TEATR LUDOWY

 

2024, marzec

AKTORZY PROWINCJONALNI, CZYLI POCIĄG DO HOLLYWOOD

reż. Michał Siegoczyński

premiera 28 grudnia 2023

 

Najkrócej mówiąc – oglądamy zderzenie dwóch światów: przygotowującego się do premiery prowincjonalnego teatru z - pracą aktora w Fabryce Snów. Wniosek z tej przydługawej opowieści wysnuć można taki, że życie i praca aktora tu i tam niczym specjalnym się nie różni, ba, i na polskiej prowincji i w LA aktorom i aktorkom zdarza się zestarzeć.  Dość trudno ten morał potraktować jakoś bardzo poważnie.

Inna więc teza - może to po prostu żart sceniczny? Niestety, nie tylko nieśmieszny, ale i o co najmniej o godzinę za długi. A może - wodewil?  Wszak mamy akcję naszej historii (a raczej oglądane dość luźno złączone ze sobą sceny) suto okraszoną piosenkami - powraca co chwilę szlagier Starszych Panów, ale wybrzmi również The Cure czy Sia. Gorąco prosiłbym o jakikolwiek trop, który pomógłby zrozumieć klucz, jakim posługiwał się reżyser przy ich doborze.

A może – chodziło o spostponowanie, czy też wykpienie filmu Agnieszki Holland? – to kolejny pomysł, który przyszedł mi do głowy, gdym wielokrotnie próbował przeanalizować obejrzany utwór. Czy też JEDNAK hołd złożony temuż filmowi? Bo odnalazłem w tym spektaklu jedną scenę - która jakoś mnie poruszyła i głęboko dotknęła codzienności pracy aktora – o alkoholu - zagrana przez Iwonę Sitkowską.  

Wiadomo z pewnością, że aktorsko – paradoksalnie – mamy do czynienia z prawdziwą perełką. Może zatem jest tak, że ten spektakl dla aktorów jest o czymś ZUPEŁNIE innym, niż - dla widzów (raczej nie, dają to przy kompletach), może więc – dla krytyki? Może. 

 

2023, listopad

ŚMIERĆ KOMIWOJAŻERA

FESTIWAL POLSKA W IMCE

Arthur Miller

reż. Małgorzata Bogajewska

premiera 17 marca 2023

 

Reżyserka przeniosła akcję tego dramatu do Polski lat 90-tych poprzedniego stulecia, kiedy u nas, najczęściej w bólach, rodził się  współczesny kapitalizm, kiedy - choćby i zaczynając od obwoźnego handlu - powstawały fortuny, ale i kiedy niektórzy boleśnie przekonywali się, że kapitalizm może mieć też inne, mniej atrakcyjne oblicze. Cóż, Willi – jak wiemy - zostaje zwolniony, a cały jego świat wali się jak zbudowany z klocków…

Teatr ma święte i niezbywalne prawdo do korzystania z umowności, ale… tym razem nie zgadzało mi się ździebko za wiele. No bo - skoro jesteśmy w latach 90-tych, a Biff jeździ na saksy do Norwegii czy Holandii, to przecież nikt obwoźnego sprzedawcy nie nazwie już komiwojażerem, to to słowo było już wtedy archaiczne.  A skoro jesteśmy w Polsce, to dlaczego zostawiono anglosaskie imiona naszych bohaterów? Może drobiazg, ale – mnie uwierający.  Niewiarygodnie także wypadł szef Lomana, zbyt wprost bawiący się (jak dzieciak) gadżetami z tychże 90-tych. Może te przenosiny w czasie (a może i zmiana sceny na dużo większą) gdzieś zawieruszyły w tej opowieści coś bardzo intymnego, poruszającą, atawistyczną miłość Willa do Biffa  (i odwrotnie),  do wyrodnego syna, który jako jedyny miał odwagę powiedzieć głośno o kłamstwie, w jakim wszyscy z nich żyją, i które to kłamstwo podtrzymywało Willa przy życiu.  

