STUDIO BUFFO

2019, grudzień

DOBRZE SIĘ KŁAMIE

na podst. filmu Paolo Genovese

adapt. Bartosz Wierzbięta

reż. Marcin Hycnar

premiera 5 grudnia 2019

 Mamy oto grupę dobrych przyjaciół, przyjęcie, wiecie - żarciki, wspomnienia, złośliwostki, gdy nagle żona pana domu proponuje pewną zabawę - na czas owej kolacji smsy i rozmowy, które nadejdą do jej uczestników będą jawne. Deklaratywnie – nikt nie ma nic do ukrycia, więc towarzystwo się na to zgadza, a co się okaże? Szczególnie, gdy zapobiec małżeńskiej katastrofie dwóch panów zamieni się telefonami? Kto widział film – wie. Przedstawienie, choć nie jest farsą, ma nawet zupełnie poruszające momenty, jest zabawne, najlepsze role zagrali Szymon Bobrowski – który wystarczy, że siedzi i nic nie mówi, a wzbudza w publiczności nieledwie spazmy śmiechu - oraz Bartłomiej Topa, który bohatersko bierze na klatę konsekwencje zamiany telefonów.

Mam dwie nieśmiałe uwagi. Otóż niespecjalnie wiadomo, dlaczego pani domu taką zabawę proponuje, a zupełnie nie wiadomo – dlaczego reszta, mając zresztą za uszami, się na tę jednak okrutną zabawę zgadza. Owszem – pomysł teatralnie świetny, skutkuje jazdą bez trzymanki, finał co prawda wszystko ładnie porządkuje, ale propozycja dość jednak niebezpiecznej gry wydała mi się nieco deus-ex-machina.

Uwaga druga dotyczy tekstu, rozumiem, że trzeba nieść kaganiec tolerancji i że teatr się do tego doskonale nadaje, ale w tym słoiku dobrego miodu była o jedna łyżka dydaktyzmu za dużo, NAWET ja zwróciłem na to uwagę, zupełnie wystarczyłoby skończyć na tym, że „był (wiemy kim) przez 20 minut” i kropka. Inteligentny zrozumie, nieinteligentnemu i 3 akty więcej nie pomogą.

 

2016, marzec

IMIĘ

Matthieu Delaporte i Alexandre de la Patelliere

reż.Grzegorz Chrapkiewicz

premiera grudzień 2014

Wydawało mi się, że takiego teatru nie lubię. Że nic nie wnosi do postrzegania przeze mnie świata i bliźnich, że niczego się nie dowiaduję, że to dla publiczności mało wymagającej, cokolwiek to dzisiaj znaczy.

Tymczasem – ponieważ Pani Hania zaprosiła i pójść wypadało – poszedłem (z lękiem), a w Studiu Buffo gdzie teraz jest przedstawienie grane, tłumy nieprzebrane, zajęte wszystkie miejsca siedzące, a i widzów oglądających Imię na stojąco także nie brakowało.  Nic dziwnego, ta komedia jest NAPRAWDĘ śmieszna. Ba, można odnieść wrażenie, że widownia lejąc łzy śmiechu… z samej siebie się śmieje (Gogol rulez). 

Bo tekst jest niesłychanie życiowy. Mamy oto przygotowania do kolacji, którą przygotowują w swoim paryskim mieszkaniu profesor literatury Pierre (Szymon Bobrowski) i jego żona Elisabeth (Małgorzata Foremniak). Wśród gości - puzonista (Marcin Hycnar w dublurze z Mateuszem Banasiukiem; w moim spektaklu grał bardzo dobry Igor Obłoza), brat pani domu Vincent (świetny Wojciech Malajkat) oraz jego żona, ciężarna Anna (Dorota Kempa). Jest dość miło do momentu, w którym padnie pytanie o tytułowe imię dla dziecka. 


I to dopiero będzie początek jazdy bez trzymanki. 

Więcej nie zdradzę, z czystym sumieniem polecając wieczór w Buffo, podczas którego aktorzy muszą robić pauzy, by publiczność mogła się wyśmiać. Fenomenalny, nieprawdopodobnie inteligentny tekst, do tego rzecz świetnie zagrana. Zgoda, może całość nieco efekciarska. 

Ale… hallo, to farsa, a nie Warlikowski.