Teatr Druga Strefa

 

2024, styczeń

ĆMIENIE

Radosław M. Maciąg

reż. Radosław M. Maciąg

premiera 17 stycznia 2024

 

Mamy na cenie czworo aktorów w podobnym wieku, to akurat ważne, którzy jednak nie dialogują ze sobą, raczej - wyrzucają słowa, może trochę jak na spowiedzi, czy trafniej – dokonując swoistego rachunku sumienia, ale nie z grzechów, a  – jakkolwiek to zabrzmi – z życia. Cóż, to podsumowanie zysków i strat nie wychodzi najciekawiej, prawie wszystko idzie nie tak… Kto inny dostaje projekty, komu innemu starcza do 1-go, odpoczynek jest wyrazem obcym, związek i dzieci – abstrakcyjnymi; uchwytne i bolesne jest jedynie poczucie przeciekającego przez palce czasu…  Gdzie w „oprogramowaniu” trzydziestoletniego człowieka tkwi fatal error? Czy można się tytułowego ćmienia – stale w głowie obecnego – jakoś pozbyć?

Oglądamy przedstawienie owszem, dość gorzkie, ale błyskotliwie napisane i z koronkową wręcz precyzją zagrane - mamy dobre role Lidii Pronobis, Aleksandry Pałki - Łopatki, Jakuba Łopatki i Macieja Zuchowicza, oraz – w roli równorzędnej, choć z pozoru drugoplanowej – Kacpra Lecha.


 Finał – trochę kontrapunkt, dzięki któremu mamy przestrzeń na głębszy oddech - jest jednak bardzo zabawny, choć nie śmieszny (tak, to możliwe); zgadzam się z wnioskami zeń płynącymi w całej rozciągłości, więcej jednak niepodobna napisać, by nie zepsuć widzom wieczoru.

Zabierz zatem swojego trzydziestolatka do teatru!


 

2022, grudzień, Teatr Kryły Chaloupa

FRAU MIT AUTOMAT

Aksana Haiko, Swietłana Haidalonak

reż. Aksana Haiko

 

Mamy oto spektakl stworzony przez kobiety - o kobietach, o Białorusinkach, ale - nie tylko.

Brześć, z którego aktorki pochodzą, jest jednym z bohaterów tej opowieści, słyszymy wstrząsającą historię z lat 90-tych (wówczas przy Brześciu Dziki Zachód jawił się nieledwie Arkadią) o  - przemocy wobec nastoletniej wówczas bohaterki, opowieść o skrajnej wręcz bezradności, dającą jednak nadzieję, że bandytę naprawdę wkrótce potem spotkało coś złego. Mamy też dość prowokującą dyskusję o macierzyństwie – o którym świat oczywiście wie wszystko lepiej od matki, a także o małżeństwie i ździebko nierównych rolach, w jakich małżonkowie w tę grę grają; mamy wreszcie historię o kobietach więzionych przez reżim i o tym, że przyjaźni, ciepła, solidarności i zwykłej ludzkiej przyzwoitości aresztować się nie da.

Teatralnie Frau mit Automat jest perełką. Obie aktorki są nie tylko bardzo utalentowane, mają w sobie niezwykłą charyzmę, coś takiego, co nie pozwala się NIE włączyć w ich opowieść. Wykorzystują w tym spektaklu najrozmaitsze formy teatralne, momentami wyraźnie się nimi bawiąc (zwracam uwagę np. na lalkę grającą mężczyznę, cóż…), a trzecim – równorzędnym - bohaterem tego przedstawienia jest muzyka, którą na żywo wykonywała kompozytorka – Olga Podgayskaia.

Mamy więc kameralny, cichy, jakby niepozorny – a jednak bardzo poruszający spektakl, owszem,  feministyczny, pełen jednak czułości i dla płci męskiej (tej części rzecz jasna, która na tę czułość zasługuje). W porównaniu z niedawno powstałymi na innych scenach spektaklami tak bardzo radykalnymi i tak wściekle mizoandrycznymi, ten - był jak głęboki oddech mroźnego czystego powietrza.

 

2021, styczeń

PRZYGODA Z METRAMPAŻEM

Aleksander Wampiłow

reż. Sylwester Biraga

premiera 21 stycznia 2021 

Słodki, trochę gogolowski, napisany pół wieku temu drobiazg zza naszej wschodniej granicy.

Czytamy o Wampiłowie w Wikipedii – „autor sztuk teatralnych podejmujących problemy konformizmu i problemów moralnych”. I właściwie - nic dodać, nic ująć, choć nie znalazłbym w sobie odwagi nazwania tej jednoaktówki moralitetem. Potapow, fan futbolu, chce posłuchać transmisji meczu, niestety, w jego pokoju nie działa radio. Wprasza się więc do sąsiadki, ale po 11 wieczorem gości przyjmować nie wolno, regulamin nie pozostawia pola do interpretacji i do egzekucji prawa przystępuje więc kierownictwo hotelu. Z jakim skutkiem? I co ma z tym wspólnego tytułowy metrampaż? Może uprzedzę, ten wątek jest dość przewidywalny, ale na tyle uroczo pokryty patyną i kurzem, żeby z przyjemnością obejrzeć owo 40-minutowe dzieło, dłuższa forma byłaby trudna do zniesienia.

Mam jednak kilka uwag, niepotrzebnie część bohaterów przerysowano, sam tekst Wampiłowa dziś brzmi wystarczająco absurdalnie, zagranie go „farsowo”, bez pozostawienia najmniejszych nawet niedopowiedzeń, tutaj zdecydowanie odbierało niż dodawało.