Najlepszą rolę w tym spektaklu zagrała Beata Schimscheiner, Linda jako jedyna zdaje sobie sprawę z prawdziwej sytuacji, i jest dojmująco rozdarta między prawdziwym przywiązaniem do męża a - matczyną miłością do synów. Nie mam pewności, czy w ogóle to przedstawienie nie jest właśnie o Lindzie, o  jej o rozpaczy, o  niemożności zrobienia czegokolwiek, i - wpłynięcia na kogokolwiek.  


 

2022, kwiecień

PREZYDENTKI

Werner Schwab

reż. Radek Stępień

premiera 22 kwietnia 2022

Doceniam odwagę reżysera, że sięgnął po ten dramat,  ale ...

Widzimy inscenizację zupełnie klasyczną (może poza zaskakującym finałem), dość spokojną – jeśli to odpowiednie słowo, może dlatego te schwabowskie fekalizmy w ustach aktorek brzmiały tak jakoś... niekoherentnie. Sensem tego bardzo wulgarnego tekstu jest paradoksalnie pewnego rodzaju oczyszczenie, a - tutaj  go zabrakło. Było grzecznie, ZA grzecznie. Może jakaś dalej idąca dekonstrukcja bardziej wpisałaby ten tekst w naszą rzeczywistość? Może.

Poza tym -  kolega teatrolog M. obsobaczył mnie za jeden z tekstów, bo napisałem, że do jakiejś roli „aktorka jest za młoda”. 


Od tamtej pory bardzo się pilnuję, żeby takich radykalnych sądów nie rozpowszechniać, gdy tymczasem – p. Zofia Stafiej jest NAPRAWDĘ na rolę Maryjki za młoda. Żeby być równoprawną partnerką Grety i Erny do rozważań o sensie życia, trzeba mieć doświadczenia umycia milionów muszel, a Maryjka wyczyściła ich co najwyżej tysiące.
 

2022, styczeń

WUJASZEK WANIA

Antoni Czechow

reż. Małgorzata Bogajewska

premiera 3 czerwca 2021

To jest spektakl o mężczyznach. Może ściślej – o męskim starzeniu się. O tym, jak nam coś w którymś momencie życia ucieka i - nie da się tego już złapać. O jakieś szansie, którą lekkomyślnie zaprzepaszczamy i która już się więcej nie pojawia. O miłości, którą bez powodu odrzucamy jako miłostkę, a do której już nie ma powrotu, choć może nawet by się chciało. O tym, że brakuje sensu. Czasem, uniesieni może wódką, a może samotnością - jeszcze tego sensu szukamy, a potem, a – niech tam,  wszystko powszednieje, psieje, czeka się tylko na następny dzień, wszystko przecież jakoś będzie, bez marzeń, bez celu, od niechcenia… I właśnie tak zestarzał nam się Astrow, tak piękny jeszcze niedawno, tak pełen pasji i energii. Kogo dziś widzimy?

Kilka scen dosłownie wyrywa serce z piersi – upokarzająca dla Soni rozmowa przy stole z Doktorem, równie upokarzająca dla Heleny próba zainteresowania Profesora jakąś bliskością (niestety reumatyzm wygrał); czy - finał… Zwróćcie uwagę także na rewelacyjną scenę libacji, z Wanią i Astrowem, i - na wspaniały epizod Jadwigi Lesiak w roli Niani.  W całości podzielam opinię  międzynarodowego jury Boskiej Komedii, która najważniejsze nagrody Festiwalu przyznała temu niewielkiemu, kameralnemu (słusznie napisano: cichemu) spektaklowi, którego siłą są – powtórzę za sentencją werdyktu – wspaniałe role: Mai Pankiewicz (Sonia), Piotra Pilitowskiego (Iwan) i Piotra Franasowicza (Doktor), zwracam uwagę także na świetną Roksanę Lewak, która grała w moim przebiegu Helenę.

