne:)

Mamy najpierw jednak wrzesień 1946, na Zanzibarze przychodzi na świat Farrokh. Jego dzieciństwo nie jest idylliczne, mając zaledwie 8 lat zostaje przez rodziców wysłany do szkoły z internatem do dalekich Indii. Ta podróż będzie brzemienna w skutki dla całej rodziny Bulsarów…
Ten spektakl jest świetną rozrywką, na bardzo wysokim poziomie,  widać krew pot i łzy wylane podczas prób przez aktorów i performerów, ale efekt jest olśniewający, wszystko tu do siebie pasuje co do milimetra - ruch, taniec, śpiew i aktorstwo. To rzecz  pełna radości życia, choć – paradoksalnie - przecież życie Freddiego toczyło się w cieniu zarazy, z którą nie umiano sobie poradzić. Dlatego są tu i momenty bardziej refleksyjne, żeby nie powiedzieć, że wyciskające łzy z oczu , choćby finał. 

Bo Królowa jest także opowieścią o tym, że dzieciństwo zostaje z nami na całe życie. Ile z tego bardzo samotnego ośmioletniego Farrokha było w ciele i w głowie dorosłego już faceta, jednej z największych gwiazd rocka na świecie? No właśnie.  

A propos ciała - przeboje Queen brzmią na maleńkiej proximowej  scenie porywająco, szczególnie te z podkręconą głośnością! Oglądamy opracowane doń układy choreograficzne, wykonywane w strojach mniej lub bardziej kompletnych, bowiem Królowa jest również - nie pozbawionym zresztą powiewu albo i wichury dwuznaczności - spektaklem o pięknie męskiego ciała. I tego pracowicie wyrzeźbionego i nieco bardziej puszystego, pełnego zresztą wdzięku, i - zupełnie chudziutkiego także. 

Oraz - dodajmy dla pełności obrazu - również o uroku wystających zębów, i - związanej z tym wielkiej niechęci do przeprowadzania jakichkolwiek zmian w obrębie swojej szczęki...


 
2021, czerwiec, 41. WARSZAWSKIE SPOTKANIA TEATRALNE

DŁUG 

na podstawie książki "Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat" Davida Graebera 

reż. Jan Klata

premiera 14 września 2019

Miał być w Warszawie na poprzednich WST, nie udało się, zobaczyliśmy więc teraz. I bardzo za ten upór w sprowadzeniu Długu do Warszawy dziękuję, gdyż jest to spektakl po prostu znakomity. Rzecz – zgodnie z tytułem – istotnie o zjawisku zadłużenia, o tym, że właściwie wszyscy jesteśmy czyimiś dłużnikami, że tak było od tysiącleci, jest i – z pewnością będzie.

Czy więc nasze długi - temat tak przyziemny -  w ogóle zasługuje, żeby pochyliła się nad nim Sztuka? No, najwyraźniej, skoro właściwie o tym jest Kupiec Wenecki, skoro - zadłużywszy się zabija Raskolnikow, istotne wątki mamy także w Fauście, u Platona czy w Biblii i cytaty z tych i innych dzieł pojawiają się w spektaklu, są jakby jego piątym bohaterem, a humaniści mają znakomitą zabawę w ich rozpoznanie i stosowne umieszczenie w kontekście.

Książki p. Graebera - na podstawie której powstało przedstawienie - nie znam, musi być to jednak rzecz porywająca – bo Dług wciąga od pierwszego zdania, zachwyca erudycyjnością, zaskakuje stawianymi pytaniami (np. czy zawsze sprawiedliwie oddawać długi), słowem - lśni. Zasługa w tym aktorów i wszyscy czworo są znakomici. Fantastycznie wykorzystują paradoksy i półcienie, bawiąc się i niełatwym tekstem oryginalnym i cytowaną klasyką; na scenie - Maja Pankiewicz, Bartosz Bielenia i Marcin Czarnik i Monika Frajczyk, od której znów nie mogłem było oderwać ócz.

Po zakończonym spektaklu gnuśna, krnąbrna, zblazowana, wybredna i wymagająca stołeczna publiczność dała długie brawa i owacje na stojąco, zdecydowanie zasłużenie.