Poza tym – dźwięk gdzieś troszkę uciekał, i to jest niestety pięta Achillesa epidemicznych większości rejestracji teatralnych, osobiście muszę przyznać, że dość lubię słyszeć, co aktor ma mi do powiedzenia.



 
2020, czerwiec

OGRODZENIE

Vladimir Zujev
reż. Sylwester Biraga
prem. 15 czerwca 2020 

Wchodzimy na widownię z obu stron otaczającą scenę, a ta – została podzielona taśmą. Czyżby wymóg epidemiczny? Myśl wcale nie aż tak niemądra jak się później okaże, od TYCH tropów przez najbliższy czas nie uciekniemy, ale zdecydowanie nie jest to spektakl o epidemii. Mamy oto tytułowe ogrodzenie, jeden z bohaterów chce przez zamknięty teren przejść - jak robił to zawsze od lat, ale - teraz nie można, zamknięte, pilnuje ochroniarz, którego nasz bohater swoją dociekliwością powoli wyprowadza z równowagi… Cóż takiego znajduje się za tymże ogrodzeniem? I dlaczego trzeba go właściwie za wszelką cenę pilnować?

Cóż, rzecz o podzielonym świecie, w którym żyjemy po obu stronach tego ogrodzenia, więc i uniwersalne i współczesne. Niestety, Zujev zabrnął zbyt daleko w metaforyczność, w jakiś taki oniryzm, spektakl jest nie tylko dość trudny, ale i niestety nudnawy.
Odniosłem wrażenie, że aktorzy trochę grają, że grają, ich postaci, choć mogłyby być z krwi i kości, okazały się jednak wymyślone, nierealne, jakby właśnie ze snu wyjęte, co w jednym przypadku, w finale miało oczywiście sens, ale w pozostałych – trudno mi się go doszukać. Wygląda to jednak na zabieg celowy, więc z pewnością jest metoda w tym szaleństwie. Ale jaka?
 

2018, kwiecień

NAD MOIM GROBEM NOC NIE ZAPADNIE

Fabrice Melquiot

reż. Krzysztof Kwiatkowski

premiera 4 listopada 2015

To nie będzie miły wieczór, uprzedzam, gdyby ktoś myślał, że wybiera się na farsę. Rzecz bowiem jest o stracie, o tym – że w sumie nie da się jej do końca przepracować, bo wraz ze stratą najbliższej osoby tracimy nieodwracalnie kawałek siebie. No, jakkolwiek to brzmi. Jest bowiem to jedno uczucie, które potrafi owładnąć naszym życiem w sposób totalny i okrutny, mianowicie - tęsknota. Za mężem, synem, bratem, miłością, inspiracją, za kimś, kim kiedyś byliśmy, ale już nie jesteśmy, za Elvisem wreszcie (sic!). Tyle w pewnym zwulgaryzowaniu.

Chwilę trwało zanim spektakl mnie wciągnął, ale potem – „trzymał” już za twarz bardzo mocno. Projekcje stanowiące ważną część przedstawienia, tym razem miały sens i uzasadnienie (bo zwykle pokazuje się na ekranach to, czego reżyser nie chciał albo nie umiał – na scenie), również brak umowności przy scenie miłosnej Laurki i Iwana tym razem nie raził, a jak wiemy jest powszechny zwyczaj rozbierania aktorów, z sensem czy bez, a poza tym spektakl jest świetnie zagrany. Nie wiem, czy Paweł Ferens nie ma minimalnie za małych szpilek, ale grany przez niego Louis, próbujący sobie poradzić z utratą syna, jest postacią jak z greckiej tragedii. 

Najtrudniejszą jednak rolę miał Konrad Szymański (Prawy), który jakby zabawką bawił się swoją postacią, z jej perwersyjnością, wrażliwością i poetyckością jednocześnie. 

Nie pierwszy i może nie najlepszy spektakl o tym, że lepsze życie jest gdzie indziej, ale warto, dobrze zrobione i poruszające.

 

2017, wrzesień

VLADIMIR

Matjaz Zupancic

reż. Jan Naturski

premiera listopad 2016

Mamy oto mieszkanie Alesza, Maszy i Mikiego, w którym mało co działa, i którego lokatorzy niespecjalnie dbają o czystość. Jest tam po prostu bajzel - jak to w studenckim mieszkaniu bywa. Jeden z pokoi stoi wolny i na siebie nie zarabia, więc musi zostać wynajęty. Casting na lokatora (jednoosobowy dodajmy) – wygrywa Vladimir. On dla odmiany wszystko umie naprawić, sprząta i do tego jest przy kasie. No ideał – wydawałoby się. Ale niestety, jak to we wspólnym mieszkaniu, wkrótce zaczynają się nieporozumienia. Do czego doprowadzą?

Świetnie skrojony thriller, w którym naprawdę nic jest jednoznaczne. Ja akurat trzymałem stronę Vladimira, gdyż nienawidzę nieogarnięcia u innych ludzi, ale nie mam pewności, czy wszyscy widzowie moje sympatie zrozumieją. Może jakoś mocniej bym zaczął i chwycił widza od razu za twarz, umizgi Alesza i Maszy – choć może słodkie, to za długie i ciągiem dalszym się niespecjalnie tłumaczące. Ale rozumiem – licentia poetica. Natomiast zwracam waszą uwagę na to, że nic na scenie nie pojawia się bezkarnie, więcej napisać nie mogę, żeby nie zepsuć suspensu. 

I jeszcze prośba do czytelników tej recenzji. Idźcie na to – w listopadzie, czy kiedy będzie grane. To naprawdę niezły spektakl, ze świetnym tekstem i z dobrym aktorstwem. Ba, jeden z lepszych, jakie ostatnio w mieście stołecznym widziałem.

Bardzo więc przykry był widok niezbyt pełnej widowni.