I obejrzawszy to olśniewające przedstawienie znów odniosłem nieodparte wrażenie, że Osiedle Teatralne 34 to adres nie z kodem dalekiej Nowej Huty, ale z samego centrum Krakowa. Owszem, Wujaszek jest grany na Rynku (a ściślej – pod nim), więc powyższe zdanie może być uznane za ździebko bałamutne, zatem niemetaforycznie i dość wprost mówiąc – Ludowy tym spektaklem  miastu i światu cichutko przypomina, że jest jedną z najważniejszych i najbardziej liczących się polskich scen.

 

2021, listopad

IWONA KSIĘŻNICZKA BURGUNDA

Witold Gombrowicz

reż. Cezary Tomaszewski

premiera 6 czerwca 2022 

Czy wspominałem, że Ludowy ma najlepszą knajpę teatralną w kraju? Ciasta, szczególnie te z kremem są wprost poezją, do tego wybór tego i owego, na przed spektaklem i – na po. Przed pokrzepiłem się z radości ujrzenia kolejnej inscenizacji tego cudownego tekstu, po – ze smutku, że było nudnawo.

Pomysłem reżysera było pokazanie tych samych wydarzeń na dworze z perspektywy kilkorga bohaterów dramatu. Każda z tych scen była do siebie jakoś podobna, choć kolejne były absurdalniejsze od poprzednich. Łączyło je jedno – zejście Iwony z powodu wiemy czego. W tej inscenizacji jednak Iwona nie zakrztusza się śmiertelnie ością z karaska w śmietanie, a jest do zjedzenia rybnego dania zmuszona gwałtem, jakby wiedziała (może wiedziała), jakie będą tej konsumpcji konsekwencje. Cóż, w każdej scenie Iwona jest mordowana, jakby na jej własne życzenie ten wątek się zapętlił, jeśli przypomnimy sobie samotne zdanie przez nią wypowiedziane – „tak to w kółko każdy zawsze”. Zresztą w owo (w którymś momencie nużące) zapętlenie wpada i królowa, co chwilę zachwycając się zachodem słońca, wpadnie i Iza bez końca bawiąc się kłębkiem włóczki.

Katarzyna Tlałka w roli Małgorzaty cudowna (w ogóle spektakl jest świetnie zagrany), ale ta scena, na którą najbardziej w każdej z Iwon czekam, to jej, Małgorzaty, marzenie o giętkości, jakoś tu nie wybrzmiała. I byłem tym faktem rozczarowany. Iwona Beaty Schimscheiner, choć stale obecna na scenie, najczęściej schowana jednak w paszczy w kołdrze (uhm) ma swoje 3 minuty na samym początku tego przedstawienia, i to jest jeden z najlepszych prologów, jakie zdarzyło mi się widzieć w teatrze.
 
2019, grudzień

ANIOŁY W AMERYCE

Tony Kushner

reż. Małgorzata Bogajewska

premiera 7 grudnia 2019

Po niedawnym olśniewającym łódzkim dyplomie tej reżyserki oczekiwania wobec jej krakowskiego spektaklu miałem ponadstandardowe, bo Ludowy ma dużo większe możliwości inscenizacyjne a i tekst miał być pokazany w całości (w Łodzi tylko 1. akt).  Ale niestety, coś nie wyszło.

Na scenie najlepszy jest Piotr Fronasowicz. Jego Prior to majstersztyk, bez nawet jednego słabszego momentu, bez najmniejszego przerysowania, nie można było oderwać odeń wzroku. Piotr Pilitowski jako skurczybyk Cohn w pierwszym akcie świetny, potem – sceny w szpitalu były już słabsze.  Również bardzo dobry Paweł Kumięga, który – chwała Bogu – nie zmanierował swojego bohatera (-rów), rozumiejąc, że sam kostium np. drag-queen już wystarczy; wzbudzająca litość, znakomita w roli matki Beata Schimcheiner, niezawodny także Kajetan Wolniewicz, choć scena seksu w klubie i widok p. Kajetana w skórach, i egzaltowana pogawędka erotyczna z Louisem, doprowadziła mnie do niepohamowanego śmiechu, co nie było chyba zamiarem twórców. Natomiast grający Louisa - Karol Polak i Pitta – Wojciech Lato zdawali się mieć umiarkowany kontakt z granymi przez siebie postaciami.