 

201, grudzień

KOBIETY OBJAŚNIAJĄ MI ŚWIAT

Iwona Kempa, Anna Bas

reż. Iwona Kempa

premiera 26 stycznia 2019 

Trochę koncert, trochę spektakl o „współczesnych kobietach”, z ważnymi pytaniami do świata, a właściwie – do mężczyzn. Na przykład – po co jesteśmy wam w ogóle potrzebne? I choć to zdanie brzmi dość efekciarsko, uwierzcie, że związany z nim wywód doprowadził do płaczu ze śmiechu przede wszystkim męską część widowni. Ergo, spektakl jest próbą – no właśnie – objaśnienia przez kobiety mechanizmów rządzących (męskim) światem, próbą także obalenia mizoginicznej choć wszechobecnej tezy, że kobiety nie są po to, żeby je rozumieć, tylko - żeby je kochać.

Słyszymy ze sceny gorzkie słowa, o tym np. - że żaden mężczyzna nie musi się martwić kilkoma kilogramami więcej, ale za to nawet najobleśniejszy grubas rości sobie prawo do oceny wyglądu kobiety. O tym, że są matki, dla których doświadczenie rodzicielstwa jest czymś okropnym, a które nie mogą się do tego przyznać. O przemocy seksualnej, która jest prawie zawsze – nomen omen – bagatelizowana, historia więzionej przez księdza nastolatki z Poznania walnęła jak obuchem, publiczność słuchała tej opowieści w grobowej ciszy, poruszona. Niewinne i pozornie zabawne były z kolei wyznania Teresy Orlowsky, która – wyklęta jako szefowa ogromnego sex-biznesu, dlatego, że nie jest… szefem – przecież TYLKO daje ludziom to, czego oni TAK bardzo potrzebują. A do czego nie chcą albo nie mogą się przyznać.

Wyszedłem z Proximy rozentuzjazmowany i zachwycony znakomitym przedstawieniem z fantastycznymi rolami wszystkich sześciu aktorek, Jury BK przyznało spektaklowi specjalną pozaregulaminową nagrodę, pod którym to werdyktem podpisuję się obiema rękami.

 

2018, maj

MURZYNI WE FLORENCJI

Vedrana Rudan

reż. Iwona Kempa

premiera 4 listopada 2017

Gdyby istniała taka informacja telefoniczna, nawet płatna, zadzwoniłbym i spytał, dlaczego takie spektakle powstają w Krakowie, a w Warszawie nie? TAKIE spektakle.

Nie będę może powtarzał zachwytów nad Murzynami, przedstawienie jest po prostu znakomite, patrzyłem i słuchałem jak w narkozie. Wspaniałe aktorstwo, świetny choć niesłychanie mocny i dość wulgarny tekst, rewelacyjna reżyseria. Można? Można. Murzyni bez wątpienia zamknęli tegoroczne WST z ogromnym hukiem, obok Friedmanów i Wesela to w mojej ocenie najlepszy spektakl Spotkań. (Ojej, wszystkie wymienione są z Krakowa, przypadek?)

No więc mamy historię opowiadaną z perspektywy płodów. Sic! - w tych rolach cudownie bawiący się swoimi postaciami Juliusz Chrząstowski i Sławomir Maciejewski. Historię pewnej chorwackiej wielopokoleniowej rodziny, która mówiąc w pewnym skrócie nie do końca jest w stanie się ze sobą komunikować. Szczególnie trudne jest w tej rodzinie porozumienie babci, matki i córki, ale – jak wiemy – relacja matek z córkami to najgłębszy z oceanów (Coelho? Albo ktoś taki, ale trafne). Jest jeszcze tata, nie mogący się pozbierać po wojnie i syn, który wrócił z Ameryki z tęsknoty za chorwackimi zachodami słońca. No i syn zaczyna pisać o swojej rodzinie książkę. Ile w niej będzie fikcji, a ile prawdy? I w ogóle - co jest tą prawdą? 

Fenomenalny, wieloznaczny i niepokojąco wciągający spektakl o kobietach i o całej reszcie, z wielkimi rolami Elżbiety Karkoszki, Anny Tomaszewskiej i Martyny Krzysztofik. Wielkie brawa!