Irytowały wjeżdżające na - i wyjeżdżające ze - sceny łóżka szpitalne, a to z Priorem, a to z Royem, można było te momenty bez szkody dla całości skrócić, chyba, że reżyserka chciała z jakichś powodów pokazać ten ikoniczny tekst w całości.

I to jest najważniejsze pytanie - właśnie, w jakim? Przez cztery godziny (z hakiem) zastanawiałem się, o czym jest to przedstawienie i dlaczego w ogóle powstało? O „miłości w czasach zarazy”? Nie żartujmy, jest prawie 2020, AIDS to choroba przewlekła, nie śmiertelna, choćby z tego powodu takie czytanie tego tekstu jest anachroniczne. Więc o czym?

Jest w krakowskich Aniołach kilka pięknych scen, choćby kadisz nad ciałem Roya, ale całość i rozczarowuje i dezorientuje.

 

2018, grudzień, 11. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia

MISTRZ I MAŁGORZATA

Michaił Bułhakow; adapt. A.Pałyga

reż. Paweł Passini

premiera 8 grudnia 2017

„Jesteśmy w adaptacji, tu się wszystko może zdarzyć” – słyszymy ze sceny.

Można sobie było darować nawoływanie do podniesienia rąk przez widzów chodzących co niedzielę do kościoła. Nie jestem przesadnie zdewociały, ale takim manipulacjom nie lubię być poddawany, a jak będę miał potrzebę sprawdzenia w procentach stopnia swojej wiary, to sięgnę do rocznika statystycznego, szczególnie, że z tej nieporadnej sceny literalnie nic nie wynikło.

Poza tym rzecz – o zmianach klimatu, o Rosji i Zachodzie (oczywiście współczesnych), o potrzebie cudu, o tym, że cudów nie ma i że głęboko zawiedziony tłum zamienia się w monstrum. 

No cóż, jesteśmy w adaptacji, a tu wszystko może się zdarzyć.

 

2018, marzec, w ramach XXIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

SEKRETNE ŻYCIE FRIEDMANÓW

Marcin Wierzchowski, Daniel Sołtysiński

reż. Marcin Wierzchowski

premiera 19 listopada 2016

Obejrzawszy z pewnym opóźnieniu na łódzkim festiwalu pragnę oświadczyć, że wszystkie nagrody i wyróżnienia przyznane i temu spektaklowi i aktorom – są w pełni zasłużone. Że zwycięstwo na Boskiej Komedii chyba było najzupełniej oczywiste, że wielkie role Piotra Pilitowskiego, Małgorzaty Kochan, że znakomity w bardzo trudnej roli Jessiego Piotr Fronasowicz.

Rzecz o tym, że rodzina Friedmanów ma pewien sekret. Cóż, nie zdradzę wielkiej tajemnicy, że chodzi o pedofilię. Pewnego dnia Arnold i jeden z jego synów - Jesse zostają aresztowani, dochodzi do procesu i skazania. Czy rzeczywiście byli winni?

Zapowiada się na kryminał, prawda? Nic z tego. Spektakl jest bowiem o nas wszystkich, winnych, niewinnych, samotnych i żyjących w rodzinach. O tych, którzy wybaczają i tych, którzy tej łaski w sobie nie umieją znaleźć. O łatwości oceniania, oskarżania, o naszych niedoskonałościach – wrodzonych bądź nabytych, że czasem nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. I wreszcie o tym, że świat nie jest czarno-biały, a zbudowany z milionów odcieni szarości.

Wyszedłem w teatru tak poruszony, że niemal nie mogłem oddychać. To - bez cienia wątpliwości - z jedno z najlepszych przedstawień ostatnich kilku lat.